Kto kiedykolwiek zetknął się z imieniem i nazwiskiem Marcel Proust wie, iż należał on do największych pisarzy XX wieku. I że często bywał w nadmorskiej miejscowości, szczycącej się rozległymi plażami i swoim hôtel de luxe, regularnie odwiedzanym przez niego w latach 1907-1914. Cabourg w powieści W poszukiwaniu straconego czasu zmieniony został na Balbec. W ramach wdzięczności za stronice poświęcone uzdrowisku otworzono tutaj muzeum La Villa du Temps retrouvé. Budynek z 1860 roku wyposażono w najnowsze zdobycze techniki wizualnej. Latem 2021 roku przyjaciele mieszkający w Normandii zaproponowali mi wycieczkę do Cabourg, żebym mogła zobaczyć miejscowy Grand Hôtel i kilka innych znanych budowli. Okazało się, że wszystko jest nowe i pachnące jeszcze farbą. W espace muséal nie udało się tchnąć XIX-wiecznej atmosfery. Trudno więc o odnalezienie proustowskiego czasu, jak i namacalnej obecności pisarza. Chociaż jest portret autora À la recherche du temps perdu pędzla Jacquesa Emila-Blanche’a, a także ustawiona w ogrodzie statua z brązu.
W listopadzie 2022 roku mija sto lat od śmierci pisarskiego geniusza. Jego życie było ściśle związane również z „miastem wyobrażonym, fantastycznym, przesiąkniętym atramentem i nałożonym na papier”, jak to określił Laure Murat w swoim albumie Paris des écrivains. To w stolicy Francji trzeba szukać miejsc twórczo inspirujących pisarzy, eseistów, myślicieli, w tym Marcela Prousta, którego „książki porysowały oblicze tego miasta i przemeblowały jego architekturę”.
Któż nie kochał i nie kocha miasta świateł, intelektualnej wieży Babel kryjącej w sobie mnóstwo tajemnic? Bronią do nich dostępu mury z piaskowca, okute potężne bramy i zamykane na głucho drewniane okiennice. Paryż ma różne oblicza. Miał je również za życia słynnego twórcy. Paryż dnia i nocy, lewobrzeżny i prawobrzeżny, kuszący panoramą białego kamienia i światłem latarń, niepowtarzalną atmosferą kawiarń i restauracji, odmienną dla każdej dzielnicy. Czy jeszcze dzisiaj w świecie zautomatyzowanym i coraz bardziej odhumanizowanym można odnaleźć proustowski czas? Próbowało to uczynić paryskie Musée Carnavalet wystawą Marcel Proust un roman parisien.
Pobudziła ona wyobraźnię zwiedzających, przeniosła do odległego świata, ożywiając nie tylko bohaterów jego powieści, ale barwny świat: salonów, teatrów, paryskiej ulicy, ówczesnej mody. Odsłoniła dzięki temu Proustowskie zabiegi i jego twórczą dociekliwość. Można się było utwierdzić i przekonać o inności zjawisk, o kimś takim, kto nie starał się fałszować epoki i rzeczywistości, w której żył „zmuszając ją do objawienia prawd, które tak udatnie skrywa na tym świecie”. Ekspozycja przypomniała, co pisarz naprawdę kochał i tych których kochał. Przygotowana rzetelnie, zapraszała do miejsc, w których spotykał się ze swymi przyjaciółmi we wcześniejszych latach życia, kiedy jeszcze nie był do reszty pochłonięty swoją powieścią. Odsłaniała całą otoczkę potrzebną dla egzystencji Prousta, bez której nie mógłby istnieć. W pewnym sensie czytelne stały się adresy: krawca z Palcu Vendôme pod numerem 28, jubilerów z Placu Vendôme 23 i bulwaru Malesherbes 8, dostawcy win z bulwaru Haussmana 116, farmaceuty z rogu ulic de Sèze i Vignon; cukierników z Placu du Havre 14 i bulwaru des Capucines 7, dostawcy kwiatów z ulicy Royale 10, księgarza z ulicy de Laborde 50, dostawcy kawy z ulicy de Lévis 17 i dostawcy