Chwalić świat własnym głosem

Okładka książki (2024)©.Warstwy

Mieć uniwersalny przepis na wiersz

„Przez chwilę wydawało mi się, / że przedświąteczny zgiełk ma sens – / ludzie patrzący pod nogi, dokądś idący” (Tamten dzień). Sztuką jest chwalić świat własnym głosem, a poeta Mariusz Grzebalski umiejętnie to czyni, opracował bowiem coś w rodzaju „przepisu na wiersz”. W nowej książce poetyckiej Tylko kanarek widział* kolejne odsłony ukazują rzeczywistość cząstkową, okrojoną do jednorazowego spojrzenia na najbliższą okolicę (rzeczy, ludzie, zwykłe sprawy, przywołania z pamięci), a w domyśle jest całość człowieczych dziejów: trud pracy, miłość, odchodzenie. Stosuje sprawdzoną w poprzednich tomikach metodę fragmentarycznych ujęć i krótkich narracji o błahych zdarzeniach: spacer nad morzem, jazda pociągiem, stolarskie prace domowe, widok z okna. Czytelnik mimochodem dowiaduje się, że w tle jest coś więcej niż opis pejzażu – wspomnienie przyjaźni z młodości, ułamek prawdy historii, wysuwane zza zasłony spotkania i rozstania – jest wielka niewiadoma losu, tajemnica śmierci, surowa egzystencja i żadnych gwarancji przetrwania w optymistycznym uniesieniu. Jest być może oczekiwanie na nowe otwarcie.

Bohater wierszy chciałby poznać bliżej ludzi po wyrazie twarzy, np. krewnych na żałobnym zdjęciu lub spotkanych po drodze przechodniów ujrzanych na mgnienie, a więc niedogłębnie, lecz dochodzi do wniosku, że nawet to jest niemożliwe i pozostaje na swojej pozycji obserwatora z oddalenia. Za mało ma danych i tak naprawdę nie wie, kim są dla niego, dla siebie nawzajem, kim jest on sam. Powroty w odległe lata młodości nie dają odpowiedzi. Próba żartu w poincie wiersza Nic z tego (o pogrzebie pradziadka Walczaka) wiele mówi o stanie zagubienia, w jakim znajduje się liryczne „ja” – to świadek zdarzeń niepewny siebie, niespełniony w tym, co widzi i czuje, co potrafi przekazać: „Właściwie nie wiem, czego chciałem – / chyba tylko bezpiecznie się przespać” (Fakty raz jeszcze). Przyjmując taką metodę opisu rzeczywistości (ogólne spojrzenie, ledwie muśnięty temat, poznawcze ograniczenia mowy) poeta ukazuje płynność rzeczy i spraw, a jednocześnie przypomina o powtarzalności życia i umierania. Niechętnie ujawnia uczucia, oszczędnie używa określeń, a jeśli pozwala sobie na kilka czułych słów, to jedynie wobec babci, która pojawia się w jego snach: „Wstaje słoneczny dzień – / podobny do tego, kiedy lata temu, / po wizycie na cmentarzu, / poszliśmy na piwo do pubu przy akademikach, / a jej kruczoczarne włosy dokazywały w słońcu” (Moja babka Władysława). Wśród tekstów brakuje metaforycznego portretu Doroty, której zadedykował tomik, lecz ten zwrot jest ważny, bo to imię na nowo redaguje jego (poetycki) los.

Słowa nowych strof „pędzą w różne strony / zdobywać świat” jakby to były chłopięce zabawki z plastiku – mogą się rozpaść w każdej chwili na cząstki, sylaby, a ich nietrwałe części odłączają się od siebie jak kora od suchego pnia, gdyż ogień w kominku już się wypala i nie ogrzewa gorącym podmuchem (Ogień buszuje w kominku). Poeta mówi nam o nawróceniu ku pierwotnym impulsom i oczarowaniom, ale zdaje sobie sprawę, że nic się powtórzy z  tego, co było i pozostaje mu jedynie niewielki szkic na pamiątkę minionego czasu – pożegnanie bliskich zmarłych, nostalgia. Portretuje ze współodczuwaniem napotkanych ludzi i odnotowuje trasy ciężarówek do ubojni „pełnych lęku”, zauważa cudzą samotność: „Siedzi w pustym mieszkaniu, / marzy o biżuterii, / jakby jeszcze były przed nią / jakieś premiery. // Nie te tłuste / gary w zlewie, / nieumyte okna, / kule oparte o łóżko” (Jagienka w październiku).

