„Jakże zmieniłby się świat, gdyby w rodzinach, parafiach i w każdej innej wspólnocie ludzkiej, relacje wzorowane były zawsze według wzoru trzech Osób Bożych, z których każda żyje nie tylko z drugą, ale dla drugiej i w drugiej!”. Słowa te wypowiedział, podczas audiencji generalnej 25 listopada 2009 roku, papież senior. Faktycznie, świat byłby szczęśliwszy, gdyby dla budowania codziennych relacji międzyludzkich, bardziej inspirował się Trójcą Świętą.
Tak też uważał św. Wincenty Pallotti. Przedstawia on Trójcę Świętą jako doskonały wzór dla budowania relacji międzyludzkich. Więcej, Bóg Trójjedyny jest dla niego punktem wyjścia zarówno w życiu duchowym, wspólnotowym (rodzinnym) jak i apostolskim. W rzeczy samej, dla Pallottiego Bóg nie jest kimś kto się ogląda w lustrze, podziwia, adoruje, celebruje. Ojciec nie spogląda na siebie. Jest całkowicie zwrócony ku Synowi; podobnie Syn, jest całkowicie zwrócony ku Ojcu. Ale ani Ojciec ani Syn nie uprawiają idolatrii. Są całkowicie wytężeni ku Duchowi Świętemu, który oddycha Ojcem i Synem. Można więc rzec za św. Wincentym, że relacje międzyludzkie znajdują swój najgłębszy fundament w samych „relacjach boskich”.
Tymczasem pandemia koronawirusa boleśnie obnaża nasze chore relacje, których nie da się ukryć nawet za maseczkami, z taką determinacją noszonymi przez niektórych z nas! Oczywista, tak jak we wszystkich sytuacjach kryzysowych, tak i w tym przypadku jest szansa, by „skorzystać z okazji” i czegoś się nauczyć. Ludzkość bez kryzysów byłaby cholernie uśpiona. Ale, by przebudzenie miało miejsce, musimy najpierw przyjrzeć się naszym „chorym” sposobom kochania, które nie mają nic wspólnego z miłością trynitarną. Chodzi o autoreferencyjność (tryb jednokierunkowy) i sterylną wzajemność (tryb dwukierunkowy).
Jeśli w tym czasie pandemii myśleliśmy (myślmy) przede wszystkim o sobie; jeśli pozwoliliśmy (pozwalamy) uwięzić się naszym lękom; jeśli zabiegaliśmy (zabiegamy) o zachowanie li tylko naszego życia, naszych interesów, naszych wygód – to prawdopodobnie kochamy w trybie autoreferencyjności. W mitologii greckiej symbolem tego sposobu kochania jest Zeus, który zaliczył kilka romansów. Jego pierwszą żoną była Metis. Jednak po ostrzeżeniu przez Gaję oraz Uranosa o tym, że dzieci, które narodzą się z tego związku będą silniejsze od ojca, ze strachu pożarł swoją małżonkę z nienarodzonym dzieckiem. Otóż, ten kto kocha w trybie jednokierunkowym ma tendencję – podobnie jak Zeus – do pożerania innych.
Nie lepiej jest z tymi, którzy kochają w trybie dwukierunkowym. Kiedy taka „parka” zamyka się w sterylnej wzajemności, chociażby przy stole, z wyłączeniem wszystkich innych wokół, ich miłość szybko wygasa. Kochający w ten sposób całe życie pytają: „kochasz mnie?”. Symbol tej sterylności znajdujemy w Księdze Rodzaju. Chodzi o Abrahama i Sarę. Nie są w stanie wygenerować życia, bo rozczarowani zamknęli się w namiocie. Na szczęście Pan Bóg nie śpi. Więcej, interweniując łamie naturalne prawa. W rzeczy samej, oboje byli „w bardzo podeszłym wieku”. Sara, która „nie miewała już przypadłości właściwej kobietom”, zakpiła sobie nawet z Bożej obietnicy: „Teraz, gdy przekwitłam, mam doznawać rozkoszy, i mój mąż starzec”? (Rdz 18, 1-15). Bóg staje się tym „trzecim”, który wprasza się w gościnę przerywając sterylną wzajemność.
