Dzisiejsza Ewangelia przedstawia w wersji Janowej wydarzenie wypędzenia przekupniów ze świątyni jerozolimskiej (J 2, 13-25). To stanowcze działanie Jezusa wywarło wielkie wrażenie na tłumie i wrogość władz religijnych oraz tych, którzy poczuli się zagrożeni w swoich interesach ekonomicznych. Jak powinniśmy je interpretować?
Z pewnością nie było to działanie naznaczone przemocą. Nie wywołało przecież ingerencji strażników porządku publicznego. Był to raczej typowy dla proroków gest, mający na celu potępienie nadużyć. Faktycznie, by zinterpretować ów gest, uczniowie Jezusa posłużyli się tekstem biblijnym zaczerpniętym z Psalmu 69: „Gorliwość o dom Twój pożera mnie”. O jaką gorliwość chodzi?
Kiedy poszukiwałem synonimów słowa „gorliwość” uderzyła mnie ich ilość. To między innymi: namiętność, żarliwość, pilność, zapamiętałość, rzetelność, wytrwałość, zapał, pasja, żar, ogień, oddanie, ale także radykalizm, zaciętość, a nawet fanatyzm. Dlatego trzeba zawsze „badać” swoją gorliwość. Bo choć sama w sobie jest dobra, może się też stać „nadgorliwością”, a wtedy już niedaleko do skrajności.
Wiedział o tym żyjący w VI wieku św. Benedykt z Nursji (+547). Kiedy w 48 rozdziale Reguły przestrzegał swoich braci przed niebezpieczeństwem braku gorliwości: „Bezczynność jest wrogiem duszy” – w tym samym rozdziale ustanawia tradycję świętej sjesty: „Po Sekście (Seksta – to modlitwa południowa w tradycji mniszej) i po zjedzeniu posiłku położą się do łóżek, by odpocząć w całkowitym milczeniu”.
Ta lapidarna benedyktyńska sentencja – „Bezczynność jest wrogiem duszy” – nie pozostawia oczywista miejsca na wątpliwości. Dla głównego patrona Europy było jasne, że życie mnisze nie może być próżnowaniem, choćby i pobożnym. Inaczej mówiąc, Benedykt nie chciał, by jego uczniowie dryfowali bez celu, dlatego nakazał im w stosownym czasie zajmować się pracą, kiedy indziej czytaniem, a nadto zobowiązał ich do udziału we wspólnych modlitwach. W tym ścisłym podziale dnia, był jednak również czas na odpoczynek. Innymi słowy, Benedykt postawił na umiar.
W rzeczy samej, o Regule św. Benedykta mówi się, że cechuje ją wyjątkowy umiar. Wskazuje ona drogę do świętości nie tyle w ostrości ascetycznych praktyk, co w harmonijnym ich połączeniu. Owe praktyki, to oczywista modlitwa wspólna, indywidualna, studium Słowa Bożego połączone z modlitwą osobistą (lectio divina), praca w braterskiej wspólnocie oraz odpoczynek. Zewnętrzną ramą tego stylu życia jest klauzura, a nieodzownym jego klimatem – cisza pomagająca w skupieniu i modlitwie. Ale nie brakuje też gościnności, czyli otwarcia na sprawy ludzi, którzy przybywając do monasteru mogą włączyć się w krwiobieg życia wspólnoty.
Tak więc „umiar”, to mądre unikanie skrajności, do których człowiek zazwyczaj ma tendencję i które w pysze swojej nazywa często „gorliwością” lub „ewangelicznym radykalizmem”. W rzeczy samej, skrajności są najczęściej wyrazem uproszczonego sposobu myślenia, które lubi „błyszczeć radykalizmem” (zwłaszcza w mowie) i potrafi nawet sugestywnie porywać za sobą innych, ale ostatecznie wiedzie ku trwałej powierzchowności i płyciźnie. Nigdy na głębię.
Nie dotyczy to wyłącznie mnichów. Bezczynność jak i nadgorliwość są zagrożeniem dla każdego człowieka. Dlatego każdy z nas potrzebuje sformułowania własnej reguły życia. Ustalenia rytmu pracy, modlitwy, kontaktów, odpoczynku… Chodzi o dobre wykorzystanie najcenniejszego z Bożych darów, jakim jest czas. Ale „narzucony” sobie porządek chroni nas również od zagubienia, od szaleństwa czy nerwowości, która często udziela się wszystkim wokół.
I jeszcze jedno. Inaczej niż pozostali ewangeliści, którzy wypędzenie przez Jezusa przekupniów ze świątyni sytuują bliżej czasu Jego męki, św. Jan wydarzenie to umiejscawia u początków Jego publicznej działalności. To bardzo wymowny znak. Oczyszczenie świątyni nie jest bowiem jakąś ekscentryczną zachcianką Jezusa, który nie potrafi już znieść smrodu, zamieszania i hałasu towarzyszących poczynaniom handlarzy. Jego słowa i gesty stanowią pełną mocy zapowiedź nadchodzącego królestwa Bożego, które – gdy nastaje – niesie z sobą wezwanie do nawrócenia. Ostatecznie bowiem zapchana bydłem świątynia jerozolimska to nie tylko uwłaczający Bożej chwale fakt, z którym mierzy się Jezus. Nierzadko to również obraz naszych serc: marazmu, paskudztwa, bałaganu i zamętu, które latami pielęgnujemy, bojąc się cokolwiek w sobie zmienić.
Niepotrzebnie! Bicz w dłoni Jezusa nie zwraca się bowiem przeciw nam. Kieruje nim gorliwość o piękno naszych serc. Czas Wielkiego Postu to wezwanie do uzdrowienia naszej relacji z Bogiem.
Stanisław STAWICKI
Jamusukro, 6 marca 2021 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 do 2020 roku był kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie. W grudniu 2020 rozpoczął pracę w bazylice Matki Boskiej Królowej Pokoju w Jamusukro, od 1983 roku stolicy konstytucyjnej Wybrzeża Kości Słoniowej.
Recogito, rok XXII, marzec 2021