Odkrywanie, jakiejkolwiek by nie dotyczyło dziedziny, wzbogaca naszą wiedzę i poszerza horyzonty. Wszelkie książkowe edycje niejednokrotnie są bardzo pomocne, dostarczając materiału do rekonstrukcji dziejów czy szerszego spojrzenia na historię sztuki, a także do przybliżenia sobie niejednej postaci, jak i rekonstrukcji jej biografii. Elisabeth Jerichau-Baumann poznałam dzięki albumowi Jerzego Miśkowiaka. Opublikowana przed Wydawnictwo BOSZ pozycja, z szatą graficzną opracowaną przez Lecha Majewskiego, to dwujęzyczna, polsko-angielska monografia, udokumentowana licznymi reprodukcjami. Otwiera przed czytelnikiem niezbyt przychylny dla kobiet-artystek świat, w którym przyszło żyć i tworzyć enfant terrible duńskiego narodowo-romantycznego malarstwa, urodzonej w Warszawie 27 listopada 1818 roku Annie Marii Elisabeth Baumann.
Była kobietą niezwykle uzdolnioną. Nigdy nie odcięła się od polskich korzeni. Wychowała się w protestanckiej niemiecko-polskiej rodzinie. Spokojne lata dorastania zostały brutalnie przerwane wybuchem powstania listopadowego 1830 roku. Po tym okresie zostały wstrząsające wspomnienia, utrwalone w późniejszym czasie na malowanych przez nią obrazach. Lisinka, jak wołano na nią w rodzinnym domu, już jako młoda panienka wyznaczyła sobie ambitne cele. Jako mała Polka, a tak ją określono, gdy w 1838 roku udało się jej zostać studentką Akademii Malarstwa w Düsseldorfie, uparcie, krok po kroku realizowała swoje zamierzenia. Jednak jako ,,düsseldorfka”, a za taką uznano ją po przybyciu do Danii, trafiła na nie pierwszą, poważną przeszkodę. Niemiecki malarz i zarazem profesor Julius Hübner nie znalazł w niej talentu. Z kolei kopenhaska Akademia Sztuk Pięknych nie chciała jej wpisać na listę studentów, ponieważ była kobietą. Na szczęście, w Düsseldorfie i w Monachium dostrzeżono w jej twórczości ,,męski pierwiastek”. Dzięki temu mogła kontynuować naukę. Studia uwieńczyła dyplomem w 1844 roku.
Ze studenckiego okresu pochodzą jej dwa płótna o polskiej tematyce: Polska chłopska rodzina na zgliszczach spalonego domu (zakupiona przez angielskiego markiza Henry’ego Petty’ego Lansdowne’a) oraz Polka uciekająca z dziećmi ze zniszczonego domu (nabyta przez Wilhelma Radziwiłła). Obrazy przyniosły pannie Baumann rozgłos i umożliwiły podróż do Italii. Podróż do Rzymu, gdzie krzyżowały się ówczesne artystyczne drogi, była spełnieniem młodzieńczych marzeń, a jednocześnie narodzeniem się uczucia, które zadecydowało o jej dalszym losie. W Wiecznym Mieście poznała bowiem ucznia Bertela Thorvaldsena (1770-1844), autora warszawskich pomników Mikołaja Kopernika i księcia Józefa Poniatowskiego. Jens Adolf Jerichau (1816-1883) stał się jej mężem i razem z nim wyjechała do Danii.
