„Nie chcę, żebyście się pętali po stolicy cezarów jak nieokrzesani barbarzyńcy”. Zdanie to zapisał w swojej Lekcji z łaciny Zbigniew Herbert.
Niestety, w Wiecznym Mieście coraz więcej „barbarzyńców”. Niektórzy mieszkają tu od lat, a trafić bezbłędnie potrafią tylko na Porta Portese, czyli na największy pchli targ w mieście. Moje nogi nigdy tam nie stanęły: ani z ciekawości, ani z potrzeby. Ale na owym targu można ponoć znaleźć wszystko: od damskich torebek po rowery, od ubrań po meble, od butów po płyty CD, od sprzętu elektronicznego po bieliznę osobistą, a nawet zwierzęta.
Kończy się pomału mój pobyt nad Tybrem. Miasto przez jednych było i jest „grzebane”! Inni wynosili i wynoszą je nadal pod niebiosa. Tuwim zapisał w swoim Notesie (w 1931 roku): „Nawet w Rzymie połknęła mnie w niedzielę nuda ustami ziewającego portiera”. Co do mnie, daleki byłem od wynoszenia stolicy chrześcijaństwa pod niebiosa, ale „nudzie” też połknąć się tu nie dałem. Nawet w niedzielę! Nawet ustami ziewających współbraci, których w Domu Generalnym Pallotynów coraz więcej!
Tego ranka zaszedłem do bazyliki św. Ignacego z Loyoli. Znajduje się tam grób patrona dnia dzisiejszego: św. Alojzego Gonzagi, jezuity. Żył w XVI wieku. Krótko, bo tylko 23 lata. Umarł jako student teologii. Pochodził z rodziny margrabiego Ferdynanda di Castiglione. Był nawet paziem na dworach w Mantui, Florencji i Madrycie. Ale ten sposób życia nie pociągał go. Jako siedemnastoletni chłopak wstąpił do jezuitów. Umarł zaraziwszy się dżumą przy pielęgnowaniu chorych.
Co do mnie, gdy trzy lata temu pojawiłem się nad Tybrem, żartowałem iż przybywam tu, aby umrzeć, podobnie jak mój święty patron, zresztą Polak, Stanisław Kostka. W rzeczy samej, Kostka z Rostkowa zmarł 15 sierpnia 1568 roku jako nowicjusz jezuicki przy Via del Quirinale, gdzie po dzień dzisiejszy znajduje się jego grób. Bóg nie chciał jednak śmierci grzesznika i nakazał mi iść dalej. Wracam więc do Afryki, gdzie już spędziłem ponad 20 lat. Taką otrzymałem nominację (po naszemu „dekret”). Chodzi dokładnie o Wybrzeże Kości Słoniowej.
Tradycja franciszkańska posiada pewien skarb, któremu na imię: Zwierciadło doskonałości. To tekst spisany po śmierci Franciszka, w którym święty z Asyżu przedstawia swoich pierwszych towarzyszy, wyciągając na wierzch charakterystyczną cnotę (dar) każdego z nich. Ponoć w czasie wieczornych rozmów jeden z braci miał go zapytać, jakie cechy i cnoty powinien posiadać prawdziwy brat mniejszy. Franciszek nie przedstawił abstrakcyjnego spisu cnót i zalet. Nie wskazał też ani na siebie ani na któregoś z braci. Jego odpowiedź była bardzo oryginalna. Prawdziwy brat mniejszy to nie jeden człowiek, który posiada wszystkie cnoty, ale wspólnota braci. Dopiero, gdy złoży się razem wszystkie ich cnoty i dary, możemy otrzymać prawdziwego brata mniejszego. I tak:
– Patrząc na brata Bernarda, swego pierwszego towarzysza, Franciszek miał powiedzieć, że prawdziwy brat mniejszy ma wiarę i umiłowanie ubóstwa jak on.
– Patrząc na brata Leona, powiedział, że prawdziwy brat mniejszy odznacza się czystością i prostotą Leona.
– Spoglądając na brata Anioła, rzekł: Jego rycerska łagodność i wytworność są kolejnymi cechami prawdziwego minoryty.
– Brat Maseo do cnót franciszkańskich wniósł miły dla oczu wygląd, zdrowy rozsądek oraz piękny i pobożny sposób wysławiania się.
– Wskazując na kolejnych braci, Franciszek orzekł, że prawdziwy brat mniejszy ma umysł wzniesiony ku kontemplacji jak brat Idzi, pełną cnót i ustawiczną modlitwę brata Rufina, cierpliwość brata Jałowca, siłę duchową i cielesną brata Jana z Laudes, miłość brata Rogera i wreszcie święty niepokój brata Lucido, który nie chciał pozostać w jednym miejscu dłużej niż miesiąc. A kiedy się do jakiegoś miejsca zaczynał przywiązywać, natychmiast je opuszczał powtarzając (pewnie za autorem Listu do Hebrajczyków): „Nie mamy tutaj stałego miejsca zamieszkania, lecz oczekujemy trwałego domu w niebie” (13, 14).
Wychodzi na to, że mam coś z brata Lucido! Tak czy inaczej, jeśli rodzina franciszkańska jest tak wielka i tak różnorodna, to chyba dlatego, iż św. Franciszek potrafił wyzwolić z każdego całe dobro jakim go Bóg obdarzył. Cieszył się innością i niepowtarzalnością każdego. Był przekonany, że pełnia nie istnieje w pojedynkę, ale tylko wtedy, gdy każdy służy we wspólnocie tym, co otrzymał. Polecając więc moje „dalsze losy” każdemu z was, dołączam kilka zdjęć z ostatnich dni: trochę muzyki „prosto z mostu” i kilka zachodów słońca, też „prosto z mostu”.
Stanisław STAWICKI
Rzym, 21 czerwca 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, czerwiec 2020