Mariusz Grzebalski ufa surowej relacji, oszczędnemu opisowi miejsca, notatce na marginesie, idzie utartymi ścieżkami, nie podejmując ryzyka stylistycznej odnowy – to jego uniwersalny przepis na wiersz. Charakterystyczne dla poprzednich wydań dwuwersowe komentarze do rzeczywistości chciałyby jak dawniej uwieść czytelnika lekkością pointy, urodą skrótu, lecz czegoś istotnego tu brakuje – właściwej miary zdobytego doświadczenia. Gdy czytamy tytuł wiersza Niektórzy chodzą jeszcze ciepło ubrani, ciekawi jesteśmy dalszego ciągu, a otrzymujemy rozpoznawalny wzór: „Ale na przedmieściach młode dziewczyny / sprzedają już pierwsze tej wiosny tulipany”. Chciałoby się usłyszeć więcej niż to przelotne wrażenie, bo przecież nie podejrzewamy, że poeta nie sięga głębiej, pytając o sens bytowania. Jeden z autorów, którego książki prozą poeta ceni, powiedział żartem po lekturze tej refleksji, że gdyby tu dodać „się” i „za”, uzyskałby lepszy efekt zmysłowych odniesień niż w mówieniu o seksie wulgarnie, wprost – jak w wierszu Kiedy skończyły się żniwa.

Wieczór autorski Mariusza Grzebalskiego w Café Głos, poprowadzony przez Teresę Tomsię (Poznań, 1999)©.Eugeniusz Tomsia

Opowiadać z umiarem

Poeta z umiarem opowiada najbliższy świat, używając jedynie słów koniecznych, rzuconych niby od niechcenia, na marginesie domowych zajęć, wspomnień, codziennych czynności. Czytelnik idzie za autorem znanymi tropami i niekiedy czuje niedosyt, licząc na bardziej pogłębioną myśl w poincie utworu. Znajdują się w tym tomiku refleksje mówiące o oczyszczeniu duchowym przed światem i sobą, pojawia się znajomy „zeszyt”, „lampa” i „pióro”, jednak potrzeba więcej żaru, żeby wers pobudzić do nowego życia – i o tym właśnie wypaleniu czy zatrzymaniu w drodze pytań o tajemnicę istnienia rozmawia z nami poeta.

Tytułowy wiersz tomiku Tylko kanarek widział ma dwa wersy i tworzy spójną całość z dopełnieniem: „Jak nad ranem wyjmowałem / drobne ze skarbonki” i jest egzemplifikacją artystycznego wyboru – autor zauważa rzeczy drobne, ogląda je w świetle wrażliwości i próbuje z nimi wejść w grę znaczeń głębszych niż to się na pozór wydaje. Chodzi tu o utraconą niewinność pierwszego spojrzenia na świat, młodzieńczych zmysłowych doznań i poszukiwania siebie pośród rzeczy, ludzi, przypadkowych zdarzeń. Odnalezione po remoncie przedmioty (pióro, zeszyt) są to rekwizyty znane z dawnych wierszy, lecz wciąż pomocne na ścieżkach natchnień. „Dawać radę”, to znaczy próbować powstać z zagubienia – i to właśnie czyni poeta w nowych wierszach, przekładając je jak pergaminem w pamiętniku znanymi motywami zaniechanej rozmowy z ojcem, remontu domu, czułości dla zbieracza makulatury. Prowadzi z czytelnikiem subtelną grę w odgadywanie tropów, tematów, sposobów opowiadania, co z jednej strony jest interesującym zabiegiem, z drugiej jednak ukazuje niemożność odejścia od sprawdzonych wątków, brak wznoszenia się w inne obszary, jest tu jakieś nieokreślone zatrzymanie w miejscu, z którego poeta nie jest w stanie ruszyć.

