Była dobrze znana mieszkańcom francuskiego miasta, z którym nie lubiła się rozstawać nawet na krótki czas. Nie była żadną męczennicą ani heroiną. Kochała poezję, róże i położone nad rzeką Yonne w Burgundii rodzinne Auxerre. Ile miejsca w tej niecodziennej scenerii zajmowały lata naznaczone samotnością, jak i dociekanie katechizmowych prawd? Być może tego nie powinno się dochodzić. Mimo wszystko jest to nadzwyczaj istotne, gdy idzie o osobę, która ma zostać zaliczona w poczet błogosławionych i świętych. Rzadko przyjmowano do tego grona osoby niekonsekrowane, a do tego parające się poezją. Nie dokonywała cudów. Pisała i cierpiała. Pisała często i dużo. W jej zapiskach odnaleźć można to, co nazywa się mistycyzmem. Marie Melanie Rouget przeżyła 84 lata, ale znana jest jako Marie Noël. Nikt jej inaczej nie nazywał. Żyją jeszcze osoby wspominające starszą, siwą damę, staromodnie ubraną, podpierającą się laską i przemierzającą labirynt uliczek w starej dzielnicy Auxerre. Spacery z rodzinnego domu, zbudowanego przez jej ojca w 1895 roku, do usytuowanej w pobliżu katedry, były spotkaniem z przeznaczeniem. Być może wyprosiła je u Boga, kiedy będąc małym dzieckiem modliła się, żeby pisać wiersze, cierpieć i zostać świętą.
Urodziła się w Auxerre 16 lutego 1883 roku w domu przy małej uliczce, nieopodal place des Véens. Burżuazyjna rodzina, której tradycje katolickie kultywowały dwie matrony, jej babka Marie Théodorine i jej matka Marie Emélie Louise z domu Baret. Ojciec, Louis Rouget, profesor filozofii i historii sztuki w gimnazjum w Auxerre, agnostyk o wszechstronnym wykształceniu, był dla dorastającej córki pierwszym opiekunem duchowym, nauczycielem i przewodnikiem po filozofii i literaturze. Podobną rolę pełnił nieco później chrzestny ojciec, Raphaël Perrier. Przekonany o twórczym talencie swojej chrześnicy, nie szczędził wskazówek odkrywając przed nią świat literatury klasycznej, jednocześnie zachęcając ją do pisania. Była i trzecia ważna postać. Abbé Arthur Mugnier, znany paryski spowiednik, aktywny uczestnik światowego życia literackiego, nazywany przewodnikiem duchowym całego intelektualnego Paryża w czasach III Republiki. W dorosłym życiu Marie i na jej drodze do świętości odegrał znaczącą rolę.
Otwarty dla światłych ludzi dom, jaki prowadziła rodzina Rouget, jak i atmosfera miasta przesiąkniętego tradycją jansenizmu, pozostawiła w psychice dorastającej kobiety trwałe ślady. W późniejszym życiu z wielu nawyków trudno było jej się wyzwolić. W domu zbudowanym przez ojca mieszkała od 1895 do 1941 roku. Podczas okupacji niemieckiej i zajęciu parteru jej rodzinnego domu przez Niemców przeniosła się wraz z matką i ciocią do mieszkania, które odziedziczyła po babce. Z czasem stało się ono samotnią pisarki. Kochała muzykę i literaturę. Często urządzała koncerty dla zapraszanych do rodzinnego domu gości. Muzyka i komponowanie było dla niej tak samo ważne jak poezja. Była utalentowaną pianistką i kompozytorką. Chansons sauvages oraz kolędy często pojawiały się w jej repertuarze. Była słabego zdrowia, więc nauki pobierała w domu, pod czułym okiem ojca. W przeciwieństwie do swojego kuzynostwa nie podjęła żadnych studiów. Nigdy nie wyszła za mąż. Wraz z upływem lat oddalała się od swoich bliskich. Jej sprzymierzeńczynią stawała się samotność.
Pierwszy kryzys, który zachwiał jej wiarą, pojawił się po śmierci brata, Eugeniusza. Dwunastoletni chłopiec zmarł w dzień Bożego Narodzenia. W jej duszy zaległo zwątpienie. Objawiło się buntem. Przestała wierzyć w miłość Boga do ludzi. Sprzeciwiała się śmierci i złu. Jej wiersze stały się głośnym krzykiem. Kolejne rozczarowanie dosięgło ją w dwudziestym pierwszym roku życia. Powodem była utracona młodzieńcza miłość. Dopełniła rozpaczy. Marie nigdy więcej nie chciała wracać pamięcią do smutnego zdarzenia. Zamknęła się w sobie i oczekiwaniu na coś, co miało objawić się dopiero po latach. Uczuciem o wiele pełniejszym i głębszym okazał głód Boga.
