Michale! 25 lat temu w grudniowy dzień nad miejscem Twojego pochówku rabin odmawiał Kadysz. Byli przy tym Twoi przyjaciele, znajomi, przedstawiciele gminy żydowskiej. Na paryskim cmentarzu w Bagneux każdy żegnał Ciebie na swój sposób. W ciszy, zamyśleniu, wspominaniu. Tobie światło życia zgasło kilka dni wcześniej, 18 grudnia 1997 roku.
Świeciło i darem było przez 77 lat. Ten dzień, chociaż grudniowy, nie skąpił słońca i błękitu nieba, a jednocześnie towarzystwa. Spocząłeś we wspólnym grobie żydowskich kombatantów z lat 1939-1945. Zastanawiałam się, czy to jest po Twojej myśli, czy też nie. Może wolałbyś nie mieć tu na ziemi innego towarzystwa jak jedynie swoje, ale tego nigdy już się nie dowiem. Co wiedziałam, na pewno to to, iż już nigdy nie będę mogła zaglądać do Twojego paryskiego atelier. Metalowa brama przy rue Borromée 12 zamknęła się na zawsze. Komuś innemu przeznaczą Twój adres, a Twoje rzeźby, cenne tak dla Ciebie jak i dla miłośników Twojej sztuki, co się z nimi stanie? Wówczas, żegnając Ciebie Michale, życzyłam i Tobie i sobie, by zawędrowały do muzeum, przypominając o talencie żydowskiego artysty o polskich korzeniach. I żeby żyły nadal Twoim i swoim życiem. Każda przecież sztuka przechowuje pamięć. I chociaż tradycją żydowską nie przynosi się kwiatów i nie pali zniczy, obok drobnych kamuszków pozostawionych na grobie, bukiecik fiołków nie pozwalał w duszy smutkowi się zagościć. Śmierć zmieniła Twój adres zamieszkania. Z paryskiej, piętnastej dzielnicy przeniosła Cię do cmentarnej, 55 kwatery, na podparyski cmentarz w Bagneux. A w tym miejscu jest tylko spokój, umarli z ufnością inaczej niż żywi go dotykają. Lubię tu przychodzić. Co jakiś czas odkrywam, iż grób Twój ma nowych lokatorów. Więc na pewno nie jest Ci smutno. Patrzę na Twoje zdjęcie, uśmiechasz się do całego świata tak jak to kiedyś czyniłeś. Nic nie mówisz, ale czy potrzeba słów, aby się rozumieć. Przy Twojej fotografii kładę malutki kamień, ale też moim zwyczajem zapalam świeczkę.
Kiedyś wspólnie spacerowaliśmy po Paryżu. Kochałeś ulice tego miasta, ale nie tylko ulice. Kochałeś ludzi i mogłeś godzinami o nich opowiadać. To były zadziwiające opowieści, nie mogłam się nadziwić jak bogate miałeś życie, ile ludzkich dróg z Twoimi się splotło. Ile w nim zamieszkało szczęścia, a ile goryczy, ile strachu i wojennych okropności, ile wyrzeczeń i spełnienia. Od 25 lat nie towarzyszysz mi w tych spacerach. Ale nie zapominam o nich. Przynajmniej raz w roku sama a czasami z kimś w Twoich przyjaciół wędruję wąskimi cmentarnymi alejkami, nie tylko do 55 kwatery. To rozległe miasto umarłych. Po lewej i po prawej stronie szpalery większych i mniejszych macew: granitowe, piaskowe, marmurowe i nazwiska, tysiące nazwisk. Całe polskie miasta Radom, Zamość, Wilno, Łódź, Kalisz, Warszawa etc. Cmentarze godzą religie, wyznania, narodowości. Michale masz tu na pewno swoich znajomych może też i przyjaciół. Każdemu z nas kiedyś zgaśnie światło życia. A Ty 25 lat temu na pewno dotknąłeś innego światła, światła prawdziwej miłości. Nie można tego powiedzieć o Twoim rzeźbiarskim dziele. Ani gmina żydowska ani Twój syn nie podjęli się zabezpieczenia całej Twojej artystycznej spuścizny. Rozproszyła się ona po całym świecie nie mając swego, zasłużonego miejsca na ziemi. I na pewno nie tylko Ty jesteś z tego powodu smutny.
Anna SOBOLEWSKA
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXIII, grudzień 2022