lodów z ulicy Saint-Honoré 251, restauratora w bulwaru Saint-Germain 196. Podobnie było w przypadku personelu ówczesnych paryskich domów mody: „Printemps” usytuowanego do dzisiaj pod numerami 64-70 na bulwarze Haussmana, Maison Babani na tym samym bulwarze pod numerem 98, powstałego w Paryżu w 1894 roku, „Aux Trois-Quartiers” na bulwarze Madeleine pod numerami 21-23, gdzie poznał wysokiego młodzieńca z wąsikiem i zabawnym lokiem spadającym na wysokie czoło. Proust pojawiał się też w Café Weber i Café de la Paix przy Placu d’Opera. Jadał w restauracji Larue na ulicy Royale 27, która później funkcjonowała na Placu de la Madeleine pod numerem 3, jak i restauracji Prunier słynącej z kawioru. Hôtel Ritz z Placu Vendôme, jak uważają niektórzy z biografów, był jego drugim domem. Bywał w paryskiej Operze Garnier. Swoje eseje wysyłał do kilku wydawców: Calmanna Lévy’go przy rue Auber 3, do Bernarda Grasseta przy rue des Saints Pères 61, jak i redakcji ówczesnych poczytnych pism: do „Le Figaro” przy rue Drouot 26, do „La Nouvelle Revue française” przy rue Madame 37, a później przy rue de Gernelle 3, do „Gazette des beaux arts” przy rue Favart 8 i do „Mercure de France” przy rue de Condé 26. Otaczał się sztabem ludzi i miał osobistych kierowców oraz oddaną służbę. Wypijał morze umiejętnie zaparzanej kawy. Lubił lody, truskawki i winogrona, zielone szparagi, zimne mięso kury, zimną wołowinę i specjalnie przyrządzoną solę, jajka i frytki, zimne piwo, ale także szampan, kawior i krewetki. Do tego dochodziły paryskie croissants i mityczne ciasteczka magdalenki. Jego menu zależne było od samopoczucia i nastoju pisarza, od postępującej choroby i od czasu jaki poświęcał na pisanie, a także od towarzystwa, z którym w danej chwili przebywał. Był bardzo hojny dla dostawców i personelu restauracji, szczególnie tego z hotelu Ritz.
Proust stworzył powieść rzekę. Nie była ona fikcją, lecz alegorią życia. Pisarz okazał się mistrzem odkrywania tego, co istnieje, nadając wszystkiemu głębsze znaczenie. Czasu nieistniejącego nie da się dotknąć, nie można się z nim oswoić i go smakować. Jednak czas utracony i czas odnaleziony zawsze pozostaną zaciekawieniem i tęsknotą. Dla każdego będzie miał on inny wymiar. Ale Paryż – jak było w przypadku wielu literackich poprzedników – nie zaistniał w jego wyobraźni jako zespolony twór architektoniczny i nie stał się inspiracją do uprawiania własnej mitologii. Proust w osobliwy sposób identyfikował się z wybranymi obszarami tego miasta. Można powiedzieć, że szczególnie w ostatnich latach życia utożsamiał się przede wszystkim z pokojem, w którym przebywał długie godziny. „Wchodząc w relacje z przestrzenią, czasem i z ludźmi, którzy ten wymiar wypełniali, poszukiwał innych nowych doznań i nowych technik wyrazu co stało się podstawą jego literatury poświęconej stolicy” – zauważyła Marie-Claire Bancquart. Poza tym żył w czasie, „kiedy na początku Trzeciej Republiki w Paryżu formowały się nowe prorocze kategorie estetyczne surrealizmu i nowej powieści, nie mówiąc oczywiście o powieści proustowskiej”. Okazała się ona czymś zupełnie innym niż wcześniejsze pisarskie narracje. Dla jemu współczesnych była ona niezrozumiała, a nawet nudna. Była częścią jego samego. Była duszą miejsc i marzeń, już tych dziecięcych, wyśnionych w Combray, dotyczących piaszczystych plaż z Balbec, paryskich pejzaży, z którymi związał