„Jeszcze 19 marca, doświadczany coraz boleśniej swoją chorobą, obchodził 93 urodziny. Nie umarł samotnie. Do końca pozostał w swoim domu, pod opieką służby pielęgniarskiej, jak i obecnych oraz dawnych współpracowniczek i współpracowników. Gdy oczy zawodziły go coraz bardziej, cieszył się z czytania na głos przez otaczające go osoby. 6 kwietnia z poobiedniej drzemki już się nie obudził. Miał łagodną śmierć. Będzie za to mógł okazać wdzięczność swojemu Stwórcy. A my, później urodzeni, jesteśmy wdzięczni za dzieło i działalność Hansa Künga. Na niwie katolickiej teologii jemu podobnych długo się nie zobaczy” – napisał po śmierci profesora z Tybingii jeden z najbliższych jego współpracowników, na tamtejszym uniwersytecie zajmujący się razem z autorem 24 tez do pytania o Boga dialogiem międzyreligijnym i teologią kultury, Karl-Josef Kuschel.
Przez pewien czas, podczas ołtarzewskich wykładów z teologii fundamentalnej, były dyskutowane tezy szwajcarskiego teologa. Z respektem odnosił się do nich, zazwyczaj bardzo skrupulatny i wolny od myślowego bałaganu, bardzo solidnie podchodzący do swoich wykładów, wieloletni prefekt i późniejszy rektor pallotyńskiego WSD Kazimierz Czulak, jeden z czwórki braci, którzy zostali księżmi. Wytrwale tropił zachodnie teologiczne trendy. I potrafił – co wcale nie było częste – w klarowny sposób je uprzystępnić. Jednak, gdy pojawiły się zarzuty, dotyczące – w opinii autora kompendium Credo: apostolskie wyznanie wiary objaśnione ludziom współczesnym – sztywnego papieskiego stanowiska w dyskutowanych od lat sprawach, dzieła i myśli Künga przestały się pojawiać. Pozostali inni, głównie Walter Kasper, Karl Rahner i Joseph Ratzinger. Niemiecka, a właściwie związana z niemieckojęzycznymi ośrodkami naukowymi, wykładnia teologicznych zagadnień nie przestała dominować na seminaryjnym gruncie, tak podczas wykładów, jak i w trakcie brania pod „lupę” rodzimych, dostępnych podręczników.
W Polsce Gottesfrage niepokornego teologa z Tybingii długo wzbudzało znacznie żywsze reakcje niż pojawiające się „przecieki” o współpracy kościelnych dygnitarzy z bezpieką, biznesy słynnego gdańskiego prałata, rozgłośniona przez (ponoć tylko obce, choć polskojęzyczne) media poznańska i dominikańska afera, czy mobbing ze strony przełożonego, jakiego ofiarami mieli paść, tak profesor katolickiej uczelni, jak i zwykli wikarzy. Emocje jednak – tak w pierwszej, jak i pozostałych sprawach – zdawały się przejawiać głównie reprezentanci prasy brukowej i poławiacze sensacji. Nieprawomyślne, jak i prawomyślne Gottesfrage na forum publicznym mało komu odbierało sen z powiek. Chociaż – jak głosi popularne porzekadło – kto pyta, nie błądzi, chociaż nie brakowało i nie brakuje zachęt do dialogu, do pogłębiania wiedzy religijnej, jak i do otwartego i odważnego zmierzenia się z najtrudniejszymi zagadnieniami wiary, „wychylanie się” pozostawiane było zazwyczaj albo domniemanym heretykom, albo utracjuszom. To, co nad Wisłą często uchodziło i uchodzi za obrazę świętego majestatu, nad Renem, Sekwaną czy Tybrem przeważnie jest tylko głosem w dyskusji.
Czy pocieszeniem powinno być to, iż на Москве-реке czy nad Berezyną i Świsłoczą pytanie o niewzruszone prawdy jest zarezerwowane dla najwyższych czynników, tak państwowych, jak i religijnych? A może Zachód już tak jest zepsuty, że nawet katolickim teologom żadne pytanie niestraszne?
Tymczasem włoski dziennik „Corriere della Sera” doniósł, iż kardynał Kasper, wieloletni przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, zdradził dziennikarzom, że ubiegłego lata, gdy profesor Küng był już bardzo chory, on przekazał mu papieskie błogosławieństwo i pozdrowienia. I że dla chorego był to bardzo ważny gest. Watykański purpurat ośmielił się dodać, iż ksiądz Küng, posługując się jako teolog językiem dla wszystkich zrozumiałym „dopomógł wielu odnaleźć wiarę lub pozostać w Kościele”. Z kolei niemiecka prasa, także konfesyjna (w tym katolicka), rozpisała się na temat zmarłego. Nie uciekając od kontrowersji, lecz i nie szczędząc mu życzliwości, podkreślała, iż jego pragnieniem było uczynienie z Kościoła instytucji bliższej ludziom i codzienności, a w rezultacie prawdziwej wspólnoty. Chętnie wspominano „odręczny, braterski list”, jaki Jorge Bergoglio po wyborze na najwyższy kościelny urząd miał przesłać szwajcarskiemu odstępcy. Jeszcze dalej poszła helwecka prasa, jak i niektórzy szwajcarscy biskupi, uznając zmarłego za szermierza wolności, człowieka kochającego Kościół i papieża, trybuna wiernych, borykających się na co dzień z problemami, których nie da obejść ani unieważnić, a tym bardziej przezwyciężyć ex cathedra.
Czy wiernym i biskupom na Zachodzie poprzewracało się w głowie, zaś – jak uważa wielu katolickich publicystów nad Wisłą – Papa Francesco nazbyt często się myli? Z drugiej strony patrząc, może z otwartym i odważnym wyrażaniem również teologicznych opinii wcale nie jest tak źle, skoro – jak uczynił to całkiem niedawno pewien pobożny kapłan i profesor zasłużonej katolickiej uczelni – papież Franciszek został publicznie zganiony za swe (w oczach odważnego krytyka niekatolickie) poglądy?
Kisiel – młodszym trzeba by dopowiedzieć, że chodzi o Stefana Kisielewskiego, słynnego prześmiewcę z podejrzanego (nie tylko w dawnych czasach) tygodnika – chwalił się na lewo i prawo, że podczas prywatnej audiencji Jan Paweł II poprosił go, żeby napisał o nim krytyczny artykuł, bo w Polsce nikt nie będzie miał odwagi tego uczynić, a przecież on sam wie, że nie wszystko mu wychodzi. Gdy Kisiel spełnił swoją obietnicę, papież – jak powtarzał dumny ze swego wyczynu tygodnikowy felietonista – zaskoczył go po raz drugi. Nie tylko, że się nie obraził, ale podziękował za dotrzymane słowo. Częsty gość w pallotyńskich domach przy rue Surcouf nie omieszkał dodawać – szczególnie w klerykalnym towarzystwie – że dziwny ten papież. „I co to za papież, który krytyk się nie boi, dozwala mieć własne zdanie i sam podpuszcza, żeby mu przyłożyć?” – pytał przy różnych okazjach, nieraz inaczej rozkładając akcenty, niezmiennie ze swym przewrotnym uśmieszkiem Kisiel.
Czyżby w Polsce duch Jana Pawła II robił swoje? I może Papstes Frage (nie tylko w kwestii ekologii), jak i żadne Laienfrage nie jest już nikomu straszne?
9/04/2021
Marek WITTBROT
Marek Wittbrot – w latach 1991-1999 prowadził „Naszą Rodzinę”, obecnie zaś jest redaktorem „Recogito”.
Recogito, rok XXI, kwiecień 2021