Kolęda przychodzi o zmierzchu z zapachem świerkowej gałązki i niesie słowo pociechy samotnym, zaprasza do wspólnej pieśni dziękczynnej przy stole, gdzie czeka dodatkowe nakrycie. Czasem w progu pojawiają się magowie uświetniający rodzinne świętowanie przy choince i dzielą się wtajemniczeniem, jakie posiadają w kapłańskim powołaniu. Wprowadzają w sferę sacrum, pokazując dzieciom na niebie Gwiazdę Betlejemską. Tak bywało w połowie XX wieku, gdy kolędnicy i księża odwiedzali domy częściej niż obecnie, oczywiście pukali tam, gdzie mogli czuć się bezpiecznie. Pamiętam wiele takich wieczorów poświątecznych w mieszkaniu rodziców – przy zapalonych świecach toczyły się rozmowy dorosłych o sprawach tak ważnych, że mówiono szeptem. Odwiedzali nas trzej królowie w długich szatach – ks. prałat Eugeniusz Kłoskowski (kapelan w powstaniu warszawskim) i dwaj młodzi księża: Anatol Strzałkowski i Marian Dziemianko, obaj z rodzin wygnanych z ziemi nowogródzkiej. Przyprowadzali przyjaciół, można więc powiedzieć, że w suterenie poniemieckiej posesji w pomorskim miasteczku przesiedleńców odbywały się nieformalne spotkania klubu inteligencji katolickiej. Choinka świeciła jasno ubrana w „anielskie włosy” i ozdoby ze sreberek po czekoladzie. Ksiądz Kłoskowski miał autorytet i nawet ówczesne władze PRL-u nie śmiały przeszkadzać w miejskich uroczystościach religijnych, natomiast szykanowano urzędników takich jak mój ojciec Michał jawnie biorących udział w nabożeństwach.
Z sentymentem myślę dziś o tamtych wieczorach z gwarem rozmów i kolędowania, bo zwłaszcza ostatnio jest pusto w domach, gdy spotkanie grozi chorobą. Pozostaje nam wprawdzie kontakt telefoniczny, listowny, mailowy, lecz to nie to samo, co wspólne śpiewanie na głosy. Ucieszyło mnie jednak, że w reakcji na teksty ukazujące się w okresie jesiennym i świątecznym na łamach „Recogito” nadchodzą wciąż głosy czytelników, poetów, przyjaciół pisma – jedni mówią, że częste wpisy zachęcają do refleksji nad rzeczywistością, w jakiej obecnie żyjemy, a nawet „przymuszają” do innego niż do tej pory spojrzenia na przeżywanie świąt, inni sugerują, że pomagają im „uczyć się siebie na nowo”. Za wszystkie uwagi i pozdrowienia przekazuję wyrazy wdzięczności, a tymczasem przypominam fragment wiersza Kazimiery Iłłakowiczówny Wspomnienie o Bożym Narodzeniu 1943 roku:
Przyszła do mnie samej,
samotnej, pogranicznej,
przyszła z aniołami
i dzieciątkiem prześlicznym
pomiędzy chasydów koszernych,
z gwiazd orszakiem niezmiernym…
Przez ubóstwo, poniżenie bez dna,
w płaszczu niebieskim… Czysta jak łza.
[…]
Włos jej połyskał, migotał
mirrą, kadzidłem i złotem…
Tuż za gwiazdą betlejemską na zdjęciu widoczny jest kwiat zwany drzewkiem szczęścia. Otrzymałam go w darze jako małą gałązkę rok wcześniej od Magdy* w dniu ostatecznego pożegnania, gdy przywiozłam arkusz poetycki z wierszem dla niej: „Spojrzenia / wsuwają nas w schowki nocy / jak kartki z modlitwą, / trwają w rozjaśnionym / wczoraj – / ledwie w pół rozpoznane, / lotne, nieuchwytne”; obie wiedziałyśmy, że los nie pozwoli nam już więcej się spotkać i razem realizować projekty w wielkopolskich bibliotekach. Wspominam ofiarność Magdy dla upowszechniania literatury wśród młodzieży i łagodność jej spojrzenia z mądrością człowieka doświadczonego przemijaniem, przyjmującego miłość od świata taką, jaka jest możliwa. Pielęgnuję tę drogą pamiątkę, przesadzam i ochraniam, do dziś kwiat stoi okazały na parapecie okna w salonie, obecnie też przy choince przypomina o naszej przyjaźni i twórczej współpracy. W Wigilię zasiadają z nami do stołu ukochani zmarli i przyjaciele, wędrowcy poszukujący miejsca i zagubieni mieszkańcy blokowisk.
