Są ludzie, których się przedstawia, i tacy których się po prostu zapowiada. Ks. Jan Twardowski z pewnością należy do tych drugich. Gdyby mógł jeszcze usiąść z książką w ręku na swojej ulubionej ławeczce przed klasztorem Wizytek, miałby dziś dokładnie 105 lat. Urodził się bowiem w Warszawie 1 czerwca 1915 roku.
Zanim wyjechałem do Afryki, zaraz po święceniach (1982/1983), pracowałem przez rok jako wikary na praskiej Skarce. Do naszego kościoła zachodziła wtedy niejaka Janina P., lekarz ze szpitala kolejowego. Liczyła sobie około 60 lat i była panienką. Szybko stałem się jednym z jej „ulubieńców”. Komentowała (na piśmie) wszystkie moje kazania, dołączając do listów książki z długimi dedykacjami i ususzonymi liśćmi kwiatów. Nazbierało się tego sporo. Chyba z dwadzieścia. Przekazałem je przed wyjazdem na misje mojemu młodszemu bratu Jankowi, wówczas początkującemu klerykowi, który Janinę P. przejął poniekąd „w spadku” po mnie. Z tego, co wiem, zmarła na początku lat 90. ubiegłego stulecia.
Otóż, kiedy w 2011 roku „Znak” wydał obszerną biografię ks. Jana Twardowskiego pt. Ksiądz Paradoks autorstwa Magdaleny Grzebałkowskiej, w rozdziale poświęconym „kobietom księdza Twardowskiego”, odkryłem wśród nich „Janinę P., warszawską lekarkę”. Twardowski miał do niej napisać 37 listów w latach 1962-63. Pani Grzebałkowska twierdzi, że ksiądz Jan „był mistrzem mistyfikacji i skutecznie zacierał ślady po kobietach, które nie powinny były pojawić się w jego biografii”. Dlatego też w pewnym momencie Janina P. „przepadła bez śladu”. Relacja miała zakończyć się „nieporozumieniem”. Po ich znajomości zostały tylko koperty z ususzonymi liśćmi stokrotek, które sobie przekazywali w listach.
Czy to ta sama Janina P., która w latach 1982/83 zainteresowała się 25-letnim kędzierzawym (dosłownie i w przenośni) wikarym ze Skaryszewskiej? Nie wiem! Jedno jest pewne, iż ksiądz Jan był otaczany kobietami. „Uległem fascynacjom kobietami i nie wstydzę się tego” – wyznał ksiądz Twardowski na 6 lat przed śmiercią w jednym z wywiadów. Wcześniej wspominał, że w młodości nie miał powodzenia u kobiet. „Na przykład udawało mi się umówić z dziewczyną, a ona zwierzała mi się z kłopotów ze swoim chłopakiem! Zawsze miałem szczęście do zwierzających się kobiet, szukających jakiejś rady. Bardzo je lubiłem, współczułem, no ale trudno to nazwać powodzeniem” – referuje autorka biografii.
O Janinie P. ksiądz Twardowski nie powiedział nigdy słowa. Ani w wywiadach, ani w książkach. Nie ma jej też w listach do innych osób. „Przyjaciele księdza, których pytałam o warszawską lekarkę, odpowiadali, że nie słyszeli. Jakby nigdy nie istniała. Zniknięcie idealne. A przecież była” – zauważa Grzebałkowska. Pracowała w szpitalu kolejowym. Bywała u księdza w domu. W czasie samotnej Wigilii ksiądz Jan miał krążyć po Warszawie, zachodząc pod jej dom. Przez okno widział jej postać i niebieskie oczy. Tak przynajmniej notował w swoim dzienniku” – pisze autorka biografii. Janina P. miała się zwierzać Twardowskiemu, że jest samotna. On zaś pisał, że „wie o tym i rozumie jej wielką potrzebę kochania. Prosił jednak o zrozumienie, że każde z nich ma inne powołanie i że nigdy nie będzie mógł wypełnić jej samotności. Pocieszał, że w granicach, w których może – zawsze będzie jej wierny, pamiętający i oddany” – precyzuje Grzebałkowska. Twardowski również tłumaczył, że Janina P. jest mu „bliska jak róża w ogrodzie botanicznym, na którą wolno patrzeć, ale nie można uskubać nawet listka. Że jest dla niej – jako kobiety – nierealnym eksponatem za grubym szkłem”. Dlatego też „nigdy nie będą się całować na spacerach w Łazienkach Królewskich”. Natomiast „po śmierci, nie mając już swoich głupich ciał, będą fruwać razem”.
11 października 1962 w dzienniku księdza Twardowskiego pojawił się zapis-ostrzeżenie o tym, że napisał do Janiny zbyt serdeczny list. Obok dopisał i podkreślił słowo „Uważaj”! „W tym liście prosił, żeby nie gorszyła się, bo pisze czasem jak zakochany, ale nigdy nie umiał żyć w pustce uczuciowej, zawsze musiał kogoś kochać, kimś się zachwycać, czasem kilkunastoma osobami naraz, choć zawsze to było niegroźne dla obu stron. Uczucie przyjaźni budziło w nim tęsknotę za Bogiem”.
Korespondencja między księdzem Janem a Janiną P. urywa się nagle w 1963 roku. Dlaczego? Co się stało? Czy ksiądz-poeta przestraszył się miłości Janiny P.? – pyta Grzebałkowska.
Stanisław STAWICKI
Rzym, 1 czerwca 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, czerwiec 2020