Skarga utraconej i odnalezionej miłości wypełniała zapisane stronice intymnego dziennika. Zachowana, bardzo obszerna korespondencja potwierdzała jej ukierunkowanie na Boga. Oddalała się od Niego w momentach zwątpienia. I odnajdywała Go ponownie w momentach wielkiej skruchy. W 1910 roku, za sprawą ojca chrzestnego, na łamach „Revue des Deux Mondes” zamieściła pierwsze swoje wiersze. Henri Bremond, Henry de Montherlant, François Mauriac, kolejni animatorzy francuskiego życia literackiego, zaczęli dostrzegać jej wysiłki i z entuzjazmem o niej pisać. Porównywali poezję Marie Noël z utworami François Villona i z wersetami Psalmów, z odwiecznym poszukiwaniem siły i nadziei. Tym większej, im bardziej człowiek jest świadomy swojej nędzy i utrapienia. Osamotnienie towarzyszyło jej przez całe życie. Znalazła ukojenie w korespondencji, jaką prowadziła w latach młodości z ojcem Mugnier. Zebrane listy (w sumie około 200) opublikowane zostały w 2017 roku, pod tytułem J’ai bien souvent de la peine avec Dieu [Bardzo często mam problemy z Bogiem]. Poświadczają one jak ważną rolę w pokonywaniu przeciwności i przebrnięciu przez ciemności duszy, a także w odnajdowaniu drogi do światła, spełniał jej spowiednik. Marie Noël powtarzała często: „moja historia to historia mojej duszy’’. Pozostawiona przez nią obfita korespondencja świadczy o jej rozległych kontaktach ze znaczącymi w literaturze francuskiej osobistościami. Do najważniejszych należeli Henry de Montherlant, François Mauriac, Jean Cocteau oraz rumuńsko-francuska księżna Marthe Bibesco. Ale najgłębsze i najbardziej intymne relacje odnaleźć można w jej dzienniku. Od wczesnych lat swojego życia osaczana przez, hołubionego i wymyślonego przez jansenistów, Boga ciemności, szukała Boga światła, „pozwalając swemu sercu milczeć albo śpiewać”.
Była pamięcią swojego miasta i swojej rodziny. Jej mieszkanie to historia jej samej, jej bliskich i tego, co kochała najbardziej. Jej świat to salon z pianinem, nuty i kompozycje, oraz jej pokoik pełen pamiątek, z portretem ukochanej babci Marie Théodorine. Poza tym malutka szopka Narodzenia Pana, laska i różaniec, figurka Maryi, a także nieodłączny imbryk na herbatę, ciągle na tym samym stole, jakby za chwilę ktoś go miał napełnić wrzątkiem. Do tego trzeba by doliczyć wieszak z charakterystycznym kapelusikiem oraz szalem, jej granatowy płaszcz, z dwoma emblematami w klapie, przypominającymi o odznaczeniu krzyżem Legii Honorowej i nagrodą Akademii Francuskiej. W taki sposób sportretował ją i umieścił na placu ratuszowym w Auxerre François Brochet, jej przyjaciel. Podobizn było kilka, a żywy model przyjmował te dzieła z pokpiwaniem i humorem. Wędrując jego uliczkami można i dzisiaj natknąć się na postać starszej, siwej pani ubranej z staromodny granatowy płaszcz, otulonej błękitnym szalikiem, której głowę zdobi mały kapelusik. W ręce trzyma długi parasol i zbyt dużą torbę przystrojoną białymi kwiatami. Postać jak z animowanego filmu: ani brzydka, ani ładna.
Marie Noël kochała także wieś. W miesiącach letnich często wyjeżdżała do Diges położonego w pobliżu Auxerre, czerpiąc energię z rozległych winnic i malowniczego otoczenia, głównie z rozłożystych dębów i polnych kwiatów. To wszystko uwalniało ją od smutków niespokojnej duszy. Zostawiała po sobie pamiątki, tak jak zegar w budynku merostwa w Diges. Plac przed ratuszem nazwany został jej imieniem.
Miała kruche i wątłe ciało, lecz ducha niespokojnego, poszukującego i gorliwego. Chętnie pisano o Bożych gwałtownikach, pisarzach związanych z religią chrześcijańską, takich jak Léon Bloy, Jacques de Bourbon Busset czy, bardzo popularni swego czasu w Polsce, Georges Bernanos i François Mauriac. Autorka Chants de la merci [Pieśni dziękczynnych] i Rosaire des joies [Różańca radości] przez długie lata była honorowana jedynie przez historyków literatury, chociaż już w 1932 roku Montherlant nazwał ją największą spośród żyjących francuskich poetów.
