Przyjaźń wiele potrafi – nie oddzielać się, mimo oddalenia, trwać choćby chwilami blisko, uporczywie patrzeć w wyobrażonym kierunku, pokonywać bariery nie do przekroczenia – to nie lada wyzwanie, na to mogą się zdobyć jedynie wolni od konwencji szaleńcy, poszukiwacze prawdy, romantyczni wędrowcy ku ostatecznemu pięknu, poeci z ducha, dziedzice tradycji i śmiali odkrywcy, a takim był właśnie rzeźbiarz Paweł Jocz, którego prace ukazują czułość dla życia, a jednocześnie gniewny bunt przeciw przemijaniu. Stworzył styl rzeźbienia obiektów o niepokojącej formie, nadając im potężną energię, z czego powstawała „żywa”, pulsująca bryła.
W zdeformowanych twarzach i ludzkich korpusach artysta ukazywał w ekspresyjny sposób sprzeczne emocje działające w człowieku, gdy zanurzony w naturę: kamień, glinę, światło, wyrywa się ku Absolutowi. Duch uwięziony w materii dopomina się w stworzonych przez niego monumentach z kamienia o obecność, o doskonały kształt uchwyconej w ciągłym przeobrażaniu się rzeczywistości. Boski akt stworzenia świata powstającego z pierwotnych żywiołów ognia i wody był dla rzeźbiarza bodźcem twórczym i punktem odniesienia, nieustającą inspiracją, prowadził do artystycznego dialogu z przestrzenią. Narysowane tuszem ludzkie twarze szokują brzydotą, ich wizerunki nakładają się na siebie, są bezbronne wobec patrzącego, poszukujące prawdy o sobie, wszak w każdym człowieku dokonuje się rachunek sumienia i ożywa pragnienie piękna, mimo poczucia niedoskonałości trwania i kruchości bytowania.
Paweł Jocz urodził się 6 maja 1943 roku w Wilnie i wraz z rodziną podzielił los Kresowian wygnanych z rodowego majątku. Z Łodzi wyjechał do Warszawy na studia artystyczne w Akademii Sztuk Pięknych, a następnie, po uzyskaniu dyplomu na Wydziale Rzeźby, wyruszył do Paryża w 1970 roku i tu na stałe pozostał, stając się po latach jedną z najwybitniejszych postaci współczesnej sztuki na emigracji. Zderzał się z przeszkodami, nieszczęśliwymi przypadkami, wyborami życiowymi, które okazywały się nie do uniesienia, a jednak nie poddawał się przeciwnościom losu i tworzył pokaźne rzeźby osadzone w przestrzeni miejskiej (Elewacja, Chmura poety, Solidarność ludzi), a także kameralne popiersia i kompozycje z brązu, z kamienia (Demostenes, Jezus, Beethoven). Miał nieokiełznaną naturę, a ponieważ żywo odczuwał spotkanie z drugim człowiekiem, umiał odbierać cudzą wrażliwość i odpowiadał na bodźce wewnętrzną energią płynącą z wyobraźni i otwarcia na nieznane.
Redaktor „Recogito” zapewne z wdzięcznością wspomina jego różnorodną pomoc w organizowaniu finału nagrody artystycznej im. ks. Józefa Sadzika w latach 2000-2008, którą wspólnie co roku przygotowywali, a Paweł przewodniczył kapitule i gościł wyróżnionych. Był jak mentor nadający ton dyskusji, podejmujący jedynie ważkie tematy, bezkompromisowo upominający się o wolność słowa i doskonałość kształtu w sztuce. Cenił poezję, cytował fragmenty wierszy klasyków, dla pamięci Cypriana K. Norwida wyrzeźbił figurę Homo viator, która jednocześnie jest autoportretem – odważnego twórcy, wędrowca dokonującego niełatwych wyborów wobec tradycji, ale też śmiało ukazującego swoją wizję współczesnego świata i zagubionego w nim człowieka poszukującego własnej drogi.
Ujęła mnie jego kresowa gościnność i czułość wobec samotności stworzenia, gdy przygarnął boksera porzuconego przez kogoś w podróży, zabrał go jadąc na lato do dworku w Cielcach pod Łodzią, gdzie przez wiele lat spędzał z przyjaciółmi wakacje. Pepe odwdzięczał mu się w psim sercu ogromnym przywiązaniem, pilnował nieustannie krzesła gospodarza przy wielkim drewnianym stole i miłym towarzystwem wyróżniał gości, których Paweł zaprosił na najważniejsze biesiadne miejsce.
Paweł Jocz zmarł w Boulogne 21 października 2008 roku. W Polsce zbiory jego rzeźb zgromadzone są w Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi, a podarowane grafiki wiszą na ścianach w domach przyjaciół i przypominają o jego wielkiej ofiarności, szaleńczej wprost wyobraźni oraz niezwykłej twórczej mocy, którą umiał się dzielić w poszukiwaniu jednej kreski olśniewającej nagością, jednej bryły ukształtowanej na obraz i podobieństwo boskiego tchnienia, jakie nadaje materii sens w widzialnym i niewidzialnym jednocześnie.
Gdy opuszczamy miejsca na zawsze do nas przypisane, takie jak dom rodzinny, ojczyznę, ulubioną pracownię, pejzaż, to jakbyśmy z nich wyrastali, lecz one powracają i nieuchronnie przeobrażają nas w kogoś innego, kto mówi nowym głosem w epifanii odkrywania świata. Mimo oddzielenia, mimo upływających lat, nadal trwa oszołomienie darowane w aurze przedświątecznych spotkań z przyjaciółmi – i choć przez niektórych nagle zaniechane, jakby nie zdarzyło się nigdy, jednak nie przepada, bo każde spojrzenie zachowujemy na zawsze jako dar przemiany. Nieczęsto udaje się spotkać, gdy nasze ścieżki życia prowadzą w różne strony, najważniejsze jest pragnienie spotkania, list, kartka z podróży, telefon z zapytaniem: kiedy możesz przyjechać? Spleciony z grudniowych wspomnień łańcuch choinkowy kładę na gałęzi świerku. Cienie wciąż krążą, pozostając przy mnie.
Teresa TOMSIA
Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka tekstów pieśni i piosenek. Publikowała w pismach literackich „Tygiel Kultury”, „Topos”, „Fraza”, „Recogito” i in. W tłumaczeniu na j. niemiecki i francuski ukazał się wybór jej wierszy Schöner – Piękniejsze – C’est plus beau (2000). Ostatnio wydała tomik Kobieta w kaplicy (2016) i szkice literackie Niedosyt poznawania (2018). Pochodzi z rodziny o kresowym rodowodzie. Mieszka w Poznaniu.
Recogito, rok XXI, grudzień 2020