Rewolucja, która paręnaście lat temu obaliła komunizm i Związek Sowiecki, kładąc zarazem, kres zimnej wojnie, była rewolucja aksamitna. Mimo trwającego długie dziesięciolecia spiętrzenia wrogości, nienawiści i zagrożenia wzajemną zagląda, przelewu krwi właściwe nie było. Rewolucyjność zmian, jakie wokół nas zaszły w następstwie tego przewrotu, ich zasięg i szybkość, zaczynamy natomiast odczuwać dopiero teraz.
Na scenie politycznej pojęcia „Zachodu” i „Wschodu” straciły swe znaczenie, więzy solidarności łączące tak zwany trzeci świat w ruchu państw niezaangażowanych uległy rozkładowi. Jednocześnie zmiany w metodach produkcji zbiegły się w czasie z galopującą demografią południowej półkuli, powodującą napór emigracji ku półkuli północnej. Zwycięski kapitalizm też się zmienił pod wpływem przedsiębiorstw ponadnarodowych i geometrycznej progresji spekulacji dewizowych.
Jesteśmy wszyscy coraz bardziej świadomi zagrożenia środowiska naturalnego i rosnącej polaryzacji między bogactwem bez umiaru i bezgraniczną nędzą. Obserwowanie tej niepokojącej ewolucji ułatwia nam najbardziej radykalna ze wszystkich zmian – rewolucja informacyjna. Dzięki mej znaleźliśmy się w globalnej wsi ale daleko nam do zrozumienia charakteru i konsekwencji zjawiska, które przyjęło się nazywać globalizacją.
Co to jest globalizacja? Niektórzy twierdzą, że to zespół największych zmian od czasu Gutenberga, Kopernika i rewolucji przemysłowej. Pierwszy dyrektor generalny Światowej Organizacji Handlu, Renato Ruggiero, powiedział, że jest to „rzeczywistość, która przygniata wszystkie inne” Politolog amerykański, Francis Fukuyama, mówił o „końcu historii”, zaś profesor Zbigniew Brzeziński ostrzegł przed „nowym nieporządkiem światowym”. Dla jednych chodzi tu o postęp, dobrobyt i pokój, dla innych o bezduszność, bezrobocie i nędzę. Nikt me jest wobec tych zmian” obojętny, o czym świadczą wydarzenia w Seattle, Pradze, Genui, Quebecu i innych miastach.
Różne są definicje globalizacji. Mówi się o umiędzynarodowieniu, czyli o ustanowieniu stosunków transgranicznych na wielką skalę we wszystkich dziedzinach; o liberalizacji, czyli likwidacji wszelkich barier; o uniwersalizacji, czyli planetarnej syntezie kulturowej i cywilizacyjnej; o uzachodnieniu, czyli o McDonaldach, Hollywoodzie i CNN ale także o ponadnarodowych korporacjach dążących do coraz większej wydajności i coraz większych zysków; wreszcie o nowej geografii społecznej, ekonomicznej i politycznej, czyli o nastaniu nowej ery ponadterytorialności i postsuwerenności.
Globalizacja oznacza zatem zasadniczą zmianę w przestrzeni, w której się poruszamy – przestrzeni społecznej, politycznej i ekonomicznej. Wszystko co się wokół nas dzieje zdaje się mieć wymiar globalny. W dziedzinie przewozu i łączności mamy do czynienia z coraz szybszym transportem powietrznym, błyskawiczną telekomunikacją satelitarną i mediami elektronicznymi. W sferze gospodarczej produkty, menadżment i marketing stały się globalne, waluty jak dolar i euro zniosły granice, gotówkę można dostać na mocy małej karty plastykowej prawie na całym świecie a na giełdach można inwestować przez 24 godziny na dobę. —życie organizacyjne jest dziś globalne, przybierając formę niezliczonych agend międzynarodowych, korporacji ponadnarodowych ale też inicjatyw społecznych i organizacji obywatelskich. Nawet przyroda jest postrzegana jako globalna: atmosfera, biosfera, hydrosfera i geosfera nie znają granic a w miejsce dawnej zaściankowości zdajemy sobie sprawę, że zmiany klimatyczne, kwaśny deszcz, wymieranie lasów i całych gatunków, skażenie wody, dezertyfikacja – dotyczą nas wszystkich. Można zatem też mówić o globalnej świadomości, globalnej symbolice i globalnej solidarności.
