9 października bieżącego roku Tadeusz, drugi z trzech synów Stefanii Marii z domu Gelbard i Władysława Różewicza, skończyłby sto lat. Był wnukiem Arona Lejba Gelbarda (czy też Gerlbarda). Niechętnie poruszał kwestię swego pochodzenia. W jego przypadku nie była ona jednak bez znaczenia, bo niewiele brakowało, żeby podczas okupacji cała rodzina padła ofiarą sąsiedzkiej denuncjacji. W 1944 został aresztowany i rozstrzelany przez Niemców jego starszy brat. Śmierć Janusza była dla niego ogromnym wstrząsem. Byli ze sobą bardzo zżyci i to on wprowadził go w świat literatury. Tadeusz Różewicz debiutował tomem Echa leśne, napisanym razem z bratem, nawiązującym do partyzanckich doświadczeń. Pragnął wyjechać do Paryża albo do Ameryki, ale jego marzenie się nie ziściło. Próba ucieczki z kraju razem z Tadeuszem Borowskim się nie powiodła.
Po wojnie zamieszkał w Częstochowie i współpracował z „Odrodzeniem”. Za radą Juliana Przybosia związał się z Awangardą Krakowską i przeniósł się do Krakowa, gdzie na Uniwersytecie Jagiellońskim studiował historię sztuki, lecz bez powodzenia. W 1949, przed otrzymaniem rocznego stypendium i pobytem na Węgrzech, trafił do Gliwic. Tam poślubił poznaną w czasie wojny dziewczynę swojego brata, Wiesławę Kozłowską, z którą związał się na następne sześćdziesiąt pięć lat i miał z nią dwóch synów, Kamila i Jana. W Gliwicach w lipcu 1957 przeżył śmierć matki. Przez wiele lat cierpiał biedę i był na utrzymaniu żony. Mieszkając w mieście przyłączonym w 1945 roku do Polski dwadzieścia razy wyjeżdżał za granicę, między innymi do Pragi, Berlina, Wiednia, Budapesztu, Paryża, Wenecji, Florencji, jak również do Skandynawii, Mongolii i Chin.
Mimo wysiłków podejmowanych w tym kierunku, nie udało mu się uzyskać pozwolenia na zamieszkanie w Warszawie. W 1968 przeniósł się z domu przy ulicy Zygmunta Starego 28 w Gliwicach do mieszkania przy ulicy Glinianej 53 we Wrocławiu i z miastem nad Odrą był związany do śmierci. Od połowy lat siedemdziesiątych XX wieku mieszkał „na drugim wysokim piętrze”, w kamienicy pochodzącej z przełomu XIX i XX wieku przy ulicy Januszowickiej 13. Tam do 2003 roku spotykał się z najbliższymi i przyjmował gości. Od 1996 często bywał w Karpaczu, gdzie zaprzyjaźnił się z Henrykiem Tomaszewskim. W 2008 stracił młodszego syna oraz drugiego brata, reżysera filmowego, Stanisława. Z licznych znajomości i przyjaźni, największą chyba rolę odegrały stałe kontakty z Jerzym Nowosielskim, Mieczysławem Porębskim i Ryszardem Przybylskim. „Różewicz był zwykłym, niczym niewyróżniającym się człowiekiem. […] Schowany, niechętnie uczestniczył w spotkaniach, nie znosił tłumu. Miał jednak w sobie coś niepowtarzalnego – spojrzenie, od którego biło ciepło i bezpośredniość. Nie mam dwóch zdjęć, które pokazywałyby identyczne spojrzenie Różewicza” – wspominał świadek wrocławskich wędrówek poety Adam Hawałej. W opinii wielu osób, nieustannie poszukiwał ciszy i uwielbiał samotne spacery. Krępował się wyrazami uznania. W sprawach bytowych zdawał się zupełnie na swoją żonę. Do ukończenia dziewięćdziesiątego trzeciego roku zabrakło Tadeuszowi Różewiczowi niecałe sześć miesięcy. Zmarł nad ranem 24 kwietnia 2014 roku w willi na Biskupinie przy ul. Promień 16, przyznanej jemu przez Radę Miasta na początku XXI wieku.
