„Bezmierna przestrzeń, niekiedy niebieska, często zielona, sięga aż do kresu nieba: to morze. […] Zieleń jest tłem przyrody, łączy się bowiem łatwo z wszystkimi innymi tonami… Wszędzie czerwień śpiewa chwałę zieleni; czerń, jeśli się trafia – owo nic samotne i nieznaczące – szuka pomocy u błękitu i czerwieni. Błękit, to znaczy niebo, pocięty jest lekkimi, białymi strzępkami lub szarymi masami, które szczęśliwie łagodzą jego posępną surowość… klimat pory roku, zimy lub lata, zaciera zmiękcza lub wchłania kontury…” – stwierdził niegdyś Charles Baudelaire. Jeżeli malarstwu Nicolasa de Staëla, a przede wszystkim jego pejzażom, przyjrzymy się poprzez pryzmat poetyckiego studium koloru, odnajdziemy w nim jakże trafne podobieństwo. Słowa pisane przybierają formę malarską, pomocną w spojrzeniu na odmienną estetykę obrazu, na jego konstruowanie i komponowanie, uświadamiając śmiałość i konsekwencje budowania malarskiej przestrzeni, łatwość osiągania harmonii, tak w formie abstrakcyjnej, jak i figuratywnej.
Nicolas de Staël to artysta, który pragnął dać się poznać nie jako ,,eksperymentator w zakresie form i techniki malarskiej”, ale jako ten, dla którego ,,malarstwo od początku było pewnikiem, o którym nie odczuwał potrzeby wątpić, dyscyplina wyposażona we własne prawa, którym sprostać – stanowiło dostateczne zadanie i mękę dostateczną na całe życie artysty” – uważała Barbara Majewska, kierująca przez kilka lata warszawską Zachętą.
Po dwóch dekadach dzieło de Staëla powróciło do Paryża dzięki retrospektywnej wystawie przygotowanej przez Musée National d’Art Moderne. Ponad 200 obrazów, rysunków, grafik, notatników z podróży, z dokumentalnym filmem opartym na wspomnieniach jego córki Anny, to być może odmienne spojrzenie na jego kontrowersyjne malarstwo, metamorfozę dokonującą się stopniowo pod wpływem kontaktu z naturą, zmierzające do coraz to śmielszego operowania kolorem, smakowania malarskiego materiału, budowania faktury obrazu coraz bardziej uporządkowanego, będącego „nośnikiem idei” i tak zwanym „stylem” de Staëla.
Żył krótko, bo tylko 41 lat. Wykonał gigantyczną pracę wymagającą tytanicznej siły i wielu wyrzeczeń. Samotnik wolny w swoich wyborach był też niespokojnym duchem, pracującym bez wytchnienia dzień i noc, szybko coraz szybciej, jak wspominała jego córka Anna. Urodzony w carskiej Rosji, po rewolucyjnym przewrocie, wraz z rodzicami i dwiema siostrami, mając pięć lat opuścił kraj, chroniąc się w Polsce. Tam też szybko stracił rodziców; najpierw ojca w 1921, rok później matkę. Dzięki serdeczności przyjaciół rodziny wraz z siostrami znalazł opiekę w Belgii, w rodzinie inżyniera Fricero, który został ich prawnym opiekunem. Otrzymał solidne wyksztalcenie. Posiadane zdolności i zainteresowania zaprowadziły go w progi Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych do Brukseli, a nie, jak tego sobie życzył prawny opiekun Nicolasa, na politechnikę. Jego przygoda z malarstwem rozpoczęła się w latach 1932-1933, pierwsze nie tak liczne rysunki de Staëla znane są dopiero od 1939-1942. Są to między innymi portrety pierwszej towarzyszki życia artysty, Jannine Guillou-Teslar. Pożycie tych dwojga przypadło na czas trudny, wojenny, wiążący się z wieloma kłopotami finansowymi, chorobą i późniejszą śmiercią żony, która zostawiła malarzowi