Rzecz jasna, ta świadomość globalna nie wzięła się z nikąd ani dziś ani wczoraj. Jej dzieje sięgają daleko w przeszłość. Wiele religii, wiele filozofii miało zawsze charakter uniwersalny. Bankierzy florenccy w 15 wieku uważali ponadterytorialność za rzecz normalną. Magellan potwierdził tylko to, co wiedzieli już starożytni Grecy, mianowicie że ziemia jest kulą – globem właśnie. Ale dopiero od połowy 19 wieku nastąpiło pewne przyspieszenie. W 1851 roku odbyła się w Londynie pierwsza wystawa światowa. Potem przyszły kable pod oceanem, pierwszy telefon, pierwsza transmisja radiowa. Liga Narodów – instytucja o ambicjach uniwersalnych, dalej – transport lotniczy, telewizja. Wreszcie od 40 lat mamy do czynienia z kolejnym, decydującym przyspieszeniem opartym na elektronice: mamy przetwarzanie danych, komputery, sztuczne satelity, włókna optyczne, rozpowszechnienie się telefonów kieszonkowych.
O skali tych zmian świadczą dane statystyczne, których przytoczę tylko kilka. Transport lotniczy przewozi półtora miliarda pasażerów rocznie. Na świecie jest półtora miliarda telefonów, 2 miliardy odbiorników radiowych, miliard odbiorników telewizyjnych i już ćwierć miliarda klientów Internetu. Roczna wartość obrotów na giełdach dewizowych wynosi 500 trylionów dolarów. W skali dziennej daje to sumę półtora tryliona dolarów. Jest to liczba tak wielka, że nikt nie jest w stanie jej sobie wyobrazić. Gdyby ułożyć trylion banknotów dolarowych jeden na drugim, słup „zielonych” sięgałby daleko poza orbitę księżyca wokół ziemi. A przecież trylion to tylko dwie trzecie giełdowego utargu JEDNEGO DNIA.
Jakie są przyczyny tego procesu globalizacji? Oczywiście innowacje techniczne, o których była już mowa. Sprawiły one po prostu, że świat ogromnie się skurczył a jego najbardziej odległe zakątki stały się dostępne. Ale są też inne przyczyny. Kapitalizm okazał się tworem niesłychanie elastycznym. Kiedyś zbijał fortuny na protekcjonizmie, dzisiaj stał się entuzjastycznym partnerem neoliberalizmu, uznawszy, że rynki globalne są znacznie lepszym Źródłem zysków niż obszary otoczone zasiekami barier celnych. Można więc dopatrzyć się w globalizacji zwycięstwa racjonalizmu, który koncentruje się na sprawach wyłącznie przyziemnych, który uznał że te same prawa obiektywne obowiązują na całym świecie i uważa że podziały terytorialne są nierozumną przeszkodą na drodze ku coraz większej wydajności i sprawności. Myślę, że nie mniej ważną przyczyną globalizacji jest rozmyślna działalność poszczególnych rządów, które w ciągu ostatnich dziesięcioleci zagwarantowały prawo własności i bezpieczeństwo inwestycji, doprowadziły do standaryzacji technicznej i proceduralnej w coraz liczniejszych dziedzinach i zliberalizowały transgraniczny przepływ towarów, usług i kapitałów, nadając tym samym coraz wyższy status polityczny i rangę prawną organizacjom globalnym.