„Moja ostatnia wola i prośba, jest moim pragnieniem, aby urna z moimi prochami została pogrzebana na cmentarzu ewangelicko-augsburskim przy kościele Wang w Karpaczu Górnym. Proszę też miejscowego pastora, aby wspólnie z księdzem kościoła rzymsko-katolickiego (którego jestem członkiem przez chrzest św. i bierzmowanie) odmówił odpowiednie modlitwy. Pragnę być pochowany w ziemi, która stała się bliska mojemu sercu, tak jak ziemia gdzie się urodziłem. Może przyczyni się to do dobrego współżycia tych dwóch – rozdzielonych wyznań i zbliży do siebie kultury i narody, które żyły i żyją na tych ziemiach. Może spełni się marzenie poety, który przepowiadał, że «Wszyscy ludzie będą braćmi». Amen” – pisał 5 marca 2003 roku w Karpaczu. Tam, nieopodal kościoła Naszego Zbawiciela, spoczął 29 kwietnia 2014 roku. Na marginesie warto dodać, że zakupiony przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma IV, pochodzący znad jeziora Wang w Norwegii, rozebrany na części drewniany kościół w 1841 został przetransportowany do Berlina. Dzięki Fryderyce von Reden w 1844 znalazł się w Karpaczu i należy obecnie do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce.
Nazywany mędrcem w błazeńskiej czapce Tadeusz Różewicz często występował przeciwko polskim stereotypom. Jego Kartoteka czy Do piachu wzbudziły ogromne kontrowersje. W maju 1976, w kazaniu na krakowskiej Skałce, Białe małżeństwo (razem z Apocalypsis cum figuris Jerzego Grotowskiego) potępił kardynał Stefan Wyszyński. „Obrzydliwości, które się drukuje, wystawia się potem w teatrach, a Polacy, chociaż mówią o tych przedstawieniach – to prawdziwe świństwo – ale idą na nie, płacą pieniądze, siedzą i spluwają. Czy na to odzyskaliśmy wolność?” – pytał prymas Polski. Doprowadziło to do jedynego w dziejach powojennej Polski przypadku, kiedy to w tajnych negocjacjach przedstawiciele episkopatu i komunistyczni rządcy mieli wspólnie się zastanawiać, czy niektóre utwory Różewicza powinny być przez cenzurę proskrybowane (Andrzej Micewski ani Ewa Czaczkowska w swoich biografiach Wyszyńskiego nie poruszyli tej kwestii). Twórczość Różewicza nie pociągała takich świadków epoki jak Gustaw Herling-Grudziński czy Czesław Miłosz. Pierwszego z nich raziło wpadanie w „święty gniew narodowy”, a konkretnie zaciekłość w stosunku do nazistowskiego oprawcy więzionego w Spandau, traktowanego – jeśliby zgodzić się z interpretacją utworu Różewicza dokonaną przez autora Dziennika pisanego nocą – zbyt humanitarnie. Z kolei Miłosz odrzucał Różewiczowski sposób narracji, tj. posługiwanie się w taki sposób słowem, w jaki Francis Bacon operował środkami plastycznymi. Doceniał jednak ostrość widzenia, przenikliwość w wielu sprawach, jak i kunszt literacki młodszego kolegi. Nie bał się z nim dyskutować i występować publicznie. Poeta-noblista uważał, że poeta z Wrocławia, który ponoć tylko dlatego nie otrzymał literackiej Nagrody Nobla, bo Białe małżeństwo grane w Szwecji okazało się szokiem dla niektórych członków De Aderton (decydującej o wszystkim „Osiemnastki”), słusznie zaliczany jest do literackiego Parnasu. W swoim szkicu Różewicz w roku 1996 Miłosz zauważył, że nie bez powodu w Polsce, uchodzącej za kraj katolicki, „poezja jest przeważnie agnostyczna albo ateistyczna”. Nie miał wątpliwości, iż „powinno to dać do myślenia dostojnikom Kościoła, przypominającym niekiedy ludzi, którzy gorliwie wiosłują, nie zauważając, że w łodzi odpada dno”.
