Z szarego notatnika (7)

Zofia Beszczyńska (Lizbona, 2009). Fot. Bogusław Ulicki

W Warszawie mieszka poetka Zofia Beszczyńska, autorka książek dla dzieci i opowiadań fantastycznych dla dorosłych. Interesują ją „ukryte przekazy”, magia świata, stany nie do końca rozpoznawalne, zdarzenia ujrzane na granicy światła i ciemności. Oprócz pisania wierszy zajmuje się krytyką literacką i tłumaczeniami, jest pasjonatką podróży i poznawania nieodczytanych ścieżek. Została doceniona przez czytelników i krytyków jako autorka wierszy, baśni i opowieści, najbardziej znane z nich to: Bajki o rzeczach i nierzeczach (2002), Miejsca magiczne (2003), Wyspa świateł (2004), Dziwny kraj (2007). Opisywane historie dzieją się na granicy snu i jawy, pragnień i możliwości, rzeczywistego i wyobrażonego. Za osiągnięcia literackie autorka została wielokrotnie nagrodzona zaproszeniami na twórcze stypendia do krajów w różnych częściach świata. Ostatnio przeczytałam jej krótkie prozy zebrane pod tytułem Sny o miłości i śmierci (Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 2012). Książkę otrzymałam niedawno od autorki, gdy spotkałyśmy się na wieczorze poetyckim Adriany Szymańskiej w salonie PIW-u. Od razu trafiła na moją czytelniczą półkę i przełożyłam ją bliżej lampy, by częściej do niej powracać wieczorami, gdy najlepsza pora na otwieranie się niesamowitej gawędy o niezwykłych przeżyciach, nieprzewidzianych zmysłowych doznaniach i dziwnych okolicznościach, które przemieniają bohaterkę, odsłaniając jej ukryte pragnienia, zadziwienia sobą i odkrywanym wciąż na nowo światem, bo – jak mówi motto książki zaczerpnięte z Virginii Woolf – „wszystko jest czymś innym”.

Podstawową materią twórczą, z której Zofia Beszczyńska wysnuwa swoje opowieści, jest sen jako alternatywna historia życia bohaterki jej opowiadań. Sen stanowi w tej prozie przeciwwagę codzienności przewidywalnej, toczącej się w ustalonym porządku, staje się protestem przeciw temu, co „ja” już wie o sobie i świecie, gdy ciekawość świata i siebie dopomina się więcej ujrzeć, przeczuć, przeżyć. Konfesyjny charakter opowiadań wciąga czytelnika w jej historie, przybliża opisane miejsca, nie jest jednak narzucający się, wprost przeciwnie, autorka zaciekawia nagłymi zwrotami akcji, stosuje wartki styl narracji, modelując krótkie zdania z przenikającymi się kontrastowymi obrazami, by nie znużyć czytelnika nadmiarem emocji czy monotonią relacji („Papierowa łódeczka”):

Cały żal z poprzedniego wieczora, dojmujące uczucie obcości, samotności i lęku rozrzedziło się, zbladło, wreszcie znikło. Siedziałam długo przy oknie, obserwując ciemniejącą ulicę i zapalające się światełka, myśląc i pisząc. Czułam, że unoszę się razem z lampkami, które w mroku pomyliły niebo z ziemią i fruwają w przestrzeni, gdzie nam, istotom cielesnym i bezskrzydłym, tak trudno się odnaleźć.

W końcu odważyłam się wyjść.

Opowiadania Beszczyńskiej są przede wszystkim dla tych, którzy potrafią śnić na jawie, a nie mają odwagi wypowiedzieć i zapisać swoich snów, bo – jak sugeruje autorka – śnienie i metafora to ważny aspekt naszego życia, gdy w wyobraźni spełnia się, czego pragniemy; interesująco zostało to ukazane w  opowiadaniu Zamek:

Wiele lat temu zakochałam się w mężczyźnie, z którym nie mogłam być. Spotkaliśmy się i rozstali, po prostu. Mijały miesiące, a ja wciąż nie mogłam o nim zapomnieć. Starałam się zapełnić czas pracą, innymi mężczyznami, sprawianiem sobie wyszukanych przyjemności. Ale głównie pracowałam; pisałam i śniłam. Chyba nigdy przedtem nie miałam snów tak intensywnych, gęstych, tak różnorodnie zatłoczonych. Czułam, że coś chcą mi powiedzieć i usiłowałam te ukryte przekazy schwytać, przetworzyć, ale niezbyt mi się to udawało. Lecz jeden ze snów zapamiętałam szczególnie; był plastyczny, jakby nie chciał się po swojemu rozpłynąć, zostawiając za sobą niknącą smugę braku, żalu, tęsknoty, wątłego zaciekawienia. […] Mimo że przyszedł do mnie latem, w środku lipca, była w nim piękna wczesna jesień; jedna z tych chwil, gdy czas nieruchomieje, zastyga jak w kropli miodu, nie chcąc uronić ani sekundy ze swego czaru i blasku. Siedziałam na ławce w parku, przede mną leżał gładki staw, a wokół tłoczyły się drzewa w tylu gorących barwach, że zdawały się płonąć.

Kto sięgnie po opowiadania Sny o miłości i śmierci, pozna sny bohaterki, a zwykle są one tajemnicze i niosące nadzieję na przemianę. W rzeczywistości przecież działać musimy sami, pokonywać zwyczajność w dążeniu ku pięknu, szukać impulsu, by przeciwstawiać się poczuciu osamotnienia. Ocalają ją oswojone miejsca i nie jest ważne, czy są rzeczywiste, czy nierzeczywiste, bo „wyśnione” podobnie nas zmienia, pozwala spojrzeć inaczej na siebie i to, co wokół, co teraz, pomaga na nowo nawiązać relacje i umocnić rozluźnione więzi. Proza Zofii Beszczyńskiej przypomina nam o przeczuciach, intuicji, uczuciach, wtajemnicza w świat onirycznych pejzaży, o czym zapominamy w pospiesznej codzienności, uświadamia nam, że każda chwila naszego życia jest wartościowa, każde spojrzenie niesie coś nowego, tylko trzeba się otworzyć, żeby dostrzec więcej, żeby poczuć swoje ciało i nie wyrzekać się pragnień (Pomiędzy):

Moje noce są zatłoczone snami. Budzę się rano ze świadomością podróży w inny świat, uczuciem przynależności do niego. Jest tam słońce, oddech; coś poza lękiem, poza niemożliwością. Przestrzeń.

Teresa TOMSIA

Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury. Publikuje w dwumiesięczniku literackim „Topos” i w kwartalniku „Fraza”. Ostatnio wydała szkice literackie Niedosyt poznawania (2018). Mieszka w Poznaniu.

Recogito, rok XXI, marzec 2020