Dla opisania tej działalności zabrakło mi w języku polskim słowa, które po francusku brzmi gowernance a po angielsku governance. Pojawiło się ono pierwotnie by określić instytucje, praktyki i metody instancji publicznych i prywatnych czynnych w dziedzinie pomocy dla trzeciego świata. Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OCDE po francusku, OECD po angielsku i po anglopolsku) powołała nawet ciało zwane Commission sur la gowernance globale. Pojęcie gowernance daje nam do zrozumienia w podtekście, że rządy me mają monopolu władzy legalnej, że istnieją inne instancje przyczyniające się do zapewnienia porządku w drodze reglamentacji ekonomicznej i społecznej, że na szczeblu lokalnym, krajowym i ponadnarodowym funkcje nakazowe i arbitrażowe może wykonywać szeroki wachlarz organizacji rządowych i pozarządowych, ruchów społecznych, grup nacisku a nawet przedsiębiorstw transgranicznych. Instancje te uruchamiają niesłychanie skomplikowane procesy decyzyjne, w których przeplatają się różnego rodzaju interesy ekonomiczne, polityczne, społeczne lub po prostu biurokratyczne. Ta metoda rządzenia, sprawowania władzy, administrowania czy -jak kto woli – reglamentacji ma dwie główne cechy: po pierwsze, instancje uczestniczące w tym procederze, tak publiczne jak pozarządowe lub nawet prywatne, są współzależne a po drugie, sposobem egzekwowania decyzji nie jest przymus lecz consensus. (Jeżeli używam słowa reglamentacja to czynię to nie w sensie ekonomicznym, jak na przykład gierkowskie racjonowanie żywności i towarów, lecz w sensie podporządkowywania danej działalności ustalonym przepisom prawnym).
Czas więc zastanowić się jak globalizacja wpływa na rządzenie, a zatem przeanalizować jej konsekwencje polityczne. Zacznijmy od postawienia kilku pytań. Czy instancje reglamentacyjne, o których była mowa przed chwilą, służą do szerzenia globalizacji czy też to one same ulegaj ą zmianom pod wpływem procesu globalizacji? Czy proliferacja stosunków i więzów ponadterytorialnych jest wyzwaniem dla państwa terytorialnego? Czy globalizacja nie jest przypadkiem wręcz zagrożeniem dla państwa, powodując jego cofnięcie się względnie jego obumieranie? Taka wizja byłaby – paradoksalnie – zbieżna z teorią marksistowską, że z chwilą nastania idealnego komunizmu państwo przestanie istnieć. Marksowi taka konwergencja nigdy by się nawet nie przyśniła.
Wizja ta jest, moim zdaniem, nie tyle alarmistyczna, jak uważają niektórzy, ale po prostu przedwczesna. Państwa odegrały przecież czołową rolę w tworzeniu przestrzeni ponadterytorialnych a ponadto pozostają czołowymi aktorami w kierowaniu globalnymi przepływami różnego rodzaju. Państwo więc z pewnością nie zanika, natomiast uległo wielu zmianom pod wpływem globalizacji. Chciałbym te zmiany omówić w następujących kilku punktach: zmierzch suwerenności; reorientacja ku interesom ponadterytorialnym; odchodzenie od państwa opiekuńczego; nowa definicja działań wojennych; większa rola wielostronnych agend reglamentacyjnych; wreszcie przesunięcie niektórych atrybutów władzy ekonomicznej ku instancjom ponadnarodowym, także prywatnym. Zauważmy od razu, że przy tych wszystkich daleko-idących zmianach jeden kluczowy element wykazuje doskonałą ciągłość, mianowicie biurokracja. Odznacza się ona wielką skalą, stałością, bezosobowością oraz strukturą hierarchiczną. Powstające stale nowe struktury ponadnarodowe i ponadterytorialne nie zastąpiły lecz raczej powieliły dobrze nam znane ramy biurokratycznej administracji publicznej. Słyszałem już o postsuwerenności państwa postnarodowego ale o postbiurokracji niestety jeszcze się nie mówi.
Przejdźmy zatem do kwestii suwerenności. W myśl zasad przyjętych w Pokoju Westfalskim 354 lata temu, czyli u jej apogeum, suwerenność oznaczała władzę terytorialną, najwyższą, wszechstronną, ekskluzywną i bezwzględną. Teoria ta była podstawą wszystkich absolutyzmów późniejszych stuleci. Jednakże globalizacja sprawiła, że wiele poczynań i wydarzeń przestało mieć charakter terytorialny. Dla przykładu, media elektroniczne stały się dla państwa nieuchwytne. Mówiono zawsze, że muzyka nie zna granic. To samo można powiedzieć o radiofonii i telewizji, o zagrożeniach ekologicznych a także o kolosalnym przepływie przez granice towarów i dewiz. Tam gdzie państwo nie może już wykonywać kontroli, wolno wnioskować, że obalone zostały materialne warunki sprawowania władzy suwerennej.