Pani Jerichau-Baumann jako małżonka duńskiego rzeźbiarza – jak podkreślił autor albumu – przez Duńczyków była postrzegana jako emigrantka i Niemka. To komplikowało jej sytuację, bo relacje duńsko-niemieckie w połowie XIX wieku były bardzo napięte i miały doprowadzić do dwóch krwawych wojen. Elisabeth jednak nigdy się nie poddawała. W nowym środowisku zabłysnęła swoją erudycją, wszechstronnością zainteresowań, znajomością języków (w sumie znała ich dziewięć), talentem malarskim, łatwością nawiązywania kontaktów, a do tego spełnianiem się w macierzyństwie. Parała się równocześnie pisarstwem i dziennikarstwem, opisując swoje późniejsze podróże i publikując książki na ten temat. W latach studenckich z powodzeniem próbowała swoich sił aktorskich, zaś kiedy ukończyła lat 50, samotne podróże po krajach Orientu nie stanowiły dla niej żadnej przeszkody. W sukurs przychodziła dostateczna znajomość języka arabskiego i perskiego. Należy pamiętać, iż był to wiek XIX i emancypacja kobiet nie była wówczas mile widziana. Urodziła dziewięcioro dzieci, siedmiorgu, dzięki malowaniu i sprzedaży obrazów, zapewniła wykształcenie. W przeciwieństwie do męża, osoby z natury depresyjnej i nie bardzo dbającej o rodzinę, nie skąpiła miłości rodzicielskiej.
Małżeństwo z Jensem Adolfem, późniejszym profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Kopenhadze, nie należało do udanych. Elisabeth utrzymywała rodzinę dzięki zamówieniom, jakie napływały od wpływowych osób i koronowanych głów Europy i Orientu. Jej otwartość i styl malarski – a jak pamiętamy był to okres romantyzmu – odpowiadał odbiorcom. Był ceniony przede wszystkim na duńskim dworze królewskim. Stąd jej przyjaźń z księżniczką Luizą, przyszłą królową. W osobie Hansa Christiana Andersena, sławnego dzisiaj duńskiego bajkopisarza, miała biskiego przyjaciela, a nawet ojca chrzestnego swojej córki Agnete. W czasach, kiedy mieszkała w Warszawie – jak pisze Jerzy Miśkowiak – „rodzice widzieli w niej spadkobierczynię Angeliki Kauffmann, jedynej w tym czasie malarki, której udało się odnieść sukces”. Stanisław Pomian, żyjący w XIX wieku polski krytyk sztuki z Poznania, pomimo tego, iż po wystawie obrazów w Berlinie w 1844 krytykował jej twórcze poczynania, w rodaczce widział rodzącego się geniusza. Uważał, że „Baumann maluje lepiej niż osławione Marie Lebrun i Angelika Kauffmann”. Wielbiciela i wielkiego sprzymierzeńca miała Elisabeth w Ignacym Kraszewskim. Pisarz w jej malarstwie dostrzegał oryginalny talent, rzadką siłę oddziaływania i bogactwo treści. Malarka ceniła sobie również przyjaźń z księżną Marceliną Czartoryską, utalentowaną polską pianistką. W licznych podróżach, które odbywała odwiedzając wielokrotnie Wielką Brytanię, Niemcy, Italię, Francję, Rosję, Szwajcarię Grecję, Egipt i Turcję, szukała inspiracji i natchnienia. Do Warszawy nie mogła przyjechać, gdyż malując sceny związane z powstaniem listopadowym, popadła w niełaskę u namiestnika Królestwa Polskiego, księcia Iwana Paskiewicza. I chociaż w drugiej swojej ojczyźnie nie miała sprzymierzeńców wśród obozu ,,narodowców”, znalazła przychylność w sercach Duńczyków po namalowaniu w 1851 roku obrazu Moder Danmark. Matka Dania stała się symbolem narodu wywodzącego się ludów Północy, Wikingów.
W jej życiu nie brakowało i radości smutków. W 1877 roku umarł jej ukochany syn, Herald, utalentowany malarz. Miał 27 lat i został pochowany w Rzymie. Córki Maria i Louisa były leczone „w kosztownych ośrodkach psychiatrycznych”. Luisa zakończyła życie w jednym z takich ośrodków w 1891 roku. Natomiast synowie, pierworodny Thorald i ostatni Holger, oraz córka Agnete, dorównywali matce swoimi zdolnościami, zajmując się w dorosłym życiu muzyką, malarstwem i podróżami. Najpiękniejsza z rodzeństwa Sophie została żoną duńskiego arystokraty Emila von Holsteina Rathlou, uzyskując tym samym tytuł szlachecki. Ona jedna nie poszła w ślady matki malarki i ojca rzeźbiarza.