czteroletnią córkę Annę. De Staël bardzo szybko związał się Françoise Chapouton, kobietą dbającą o dom, o kolejne dzieci, kóre przychodziły na świat, zapewniając rodzinie stabilizację i upragnioną przez artystę swobodę. Po śmierci męża okazała się skrupulatną strażniczką jego ogromnego dzieła. De Staël jednak często uciekał od tych, których próbował kochać. Silne uczucie, jakie pod koniec życia żywił do Jeanne Polge, być może przyczyniło się do całkowitej zatraty, do desperackiego kroku odbierającego mu życie. Czyż jednak był to jedyny powód do samobójczego kroku? Sam przecież przyznawał: „Potrzebuję tej dziewczyny by zniszczyć się, nie potrzebuję jej by malować. Ale właśnie dzięki niej maluję tyle mimo wszystko. Jak to rozumieć?”. Córka Anna zwróciła uwagę na traumę, jaką przeżył w dzieciństwie. Pozbawiony korzeni, ojczyzny i rodziców szukał swojej drogi podróżując, zatracając się w nieustannym zmaganiu i z czasem, i z samym sobą, goniąc za „dobrym malarstwem”, jak je sam określał. W latach sześćdziesiątych XX wieku jego ostatnie prace postrzegano jako „uboższe malarsko”, nawet „absurdalne”, jak twierdził Pierre Schneider. Wywoływały u krytyków sztuki pewien niedosyt. Dla jednych były „rodzajem niespokojnego poszukiwania, utratą kreatywności i zbyt wielkim uproszczeniem”. „Wiele lat później zyskały na swojej „prawdziwości”. Czy więc zawiniły dodatkowo pochopne oceny wraz z krytyką ukierunkowanego przenikliwego myślenia twórczego de Staëla?
Zapisywał kolorami to, co działo się podczas meczu piłkarskiego na stadionie; na sali koncertowej, gdy słuchał w paryskim Teatrze Marigny muzyki Weberna i Schönberga. Koncert, płótno o rozmiarach trzy i pół metra na sześć metrów, jest ostatnim niedokończonym obrazem de Staëla.
Nie zrozumiemy ludzkiej psychiki, a tym bardziej myślenia i odczuwania ludzi o innej wrażliwości niż nasza. Jego śmierć w Antibes 18 marca 1955 roku była szokiem dla wielu. Jacques Dubourg, marszand de Staëla, nie dawał wiary samobójstwu. Przed artystą otwierał się czas prosperity. Zainteresowanie jego malarstwem nabierało rozpędu tak we Francji, jak i za granicą, a przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych. Swoje odkrycie w Ameryce zawdzięczał marszandowi Paulowi Rosenbergowi. Nie pragnął fortuny, chciał potwierdzenia „słuszności obranej samotnej drogi”.
Obrazy de Staëla to prymat zmieniającego się koloru; przestrzeni czarnej i białej, kreski i linii, które same stawały się formą będącą środkiem ekspresji. Stopniowo pojawia się w jego sztuce coraz więcej spontaniczności i innego spojrzenia na świat. Obraz ożywa, artysta buduje go grubym nakładaniem farby, nie jest malowany, a raczej „jakby ulepiony z farby” – pisała Barbara Majewska. Paleta barw również się zmienia. Żółć, czerwień i soczysta zieleń to uroda krainy południa, to pejzaże przesycone słońcem, to światło i odcienie morza. W końcowej fazie przychodzą odmiany szarości, bieli i granatu. Od rysowania i malowania sylwetki ludzkiej de Staël nie stronił, jak i od martwej natury, twierdząc: „Zawsze i przede wszystkim chodzi o to, by robić dobre malarstwo tradycyjne, trzeba to sobie powtarzać co rano, zrywając jednocześnie z całą tradycją, bo nie może już ona służyć nikomu”.
Anna SOBOLEWSKA
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXIV, grudzień 2023