Pisarz to taki drań, który powie o wszystkim, nie cofnie się przed niczym, byle być
w zgodzie z własnym sumieniem i prawdą, będącą dla niego najwyższym trybunałem!
Pisarz to właśnie ten barometr prawdy.
Jan Rybowicz
Im częściej zaglądam do twórczości Zbigniewa Masternaka, tym mocniej przekonuję się, jak bardzo autor Nędzoli jest spokrewniony duchowo z Janem Rybowiczem. Obu artystów łączy nie tylko to samo postrzeganie świata, ale również (a może przede wszystkim) podobny rodowód. Urodzili się bowiem na południowym wschodzie Polski – Zbyszek w Piórkowie, w podkieleckiej wsi, Janek w Koźlu, w pobliżu czeskiej granicy. Całe jednak swoje życie spędził w Lisiej Górze pod Tarnowem, którą prześmiewczo opisał w zbiorze opowiadań Wiocha Chodaków. Zbyszek Masternak z kolei w podobny sposób przedstawił swoich sąsiadów w młodzieńczej trylogii, Księstwie, które zostało zekranizowane przez Andrzeja Barańskiego w 2011 roku.
Przedstawione przez obu pisarzy w drapieżny sposób historie wsi i ich mieszkańców, co oczywiste, przysporzyły im wielu wrogów w rodzimych miejscowościach. W Księciu bez ziemi niemal w każdym z rozdziałów pobrzmiewać będzie echo owego napiętnowania i odrzucenia. Nasz etyczny apostata nie godził się bowiem z wolą ojca, by po jego śmierci przejąć ojcowiznę – kilka hektarów ziemi – i pełnić jak on rolę pijanego zarządcy swego rozpadającego się dobytku. Młody Zbyszek wiedział, że ten świat nie jest dla niego – deszcz, błoto, pot i owszem, ale tylko podczas kopania piłki błotnej, dzięki której czterokrotnie zdobył tytuł mistrza Polski.
W Księciu bez ziemi Zbigniew Masternak oprowadza nas po swoich życiowych doświadczeniach. I to jest w moim przekonaniu największa siła tej prozy: opowieść nasycona biografią pisarza. Trzymająca się życia niczym cień. Czas, w którym matka była jeszcze obecna ulega zmitologizowaniu. Kobieta, czarodziejka, potrafi odkryć najskrytsze sekrety syna, zna jego pragnienia i przeznaczenie. To dlatego za ostatnie pieniądze kupi mu maszynę do pisania, a po śmierci wiele razy jeszcze przyśni się synowi, trafnie doradzając w życiowych wyborach. Ojciec z kolei, zapijający swoją wiedzę i wrażliwość mężczyzna, zostaje powoli wyparty przez rozczarowanego nim syna i w pewnym momencie zastąpiony obrazem innego, którego tajemnicze zdjęcie przez całe życie matka trzymała na swoim biurku.
„Kielecki łotrzyk”, jak o sobie lubi mówić bohater Księcia…, ma wiele na sumieniu. Przewiny młodości, łamanie prawa, szemrane zbratania ciążą mu jak kamień. Jego wewnętrzy świat utkany jest z paradoksów: wolnomyślny, odważny pisarz uciekający przed okiem policji, co rusz zmieniający adresy zamieszkania, ścigany listem gończym, chowający się w różnych norach przed wzięciem odpowiedzialności za popełnione czyny. Odważny banita.
Masternak antycypuje stan wydrążenia pisząc opowiadanie Jezus na prezydenta, które wplata w tkankę aktualnej powieści. Podjął ten temat już wcześniej w swej krótkiej noweli filmowej, czy raczej w dłuższym opowiadaniu z 2010 r. o tym samym tytule. Jak pisałam wówczas w recenzji: „Na Dworcu Centralnym w Warszawie pojawia się Jezus w szatach żebraczych. Próbuje zebrać od przechodzących ludzi pieniądze na kampanię prezydencką. Jego wygląd przykuwa uwagę policjantów, którzy aresztują go i osadzają w celi razem z Wysmukłym – lokalnym gangsterem. Ten opowiada historię Jezusa swemu szefowi Padlinie. Warszawski mafioso błyskawicznie dopatruje się w kandydaturze Jezusa spektakularnego sukcesu i postanawia zasponsorować całą jego kampanię prezydencką.
Odtąd akcja nowelki jeszcze bardziej przyspieszy – Jezus odwiedzi najdalsze zakątki Polski, by głosić Słowo Boże. Na proste pytania ludzi będzie odpowiadał archaicznymi cytatami sprzed dwóch tysiącleci. Można by rzec, że boskie słowo jest wiecznie młode, powtarzane co tydzień w kościele w tej samej formie. Jednak w tym przypadku bardziej drażni to nasze oko i ucho niż cieszy. Autor zwraca w ten sposób uwagę czytelnika na skostniały język ewangelii, na boską niemoc porozumienia ze współczesnym człowiekiem, brak komunikacji.
Sama postać Jezusa jest antynomiczna. Z jednej strony jest prawy, dobry, szlachetny, wybaczający najgorszym złoczyńcom, pomagający kobiecie w ciąży, empatyczny… Z drugiej jednak Jezus Masternaka to psychotyczny przebieraniec, który uwiedziony podszeptem szatana zstępuje na ziemię, by udowodnić złemu duchowi swą przewagę nad nim – miałaby nią być wygrana kampania prezydencka. Nie posiada nieziemskich mocy, ponieważ obiecał diabłu, że nie będzie w drodze do celu szedł na skróty i nie użyje swych fantastycznych zdolności.
