Ponieważ „z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic…” (Cyprian Norwid), ja dziś poetycko (no i długo). Wczoraj, w mój wolny wtorek, powłóczyłem się nieco rzymskimi śladami Norwida. Inspiracja przyszła od przyjaciela, z którym w rodzinnym Kowalu dzieliłem ławkę szkolną, a który od prawie 40 lat mieszka „za oceanem”. Najpierw dzwonił, pytając cóżem uczynił, że Rzym się mnie pozbywa. A potem przesłał mi wiersz Norwida: „Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie…”.
Wiersz pisany w styczniu roku 1856. Na jego powstanie miały wpływ śmierć Mickiewicza (1855 rok) oraz sprowadzenie jego ciała do Paryża. Norwid mieszkał wtedy nad Sekwaną. Tam zresztą zmarł. Z charakterystyczną dla siebie romantyczną ironią, poeta przywołuje w wierszu kilka postaci. Nie po to, aby je uwznioślić, lecz po to, aby pokazać, że każda wybitna jednostka była najpierw zniszczona, a dopiero potem doceniona. Chodziło mu o to, by pokazać, że wszyscy ci, którzy „wykraczają poza szereg”, są przez im współczesnych niedocenieni. I tak, przywołuje Norwid Sokratesa – zmuszonego do zażycia cykuty, a później uhonorowanego spiżowym posągiem. Dantego – wygnańca z rodzinnej Florencji i chowanego w kilku miejscach. Kolumba – którego prochy były kilkakrotnie przenoszone. Camõesa – którego grób został zniszczony przez trzęsienie ziemi. Kościuszkę – który miał dwa groby. Napoleona – zmarłego na wygnaniu. Oraz Mickiewicza przewidując ironicznie, iż dopiero przyszłe pokolenia uznają zasługi i wielkość wieszcza: „A lać ci będą łzy potęgi drugiej. Ci, co człowiekiem nie mogli Cię widzieć…”.
Co do pobytów Norwida w Rzymie, pojawił się tu dwukrotnie, podobnie zresztą jak Mickiewicz. W latach 1844/1845 mieszkał przy Via Quattro Fontane pod numerem 17. Dom ów już nie istnieje. Zburzono go na potrzeby rozbudowy Palazzo Barberini, w którym umieszczono Muzeum Narodowe Sztuki Dawnej. Drugi rzymski pobyt poety to lata 1847/1848. Zamieszkał wtedy przy Via Sistina 123, o czym świadczy wmurowana tam tablica. Głosi ona, iż „Polski poeta, artysta i myśliciel, w latach 1847 i 1848 mieszkał w tym domu rozważając nad ideałami rzymskiej sztuki”. W trakcie tego pobytu poznał Mickiewicza i Krasińskiego. Napomknę przy okazji, iż na fasadzie tego samego budynku, pod numerem 125, wisi tablica poświęcona Mikołajowi Gogolowi, który mieszkał tam w latach 1838-1842.
Otóż, są w Rzymie dwa szczególne miejsca, do których Norwid lubił zachodzić, zwłaszcza podczas swego drugiego pobytu. Spędzał tam ponoć całe godziny. Znajdują się one w pobliżu miejsca jego zamieszkania. Jedno z prawej, a drugie z lewej strony Via Sistina. Chodzi o kościół św. Andrzeja na Kwirynale (Via del Quirinale 30) oraz kościół Trinità dei Monti przy Placu Hiszpańskim.
W kościele przy Via del Quirinale znajduje się grób św. Stanisława Kostki oraz – na pierwszym piętrze – dawny nowicjat jezuitów, i izba w której zmarł Stanisław dnia 15 sierpnia 1568 roku. Na środku pokoju ustawiona jest rzeźba przedstawiająca Stanisława leżącego na łożu śmierci. Pomnik nagrobny został wykonany z marmuru białego i czarnego, a jego autorem jest francuski rzeźbiarz Pierre Le Gros. Zaś w pomieszczeniu obok, został umieszczony napis nagrobny pióra Norwida. Oto on:
„W komnacie, gdzie Stanisław święty zasnął w Bogu,
Na miejscu łoża jego stoi grób z marmuru,
Taki, że widz niechcący wstrzymuje się w progu,
Myśląc, iż święty we śnie zwrócił twarz od muru,
I rannych dzwonów echa w powietrzu dochodzi,
I wstać chce, i po pierwszy raz człowieka zwodzi.
Nad łożem tem i grobem świeci wizerunek
Królowej nieba, która z świętych chórem schodzi
I tron opuszcza, nędzy śpiesząc na ratunek.
Palm wiele, kwiatów wiele aniołowie niosą,
Skrzydłami z ram lub nogą występując bosą.
Gdzie zaś od dołu obraz kończy się, ku stronie,
W którą Stanisław Kostka blade zwracał skronie,
Jeszcze na ram złoceniu róża jedna świeci:
Niby że, po obrazu stoczywszy się płótnie,
Upaść ma, jak ostatni dźwięk, gdy składasz lutnię.
I nie zleciała dotąd na ziemię — i leci…”.
Drugim miejscem w Rzymie, do którego często zachodził poeta natchniony, jest kaplica przy kościele Trinità dei Monti (Schody Hiszpańskie). Tam poczęła się jego poetycka medytacja nad freskiem Mater Admirabilis (Matki Przedziwnej). Fresk namalowała francuska nowicjuszka Sióstr Sercanek, Pauline Pedrau, w roku 1844. Poświęcił go sam papież Pius IX, 20 października 1846 roku. To on miał nazwać przędącą wełnę Matkę Bożą Mater Admirabilis. Otóż Norwid zobaczył w owej kobiecie symbol pełni życia chrześcijańskiego, czyli harmonijne połączenie modlitwy i czynu oraz „Królową Korony Polskiej”. Poniżej jego wiersz:
„Oto siedzi na tronie Królowa w kolorach narodu.