Jednocześnie pojawiły się tożsamości o charakterze ponadterytorialnym. Mogą one być klasowe, zawodowe, religijne, etniczne, nawet związane z płcią lub wiekiem zainteresowanych. Dla coraz większej liczby osób poczucie solidarności ogniskuje się inaczej niż w przeszłości a zarazem narzucają się priorytety, które w oczach wielu ludzi są ważniejsze od suwerenności państwowej. Mam tu na myśli takie sprawy jak wzrost gospodarczy, bezrobocie, prawa człowieka, ochrona środowiska i tym podobne. Nie należy przy tym sądzić, by suwerenność postrzegana była w sposób negatywny. Przeciwnie, kojarzy się ona nadal z podstawowymi wartościami jak tożsamość narodowa, kultura, tradycja, historia. Jednakże została ona uszczuplona o takie elementy jak afirmacja potęgi państwa czy popisy retoryki politycznej. Dawne koncepcje suwerenności w stylu Pokoju Westfalskiego mają licznych wrogów, żeby wymienić tylko ekologów, inwestorów, obrońców praw człowieka, nawet feministki czy młodzież. W sumie więc, suwerenność nadal istnieje ale doczekała się dzisiaj takich kwalifikujących przymiotników jak częściowa, ograniczona lub podzielona.
W klasycznej teorii politycznej państwo suwerenne ma jako główne zadanie obronę interesu i terytorium narodowego przeciw zakusom z zewnątrz. Jednakże w warunkach globalizacji terytorialna linia obrony się zaciera. W miejsce dawnej konfrontacji między danym narodem a siłami zewnętrznymi rozwija się teraz współpraca i konkurencja. Doszło do tego, że nie zawsze wiadomo co jest nasze a co ichne, na przykład kapitał inwestycyjny. Coraz częściej państwa spełniają rolę pasów transmisyjnych prowadzących od globalnych interesów ekonomicznych w dół ku naszym krajom. Gdyby miało być inaczej, państwa musiałyby zdecydować się na protekcjonizm, co dzisiaj byłoby posunięciem niemal samobójczym.
Jednocześnie rosnąca potęga globalnego kapitału sprawiła, że zarysował się stopniowy odwrót od państwa opiekuńczego. Wiemy, że systemy opieki społecznej i zdrowotnej w bardzo wielu krajach natrafiają na poważne trudności ze względu na przerosty ambicyjne czy biurokratyczne lub nadużywanie świadczeń przez obywateli.
Do tych trudności doszły w ostatnich latach rosnące naciski na rzecz obniżenia podatków, kosztów własnych produkcji i różnego rodzaju świadczeń, wszystko w imię globalnej konkurencyjności. Pomysły radykalnej redystrybucji dochodu narodowego należą do przeszłości. Progresja podatkowa nie jest tym czym była bo najbogatszych podejrzewa się o chęć inwestowania ogromnych przychodów a zatem stwarzania nowych stanowisk pracy. Przyznaje się im więc ulgi i obniża progi podatkowe. Rosnące nierówności społeczne stają się zatem nieodzowną konsekwencją pędu ku sprawności, wydajności i uzdrawianiu przedsiębiorstw w drodze redukcji zatrudnionych, zwanych delikatnie restrukturyzacją.
Niegdyś prowadzenie wojen było jednym z głównych zajęć władz państwowych. Mawiano Si vis pacom para bellum. Ale resorty zwane dawniej ministerstwami wojny noszą dziś nazwę ministerstw obrony bo rozpowszechniła się teza i chyba też praktyka, że demokracje nie prowadzą między sobą wojen. Oznaczałoby to, że ponadterytorialność i globalność interesów niejako zmniejsza motywacje wojenne. Oby tak było, chociaż od 1945 roku było już w świecie wiele set wojen. Były one jednak w większości wojnami raczej domowymi niż międzynarodowymi. Z pewnością nie można jednak mówić jeszcze o epoce postmilitamej. Przemysły zbrojeniowe funkcjonują pełną parą. Natomiast zmieniło się przede wszystkim przeznaczenie i sposób rozmieszczania sił zbrojnych czego najlepszym przykładem jest typowo globalna akcja wojskowa przeciwko organizacji al Qaeda.
