Oddała światu należne mu spojrzenie… O śmierci Teresy Ferenc – jednej z największych polskich poetek współczesnych – zawiadamia rodzina, przyjaciele i zaprzyjaźnione redakcje, m. in. dwumiesięcznik literacki „Topos”, z którym była związana przez kilkanaście lat. Urodziła się 27 kwietnia 1934 roku w Ruszowie-Kolonii koło Zamościa. Jako 9-letnia dziewczynka ocalała w 1943 roku z krwawej pacyfikacji, gdy Niemcy spalili jej rodzinną wieś Sochy i wymordowali mieszkańców, także jej rodziców. Mieszkała w Rybniku, Kołobrzegu, Wrocławiu, a w połowie lat siedemdziesiątych wróciła nad morze i zamieszkała w Sopocie – malarka, żona poety i pisarza Zbigniewa Jankowskiego oraz matka pisarek: Anny Janko i Mileny Wieczorek. Opublikowała tomiki wierszy ważne dla polskiej poezji, m. in.: Moje ryżowe poletko (1964), Godność natury (1973), Wypalona dolina (1979), Boże pole (1997), Widok na życie (2012).
Teresa Ferenc od początku twórczej drogi mówiła o rzeczach najważniejszych – o potrzebie miłości i pamięci, o wartości rodzinnego domu, bo choćby dom został zniszczony, rodowe domostwo istnieje jako mit dziecięcego raju i choćby było tak jak w wierszu Wspólne zdjęcie, że „Szal matki/ z liściastej kipieli/ z ognistej łąki”, gdy autorka staje „z wulkanem niemych słów” bezradna przed naporem tragicznych obrazów, to jednak rozmowa o godności trwania, o trzymaniu warty przy wartościach nigdy się nie kończy. Szczególne miejsce w jej poezji znajduje Psalm prowadzonej na rzeź powstały w nawiązaniu do wiersza Tadeusza Różewicza Ocalony („ocalałem/ prowadzony na rzeź”). Utwór Teresy Ferenc porusza problem poetyckiej wizji, w której mogłoby się zmieścić cierpienie człowieka i całego pokolenia wojny, mówi, że ocalenie jest pozorne, bo pamięć nie pozwala zapomnieć „wypalonej doliny”, nie godzi się na zatarcie obrazów grozy zabijania. Osobiste świadectwo jest w obu poetyckich przypadkach dowodem, że nie sposób umknąć doświadczeniu, że poezja z niego wyrasta, nim się żywi, przetwarzając obrazy doznań, tworząc wizje innego świata. Metafora nie potrafi scalić przeszłości z teraźniejszym, ukoić bólu utraty, język poezji staje się bezradny wobec cierpienia. Rzecz i słowo powinny znaleźć właściwą miarę w wierszu, dlatego nie ma zgody na estetyzację spraw etycznych, dlatego poetka mówi: „przychodzę żeby nic nie powiedzieć/ krwią nabiegłe ściany/ zacisnęły się na mnie”.
Poetyckie widzenie świata autorka opierała na doświadczaniu rzeczy, dotykaniu ich, smakowaniu, wsłuchiwaniu się w odgłosy natury, z czułością zwracała się do rzeczy małych, ledwie zauważalnych, a przecież niezbędnych. Powstające dopiero co metaforyczne słowa, które dopełniają krajobraz rzeczywisty i wyobrażony, a zatem akt poetyckiej kreacji, „zapalanie się” do nazywania świata zostało w jej wierszach postawione na równi z doświadczeniem i uporem trwania „ja” wśród rzeczy – zaznaczała też poczucie kobiecej tożsamości (macierzyństwo, płodność, ofiarowanie się ognisku domowemu), gdyż kierując się ku wizji, czerpała najwięcej z rzeczywistego.
W jej lirykach świat istnieje równocześnie w teraźniejszości i w przeszłości, w rzeczywistości i wyobraźni, a pragnienie jednoczesnego doznawania cielesnego i duchowego okazuje się ciągłym wyzwaniem. Pamięć jako świadectwo i jako kreacja staje się tematem wielu wierszy, pamięć kobiety i twórczyni, gdy doświadczenie ciała i języka przenikają się, czerpiąc ze zmysłowego i pojęciowego źródła poznania, tworząc nową jakość w metaforycznym opisie świata, przemieniając widzenie „ja”, gdy ważą się proporcje obecności rzeczy i słowa (Nie wracam z podróży):
Z żadnej podróży
nie wracam do końca
Stoję tam gdzie stałam
Mewa wciąż wyrywa
z tafli wody skrzydła
W dziobie iskrzy się ryba
Do dna jej za daleko
do nieba za blisko
W warszawskim mieszkaniu Anny Kamieńskiej stały przez wiele lat na półkach z książkami ulepione z gliny świątki i inne ofiarowane przyjaciółce przez Teresę Ferenc dary rąk, figurki powstałe z uważnego wydłubywania w drewnie kształtu piękna wziętego z natury. Świątki przytulone do grzbietów książek zdawały się mówić, że kultura i natura nigdy nie powinny się rozdzielać, niszczyć, zasłaniać, lecz wzajemnie przenikać, dopełniać. Wiersze autorki tomików Godność natury (1973) i Wypalona dolina (1979) są w różnym czasie tak samo uważnie lepione z materii najtrwalszej, a więc jedynie ze słów koniecznych, niezbędnych, na tyle lapidarnie, by mogły oddać światu należne mu spojrzenie, są żywe, pulsujące konkretem i doświadczeniem „przez nagromadzoną/ jak do dziupli/ ciemną mądrość życia” (Jestem żywa). Z podziwem i szacunkiem czerpiemy wciąż z daru jej uważnego patrzenia, z przejrzystego piękna języka poetyckiego ofiarowanego polskiej kulturze, chroniącego przed chaosem, poeci oglądają przecież świat „z góry z dołu/ Przepatrują ludzkie serca jak studnie”.
Teresa TOMSIA
Teresa Tomsia – poetka, eseistka, autorka prozy dokumentalizowanej. Mieszka w Poznaniu.
Recogito, rok XXIII, sierpień 2022