Po lewej stronie kądziel – Marta.
Po prawej stronie te lilie,
które nie przędą, ale piękniejsze od Salomona w chwale swojej – Maria.
A Królowa-Korony-Polskiej przędzie nić czynnego życia Marty w stronę Marii…
I doprzędła już do połowy…
I zadumała się …
I nachyliły się lilie pączkami swymi ku lewej stronie, ku kądzieli…
I zadumały się tak, jak sama Prządka, i są w pełności rozwinięcia.
I obrócona jest książka, jakoby czytania period nastąpił…”.
Dodam, iż ów fresk był dla ówczesnej rzymskiej Polonii nie tylko znany, ale i przez nią czczony. Rodzina Jełowickich dała nawet pieniądze na urządzenie tam kaplicy, fresk został bowiem namalowany na ścianie klasztornego korytarza. Msze święte odprawiali w niej pierwsi zmartwychwstańcy: Kajsiewicz i Semenenko. Bywał w niej Mickiewicz. Kaplica ta była również dobrze znana św. Wincentemu Pallottiemu. To w klasztorze Sercanek na Trinità dei Monti, Pallotti spotykał Paulinę Jaricot, która gościła tam w 1835 i 1839 roku. Jedna z przełożonych Sióstr Sercanek, Matka Marie-Thérèse de Lescure (1884-1957), jest autorką bardzo ciekawej modlitwy do Matki Przedziwnej. Dołączam ją (w moim tłumaczeniu):
„Matko Przedziwna,
wzorze spokoju i ukojenia,
podziwiamy Cię
za światło, które bije z twoich opuszczonych oczu,
za spokój emanujący z twojej lśniącej twarzy
i twojej wewnętrznej pełni.
Jesteś Dziewicą Niewidzialnego,
Dziewicą tego co Istotne.
Prosimy Cię, naucz nas dystansu do tego co widzialne.
Zwróć nasze oczy ku temu co Niewidzialne,
ku temu, co Twoje oczy kontemplują:
Niewidzialną Obecność
Niewidzialne Życie
Niewidzialne Działanie
Niewidzialną Miłość.
W naszych pracowitych i przeciążonych dniach,
podtrzymuj patrzenie na rzeczy niewidzialne,
tak byśmy nie ulegali temu co li tylko zwodzi i uwodzi,
ale czuli głód tego, co istotne i niezbędne.
Amen”.
I jeszcze jedno. Nieopodal Placu Hiszpańskiego, przy Via dei Condotti, mieści się od 1760 roku Antico Caffè Greco. Jest prawdopodobnie – obok Caffè Florian w Wenecji (1750 rok) – najstarszą działającą kawiarnią we Włoszech. W tym nieformalnym rzymskim salonie artystycznym, spotykali się na kawie między innymi Stendhal, Goethe, Byron, Liszt, Ibsen, Andersen, Mendelssohn, Casanova… Bywali też tam polscy pisarze i poeci: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid, Sienkiewicz, Siemiradzki, bracia Gierymscy… Pewnego dnia, w latach 80. ubiegłego stulecia, spotkali się tam również Miłosz i Turowicz. Miłosz opisał to spotkanie w jednym z wierszy, który swoim przesłaniem – przynajmniej dla mnie – przypomina Norwidowski „Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie…”. Oto on:
„W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku,
W Rzymie przy via Condotti,
Siedzieliśmy z Turowiczem w Caffè Greco
I odezwałem się w te mniej więcej słowa:
– Widzieliśmy wiele, poznaliśmy wiele.
Upadały państwa, przemijały kraje,
Chimery ludzkiego umysłu osaczały nas
Ludzie ginęli albo szli w niewolę.
Jaskółki Rzymu budzą mnie o świcie
I czuję wtedy krótkotrwałość, lekkość
Odrywania się. Kim jestem, kim byłem
Nie tak już ważne. Dlatego, że inni
Szlachetni, wielcy podtrzymują mnie
Kiedy o nich pomyślę. O hierarchii bytów.
Ci, którzy wierze swojej dawali świadectwo,
Których imiona starto i wdeptano w ziemię,
Nawiedzają nas dalej. Z nich bierze się miara,
Dzieł, spodziewań się, planów, rzekłbym, estetyczna.
Czymże okupi siebie literatura
Jeżeli nie pochwalną melopeją, hymnem
Chociażby mimo woli? A Ty masz mój podziw
Bo dokonałeś więcej, niż genialni, pyszni
Tu siadujący niegdyś moi kompanowie.
Nie rozumiałem czemu dręczył ich brak cnoty,
Skąd zgryzota sumienia, teraz już rozumiem.
Z wiekiem, czy też z mijaniem dwudziestego wieku
Pięknieje dar mądrości i zwyczajna dobroć.
Czytany przez nas obu dawniej Maritain
Miałby powód do chluby. A dla mnie: zdziwienie,
Że stoi miasto Rzym, że znów się spotykamy,
Że jestem jeszcze chwilę, i ja, i jaskółka”.
Stanisław STAWICKI
Rzym, 24 czerwca 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, czerwiec 2020