Uroczystość Objawienia Pańskiego „ofiarowuje nam ostatnie cząstki radości nie do opisania, że oto i my możemy przylgnąć do Żłóbka w napotykanym człowieku. Może i przyklęknąć, lekko zawstydzeni… W każdym przecież przetrwała drobinka Tamtego sprzed dwóch tysięcy lat – nawet gdybyśmy pogubili Mędrców, nawet wtedy” (subtelnie ujął to poeta Andrzej Sikorski, a przecież gubimy tak wiele…). Zdrowia życzy nam wszystkim Roman Bąk, autor poetyckiej książki List do Grzegorza Przemyka; dopiero wczoraj wrócił ze szpitala i mówi o ochranianiu serca, by nie przestawało odczuwać i dawać znaki. Piękny to dzień i podniosła chwila, gdy podobnym głosem przemawiają duchowni, mędrcy, magowie i poeci, „wznosząc oczy ku gwiazdom, podążają za wielkimi pragnieniami serca”, nie ustają w poszukiwaniu śladów prawdy. Tak pisze Stanisław Stawicki, a na jego komentarze czeka się z ciekawością, gdyż nie tylko podnoszą na duchu, lecz wnoszą cenne dopełnienie wiedzy teologicznej do cytatów z Ewangelii, rozjaśniają z sympatią dla czytających i poczuciem humoru wątpliwości, jakie mogą trapić człowieka poszukującego.
Niepokój niezrozumienia towarzyszy czytającemu, gdy skupia się jedynie na fragmencie wiersza: „Nie było gwiazdy / nad oborą nie było magów / i aniołów” (Tadeusz Różewicz, Rodzina człowiecza). Każdy człowiek przeżywa chwile zwątpienia i niewiary, braku nadziei. Poeta nie odbiera jednakże ludziom wartości ich starania, gdy pragną zbliżyć się do tajemnicy, bo im było „zbyt ciemno i pusto”. Zaśpiewali zatem, „gwiazdę zawiesili” i przyszła do nich samotnych, pogranicznych, wygnanych z ojcowizny i języka, z matczynej czułości i nadziei, uciśnionych, poniżanych i ściganych za głoszenie przykazań miłości – przyszła do magów w koloratkach, których nazywaliśmy wujkami, gdy przynosili cukierki wedlowskie, do mędrców i uczonych, czasem zagubionych i bezradnych, pragnących nie tylko wiedzy, ale też przyjaźni i zrozumienia; do zwierząt, które przyprowadzamy na błogosławieństwo świętego Franciszka.
Miłość dana ludziom i zwierzętom ubogaca świat. Gdy rodzi się w szlachetnym sercu, jest darem, nie szuka zysku, dzieli się tym, co ma, przekracza bariery, konwenanse i obawy, wznosi się ponad przeciętność i wygodnictwo, wydobywa poza wstyd i upokorzenie, jest niepokonana, niezniszczalna, ożywia pamięć, wysyła listy, dzwoni do drzwi, by nas obudzić za pięć dwunasta. Niekiedy ma twarz chorej matki czy samotnego sąsiada, czasem przybiera postać zakonnika skupionego nad księgami, innym razem siostry niosącej pomoc, przychodzi po prośbie, przynosi potrzebne rzeczy, słowa skruchy i przebaczenia. Spośród wszystkich spraw na świecie ona jedna jest niezbędna, nieobliczalna, wierna – nie daje się zniewolić, ograniczyć, nie opuszcza; przekraczając wyznaczone jej granice, walczy do końca o godne imię.
Teresa TOMSIA
* Maria Magdalena Giemza-Żurawska (1957-2013) realizowała autorskie projekty literacko-edukacyjne w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Poznaniu, m. in. Ogólnopolski Konkurs Poetycki „Spojrzenia”.
Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka prozy dokumentalizowanej, tekstów pieśni i piosenek. Ostatnio ukazał się jej wybór wierszy W cieniu przelotnego trwania (WBPiCAK, Poznań 2021).
Recogito, rok XXII, styczeń 2022