W kulturze wielkopolskiej wciąż wiele się dzieje – za kilka dni poeta będzie promował swój tomik w klubie „Łazęga Poznańska”, w Księgarni Arsenał moje nowe wiersze z tomiku Chłodne strugi (2025) zaprezentuje poetka Łucja Dudzińska, a ja przedstawię zebranym pisarzom książkę Rafała Żebrowskiego Póki myśl krąży, ponieważ – jak już wiedzą czytelnicy „Recogito” – zmarły w połowie grudnia ubiegłego roku poeta w moich rękach zostawił swoje dzieło, abym o nie zadbała i pokazywała światu. Przyjazne spojrzenie na twórczość innych, wsłuchanie się w odmienną dykcję może być dobrym przygotowaniem do rozmowy podczas Światowego Dnia Poezji, który przypada co roku 21 marca. Życzę Wszystkim Twórcom owocnego dialogu i ciekawości „drugiego”.

Trudno powiedzieć, czy taki reporterski cel Grzebalski założył celowo w tym tomiku, czy po prostu chciał być wierny swemu przesłaniu: „Nie przepadam za epitetami”, pozostaję obserwatorem. W tomiku W innych  okolicznościach (2013) ludzie także byli pod bacznym okiem autora, to oni dawali mu twórczą siłę i nadzieję trwania: „Ale nagle spada śnieg / i wszystko rozjaśnia. // Nie mogę oderwać wzroku / od matki, która całuje syna / w samochodzie stojącym obok (Krótki dzień bez światła). Za co można by pochwalić poetę, to na pewno za sprzeciwianie się nadmiernej konsumpcji i pustemu gadulstwu, co czyni dyskretnie w wierszu Mój czarny kapelusz z niewielkim zawiniętym w górę rondem pokrywa się kurzem na półce – w tym przypadku tytuł wiersza jest już całą opowieścią, której ciąg dalszy każdy może sobie dowolnie dopowiedzieć.

Teresa TOMSIA

*Mariusz Grzebalski, Tylko kanarek widział. Projekt graficzny, ilustracje – Angelika Kukioła. Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2024.

Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka prozy dokumentalizowanej Dom utracony, dom ocalony (2009), scenariuszy, tekstów pieśni. Jej wiersze tłumaczone były na j. niemiecki Wieczna rzeka – Der ewige Fluss (1996), na j. niemiecki i francuski Schöner – Piękniejsze – C’est plus beau (2000), znajdują się w antologiach i wydaniach zbiorowych, m.in. Poznań Poetów (2011); wieczór/vespera. poezja/antologia „toposu” (2020), antologia polskiej poezji katastroficznej Rzeki ogniste (2022). Autorka tomików wierszy, m.in. Gdyby to było proste (2015), szkiców literackich Niedosyt poznawania (2018). W kwartalniku Uniwersytetu Rzeszowskiego „Fraza” od kilku lat prowadzi cykl W pamięci, w odbiciu. Wydała wybór wierszy W cieniu przelotnego trwania (2021) oraz cykl liryków paryskich W znikającym ogrodzie (2023), który został finalistą Nagrody ORFEUSZA. Pochodzi z rodziny o ziemiańskich tradycjach kresowych, w tekstach podkreśla rolę dialogu i otwartości na inną dykcję, interesuje ją przenikanie się sztuk. Ostatnio w Galerii Autorskiej prowadzonej przez Jacka Solińskiego i Jana Kaję ukazał się jej nowy zbiór wierszy Chłodne strugi (Bydgoszcz 2025). Mieszka w Poznaniu.

Recogito, rok XXVI, luty 2025