się w latach młodości. Pokazywał Paryż w odseparowanych od siebie kadrach, umieszczając w nich ludzi różnych warstw społecznych. Byli oni odbiciem lustrzanym dzielnicy, jaką zamieszkiwali. Sekwana dzieliła stolicę na dwa światy, ten prawobrzeżny z rue de’l Arcade, avenue du Bois, rue de l’Élysée i ten lewobrzeżny z quai d’Orsay, bulwarem Inwalidów, rue de Vaugirard, rue de l’Odéon i rue Dauphine. Ale przede wszystkim z przedmieściem Saint-Germain, którego nie wszyscy mieszkańcy należeli do tak zwanego wielkiego świata. W każdym tomie W poszukiwaniu straconego czasu, a jest ich siedem, pisarz przenosi czytelnika w inne zakątki Paryża: dzielnicę biznesu, hoteli i salonów, parków, restauracji, domów mody i jubilerów czy kwiaciarń, cukierni, krawców i kapeluszników. Tam rodzą się ludzkie namiętności. Tam szuka się wyrafinowanych przyjemności. Tam uczestniczy się w literackich konwersacjach i dysputach. Tam podziwia się toalety i biżuterię i księżniczek oraz paryskich kokot. Tam kupuje się kwiaty i prezenty, i spaceruje w Bulońskim Lasku. Ale Paryż pisarza to również miasto wojny, odcięte od światowego życia i ekonomicznej koniunktury, miasto afery Dreyfusa, dzielącej społeczeństwo na dwa obozy. Paryż Marcela Prousta ma nie jednej, lecz wiele twarzy. Nadal mieni się i rezonuje siłą ekspresji, nadaje posmak impresjonistyczny, czasami wywierając wrażenie swoją impertynencją – podkreślał Laure Murat. Prawdziwi jego bohaterowie otrzymują inne imiona i nazwiska. Zawierają związki małżeńskie, kłócą się i rozwodzą, a przede wszystkim się starzeją. Pryska czar i uroda. Pozostają zmarszczki i zwietrzały zapach perfum. Chorują na manie wielkości. Są zazdrośni i mściwi. Bywają w wielkim świecie i podróżują. A szczere i oddane przyjaźnie nie są ich mocną stroną. To, że pochodzą z wielkiego świata, niczego nie zmienia. Są takimi śmiertelnikami jak każdy człowiek i cała teatralna otoczka pryska jak bańka mydlana. Proust opowiada czytelnikowi to, co widzi, ze wszystkimi możliwymi szczegółami, przeplatając opisy osobistymi refleksjami. Ujawnia prawdę o ludzkich charakterach. Zabiegając o bywanie w światowych salonach, światowość jednocześnie napiętnuje. „Właśnie on wykazał idiotyzm, grubiaństwo i nudę życia światowego, tak że po przeczytaniu jego dzieła tracimy wszelkie zaufanie co do rzeczywistej atmosfery panującej na przykład na najbardziej «błyskotliwych» salonach XVIII wieku, i zdajemy sobie sprawę, że «świat» nigdy nie był i nie może być czymś innym niż mit” – stwierdził Jean-François Revel w swojej książce O Marcelu Prouście.
Marcel Proust całe swoje niedługie życie poświęcił na różnorakie zabiegi i wybiegi, aby się do tego świata dostać. Dla jednych był snobem. Inni uważali, iż cierpiał z powodu tego, że urodził się o stopień niżej w społecznej hierarchii. Jeszcze inni utrzymywali, iż uparcie i z premedytacją zdążał do sławy, że chciał zaistnieć w literaturze czerpiąc pełnymi garściami ze świata próżności. Czytając dokładnie jego życiorys, opublikowane eseje, jego książkę W poszukiwaniu straconego czasu, a przede wszystkim listy, które pisał nieprzerwanie z uporem maniaka, powinniśmy „spojrzeć na nasz świat jego oczyma nie zaś gapiąc się naszymi oczami na jego świat” – sugerował Alain de Botton w książce Jak Proust może zmienić Twoje życie. Być może dopiero wówczas jesteśmy w stanie odkryć prawdziwą osobowość pisarza.