I w końcu miłość trynitarna. Jeśli przydarzyła się wam, choćby raz, prawdziwa miłość, doświadczyliście z pewnością związanego z nią „nadmiaru”. Bo na tym właśnie polega trynitarny tryb miłości. Tym, którzy mają tendencję do „księgowania” wszystkiego, trudno to zrozumieć. Miłość Trójcy Świętej wymyka się bowiem logice ludzkiej. Jest nadmiarem! Jest nieskończona! Ot, i dlaczego św. Wincenty Pallotti tak uparcie nazywał Boga „Miłością Nieskończoną”. Don Vincenzo jest nawet autorem książeczki pod tym właśnie tytułem: „Bóg miłość nieskończona”. Chodzi o rozważania na każdy dzień miesiąca (manuskrypt liczy 166 stron) napisane podczas Rewolucji Rzymskiej w 1849 roku w Kolegium Irlandzkim, w którym Pallotti ukrywał się przez 6 miesięcy. Od dawna planował napisanie takowych rozważań, ale rozliczne zajęcia nie pozwalały mu na ów luksus. We wrześniu 1847 roku zwrócił się nawet z prośbą do zaprzyjaźnionego oratorianina, ks. Wincentego Michettoni, którego pióro bardzo cenił, aby podjął się tego zadania. W swym liście pisał: „Sprawiłoby mi wielką radość, gdybyś podjął się napisania serii rozważań lub medytacji na temat miłości nieskończonej Boga w Jego następujących dziełach: stworzeniu, podtrzymywaniu życia, odkupieniu, uświęceniu i wiecznym uwielbieniu dusz” (OOCC XIII, 4). Na szczęście, przynajmniej dla nas, Michettoni nie podjął się tego wyzwania. A Pan Bóg tak „zorganizował” czas, że Don Vincenzo sam owe rozważania napisał.
Czy Pallottiego zainspirował do tego typu rozmyślań, młodszy od niego o 3 lata poeta, Giacomo Leopardi (1798-1837), który swoimi wierszami opiewał nieskończoność (L’infinito)? Nie wiemy! Jedno jest pewne, ksiądz Wincenty nie mógł o nim nie słyszeć. Ten włoski myśliciel i prekursor pesymizmu, uważany za jednego z najwybitniejszych intelektualistów włoskiego romantyzmu, zanim w 1822 roku przybył na kilka miesięcy do Rzymu, był już znany w Państwie Kościelnym z napisanego w 1819 roku poematu L’infinito. W Rzymie Leopardi odwiedził między innymi uniwersytet La Sapienza, gdzie Pallotti nauczał i prowadził grupę studentów. I choć był głęboko rozczarowany niskim poziomem kulturalnym mieszkańców Wiecznego Miasta oraz hipokryzją ludzi Kościoła, tym bardziej tęsknił za „bezkresnymi przestrzeniami” (Leopardi). Jego poezja – podobnie jak rozważania Pallottiego o nieskończonej miłości Boga – jest pragnieniem „nadmiaru” i wołaniem o „przekraczanie granic”.
Czas kończyć. Ks. Albert Walkenbach, niemiecki pallotyn, którego w latach 80. ubiegłego stulecia poproszono o przygotowanie artykułu dla francuskiego Słownika Duchowości na temat św. Wincentego Pallottiego twierdzi w nim, iż Pallotti oddychał nieskończonością. „Zasadniczym rysem duchowości Pallottiego – pisze Walkenbach, jest przymiotnik: sempre più (wciąż i coraz bardziej), który rodzi stopień najwyższy: infinitamente (nieskończenie). Faktycznie, Pallotti postrzega siebie jako człowieka „skończonego”, utkanego atoli z pragnienia nieskończoności. „Pragnę, aby wszystko, co zrobiłem, robię i będę robił – pisze w swoim duchowym kajecie, było wykonane z nieskończoną doskonałością. I chciałbym, żeby tak było również u wszystkich innych stworzeń istniejących i możliwych, rozumnych i nierozumnych, czujących i nie czujących, tak jakby każde z nich istniało od wieczności dla wieczności nieskończonej” (OOCC X, 57). Słowo „nieskończoność” jako rzeczownik, przymiotnik i przysłówek powraca setki razy w duchowych zapiskach Pallottiego, bowiem życie duchowe każdej epoki było, jest i będzie ożywiane pragnieniem nieskończoności. Bo tylko takie pragnienie jest w stanie sprawić, aby „serce drżało” (Leopardi).
Stanisław STAWICKI
Rzym, 6 czerwca 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, czerwiec 2020