Czy kultura chrześcijańska jest nieatrakcyjna?

Wnętrze katedry (Spira, 2001). Fot. Michael Wittbrot © Recogito

Dziś ludzie żyjący wiarą, ludzie identyfikujący się z kulturą chrześcijańską coraz częściej spotykają się z niezrozumieniem swojej postawy, z obcością, odrzuceniem, osamotnieniem w wielu środowiskach, również w środowiskach akademickich, środowiskach inteligencji. A może najczęściej tam. To miody, wchodzący w życie człowiek musi stawiać czoło takim zjawiskom, jak nieatrakcyjność chrześcijaństwa dla wielu współczesnych twórców kultury, jak nieobecność Boga w wielu głośnych i podziwianych dokonaniach artystycznych.

Próbę odnalezienia się w gęstwinie pytań i wątpliwości zacznę od czegoś, co jest dość oczywiste, ale powinno zostać przypomniane.

Kościół jest tworem trwającej przez wieki współpracy Boga i ludzi. Bywa, że Kościół zostaje odrzucony ze względu na Chrystusa, który sam mówił „twarda jest moja mowa”, „przyniosłem miecz”. Kościół bywa odrzucany, bo Krzyż jest „znakiem sprzeciwu”. Ale bywa też, i to wcale nierzadko, że Kościół jest odrzucany ze względu na grzechy ludzi, którzy go współtworzą i reprezentują. Jest odrzucany, bo my, ludzie Kościoła, pokazujemy nieraz naszym braciom fałszywy, skrzywiony albo niejasny obraz Boga, pokazujemy Chrystusa tak nieprawdziwego, że uczciwi ludzie nie mogą go przyjąć.

To samo w szerszym zakresie dotyczy kultury chrześcijańskiej, w której najprawdziwsze natchnienia Ducha Świętego uwikłane są w sprawy ludzkich talentów, ambicji, poszukiwań, a także ludzkich grzechów.

Patrząc z Europy ma Europę

Katolik, Europejczyk nie może mieć całkiem obiektywnego spojrzenia na problem „kultury chrześcijańskiej”. Wkracza bowiem nie tylko na płaszczyznę kategorii humanistycznych pytań, które kształtowały się w Europie pod wpływem chrześcijańskich tradycji. Wkracza również w przestrzeń osobistych doznań, zaangażowań. Jesteśmy nie tylko naznaczeni i obciążeni europocentryzmem, jesteśmy też ograniczeni emocjami, wpływem tego, co nieświadome. Niesprawiedliwie sądzimy kulturę, w której żyjemy. Mamy też tendencje do zbytniego pobłażania, do ułaskawiania win. Bo to aż za często są nasze osobiste winy.

Czy kultura europejska to coś bardzo różnego niż kultura chrześcijańska? 

Wydaje się, że nawet to, co ateistyczne, bezbożne, antychrześcijańskie, w kulturze europejskiej ma swoje chrześcijańskie korzenie. A to, co europejska kultura przyjęła z judaizmu, klasycznej filozofii greckiej, rzymskiego prawa, wpływów klasycznego Wschodu, to wszystko w dużej mierze przechodziło prze filtry myślenia kategoriami Ewangelii, Ojców Kościoła, tradycji liturgicznej pierwszych chrześcijańskich gmin.

Kiedy patrzymy na kulturę współczesnej Europy, to nie tylko widzimy skomplikowany splot nurtów i tradycji, szkół artystycznych i doktryn filozoficznych, tradycji narodowych i subkultur środowiskowych. Widzimy, że to kłębowisko czcigodnej tradycji i kiełkujących nowinek jest poddane erozji czynników spoza Europy.

Ciekawość tego, co obce, chęć zrozumienia inności, to było zawsze europejską specjalnością. Chrześcijański uniwersalizm zamieniał te ciekawość w otwartość, uznawanie innych kultur. Ta otwartość przeważnie była silniejsza od ksenofobii powodowanej lekiem, pychą, chęcią dominowania. Tak jest i dzisiaj. Dzisiaj jednak na naszych oczach samo pojecie Europy wydaje się zakwestionowane. Europa jest podzielona na kraje Paktu Północnoatlantyckiego i Unii Europejskiej, i na kraje spoza bloku, biedniejsze i mniej bezpieczne. Europa jest miejscem wielkich migracji ekonomicznych całych społeczności z innych kontynentów, niosących inne tradycje kulturowe i religijne. Upadek żelaznej kurtyny otworzył Europę ku Wschodowi, od Mińska i Lwowa aż po Samarkandę, Bucharę, Irkuck, Władywostok, Sachalin ciągną się przestrzenie, w których ludzie aspirują do europejskiej cywilizacji materialnej. Dżinsy, kasety video, pojęcie praw człowieka, a także katoliccy księża z orędziem Chrystusa przenikają na te euroazjatyckie przestrzenie.