10 lipca 1871 roku na starych przedmieściach Auteuil, w szesnastej dzielnicy Paryża przy ulicy La Fontaine 96 Marcel przyszedł na świat. Był czas wojny. Dom wuja matki pisarza Louisa Weila, leżący w znacznym oddaleniu do bombardowanej stolicy, dawał spokój i schronienie żonie Achilla-Adriena Prousta spodziewającej się dziecka. Auteuil w XIX wieku było elegancką dzielnicą pełną parków i zielonych arterii, przypominającą wówczas wiejską, rajską przystań. Po urbanistycznych planach i przebudowie stolicy Francji pod nadzorem barona Haussmanna urocze, wiejskie Auteuil zmieniło jednak swoje oblicze. Chociaż nadal pozostały tam ciche, zazielenione enklawy i do dzisiaj kuszą paryżan możliwością osiedlenia się w Auteuil. W XVI stuleciu Molière i Boileau mieli tu swoje letnie rezydencje. Dwa wieki później salon Madame Helvétius zwany Cercle d’Auteuil zaszczycali swoją obecnością Diderot, d’Alembert, Turgot, Condorcet i wielu innych. Bracia Goncourt Edmond i Jules mieszkali u bram Auteuil w willi Montmorency, nazwanej grenier d’Auteuil. Dzisiaj, po stu pięćdziesięciu latach od tego wydarzenia, nie znajdziemy domu i ogrodu Louisa Weila, miejsca, o którym z taką estymą i tęsknotą pisał na stronach swojej powieści Marcel Proust. Mała kamienna tablica umieszczona na okazałej kamienicy, wybudowanej przy ulicy Jean de La Fontaine w Auteuil pod numerem 96, to ślad dawnej epoki. Dla małego Marcela ogród wuja był miejscem wakacji i świąt, był miejscem zaczarowanym, podobnym do tego, który odwiedzał przyjeżdżając z wizytą w rodzinne strony swego ojca, urodzonego w Illiers-Combray w departamencie Eure-et-Loir.
Rodzice Marcela poznali się w Paryżu. Ich ślub odbył się 3 września 1870 roku. Jeanne Weil (1849-1905) miała wówczas 21 lat i była 15 lat młodsza od swojego męża. Achille-Adrien Proust (1834-1903) był lekarzem z doktoratem, walczącym z epidemią cholery nie tylko we Francji, ale w całej Europie. Młoda panna urodziła się w rodzinie zamożnego żydowskiego bankiera Natana Weila. Otrzymała solidne, wszechstronne wykształcenie. Jej przyszły małżonek pochodził z prowincji i był katolikiem. Kwestia wyznania nie stanowiła przeszkody. Na łono katolickiej wspólnoty Marcel Proust został przyjęty przez chrzest w Saint-Louis-d’Antin, kościele przylegającym do budynku Lycée Condorcet, którego później zostanie absolwentem. Na chrzcie otrzymał imiona Valentin, Louis, Georges, Eugéne. Brat Robert przyszedł na świat w 1873 roku. Życie Marcela Prousta powiązane było przede wszystkim z ósmą dzielnicą francuskiej stolicy. W 1873 roku rodzice pisarza zamieszkali w czteropiętrowym domu przy rue Roy 8. Stamtąd dosyć szybko przenieśli się na bulwar Malesherbes pod numer 9, do okazałej kamienicy sąsiadującej w bliskości z kościołem Madeleine. Budowla pamiętająca epokę Drugiego Cesarstwa stała się rodzinnym domem Marcela na prawie trzydzieści lat. Nie znajdziemy w niej dzisiaj śladów zakładu krawieckiego Epplera i firmy ,,Standford”, ale wejścia do niej nadal broni dwuskrzydłowa, przeszklona brama okuta żelazem. Wyżej nad nią, jak na herbowym polu, widnieje numer 9 okolony dębowymi liśćmi. Pod tym adresem próżno szukać tablicy pamiątkowej związanej ze śladami bytności Prousta i jego rodziny. Są one na kartach jego powieści w części zatytułowanej W stronę Swanna. Od tamtej epoki kamienica nie zmieniła swego wyglądu. Piętra okalają metalowe balustrady, a na poddaszu chambres de bonne nadal są sypialnią dla służby. Ósma dzielnica urokliwą według opinii pisarza nie była. Ale stąd nie tak daleko było do Pól Elizejskich i pierwszych zauroczeń, młodzieńczych sympatii i utajonych miłości.