„Świętość jest celem nie tylko osób konsekrowanych, lecz wszystkich chrześcijan” – mówił w Rzymie w 1983 roku papież Jan Paweł II na piątym zebraniu Włoskiej Akcji Katolickiej. Marie Noël może być przykładem świętości jedynej w oczach Boga: oblubienicy z Pieśni nad Pieśniami, poetki, której udało się stworzyć oryginalną literaturę, nie wolną od nadludzkiego wysiłku, zmuszającego do stłumienia w sobie żalu, urazy, goryczy i zgryzoty, walki przeciwstawiającej się wierze i nadziei, rewolty przeciw złu, blasfemi; zmagania przyrównywanego przez niektórych do walki Jakuba z Aniołem.
Jej utwory zainteresowały księdza Arnauda Montoux, proboszcza katedralnej parafii w Auxerre. To on zabiegał o wszczęcie procesu beatyfikacyjnego. Osobę Marie Noël i jej poezję odkrył dosyć dawno, lecz dopiero od dwóch lat jej pisanie towarzyszy mu nieustannie. Zagłębiając się w treść Notes intimes zaszokowany został wielkością jej serca i nieustannym pragnieniem Boga. Jej intymne zapiski skłoniły go do działania. Począwszy od arcybiskupa Hervé Girauda i za zgodą biskupów Francji w 2017 roku, w pięćdziesiątą rocznicę śmierci poetki, poczyniono pierwsze kroki zmierzające do otworzenia procesu beatyfikacyjnego.
Marie Noël bardzo cierpiała w ostatnich latach swojego życia. Wiedziała doskonale, co oznacza dla piszącego utrata wzroku. Dotknięta ślepotą odeszła – jak twierdzą naoczni świadkowie – w opinii świętości. Dorobek literacki, jak i apartament, w którym przebywała do końca swoich dni, przekazała testamentem Société des Sciences Historiques et Naturelles de l’Yonn, pod warunkiem, że jej ziemskie miejsca zamieszkania pozostanie nietknięte. Umarła jako 84-letnia starsza pani, w wigilię Bożego Narodzenia w 1967 roku, w ukochanym Auxerre. Pozostawiła po sobie oryginalne, literackie świadectwo wiary, zakorzenione bardzo głęboko w ludzkim sercu, odczytywane w godzinach lęku i trwogi. Jest ono przykładem prastarej i niepamiętnej pieśni wołającej o pomoc do Boga. Narodziny Pana przez całe życie miały dla niej wymowę świętą i mistyczną. Nazwisko, jakie przyjęła, to nic innego jak święta noc narodzin Syna Człowieczego.
Marie Noël byłaby szczęśliwa mogąc usłyszeć swój wiersz, modlitwę za lekarzy, recytowany przez francuską aktorkę Judith Chemla w czasie epidemii koronawirusa w Wielki Piątek, w paryskiej katedrze Notre-Dame, w pustej i okaleczonej przez ogień świątyni. Ta wyjątkowa adoracja relikwiarza z Cierniową Koroną, uświetniona utworami wybitnych twórców, przywróciła należne miejsce poetce mało znanej, a nawet zapomnianej. Znalazła się pośród takich autorów jak Paul Claudel, Francis Jammes i Charles Péguy. Sakralna muzyka Johanna Sebastiana Bacha, Christopha Willibalda Glucka, Georga Philippa Telemanna, Franza Schuberta okazała się dopełnieniem atmosfery refleksji i zadumy nad świętością i kruchością ludzkiego życia, triumfu Boga i jego miłości. Prière du malade pour ses médecins [Modlitwa chorego za swoich lekarzy], wiersz-modlitwa stał się inspiracją i pocieszeniem dla wielu czytelników, nie tylko w czasie wielkiego zagrożenia. W modlitwie poetka prosi Zbawcę o siłę, o łaskę, o miłość, o wierność w miłosierdziu, o siłę dla lekarzy, aby nie zapomnieli o nieszczęśliwych nędzarzach, o najbardziej potrzebujących.
W Polsce mało kto słyszał o Marie Noël. A skarga miłości odrzuconej, jak i miłości odnalezionej, jak też wiele poetyckich, mistycznych zapisków samotniczki z Auxerre zasługuje na głębszy namysł. Warto, również dzięki przekładom, powrócić do nieustannej walki Marie Melanie Rouget z ludzką słabością, z ciemnościami umęczonej duszy.
Anna SOBOLEWSKA
Paryż, maj 2020 roku
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXI, czerwiec 2020