Wiele lat wcześniej Jan Józef Lipski w jednej ze swoich recenzji literackich zwrócił uwagę, że po wstrząsie moralnym, jakim również dla wielu twórców okazała się druga wojna światowa, trudno było nie zadawać sobie pytania o źródła infernalnego zła. Jego zdaniem autor Głosu Anonima był nade wszystko moralistą, który bodajże jako pierwszy po Janie Kasprowiczu sięgnął po symbole dotykające najbardziej intymnej sfery ludzkiego życia. Jego osądy i oceny brały się często z poczucia winy, prześladującego tych nielicznych, którym udało się przeżyć piekło. Sarkazm poety, drwiny i parodie czy „mięsożerność” niektórych utworów nie raziły Lipskiego. Za największą zasługę uznał on to, że Różewicz miał odwagę powiedzieć coś o sobie, jak i o społeczeństwie, w jakim żył.
„W Białym małżeństwie [święty] Mikołaj występuje właściwie jako przebrany dziadek, który podnosi do góry kołdry i wykazuje zainteresowanie niezupełnie dojrzałymi panienkami… Dość ryzykowne, ale całe Białe małżeństwo w sferze seksualnej jest projekcją snów i marzeń tych dziewcząt. To było wielkie nieporozumienie w Polsce, w którym wziął udział nawet – zupełnie niepotrzebnie – kardynał Wyszyński. Widocznie któryś z kolegów dramaturgów mu to podsunął, bo przecież Wyszyński nie czytał «Dialogu»” (miesięcznika, w którym ukazał się utwór) – tłumaczył po latach całe zamieszanie autor sztuki.
Na stulecie słynnego radomszczanina w Miejskim Domu Kultury w Radomsku Stanisław Jaromi, należący do zgromadzenia franciszkanów konwentualnych, poprowadził pogadankę na temat dostojnego, zmarłego przed siedmioma laty syna ziemi sieradzkiej. Podczas wieczoru ksiądz Draguła nazwał podejście Różewicza do spraw duchowych „religijnością sporu z Bogiem, sporu o Boga, religijnością sporu o wiarę i sporu z wiarą, sporu z niewiarą”. Jego zdaniem pochodzący z miasta, w którym sąsiadowały ze sobą franciszkański klasztor, prawosławna cerkiew, ewangelicki zbór i neoromańska synagoga, zdawał sobie doskonale sprawę, iż „prosta dychotomia, prosta opozycja na wierzących i niewierzących jest kłamliwa, jest fałszywa, jest nieprawdziwa”. Istnieje natomiast „jakieś kontinuum pomiędzy wiarą, która może się przerodzić w fideizm, czyli [przekonanie, że nie ma] żadnej racjonalności, i niewiarą, która może być odrzuceniem” albo, co znacznie gorsze, „obojętnością, która jest ateistyczna”. W rzeczywistości bowiem – jak wskazywał ksiądz Draguła – „wierzyć i nie wierzyć to to samo, tylko obojętność jest ateistyczna” (jak mówiła Claudia Procula w Ewangelii według Piłata, książce, jaką Éric-Emmanuel Schmitt wydał w 2000 roku). „Niewiara jest wiarą odwróconą, jest sporem o wiarę, jest tym, co sam Różewicz powiedział: «przez wszystkie lata niewiary pragnę wiary». I dlatego jest poetą religijnym” – podkreślał interlokutor ojca Jaromiego. Poza tym „rozpoznanie tego, co jest sztuką wymaga czasu i procesu”, żeby go zrozumieć, „trzeba czytać całego Różewicza”. W swoim wystąpieniu Tadeusz Różewicz – poeta religijny Andrzej Draguła przypomniał, iż „zniknięcie Boga z jego życia” rozpoczęło się jeszcze przed wojną, gdy miał szesnaście lat. Przyczynił się do tego „konserwatyzm wielkiej części kleru, wstecznictwo, ciemnogród, który się tworzył w dużej części kleru i hierarchii”, i brutalnie odepchnął „młodego, inteligentnego człowieka”.