Marcel Proust pielęgnował swoje zaczarowane miejsca. W jego biografii było ich wiele, tak tych wyobrażonych, jak i tych realnych. Tracił je z różnych powodów. Najważniejszym była astma, przekleństwo jego życia. Jednak w opinii George’a D. Paintera ta choroba „pomogła mu uciec od świata i stworzyć dzieło de si longue haleine”. Mieszkanie jego rodziców odwiedzali czasami zapraszani przez niego, jego przyjaciele Reynaldo Hahn i Gaston de Caillavet. Śledząc biografię pisarza trzeba się przenieść pod kolejny adres jego zamieszkania, do kamienicy pod numerem 45 przy rue de Courcelles. Mieszkał tam waz z rodzicami. Osierocony przez ojca w 1903 roku, a przez matkę, którą kochał na przemian z uwielbieniem i skrytą urazą w 1905, ponownie powrócił z obrzeży ósmej dzielnicy na bulwar Haussmana pod mumer 102 w 1907 roku. Rue de Courcelles sąsiaduje nadal z rue Monceau, słynącej wówczas z literackich salonów, co Proustowi ułatwiało bywanie w wielkim paryskim świecie. Salon literacki księżniczki Matyldy wywodzącej się z rodu Bonapartów, posiadłość zaprzyjaźnionej z pisarzem rodziny Bibesco, pawilon akwarelistki Madeleine Lemaire, nazywanej przez otoczenie Prousta „cesarzową od róż”, wszystkie te miejsca, uwiecznione przez pisarza w dziele jego życia, nie tylko sprawiły pisarzowi przyjemność bywania i bycia przyjmowanym, ale jednocześnie ukazywały ludzkie próżności i wierność etykiecie nie mającej tak naprawdę żadnego znaczenia. O mieszkaniu na bulwarze Haussmana nie miał dobrego zdania. Wracał jednak do miejsc z dzieciństwa i do śladów, którymi niegdyś chodziła jego matka. To tutaj najwięcej pracował. To tutaj otoczony był służbą, najpierw Nicolas i Céline Cottin, trochę później Céleste Albaret, gospodyni i powiernicy pisarza. Nie można pominąć osoby Alfreda Agostinelli, kierowcy, sekretarza i towarzysza ich intymnego życia. Rozdrażnienie, częsta irytacja, wlecząca się latami choroba astmy, być może i alergii, czyniły z Prousta cierpiętnika i, jak wskazuje wiele przekazów, tyrana. Zamykał się w pokoju, do którego mało kto miał dostęp, w pokoju obitym korkiem znajdywał zupełną ciszę i odpowiednią atmosferę. Tam nikt i nic jej nie zakłócało. Jedynie służba musiała nieustannie czuwać i akceptować każdą jego zachciankę. Zawsze domagał się jej z uprzejmą bezwzględnością. Pod tym adresem, które przypominało mu tych co kochał i tych których nie darzył zbytnią sympatią, przeżył 12 lat. Kamienica została sprzedana bankowi Varin Bernier, bez uprzedzenia Prousta, w 1919 roku. Pisarz miał wówczas 48 lat. Obecnie haussmanowski budynek służy również bankowi, francuskiemu CIC. Na fasadzie kamienicy umieszczono tablicę potwierdzającą lata, w których mieszkał tutaj Marcel Proust.
Utrata mieszkania stała się poniekąd katastrofą. Kolejna przeprowadzka oddaliła go od centrum stolicy. Przez kilka miesięcy, zanim znalazł nowe lokum, pomieszkiwał u Gabrielle Réjane, aktorki z czasów Belle Epoque, rywalki Sarah Bernhardt. Jej mieszkanie usytuowane było pod numerem 8 przy rue Laurent Pichat w szesnastej dzielnicy Paryża. Osobowości tych dwóch pań posłużyły w stworzeniu jednej z fikcyjnych postaci, Bermy, o której śnił narrator w Poszukiwaniu utraconego czasu. Trudno było znaleźć lokum, które zadowoliłoby Marcela Prousta. Kamienica przy rue de l’Amiral-Hamelin pod numerem 44 to jego ostatni adres. Célesta, oddana gospodyni i powiernica mieszkała w nim razem do ostatnich dni jego życia. Tak więc na trzy lata przed śmiercią powrócił do dzielnicy swego urodzenia, ale nie do Auteuil, a do Chaillot, położonego na północnym wschodzie Paryża. Tutaj, na krótko, miejsce do pracy urządził podobnie jak przy bulwarze Haussmana. Nie rozstawał się ani z pokojem obitym korkiem, ani ze swoim łóżkiem, zarzuconym zapisanymi stronami powstającej powieści rzeka. Życie pisarza, o którym w na przełomie dwóch wieków XIX i XX huczało od plotek zatoczyło krąg. Dzień 18 listopada 1922 roku jest dniem jego śmierci. Pochowano go na paryskim cmentarzu Père-Lachaise. Jego obecność w literaturze i ekstrawagancja w życiu przez kolejne sto lat nie zaspokoiła ciekawości wielu, a kamienicę przy rue de l’Amiral-Hamelin objął w posiadanie Hôtel Elysées Union.
Anna SOBOLEWSKA
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXIII, październik 2022