Globalizacja sprawia siłą rzeczy, że państwa są coraz mniej chętne do podejmowania inicjatyw jednostronnych. Bierze się to stąd, że polityka zagraniczna jest coraz bardziej współzależna i wielostronna. Jest rzeczą charakterystyczną, że Stanom Zjednoczonym postawiono zarzut jednostronności, kiedy wystąpiły zdecydowanie w Afganistanie przeciwko organizacji al Qaeda bez konsultacji z najbliższymi aliantami. Dla jedynego supermocarstwa szkopuł w tym, że liczba ciał międzynarodowych będących do dyspozycji dla celów konsultacyjnych rośnie równie szybko jak liczba problemów do rozwiązania. Jednocześnie rozwadnia się granica między sprawami wewnętrznymi a sprawami zagranicznymi, między sprawami międzypaństwowymi a ponadpaństwowymi. Zauważmy jednak, że państwa pozostają -jednak głównym kanałem załatwiania tych spraw. Jest to jeszcze jeden dowód, że państwo nie obumiera, lecz raczej zmienia swoje funkcje.
Do tej wielostronności sprawowania władzy dochodzi kolejny przejaw globalizacji, mianowicie wielowarstwowość struktur rządzenia. Sektor publiczny składa się teraz również z władz ponadpaństwowych i – jeśli wolno tak powiedzieć – podpaństwowych. Z jednej strony mamy wzrost ingerencji instytucji międzynarodowych, z drugiej, w wyniku dewolucji, coraz większą autonomię samorządów na wszystkich szczeblach, nie wyłączając Euroregionów. Mnożenie się struktur sprawia, że rządzenie jest coraz bardziej zdecentralizowane i rozdrobnione. Takie rozproszenie władzy ma, jak się zdaje, trzy główne przyczyny: rozrost przestrzeni ponadterytorialnych; rozbudowa dziedzin współpracy, w których ciała niepaństwowe mają przewagę; oraz pomijanie państwa przez globalne ogniwa łączności, organizacji, finansów i tym podobne. Rzecz ciekawa, choć sektor publiczny ma coraz więcej czynności, żadna instancja na żadnym poziomie nie jest primus inter pares ponieważ rośnie autonomia czynników władzy pod- i ponad-państwowych. Najlepiej znaną władzą ponadpaństwową jest oczywiście Unia Europejska, która ma własny rząd (Komisję), parlament, trybunał i bank centralny oraz liczne organy zarządzające unią celną i wieloma wspólnymi politykami. Unia wydała dotąd ponad 20000 rozporządzeń reglamentacyjnych a jej dorobek prawny, tak zwany acqws communautaire liczy sobie teraz 80000 stron.
Mowa była kilkakrotnie o ponadterytorialności. Typowym przykładem obszaru zasługującego na tę nazwę jest układ z Schengen, który po prostu zniósł posterunki graniczne między sygnatariuszami a jednocześnie zaprowadził ścisłą współpracę organów ścigania tych krajów. Pierwszym krokiem ku zniesieniu granic była świadomość transgraniczna zwykłych obywateli, konsekwencją zaś rozwój rządów ponadpaństwowych. Istnieją one nie tylko w Unii Europejskiej. Warto wymienić tu chociażby agendy ONZ-tu, instytucje z Bretton Woods (Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Świata), Światową Organizację Handlu, Bank Rozliczeń Międzynarodowych, wspomnianą już OECD i wiele innych. Ich działalność stwarza struktury i procedury reglamentacyjne, które znakomicie przyspieszają proces globalizacji.