Tak czy owak Jezus jest postacią podwójnie tragiczną – uwiedzioną (przez diabła i jego świtę) i uwodzącą (ludzi). Jest zmanipulowanym manipulantem, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi. Ale Jezus Masternaka to również człowiek bezradny i naiwny. Domyślamy się, że już w chwili przyjęcia zakładu z diabłem, przegra”[1].
No dobrze, tylko po co po dziesięciu latach autor do tego utworu (w nieco skróconej formie) powraca? Po pierwsze, pomaga mu to rozliczyć się z własną przeszłością, ukazać niezmienność świata na przestrzeni dwóch tysięcy lat i przez to zyskać jako takie pocieszenie, że w tej kolejnej, alegorycznej, opowieści zawarty jest los o księciu bez ziemi, królu bez korony, zbawcy bez apoteozującego go świata. Po drugie, ukazuje proces powstawania opowiadania, które zostaje wessane przez jedną z historii, nakreślającą aresztowanie bohatera. Nieokiełznana dzikość jego natury, gwałtowność reakcji podczas spotkań autorskich, o których dość szeroko opowiada, organiczna niemal nienawiść do krytyków, włodarzy i wszelkiej maści cwaniaków obnaża niemożność poddania się bohatera Księcia… cywilizacyjnej tresurze i społecznym rygorom. W pewnym jednak momencie ma dość życia w ukryciu, pozdrawia z telewizyjnego ekranu poszukujących go policjantów, wyciąga białą flagę i… zostaje aresztowany.
Demaskacja złudzeń kieleckiego „księcia” nastąpi pod koniec niniejszej opowieści. Udręczony przez życiowe niepowodzenia bohater uświadamia sobie absurd istnienia. Jednak przed ostatecznym destrukcyjnym zamachem na swoje życie chroni go rodzina. „A ja? Nawet nie było sensu się wieszać, to byłoby tylko przyznanie się do porażki. Mógłbym przez to nauczyć syna łatwych wyborów” (s. 258).
Rybowicza od Masternaka odróżnia samotność. Janek leczył ją alkoholem, zapijał w knajpach na śmierć. Dla Zbyszka ucieczką od samotności jest rodzina – piękna małżonka Renata i ich syn, który – być może – odkupi kiedyś sprzedane przez ojca ziemie. Obaj demaskatorzy świata, ekshibicjoniści własnych przeżyć, uczuć i chwil, stawiają w swojej twórczości za imperatyw, by najpierw przeżyć kawałek życia, a potem go opisać. „Wyznawałem zasadę: «najpierw doświadczam, potem opisuję» (ZM), „Trzeba wpierw żyć, dopiero później pisać” (JR). No i forma: bezceremonialne rozliczanie się z duchami przeszłości, ze wszelkiej maści zawistnikami w postaci krytyków, głupoty osób prowadzących spotkania autorskie oraz bezrefleksyjnej młodzieży uczestniczącej w tychże spędach, ale także głębokie i mroczne podróże w siebie, w świat, przemierzanie życia o głodzie i boso – to wszystko znajdziemy w prozie obu pisarzy, z których jeden ukochał poezję, a drugi nienawidził.
Proza Zbigniewa Masternaka to prawdziwa epopeja prowincjonalnej powszechności, ukazująca niemożności wyrwania się z jej więzów. Bo wieś i dręczy pisarza, i ekscytuje. Przytaczając język swojaków kreśli naturalistyczny obraz jednego miejsca na ziemi, które wydało go na świat, żywiło i wyniosło. Marzenia, tęsknoty, rozterki, złudzenia postrzegane jako pasmo niekończących się udręk odnajdziemy w tym podkieleckim mikrokosmosie. Ale – co warte podkreślenia – tytułowy książę nie jest tu turystą odwiedzającym ziemskie inferno. Jest zapoznanym z dziewięcioma kręgami przewodnikiem. Warto wyruszyć z nim do jego wewnętrznych piekieł, przemierzyć tę chtoniczną przestrzeń i wyjść z tego rozdarcia, mimo wszystko, nienasyconym.
Irmina KOSMALA
[1] Jezus na prezydenta! – Zbigniew Masternak (kuznia.art.pl) (dostęp: 30.10.2022).
Zbigniew Masternak, Książę bez ziemi, Wydawnictwo Paśny Buriat, Kielce 2021.
Irmina Kosmala (1976) ur. w Gnieźnie. Poetka, recenzentka, animatorka kultury, polonistka i mgr filozofii. Autorka prozy Złuda (VipArt, 2020). Współtwórczyni i prowadząca dwóch festiwali literackich: gnieźnieńskiej Nocy Poetów: „Słowo-tok” oraz „Pretekstów”, współautorka miejskich dyktand ortograficznych „O złotą stalówkę”, inicjatorka comiesięcznych spotkań literackich oraz – od piętnastu lat redaktor naczelna Kuźni Literackiej: www.kuznia.art.pl. Mieszka na Dalkach w Gnieźnie.
Recogito, rok XXIII, listopad 2022