Europa jest wreszcie częścią globalnej wioski, zdominowanej przez komercjalną cywilizację amerykańską. Te same reklamy, seriale, filmy, pokazy mody, przeboje płyną przez ekrany Europy i reszty świata. Ta część amerykańskiej produkcji muzycznej, filmowej i TV, jaka do nas dociera, to wynik działania grup, które wcale nie wyrażają skomplikowanej, ale w ogólności wrażliwej na sprawy religii i moralności społeczności Ameryki. To raczej grupy, które przedstawiają zdegradowane tradycje pionierskiej Ameryki XIX wieku, zmieszane z postmodernistycznym spadkiem po klęsce rewolucji i hippisami. Dzielność stała się w tym spadku brutalnością, szukanie prawa przemieniło się w akceptację samosądu, głód miłości wynaturzył się w erotyzm bez moralnych ograniczeń.

Europa, jedyne miejsce na planecie, które stale produkuje systemy filozoficzne, to przyczepiony do euroazjatyckiego kontynentu „półwysep myśli”. Ten półwysep teraz, tak jak i przed wiekami, żywi się doświadczeniami całej ludzkości, przetwarza je, systematyzuje, komentuje. Coraz częściej jednak dławi się i zatruwa nadmiarem tych doświadczeń.

Między pokoleniami

Osobną, dwudziestowieczną nowością w kulturze Europy są subkultury młodzieżowe. Ich źródło jest trojakie:

1. Przemiany cywilizacyjne podkopały autorytet pokolenia ojców. Młodzi łatwiej opanowywali nowe technologie; dorośli, starsi nie byli już naturalnymi autorytetami w świecie nauki i techniki. Jednocześnie pokolenia ojców często kompromitowały się relatywizmem moralnym, rozwodami, niewrażliwością na ekologię, uległością wobec totalitaryzmów, alkoholizmem. Pokolenia synów sądziły pokolenia ojców kryteriami moralnymi odziedziczonymi po pokoleniach dziadów. Ten sąd wypadał tak źle, że synowie odrzucali pokolenie ojców, odmawiali mu autorytetu. A jednocześnie synowie mieli żal do samych kryteriów, które odbierały im autorytety.

2. O rozłam między pokoleniami zatroszczyły się też systemy polityczne, szczególnie partie radykalne i reżimy totalitarne. Aby za pomocą demagogii, symboli, rytuałów i emocji kierować młodymi, trzeba ich uwieść, trzeba skompromitować w ich oczach autorytety rodzinne, przedstawić je jako reakcję, konserwę, przeciwstawić im narodowy lub rewolucyjny radykalizm i dynamizm.

3. Podobnie jak totalitaryzm działa rynek. Wielkie pieniądze są do zarobienia na muzyce młodzieżowej, modzie, klubach, nawykach żywieniowych, ale najpierw trzeba młodzież przekonać o jej odrębności, oddzielić od reszty społeczeństwa, ustawić w opozycji, w sytuacji kontestującej.

Parę wniosków

Pierwiastki europejskiej kultury są kwestionowane, rozmywane, negowane we współczesnej kulturze Europy. Wątki ewangeliczne w kulturze Europy, wątki sztuki sakralnej, filozofii chrześcijańskiej ulegają przesłonięciu przez to, co energicznie reklamowane, kolorowe, krzykliwe, łudzące łatwym erotyzmem, szokujące brutalnością. Młodzi, wchodząc w kulturę w konkretnych polskich warunkach, idą przez tradycję rodzinną, przez nauczanie szkolne, nauczanie Kościoła, ale dużo większa część doznań pochodzi z mediów, środowisk rówieśniczych, subkultur związanych z modami muzycznymi. U bardzo wielu młodych ludzi pojawia się świadomość medialna. Większość ich doświadczenia życiowego pochodzi od wytworów cudzej wyobraźni, pochodzi z mediów masowego przekazu – filmów, teledysków, programów TV. Ludzie obarczeni taką świadomością są bierni, obojętni na cudze cierpienie, wiecznie głodni coraz silniejszych wrażeń, ale sami pozbawieni daru komunikowania się, osamotnieni.

Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że kultura chrześcijańska, to nie tylko katedry i kantaty, poezja mistyczna, ikony, malarstwo sakralne. Istnieje inspirowany chrześcijaństwem sposób bycia, nastrój w rodzinie, styl przyjaźni. Uśmiech matki, rodzinny obiad, uścisk ojca, milczenie rozumiejących się przyjaciół, kolędowanie z sąsiadami – to ciche i ukryte skarby kultury chrześcijańskiej z pewnością warte dostojeństwa katedr, piękna płócien Fra Angelico, fug Jana Sebastiana Bacha. Od tych skarbów odcina młodych rozszerzająca się przepaść między pokoleniami.

Przyczyny odrzucenia

Byłoby jednak wielkim uproszczeniem, gdybym powiedział, że kultura chrześcijańska jest mało atrakcyjna, bo przegrywa w konkurencji z neopogaństwem, neobarbarzyństwem, uwodzicielską siłą różnych odmian New Age’u. Trzeba rozważyć i inne strony zagadnienia. Dlaczego jest nieatrakcyjna? Może dlatego, że jest… atrakcyjna? Przyciąganiem swoim zobowiązuje, formuje, ogranicza.

Bóstwami współczesnej cywilizacji są rozum i wolność. I to właśnie wolność, Źle rozumiana wolność, każe człowiekowi bronić się przed ograniczeniami, przed formowaniem i określoną formą w ogóle. Człowiek, który absolutyzuje swoje prawo do wyboru drogi, do wszelkiego zbłądzenia na własny rachunek, nie chce być w żadną stronę przyciągany, musi więc wytłumaczyć sobie, że kultura chrześcijańska jest nieatrakcyjna.

Również przeświadczenie o potędze rozumu może narzucić taką ograniczoną interpretację świata, w której poznanie naukowe będzie jedynym wartościowym poznaniem, w którym nie znajdzie się miejsce ani na prawdę Objawienia, ani na prawdę serca. Tak pojmowany racjonalizm i empiryzm może stać się sprzymierzeńcem życiowego nihilizmu. A nie zapominajmy, że Polska to dziś przestrzeń, w której spotykają się dwa nihilizmy. Ten wschodni, związany z kłamstwem komunizmu i z upadkiem tego kłamstwa. Cynizm oszukanych i cynizm zdemaskowanych oszustów. I jak swoiste uzupełnienie przychodzi nihilizm zachodni, związany z indywidualizmem, kultem przyjemności, siłą pieniądza, wilczymi prawami rynku. Klimat spotkania tych nihilizmów nie sprzyja przyjmowaniu żadnych wartości wyższych, więc również chrześcijańskiej kultury.

W klimacie nihilizmu następuje degradacja wartości, zamiana wyższych na niższe. Prawdę zastępuje nowość. Miłość zostaje zastąpiona przez erotykę. Na miejsce przyjaźni wkraczają partnerskie układy, mafijne, kumpelstwo. Piękno zostaje wyparte przez sensację, patriotyzm ustępuje przed nacjonalizmem i ksenofobią, honor i hojność znikają, a na ich miejsce przychodzi kult idoli, kult bogactwa.

Czy należy się dziwić, że w tym klimacie również duchowość i religijność mogą upadać, pojawia się niebezpieczeństwo klerykalizmu, zakłamania, fundamentalizmu? Mówienie o kryzysie współczesnej kultury to wskazywanie na oczywistość. Trzeba jednak zobaczyć, że ten kryzys w jakimś stopniu dotyczy całości życia duchowego, sztuki, a więc również kultury chrześcijańskiej. Dworskie załganie socrealizmu, pesymizm egzystencjalizmu, zamęt i skłonności błazeńsko–samobójcze postmodernizmu, to wszystko w jakimś stopniu przenikało i przenika do kultury chrześcijańskiej. Od kultury chrześcijańskiej odchodzą nie tylko ci, dla których jest to kultura wymagająca, uciążliwa przez wysokie standardy moralne.

Odchodzą i tacy, dla których ta kultura stawia za małe wymagania, zbyt jest skłonna do kompromisów moralnych, za bardzo wiąże się z tą cywilizacją, która prowadzi ludzkość do ekologicznej, zagłady, do absurdalnych niesprawiedliwości i cywilizacyjnych kontrastów, do klęski przeludnienia, nie potrafi zapobiec wojnom, totalitaryzmem, tyraniom.

Być może są i tacy, których kultura chrześcijańska odstręcza przez swoje klęski estetyczne. Kiczowate śpiewanki religijne, nudziarstwo niektórych katolickich programów TV, złe wiersze, kosztowne a brzydkie nowe kościoły, kazania mówione złą polszczyzną, Źle przygotowane, wygłaszane nienaturalnym manierycznym tonem. Malarstwo, od którego bolą zęby, święte obrazki bluźniercze przez swoją szpetotę. A do tego w nie tak dawnej przeszłości żałosna uległość jakiegoś pisarza, który przedstawiał się jako „katolicki”.