Główną cechą rządów ponadpaństwowych jest, że traktują świat jako całość. Ich obsada biurokratyczna jest międzynarodowa, posiadają własne przedstawicielstwa dyplomatyczne i daleko idące kompetencje. Dla przykładu. Układ z Marrakesz, który ustanowił Światową Organizację Handlu w 1994r., nakazuje sygnatariuszom przystosowanie ich ustawodawstwa do jego postanowień. Do Rady Europy mogą należeć tylko te państwa, które zobowiążą się do szanowania jej konwencji. Pole działania instancji ponadpaństwowych jest zresztą ogromne: ochrona środowiska przy pomocy setek układów i porozumień, operacje pokojowe, akcje humanitarne, obrona praw człowieka, nadzór wyborów. Międzynarodowy
Trybunał Sprawiedliwości i nowopowstały Międzynarodowy Trybunał Karny. Jedna tylko Międzynarodowa Organizacja Pracy nadzoruje wykonanie prawie dwustu konwencji dotyczących warunków bytowych świata pracy. Są też jednak negatywne strony rządów ponadpaństwowych, żeby wymienić tylko istnienie zaniedbanych obszarów, stosowanie podwójnych standardów, bezsilność w egzekwowaniu własnych postanowień, niedociągnięcia koordynacyjne i wykonawcze, chroniczny brak środków, brak uznania prawowitości tych instancji przez niektóre państwa.
Być może najbardziej oryginalnym wkładem globalizacji do życia w epoce ponadterytorialnej są rządy, które można by nazwać rządami sprywatyzowanymi. Chodzi mi tu o rozwój działalności reglamentacyjnej poza sektorem publicznym. Jako przykłady podaję organizacje obywatelskie, przedsiębiorstwa wielonarodowe i różnego rodzaju fundacje. Bardzo często można w dzisiejszych czasach stwierdzić obecność przedstawicieli takich organizacji w łonie oficjalnych delegacji państwowych na konferencjach międzynarodowych. Ich działalność polega na udziale w formułowaniu tekstów prawnych poza kręgami oficjalnymi, w kształtowaniu założeń polityki rządowej a nawet w realizacji tej polityki. Dla przykładu, państwowe programy pomocowe czy opiekuńcze bardzo często kanalizuje się poprzez organizacje pozarządowe. Ich budżety służące akcjom humanitarnym wielokrotnie przekraczają dzisiaj budżet Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców. Własne inicjatywy organizacji pozarządowych dały już znakomite wyniki normatywne na arenie międzynarodowej w takich dziedzinach jak ochrona środowiska, obrona praw człowieka i praw kobiet, opieka nad niepełnosprawnymi, autonomia ludów plemiennych itd. Albo weźmy inne przykłady: legendarna już
Zielona Rewolucja była w znacznym stopniu dziełem Fundacji Forda; o tym, czy takie lub inne państwo uzyska potrzebne mu inwestycje na dostępnych warunkach decyduj ą dwie prywatne firmy amerykańskie – Moody’s i Standard and Poor – które na podstawie własnych ocen czysto handlowych ustalają, jakie te kraje przedstawiają ryzyko kredytowe. Jednakże rządy, które określiłem mianem sprywatyzowanych, mają również swoje strony negatywne. Główny minus polega na tym, że wymykają się one kontroli demokratycznej.
Negatywnych aspektów zobaczymy znacznie więcej, gdy spojrzymy, w jaki sposób globalizacja wpływa na dwie podstawowe dziedziny życia społecznego, tzn. na bezpieczeństwo i na sprawiedliwość. Wspomniałem wcześniej, że w wyniku globalizacji, wojny na wielką skalę stały się mniej prawdopodobne i że wzrosły możliwości opanowywania czy też menadżmentu kryzysów. Jednakże na skutek mnożenia się konfliktów lokalnych rośnie stale rynek zbrojeniowy, zarazem rośnie też zdolność mocarstw szybkiego ingerowania w sprawy krajów małych lub biednych. Trudno więc mówić o zwiększeniu bezpieczeństwa. W dziedzinie ekologii nasza świadomość zagrożenia jest znacznie większa niż dawniej i nasze narzędzia monitorowania przyrody zacznie są lepsze. Mimo to zanieczyszczanie środowiska naturalnego i wymieranie gatunków trwa. Ponadto troski ekologiczne nie zawsze znajdują pierwszeństwo w życiu politycznym. Postanowienia konferencji w Rio de Janeiro z przed 10 lat pozostają martwą literą a ostatnio Stany Zjednoczone, kraj powodujący najwięcej skażeń przyrody, wycofał się z porozumień zawartych parę lat temu w Kioto.
