Pani Teresa Tomsia swoim „portretem niedokończonym” i mnie zachęciła do szkicowania. Tak się składa, że w ostatnich tygodniach sporo „nakruszyłem” dla „Recogito”, może nawet zbyt dużo, ale nie jest to mój pierwszy kontakt z pismem, a zwłaszcza z jego założycielem i Naczelnym. To prawda, nie miałem okazji spotkać się z Markiem Wittbrotem w ołtarzewskim seminarium. Był jeszcze w ząbkowickim nowicjacie kiedy ja, w 1982 roku, opuszczałem Ołtarzew po przyjęciu święceń, a po roku pracy w Warszawie, wyruszyłem już na Czarny Kontynent. Nasze drogi krzyżowały się jednak „tu i tam”, zwłaszcza nad Sekwaną, gdzie pobierałem nauki. Spotkaliśmy się też w Rzymie, gdzie przez kilka upalnych sierpniowych dni prowadzałem Marka i kilku innych pallotynów z Polski i z Brazylii śladami Pallottiego.
Po pojawieniu się dwóch pierwszych szkiców w wydaniu żeńskim wokół osoby Marka i „Recogito”, i w mojej głowie zaświtała idea, by do tejże czołówki dołączyć. Przypomniałem sobie wtedy frazę, którą po raz pierwszy usłyszałem w 1987 roku podczas rekolekcji ignacjańskich, jakie odbyłem w Saint-Hugues de Biviers, nieopodal Grenoble. Zdanie usłyszałem w wersji francuskiej: „Audacieux dans leurs entreprises, timides pour les raconter”, choć oryginalnie zostało wypowiedziane po hiszpańsku: „Largos en facellas y cortos en contallas”!
Fraza ta często powracała do moich myśli, zwłaszcza wtedy, kiedy namawiano mnie bym książkę o Afryce napisał. „W końcu poświęciłeś jej wszystkie swoje młode lata” – przekonywano. Faktycznie, dla aktualnej pallotyńskiej Prowincji Rwanda/Kongo pracowałem równo 30 lat (1983-2013). Ale zawsze wtedy, kiedy ktoś do tego tematu powracał, jak echem odbijały się słowa: „Odważni w przedsięwzięciach! Niespieszni do opowiadania o nich”.
Myślę, że zdanie to, przypisywane legendarnemu El Cid, czyli Rodrigo Diaz de Vivar (1043-1099), średniowiecznemu hiszpańskiemu bohaterowi, o którym opowiadają liczne poematy, książki, filmy i seriale, a nawet opera w czterech aktach – szczególnie pasuje do Marka i jego „Recogito”. Sugerują to również moje poprzedniczki w portretowaniu, a nawet sam portretowany w artykule o swoim świętym patronie. W rzeczy samej, Teresa Tomsia cytuje Annę Sobolewską: „…jak trafnie zauważyła autorka jubileuszowego eseju, [ksiądz Marek] nigdy raczej nie przepadał za – jak zwykł to określać – czynieniem hałasu z tego powodu, że się coś robi”. A sam ksiądz Marek cytując Tadeusza Żychiewicza pyta: „Czy niektórzy z nas przypadkiem nie forują w swym otoczeniu zręcznych i usłużnych lizusów, umiejących wpleść nić pochlebstwa w podsuwane do podpisu decyzje? Czy niektórzy mając oprócz zaszczytów, honorów i władzy także i wiedzę, nie podporządkowują jej w pierwszym rzędzie interesom własnego stołka? I czy przypadkiem nie tworzą wokół siebie dusznej i śliskiej atmosfery strachu, wazeliniarstwa, donosów, podstępów, rozgrywek – tak dobierając układy sił, aby te podskórnie wzburzone flukty neutralizowały się wzajemnie, aby zawsze być na piedestale, zawsze rozdawać karty i prowadzić swoją grę, a tym samym utrwalać zło i przeciwstawiać się dobru? […] Proste przesłanie Marka, jak i odwaga połączenia żydowskiej racjonalności, greckiej podejrzliwości i rzymskiego umiłowania porządku z chrześcijańską agápē, raczej uczy nas milczeć niż mówić o swoim magnum opus”.
Utarło się, że kobiety nie przepadają za nagą prawdą. Wolą komplementy! Uważam, że mężczyźni są w tej materii bardziej przewrotni i wyrafinowani. Ile ja się tego nasłuchałem w naszych klasztornych refektarzach. W Polsce, choć tam żyłem najkrócej, zawsze po pierwszym daniu. Polityka, również ta eklezjalna, stała się sztuką znajdowania słów, które chce usłyszeć tzw. „większość”. Najczęściej słowa żenująco powierzchowne, ale wystarczająco „smaczne”, aby udawać, że są dobre! Nie ma znaczenia, czy są one prawdziwe czy fałszywe. Czy zostaną zrealizowane, czy też wkrótce wszyscy o nich zapomną. Najważniejszym jest, aby dzisiaj, przy okazji jubileuszu czy imienin, moja/nasza próżność poczuła się nasycona.
Życie jest i będzie ciągłym wyborem pomiędzy pragnieniem podążania za słowami ducha, a pokusą ukontentowania się słowami ciała. Markowi i jego „Recogito”, dzięki obranej linii: „Largos en facellas y cortos en contallas”, udawało się – i oby tak dalej było – inwestować w te pierwsze!
Stanisław STAWICKI
Rzym, 2 maja 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Studiował w Rzymie (1986-1988). Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, maj 2020