Historia życia włoskiego malarza z Livorno być może nigdy nie przestanie być „legendą o artyście-hulace”, peintre maudit, łatwowiernym optymiście, którego malarstwo było ,,zbyt szczególne i trudne do sprzedania”. Dla rodziny Dedo, dla bohemy z artystycznych enklaw na Montmartre i Montparnasse Modi. Ten przystojny, dobrze wychowany, dosyć elegancki młodzieniec miał swoje marzenia, swoich idoli i swój niezaprzeczalny talent. Był kochany przez matkę i dziadka. Im zawdzięczał możliwość kształcenia i rozwijania swoich zainteresowań. Ale Livorno było dla niego za ciasne, pragnął spróbować swoich sił poza granicami Italii, a Paryż kusił. Marzył o zastaniu rzeźbiarzem. Można się zastanawiać, czy gdyby pozostał w Italii i nie zawitał do stolicy Francji w 1906 roku, czy stałby się artystą spełnionym? Czy za jego deprawacje i całkowitą nędzę powinno się obwiniać jedynie Paryż i środowisko, z którym się zbratał? Czy zawinili marszandzi, których zaintrygował jego charakter i jego artystyczne zdolności? Czy rzeczywiście był tym, „który żył, pracował i cierpiał, ażeby marszandzi mogli żyć w dostatku”? Czy jednocześnie choroba, jaką nosił w sobie od lat młodzieńczych, sprawiła, że do końca swojego krótkiego życia pozostał marzycielem i ,,dzieckiem gwiazd”? – jak to określił Leopold Zborowski.
Ekspozycja Amedeo Modigliani. Un peintre et son marchand przygotowana przez paryską Oranżerię przypomniała malarski dorobek włoskiego artysty. Amadeo Modigliani (1884-1920) poniekąd został malarzem wbrew swojej woli, jak i oczekiwaniom pierwszego marszanda, młodego wówczas Paula Guillaume’a (1891-1934), człowieka ostrożnego w interesach, który szybko się wzbogacił i, jak sam twierdził, był jedynym nabywcą obrazów Modiego w 1914, 1915 i częściowo w 1916 roku. Czyli do czasu, kiedy opiekę nad Modiglianim przejął Leopold Zborowski (1889-1932).
Paul Guillaume był zawodowcem w swoim fachu, interesował go ,,produkt, a nie wykonawca”. Ale to nie on, a biedny amator i handlarz obrazami, jakim był Zborowski – jak pisał w swojej książce Modigliani Pierre Sichel – „uznany został powszechnie za człowieka, który utorował Modiglianiemu drogę do sławy i zapewnił mu miejsce wśród mistrzów nowoczesnego malarstwa”. Paryska ekspozycja niewiele o Zborowskim mówi. Realizatorzy podkreślili natomiast rolę francuskiego marszanda, pokazując dzieła, które zakupił za życia malarza, jak również jego sytuację materialną, umiejętności handlowe i pozycję społeczną w kręgach paryskich; pozycję diametralnie odmienną od sytuacji Modiglianiego. Zatem wystawa ma dwóch bohaterów: bogacza i biedaka oraz dzieła, które tworzył ten drugi, a które zdobiły kolejne apartamenty pierwszego.
Amadeo Modigiliani nikogo nie naśladował. Krótkie życie poświęcił swojej sztuce. Pomylić ją z jakąkolwiek inną jest wręcz niemożliwe. Znalazł na nią swój sposób „stawiając człowieka w środku wszechświata”. Wyselekcjonowane na tę okazję obrazy to przede wszystkim portrety tych, których Modigliani kochał, nade wszystko kobiety. A było ich wiele.
To postacie i poważne, i zadumane, często melancholijne i zamyślone. O pustych, czasami zamkniętych oczach, z błąkającym się niewyraźnym uśmiechem na ustach, czasami zażenowanym, ale i zmysłowym, graniczącym z erotyzmem. Linia zdecydowana i perfekcyjna, prosta w wyrazie, ale nie prymitywna, wypełniona zdecydowanym, intensywnym kolorem. To wszystko osiągnął dzięki swej prostocie. Chociaż często grał rolę zarozumialca, „fanfarona”, a przez haszysz i alkohol staczał się w niezrozumiały dla wielu obłęd, miał też wiernych przyjaciół, przede wszystkim w osobie doktora Paula Alexandre’a, który podobnie jak Modi rozumiał sztukę. Paula Guillaume’a do tego kręgu trudno zaliczyć. Nie był to człowiek tak wielkoduszny i przyjacielski jak Leopold Zborowski. Na pewno był świadomy talentu malarza z Livorno i w pewien sposób otworzył przed nim drzwi do świata, który jednych wynosił na piedestał, innych pogrążał w nieszczęściu i krańcowym ubóstwie.
Obrazy Amadeo Modiglianiego intrygowały tych, których nimi obdarzał i tych, którzy je kupowali za przysłowiowe grosze, jak i tych, którzy je oglądali. I tak pozostało do dzisiaj: Madame Pompadour z 1915, Lola z Valence z 1915 Portret Maxa Jacoba z około 1916, Czarna czupryna inaczej Brunetka siedząca z 1918, jak i Różowa bluzka z 1919.
Kolekcja Paula Guillaume’a podkreśla niewątpliwie wyrafinowany gust marszanda i trafność jego wyborów. Kupował przecież nie tylko obrazy Modiego. Odkrywał nowe talenty, a było ich sporo w Paryżu, w czasie między dwoma wielkimi wojnami XX stulecia.
Anna SOBOLEWSKA
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXIV, listopad 2023