Obraz efektów gospodarczo-społecznych globalizacji nie jest wiele lepszy. Jeśli w Polsce i sąsiednich krajach byliśmy ostatnio świadkami szybkiego wzrostu gospodarczego to jednak zwiększa się przepaść między Północą a Południem, pogłębia się kryzys zadłużenia, globalny handel odbywa się na niekorzyść biednych zaś tak zachwalane restrukturyzacje prowadzą często do pauperyzacji. Najbardziej dobitnym przykładem tych trendów jest nieszczęsna Argentyna. Istniejące zasoby finansowe są kolosalne ale służą w dużej mierze wirtualnej spekulacji zamiast żeby były oddane do dyspozycji realnych, długofalowych inwestycji. Siłą napędową globalnego kapitalizmu jest teraz nie tyle uzasadniona chęć zysku ile zachłanność. Warunki pracy w wielu krajach, nawet biednych, uległy poprawie ale niepokojący jest postęp zasady elastyczności, która stopniowo zastępuje wypróbowany kontrakt społeczny. Mamy tego przykład w debacie jaka toczy się w Polsce wokół kodeksu pracy. Odnosi się wrażenie, że poczucie odpowiedzialności społecznej świata polityki i biznesu ma więcej do czynienia z retoryką niż z przekonaniami.
W sumie, gdy chodzi o bezpieczeństwo, zdają się przeważać skutki negatywne globalizacji. Wprawdzie mamy szersze horyzonty i poczucie wspólnoty światowej a zwłaszcza wszechmocy technicznej, kuszącej amerykańską wizją świata nieograniczonych możliwości. Jednakże wywołane tym wielkim skokiem na przód poczucie niepewności wyraża się w postaci mechanizmów obronnych przyjmujących kształt nietolerancji i przemocy. Jean-Marie le Pen, Joerg Haider i inni mówią o tym otwarcie w swych programach i wypowiedziach politycznych. Społeczeństwo zwiększonego ryzyka daje się nam we znaki.
A jak ma się sprawa ze sprawiedliwością społeczną? Od razu rzuca się w oczy, że dostęp do nowo-otwierających się przestrzeni globalnych mają niemal wyłącznie przedstawiciele klas zawodowych, posiadacze, mieszkańcy miast w krajach Północy i ludzie młodzi. Kobiety są na ogół nadal upośledzone, kredyt jest dostępny dla uprzywilejowanych a inwestycje koncentrują się tam, gdzie są już pieniądze. Jednocześnie notujemy schyłek państwa redystrybucyjnego przez ograniczenie progresji podatkowej i cofanie się świadczeń społecznych ze szkodą dla dzieci, kobiet, ludzi chorych, starych, biednych i kolorowych. Globalne instytucje ekonomiczne nie troszczą się programowo o sprawiedliwość społeczną a menadżment powtarzających się kryzysów finansowych działa na korzyść wierzycieli a nie dłużników. Organizacje pozarządowe i obrony praw człowieka jak też instytucje religijne wskazują wprawdzie na obszary zaniedbania i potencjalne wylęgarnie konfliktów ale mają zbyt małą siłę przebicia by móc takim sytuacjom zaradzić. Związki zawodowe natomiast nie dają sobie rady z globalizacja bo ich baza organizacyjna jest terytorialna i narodowa a nie globalna.
W sumie, wszystko wskazuje na to, że globalizacja utrwala i podkreśla niesprawiedliwości wynikające z arbitralności dostępu do szans życiowych. Zasiedliła się filozofia głosząca, że „zwycięzca bierze wszystko”, co oznacza oczywiście, że przegrywający traci więcej niż dawniej. Pamiętajmy jednak, że globalizacja jako taka, sytuacji tej sama nie spowodowała bo niesprawiedliwość wcale nie musi automatycznie wynikać z globalizacji. Staje się ona jednak następstwem globalizacji tam gdzie decyzje polityczne ignorują zasady sprawiedliwości społecznej. Globalizacja per se jest mniej ważna niż to, co z nią poczynamy bo niesie w sobie potencjał dla wielkiego postępu społecznego a zarazem dla wielkiej niesprawiedliwości. Koszta społeczne, które możemy dziś obserwować w bardzo wielu krajach, biorą się z neoliberalnej obsesji konkurencją, wydajnością i wzrostem ekonomicznym.