W swoich utworach poeta i dramaturg urodzony w Radomsku niestrudzenie próbował uświadomić swoim czytelnikom, że życie ludzkie nie jest jednowymiarowe ani jednoznaczne. Ludzie na ogół nie zachowują się racjonalnie. Nie są spójni w swoich wyborach i decyzjach. Nie prowadzą pogłębionych analiz swoich postępowań. Często kierują się zwykłem impulsem, emocjami, zadawnionymi urazami, jak również doraźnymi korzyściami. Chętnie oglądają się na innych. Nierzadko ulegają zewnętrznej presji. Ich przekonania i konfesyjne przyporządkowania nie są rezultatem – w większości przypadków – usilnych zmagań z historią, pilnego studiowania świętych ksiąg, refleksji nad własną kondycją moralną czy etyczną, jak i szacunku dla wyznawanych zasad, lecz wypadkową określonych nawyków, rodzimego środowiska, doraźnych potrzeb, bieżącej wykładni – czynionej nierzadko z ideologicznych, a nie ideowych pobudek.
Czynienie z Różewicza bluźniercy, wichrzyciela, gorszyciela, a tym bardziej ateusza – jest albo tragicznym nieporozumieniem, albo dowodem nieznajomości, co i dlaczego ujmował w taki a nie inny sposób.
Rok Różewicza, a zarazem Norwida i Wyszyńskiego, to doskonała okazja, żeby powrócić…, choćby do tego, na co tak silny akcent kładł Papież-Polak. „Powiem szczerze, że byłem bardzo dumny z polskiego Kościoła, kiedy w czasach dla kultury trudnych starał się ułatwić twórcom wypełnianie ich obowiązków wobec społeczeństwa. Korzyść z udzielania przez Kościół jakiegoś azylu kulturze narodowej była zapewne obustronna. Twórcy kultury – oprócz tak cennych wówczas możliwości kontaktu ze społeczeństwem – mieli okazję poznać głębiej korzenie, z których wyrasta Europa, niektórzy z nich wręcz odnaleźli wiarę lub się w niej pogłębili. Z kolei Kościołowi dało to szansę głębszej obecności w życiu społecznym” – mówił Jan Paweł II przemawiając w Teatrze Narodowym w Warszawie w czerwcu 1991 roku do ludzi kultury. Biskup Rzymu (powołując się nie po raz pierwszy na „jednego z największych poetów i myślicieli, jakich wydała ziemia polska i jakich przyjęła – i zachowała na cmentarzu Montmorency – ziemia francuska”) przekonywał, iż twórcy są w „jakimś sensie tego narodu pogłębioną świadomością, intelektem, twórczą perspektywą”. Co więcej, autor sztuki Przed sklepem jubilera, uczeń Juliusza Osterwy i dawny aktor Teatru Rapsodycznego przekonywał wszystkich ludzi kultury, ludzi teatru, pisarzy i artystów: „wasz czyn ma przyszłość. I [dzięki niemu] ma przyszłość również nasza Ojczyzna, nasze społeczeństwo, ma przyszłość europejską”.
Spożytkowanie dorobku – również tego krytycznego wobec współczesnego świata i własnego społeczeństwa – przemyślenie i aktywne wykorzystywanie tego wszystkiego, co mieli i mają do powiedzenia twórcy czy tacy luminarze życia społecznego (a zatem i duchowego), do jakich należał Tadeusz Różewicz, to dbałość o podstawy, o rudymenty, jak i o miejsce Polski w świecie. Wymazywanie albo lekceważenie dokonań tych wszystkich, których przekaz w danym momencie nie pasuje do wyidealizowanego obrazu przeszłości albo teraźniejszości, to – pomijając inne kwestie – także postponowanie przesłania człowieka, który był i (według uchwały Sejmu RP ustanawiającej Rok Świętego Jana Pawła II, poprzedzający Rok Norwida, Różewicza i Wyszyńskiego) „jest dla nas drogowskazem, zgodnie z którym możemy pewnie kroczyć”, z nadzieją patrzeć w przyszłość.
9/10/2021
Marek WITTBROT
Marek Wittbrot – w latach 1991-1999 prowadził „Naszą Rodzinę”, obecnie zaś jest redaktorem „Recogito”.
Recogito, rok XXII, październik 2021