Dla Mony Tomassi i Diego Hernandeza
Calle Delicias z wolna wyłania się z porannej mgły. Różowa zorza wciąż zawieszona nad dachami ogłasza tarczę wieczności dla stolicy Hiszpanii. I zaraz ruch, gwar, wózki przepełnione śmieciem tłuką o kamienie starej zabudowy.
Kto patrzy dziś w jasne oczy wstającego dnia – z balkonu wysuniętego w przestrzeń miasta – myśli o zatrzymaniu się w drodze pomiędzy podłogą pokoju a powałą nieboskłonu, o tym, czego nie sposób było wznieść wyżej. Tak właśnie odczuwam tę chwilę – wyjętą z miejsca, czasu, rozpoczętych i niedopełnionych spraw.
I nagle rozjaśnia się kwadrat w oknie, gdy światło wnika do wnętrza, inaczej patrzę, wchłaniam aromaty przekwitających akacji – zaglądają przez szybę i świątecznie wyciszają południe palmowej niedzieli, gdy już wiadomo, w jakim iść kierunku. Jestem tutaj cała, otulona ciszą i harmonią gościnnego domu, śmiejemy się, smakujemy czerwone wino pośród obrazów, oryginalnych lamp wykonanych według projektu gospodyni, rozmawiamy przy dębowym stole i donicy z okazałą sansevierią.
Po południu wsłuchuję się znów w odgłosy dobiegające z ulicy – przejeżdżają auta, brzęczą dzwonki rowerów, ludzie zdążający do parku pokrzykują radośnie. Nie słychać wokół gaworzenia dzieci, pewnie rodziny wyruszyły już poza miasto, a to przecież one, to ich głos podnosi świat ku górze – by trwał.
Nadszedł wreszcie dzień, gdy w spokojnej godzinie mogłam powiedzieć sobie: zrobiłam to, co było możliwe, aby pozostać w dobrych relacjach z tymi, których spotkałam na swojej drodze. Odsunęłam na bok niemożliwe do spełnienia obietnice, próżne przyrzeczenia, jakich zrealizować nie sposób albo nie można było się doczekać.
Na skwerach kwitnie radość i jak żółta forsycja rozjaśnia miejski pejzaż. Jest łagodnie i spokojnie, lecz w dali czają się nieszczęścia. Radujmy się, póki bomba jądrowa wisi w powietrzu i nie spada. Trzy kobiety idą aleją i rozmawiają z serdecznością, jaka pozwala mieszać języki, a nie gubić miary. Myślę o sprawach serca – ile trzeba było utracić, aby ochronić miejsce, którego strażniczką los mnie uczynił. Ile przebyłam ucieczek, rozstań, za późnych powrotów, nieporozumień z sobą. Jeśli teraz spoglądam poza dzień przeżyty, to tylko po to, aby nie zaburzyć perspektywy, gdyż w drodze zawsze zmieniają się krajobrazy, a ludzie odchodzą, nie wypowiadając ostatniego, najważniejszego słowa.
Żeby pozostać sobą, wiele trzeba uronić z tego, co świat ofiarował – nie dać się skusić, pominąć, zbyć milczeniem. Słowo prawdy zawsze wymaga odwagi i otwarcia się na utratę.
Idę, jestem wolna. Wspinając się, podążam na głębię.
Madryt, 24 marca 2024 r.
Teresa TOMSIA
Teresa Tomsia (1951), poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka prozy dokumentalizowanej Dom utracony, dom ocalony (2009), tomików wierszy, m.in. Gdyby to było proste (2015), Kobieta w kaplicy (2015), szkiców literackich Niedosyt poznawania (2018). W kwartalniku Uniwersytetu Rzeszowskiego „Fraza” od kilku lat prowadzi cykl W pamięci, w odbiciu. Ostatnio wydała zbiór liryków paryskich W znikającym ogrodzie (2023). Pochodzi z rodziny o ziemiańskich tradycjach kresowych, w swoich tekstach podkreśla rolę dialogu i otwartości na „innego”. Jej wiersze weszły do wielu antologii, tłumaczone były na język niemiecki, francuski, rosyjski i ukraiński. Według jej projektu i redakcji ukazał się almanach polsko-ukraiński Czas pojąć ten świat – czas ukoić ból zrealizowany przy współpracy z portalem „Recogito” w tłumaczeniu Oleny Stepaniuk (FONT 2024). Od 1993 roku należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Mieszka w Poznaniu.
Recogito, rok XXV, marzec 2024