Co na to wszystko kontrola demokratyczna, uchodząca za środek zaradczy ostatniej instancji? Wolno sądzić, że demokracja, bezpieczeństwo i sprawiedliwość wzajemnie się wzmacniają. Wydaje się jednak, że globalizacja osłabiła konwencjonalne pojęcie demokracji wyrażone poprzez samostanowienie narodowe w państwie terytorialnym. Instytucje globalne wymykają się bowiem kontroli demokratycznej a instytucje ponadpaństwowe nie posiadaj ą łatwej do zrozumienia legitymacji demokratycznej. Można zresztą mówić dzisiaj o różnych demokracjach, ale ich wartość jest pod znakiem zapytania. Na przykład demokracja konsumpcyjna oznacza, że głosy są przydzielane zależnie od posiadanych środków. Demokracja akcjonariuszy koncentruje się w małych grupach zasiadających w radach nadzorczych i funduszach inwestycyjnych. Demokracja globalna – jeżeli istnieje – nie zdaje egzaminu w dziedzinach partycypacji, konsultacji, przejrzystości i odpowiedzialności. Jeżeli są środki zaradcze, idące po linii dewolucji, regionalizacji czy budowy globalnego społeczeństwa obywatelskiego, to nie zostały one dotąd wystarczająco przemyślane lub wypróbowane. Nikt nie wie jeszcze jak może funkcjonować demokracja post-terytorialna bo globalne rządy, rynki i środki łączności raczej osłabiają niż wzmacniają zbiorowe samostanowienie obywatelskie.
Podobnie jak w wypadku stosunków na linii globalizacja-sprawiedliwość muszę tu podkreślić, że globalizacja nie jest koniecznie anty-demokratyczna. W niektórych dziedzinach globalizacja i demokracja mogą się uzupełniać. Dla przykładu, globalizacja działa na rzecz decentralizacji a jednocześnie rozbudowy stosunków transgranicznych, otwierając w ten sposób nowe przestrzenie dla działań demokratycznych poza instytucjami państwowymi. Należy więc działać nie przeciw globalizacji, której oprzeć się w obecnej konstelacji nie można, ale na rzecz stworzenia klimatu pro-demokratycznego w życiu politycznym post-terytorialnym i postsuwerennym. Naczelnym problemem dzisiaj jest nierówność i niesprawiedliwość. Jeżeli zaprzęgniemy globalizację do likwidowania tych zjawisk będzie ona pożyteczna dla wszystkich.
Andrzej KRZECZUNOWICZ
Andrzej Krzeczunowicz urodził się we Lwowie w 1930 roku. Do szkoły średniej uczęszczał we Francji i Wielkiej Brytanii. Jest magistrem historii Uniwersytetu St. Andrews (Szkocja). Podyplomowe studia polityczne ukończył na Uniwersytecie w Strasburgu. W latach 1954-1988 poświęcił się pracy dziennikarskiej: w Radio Wolna Europa (kolejno redaktor, kierownik dziennika radiowego, członek dyrekcji), jako współpracownik amerykańskiego tygodnika TIME oraz współpracownik polskojęzycznych czasopism w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku. W latach 1989-1992 był dyrektorem Biblioteki Polskiej i Muzeum im. Adama Mickiewicza w Paryżu. W latach 1992-1997 Ambasadorem RP przy Królu Belgów, Wielkim Księciu Luksemburga, NATO i Unii Zachodnioeuropejskiej. Od 1998 „Senior Associate Member” na St. Anthony’s College w Oxfordzie. Prezentowane wystąpienie odbyło się w pallotyńskim Centre du Dialogue w maju 2002 roku.
Recogito / Archiwum pamięci, grudzień 2002