Głos świadectwa

Trzeba wreszcie przyznać, że kultura chrześcijańska byłaby bardziej atrakcyjna i dla tych, którzy jej nie słyszą w zgiełku, i dla tych, dla których jest zbyt wymagająca i dla tych wreszcie, dla których jest nie dość bezkompromisowa, nie dość przewidująca i mądra – gdyby broniło tej kultury więcej wzorów osobistych.

Chcę tu wspomnieć o kilku ludziach kultury, o których ja sam myślę z wdzięcznością. Ich świadectwo jest dla mnie ciągle ważne, chociaż niektórzy odeszli już do Boga. Zginął w Andach Bernard Uchmański, wybitny fotografik, współtwórca polskiego ruchu „Wiara i Światło” znanego jako ruch muminkowy. Przedwcześnie zmarł ksiądz Janusz Pasierb poeta i kapłan, historyk sztuki, eseista, teoretyk kultury.

Wiele zawdzięczam księdzu poecie Janowi Twardowskiemu; malarzowi i myślicielowi z kręgu prawosławia Jerzemu Nowosielskiemu; duszpasterzowi środowisk twórczych księdzu Wiesławowi Niewęgłowskiemu, który jest również pisarzem, i poetą, i animatorem życia intelektualnego. W życiu tych wszystkich ludzi nie da się oddzielić sacrum ich sztuki od rzeczywistości wiary.

3 czerwca 1979 roku Jan Paweł II, dawny duszpasterz akademicki z Krakowa, pierwszy raz spotkał się ze studentami już jako Papież. Oto krótki fragment jego przemówienia przed kościołem św. Anny: „Odważcie się przyjąć tę miarę, którą pozostawił nam Chrystus w Wieczerniku Zielonych Świąt – a także w Wieczerniku naszych dziejów…
Odważcie się spojrzeć na swoje życie w jego bliższej i dalszej perspektywie, przyjmując za prawdę to, co św. Paweł napisał w swoim liście do Rzymian: «Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia» (8,22) – czyż nie jesteśmy świadkami tych bólów? Bowiem «stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych» (8,19).
A więc oczekuje nie tylko na to, że uniwersytety i różnego typu wyższe uczelnie… przygotują inżynierów, lekarzy, prawników, filologów, humanistów, matematyków i techników, ale oczekuje na objawienie synów Bożych! Oczekuje od Was tego objawienia…”

Wydaje się, że niewiele można tu dodać. Jeśli z tych, czy innych względów kultura chrześcijańska wydać się może komuś nieatrakcyjna, to znak, że potrzeba osobistego świadectwa kogoś, kto tworzy, kogoś kto interpretuje, kogoś kto propaguje z tą właśnie perspektywą świata cierpiącego i w cierpieniu oczekującego na synów Bożych, na ludzi naznaczonych Bogiem.

Kiedy zestawimy różne definicje kultury, możemy się przerazić – jak wielki obszar one obejmują, jaka przestrzeń czeka na nasze świadectwo. Po dwu tysiącach lat nawracania świata, po dwu tysiącach lat dochodzenia do rozumienia orędzia Chrystusa jesteśmy jeszcze ciągle na początku drogi. Szczególnie może w tym, o czym pisał biskup Życiński – w budowaniu kultury, która jednoczyłaby ludzi we wspólnym człowieczeństwie. Zadanie tak wielkie, że chce się uciec. Zadanie tak wielkie, że chce się zacząć od zaraz, od jutra.

Piotr WOJCIECHOWSKI

Piotr Wojciechowski – prozaik, publicysta, geolog, alpinista, reżyser i krytyk filmowy, wykładowca szkoły filmowej w Łodzi. Urodził się w 1938 roku. Wydał powieści: Kamienne pszczoły (1967), Czaszka w czaszce (1970), Wysokie pokoje (1977), Obraz napowietrzny (1988), Szkoła wdzięku i przetrwania (1995), Harpunnik otchłani (1996), Próba listopada (2000), opowiadania: Ulewa, kometa, świński targ (1974), Manowiec (1978), Półtora królestwa (1984); cenione utwory dla dzieci i młodzieży; scenariusze filmowe; zbiór felietonów Prawo tyraliery (1980, pod pseud. Penetrator). Publikowany tekst to fragmenty odczytu ogłoszonego na Jasnej Górze 5 maja 1996 roku. Wystąpienie ukazało się w „Gościu Niedzielnym”, nr 22/LXXIII (z 2 czerwca 1996 roku), s. 24–25.

„Nasza Rodzina”, nr 7-8 (622-623) 1996, s. 12-14.