Nie żyje Adam Zagajewski, jeden z największych polskich poetów i eseistów. Miałem okazję spotykać go u pallotynów w Paryżu w latach 1986-1988. Poeta zamieszkał bowiem nad Sekwaną już w grudniu 1982 roku. Do Krakowa, gdzie zmarł wczoraj, 21 marca 2021 roku – w Światowy Dzień Poezji – powrócił na stałe dopiero w lipcu 2002 roku.
Ostatni raz wybrałem się na autorskie z nim spotkanie 16 marca 2011 roku do Instytutu Polskiego w Rzymie. Mieszkałem i pracowałem wtedy nad Tybrem (2009-2011), u włoskich pallotynów w dzielnicy Prati. Niestety, dzięki Lufthansie, poeta nie doleciał na czas. Musieliśmy zadowolić się słuchaniem Krystyny Jaworskiej – wykładowcy języka i literatury polskiej na Uniwersytecie w Turynie, która jest tłumaczką wierszy Zagajewskiego.
Nazajutrz, 17 marca, Zagajewski wziął jednak udział w sympozjum poświęconym jego przyjacielowi Josifowi Brodskiemu (1940-1996). Dwudniowe sympozjum miało miejsce na Zatybrzu w przepełnionej Aula Magna kampusu John Cabot. Zagajewski otrzymał wtedy burzliwe brawa za niezwykle celne i ciekawe scharakteryzowanie sylwetki przyjaciela. Jego zdaniem największym wyzwaniem dla Brodskiego było wyzwolić się z biografii. „Nienawidził jej, ponieważ należał do nieskończoności, a ona przecież nie ma biografii – mówił Zagajewski. – Z tych samych powodów nigdy nie tworzył poezji walczącej z systemem. Należał do kilku nielicznych ludzi w każdym stuleciu, którzy są wolni. Był ponad każdą religią, choć napisał wiele wierszy, które mogłyby być zamieszczone w antologii ułożonej przez jezuitów. Był metafizycznym chuliganem. Wiedział zarazem, że przeciwieństwem nieskończoności jest nasza śmiertelność”.
Poetą nieskończoności był również Zagajewski, choć nie miał w sobie nic z „chuligana”. Dla mnie był (jest) poetą mistycznym i mistykiem poetyckim. Taką nawet była jego twarz. W jednym z wywiadów, którego udzielił dla „Głosu Karmelu” (9-10/2008), sam wyznał: „Poeta jest spokrewniony z mistykiem, ale jest tylko mistykiem dla początkujących, nie może sobie rościć prawa do żadnej pedagogiki. Poeta wciąż zaczyna”.
By tezę mą nieco zobrazować jeden z jego wierszy (Szybki wiersz), zainspirowany słuchaniem chorału gregoriańskiego podczas jazdy autostradą we Francji oraz fragment rozmowy jaką przeprowadził z nim oraz z Pawłem Joczem, polskim rzeźbiarzem i grafikiem zmarłym w 2008 roku – ks. Marek Wittbrot, pallotyn. Rozmowa została przeprowadzona w 1999 roku i opublikowana w „Naszej Rodzinie” [nr 9-10 (660-661) 1999, s. 9-14]. Można przeczytać ją w całości w „Recogito” (Materia i duch (recogito.eu)):
Marek Wittbrot: Nie jesteśmy bogami, więc nie stwarzamy z niczego, zawsze korzystamy z jakiegoś materiału. I nas Bóg stworzył z prochu ziemi, zatem było coś, z czego powstaliśmy.
Adam Zagajewski: Artysta stoi przed trudnym dylematem. Posiada nie tyle za mało, co za dużo rzeczy. Musi dokonać wyboru, poddać swój „stan posiadania” redukcji. Jednym z pierwszych elementów w starożytnej demokracji było znalezienie reprezentanta. Pisarz też szuka, próbuje stworzyć coś trwałego, odnaleźć właściwe słowo.
M. W.: Musi dokonać selekcji?
A. Z.: Selekcja odbywa się w dziwny sposób – powiedziałbym – niedemokratyczny. Jest gorączkowym poszukiwaniem. Poważna twórczość zawsze wiąże się ze sferą ducha, z czymś, co jest najtrudniejsze do określenia. Zawsze w grę wchodzi duch, który nie bardzo lubi być definiowany. Dlatego w moim przypadku kreacja jest raczej dialogiem, a nie eksplozją, dialogiem z kimś czy czymś, co poza mną. Istnieje jakiś tajemniczy partner, który nie jest czytelnikiem, lecz kimś ukrytym, kimś, z kim nawiązujemy rozmowę. Ten partner jest obecny w greckiej, jak i każdej innej tradycji. Właśnie ów partner sprawia, że poważniejemy, stajemy w obliczu kogoś czy czegoś, co narzuca nam powagę. Nie znaczy to, że tracimy poczucie humoru, ale naczelny pozostaje ton powagi.
* * *
Szybki wiersz
Słuchałem śpiewu gregoriańskiego
w pędzącym samochodzie,
na autostradzie, we Francji.
Drzewa spieszyły się.
Głosy mnichów chwaliły niewidzialnego Pana
[o świcie, w drżącej od chłodu kaplicy].
Domine, exaudi orationem meam*,
prosiły męskie głosy tak spokojnie,
jakby zbawienie rosło w ogrodzie.
Dokąd jechałem? Gdzie schowało się słońce?
Moje życie leżało rozdarte
po obu stronach drogi, kruche jak papier mapy.
Razem ze słodkimi mnichami
zmierzałem w stronę chmur, sinych,
ciężkich i nieprzeniknionych,
w stronę przyszłości, otchłani,
połykając twarde łzy gradu.
Daleko od świtu. Daleko od domu.
Zamiast murów – cienka blacha.
Ucieczka zamiast czuwania.
Podróż zamiast zapomnienia.
Zamiast hymnu – szybki wiersz.
Przede mną
biegła mała, zmęczona gwiazda
i błyszczał asfalt szosy,
wskazując, gdzie jest ziemia.
gdzie ukryła się brzytwa horyzontu,
a gdzie czarny pająk wieczoru
i noc, wdowa po tylu marzeniach.
Ziemia ognista, 1994
* * *
* Panie, racz wysłuchać modlitwy mojej!
Stanisław STAWICKI
Jamusukro, 22 marca 2021 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 do 2020 roku był kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.W grudniu 2020 rozpoczął pracę w bazylice Matki Boskiej Królowej Pokoju w Jamusukro, od 1983 roku stolicy konstytucyjnej Wybrzeża Kości Słoniowej.
Recogito, rok XXII, marzec 2021