W ciemnościach

Bez tytułu (Paryż, 2014) ©.Marek Wittbrot

Skąd wciąż tyle ciemności? Dlaczego – jak się zdaje – prawdziwe światło nie może się przebić? Dlaczego poklask i uznanie zdobywają ci, którzy uciekają się do podstępu, kłamstwa czy przemocy? Dlaczego po dwóch światowych wojnach, straszliwych zniszczeniach i nieludzkich, niewyobrażalnych wcześniej cierpieniach, ciągle nie brakuje takich, którzy przedkładają argument siły nad siłę argumentu, dobrowolnego wyboru, pokojowej koegzystencji?

W Drugiej Księdze Kronik jest między innymi mowa o rządzących, ale też o kapłanach i ludziach, którzy „bezczeszczą świętości”, dopuszczają się różnych nieprawości. Co więcej, szydzą sobie z tych, którzy zachowali resztki przyzwoitości. Patrzą jedynie na własne korzyści i zabiegają wyłącznie o doraźne cele. Jakie są tego skutki? Odpowiedź daje kronikarz dziejów Izraela: „Spalili też Chaldejczycy świątynię Bożą i zburzyli mury Jerozolimy, wszystkie jej pałace spalili ogniem i wzięli się do zniszczenia wszystkich kosztownych sprzętów. Ocalałą spod miecza resztę król uprowadził do Babilonu i stali się niewolnikami jego i jego synów aż do nadejścia panowania perskiego”. Relacja ta miała być przestrogą i zarazem zachętą, żeby dostrzegać związek pomiędzy ludzkimi wyborami, własnymi uczynkami, a tym, co przynosi czas.

Do jakiejkolwiek epoki byśmy się nie odnieśli, z pewnością wiele znaleźlibyśmy podobnych przykładów: pogardy dla podstawowych zasad i obojętności na przestrogi, za którą to obojętność – w konsekwencji – musiały nieraz płacić liczne pokolenia. Niewątpliwie nie wszyscy ponoszą winę za taką czy inną gorszącą sytuację, ale tak już jest, że masy, a nie jednostki, że określona grupa – moglibyśmy powiedzieć – jej jakość, jej poziom, jej wykształcenie czy kultura, a nawet jej duchowość, decyduje zazwyczaj o biegu spraw. Jeden z wybitnych propagatorów Starego Testamentu, zastanawiając się nad tym, dlaczego tak często tępi się takich ludzi jak Syracydes, dlaczego odrzuca się głos rozsądku, pisał: „Ludzie grzeszą i czynią świństwa z najróżniejszych powodów, nawet nie ze złości, lecz często z głupoty, nierozeznania i słabości, bo ciężko bywa dać sobie radę z samym sobą”. Tadeusz Żychiewicz powtarzał zalecenie żydowskiego proroka: „pilnuj czasu”! Nie marnuj swojego czasu, to znaczy: czyń dobrze, nie poddawaj się swoim słabościom i nie ulegaj tym, którzy namawiają do złego! Albowiem, prędzej czy później, rozliczenie nastąpi.

Jest wiele analiz, psychologicznych portretów, nie tylko takich osób jak Hitler czy Stalin, lecz i pomniejszych tyranów. Nietrudno zauważyć, że ci, którzy nie radzą sobie sami ze sobą, nierzadko – uciekając od siebie, bo są wewnętrznie słabi – próbują podporządkować sobie innych, a niekiedy zawojować świat. Stąd różne, nierzadko bardzo brutalne formy działania. Stąd posesywność, pazerność, żądza panowania, uzależnianie innych od siebie. W sumie często jest to ta ciemność, przed którą ostrzegał Jezus. Jak wiele – ofiar, cierpień, nieszczęść, większego i mniejszego zła wprowadza w nasze życie – wiemy doskonale. I nie musimy się o tym przekonywać oglądając telewizję, studiując internetowe portale czy śledząc bieżące informacje.

„A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki” – mówił Jezus. Wiedział i rozumiał, dlaczego ten, „kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków”. Podkreślał, że najważniejsze są uczynki „dokonane w Bogu”, a zatem spełniające „wymagania prawdy”, zbliżające do światła, wprowadzające światło, rozjaśniające, tak zwykłą codzienność, jak i nasze życie. A zatem tym więcej będzie światła, im lepsze będą nasze uczynki – im więcej będzie zwykłej życzliwości czy po prostu miłości.

Marek WITTBROT

15-03-2015

Marek Wittbrot – w latach 1991-1999 prowadził „Naszą Rodzinę”, obecnie zaś jest redaktorem „Recogito”.