Wykonane przez artystkę portrety króla Danii Fryderyka VII i Fryderyka VIII królewicza, przyszłej królowej Luizy, królowej Grecji Olgi, to najbardziej charakterystyczne dzieła w jej dorobku. Potomnym pozostawiła portrety swojego męża, ukochanych dzieci i przyjaciół. Nie stroniła od tematów poświęconych obu swoim ojczyznom, macierzyństwu, baśniom i religii. Obraz zatytułowany Syrenka z 1847 jest dziełem intrygującym i tajemniczym. Bajeczna, o pięknie wymodelowanej sylwetce kobieta ma posągową i zimną twarz. Jej ciało wyłaniające się z wodnej głębi kontrastuje z niebem tonącym w odcieniach czerwieni, amarantu zatapiającym się w morskiej toni. Natomiast Śpiące dzieci, obraz pokazany w 1861 roku w Salonie Paryskim, to niezaprzeczalne dzieło sztuki. Nasycony kolorami prosto od Rembrandta, zawiera w sobie duży ładunek emocji. Perfekcyjnie namalowany, mógł zachwycić niejednego bywalca paryskiego Salonu. Warto przywołać też Egipską sprzedawczynię garnków z 1875 roku. Ta praca potwierdza niezwykły talent polskiej Dunki. Nikt się nie pomyli określając obraz prawdziwym arcydziełem, niosącym w sobie zmysłowość i śmiałą paletę kolorów.
Autor albumu powołał się na opinię Petera Nørgaarda Larsena. Zdaniem związanego ze Statens Museum for Kunst w Kopenhadze specjalisty od duńskiego symbolizmu, cykl obrazów Elisabeth Jerichau-Baumann o egzotycznej tematyce jest jej wielkim wkładem do europejskiego orientalizmu XIX wieku. Artystkę – według duńskiego historyka sztuki – należy stawiać na równi z tak wybitnymi twórcami jak Nielsen Simonsen i Martinus Rorbey. Warto dodać, iż Dunka znad Wisły jako pierwsza w historii malarstwa uzyskała zgodę na portretowanie księżniczek arabskich oraz nałożnic w stambulskim haremie.
Nie można zaprzeczyć, iż sława towarzyszyła całemu jej życiu. Albowiem w jej przypadku pracowitość i talent zespoliły się w jedno. Za potwierdzenie posłużyć by mogły słowa jej biografa, Nicolaia Bogha: „Nigdy w życiu nie spotkałem tak wielkiego i wszechstronnego intelektu zebranego w jednej osobie”. Jednak mimo otrzymywanych odznaczeń i medali, między innymi w Berlinie i Amsterdamie, mimo wyróżnień na Salonie Paryskim w 1861 roku, mimo bycia honorowym członkiem Akademii Sztuk Pięknych w Sztokholmie, mimo otrzymania w 1858 roku (jako pierwsza kobieta) Złotego Medalu Thorvaldsena, tak w Polsce jak i w Danii polsko-duńska portrecistka popadła w zapomnienie.
Elisabeth Jerichau-Baumann odeszła z tego świata w 11 lipca 1881 roku w Kopenhadze. Została pochowana na cmentarzu Solbjerg obok swego męża Jensa Adolfa. Dzięki żmudnym poszukiwaniom Jerzego Miśkowiaka, który – jak nasza bohaterka – ma dwie ojczyzny, powstała cenna monografia. Jej promocja miała miejsce 1 września 2018 roku w Państwowym Muzeum Sztuki w Kopenhadze. Przy tej okazji można było obejrzeć pokaźną ilość obrazów Dunki znad Wisły. Jej dzieła dawno przestały święcić triumf, ale dzięki nim przypomniano duńską, złotą epokę, trwającą od 1807 do 1864 roku. Artystyczne zasługi naszej rodaczki, nie tylko dla ojczyzny Christena Købke i Vilhelma Hammershøia, są niezaprzeczalne. Kolorystyczną estetyką i konstrukcją obrazu wyprzedziła ona wielu artystów swojej epoki.
Anna SOBOLEWSKA
Paryż, 1 lutego 2021 roku
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXII, luty 2021