Z Dom Helderem CAMARĄ rozmawia Johannes Peter RIPOLI
Helder Pessoa Camara (1909-1999). Arcybiskup Olindy i Recife, znany jako ,,rzecznik niemych”, aktywny uczestnik Soboru Watykańskiego II, jeden z głównych przedstawicieli teologii wyzwolenia, krytyk kapitalizmu, niesłusznie oskarżany przez władze brazylijskie o sprzyjanie komunistom. Całe życie poświęcił obronie biednych i osób prześladowanych ze względów politycznych. Był założycielem ruchu Akcja, Sprawiedliwość i Pokój, stawiającego sobie za cel zmianę stosunków ekonomiczno-społecznych w sposób pokojowy, zgodnie z zasadami Ewangelii. Opublikował między innymi: Spirale de la violence (1970), Godzina trzeciego świata. Wybór pism (1970), Żyć Ewangelią (1985). Rozmowa ukazała się w z niemieckim piśmie „Kontinente” (4/1984), zaś jej tłumaczenie ukazało się w lutym 1986 roku w „Naszej Rodzinie”
– Wielu ludzi w Europie chciałoby przetrwać, nie ma jednak zaufania do wartości cywilizacji. W tak zwanym Trzecim Świecie ludzie także chcieliby przetrwać; stoją jednak przed trudnościami, które stwarza głód, wyzysk i zacofanie. W takiej sytuacji międzynarodowej Kościół musi dzisiaj głosić Dobrą Nowinę. Jak, zdaniem Księdza Arcybiskupa, powinno się to dokonywać?
– Rozumiem to tak, jak powiedział Jezus: „Prawda was wyzwoli”. Musimy mówić biednym i bogatym, tym, co cierpią głód, i tym, którzy mają wszystkiego w nadmiarze, że prawdziwym życiem jest życie otrzymane od Boga. Tylko takie życie mieści w sobie rzeczywistą radość życia, prawdziwe szczęście. Musimy mówić o tym bez nienawiści.
Nienawiść nie jest w zgodzie z miłością. Bóg jest Miłością; nienawiść jest anty-Bogiem. Dzisiaj Kościół musi także jasno i wyraźnie powiedzieć, co jest grzechem. Grzechem jest niszczenie życia ludzkiego. Grzechem jest pozwalać człowiekowi na wegetację w głodzie i nędzy. Grzechem jest wywoływanie wrażenia, jak gdyby żyło się w bajecznym kraju próżniaków, jakby to było jakieś super-życie. Chciałbym nazwać to konkretnie – kłamstwem. Tacy ludzie oszukują sami siebie. Często bowiem w życiu superbogatych nie ma szczęścia, nie ma przyjaźni, nie ma miłości. Takie hasła, jak „samobójstwo”, ,,narkomania”, „nuda”, „przestępczość” mówią wystarczająco dużo.
– Ksiądz Arcybiskup mówił często o ,,człowieku swoich marzeń”…
– Tak, mam własne wyobrażenie człowieka. Kto to jest człowiek moich marzeń? Znajduje się on tylko w jednym rodzaju ludzkim, w ludzkości nie podzielonej już na Pierwszy, Drugi, Trzeci, a teraz jeszcze Czwarty Świat. Wierzymy przecież w Boga, Jednego Ojca.
Dlaczego przez tę wiarę nie możemy żyć jak Jego dzieci? Wierzymy przecież w Jezusa Chrystusa, Jednorodzonego Syna Bożego, który stał się naszym Bratem-Człowiekiem. Dlaczego nie możemy jak rodzeństwo żyć w zgodzie i kochać się, być odpowiedzialnym jeden za drugiego? Człowiekiem moich marzeń jest ten, który swojemu życiu nadaje wymiar Jezusa; wymiar Bożego Syna, który dla innych, dla nas stał się Człowiekiem, byśmy mogli stać się ludźmi.
– Czego obawia się Ksiądz Arcybiskup najbardziej?
– Wyścigu zbrojeń! Wiadomo, że nienawiścią między narodami i ponad miarę uzbrojonymi armiami na Zachodzie i Wschodzie dojdziemy do obłędu, ale nie współżycia. Możliwości niszczycielskich sił są dzisiaj nieprawdopodobnie wielkie. Pamiętam, kiedy na Hiroszimę i Nagasaki padły bomby atomowe, ziemia drżała ze strachu. Kiedy dzisiaj z portu wypływa okręt podwodny, wyposażony w dwadzieścia rakiet, z powierzchni ziemi może zniknąć czterysta osiem miast wielkości Hiroszimy i Nagasaki. Największym szaleństwem naszych czasów, tym, co budzi moją największą obawę, jest wyścig zbrojeń. Gdyby nawet nie doszło do wojny, czego wszyscy sobie życzymy i oczekujemy, musimy się zastanowić; jaką cenę musi zapłacić ludzkość za te wszystkie bronie?
Broń jest przecież tak strasznie droga! Dlaczego dzisiejszy człowiek przy całym postępie, technologii, przy całej swej wiedzy i umiejętności nie pozwala, by z ziemi znikła nędza? Rzecz się ma przeciwnie: zamiast wspólnie występować przeciw nędzy, powszechnie przygotowuje się na ewentualne zbiorowe samobójstwo.
– Za jedyne wyjście uważa Ksiądz Arcybiskup ,,aktywną rezygnację z przemocy”. Co należy przez to rozumieć?
– Rozumiem przez to, że nie wystarcza tylko stać w miejscu z ograniczonymi armiami i protestować przeciwko wyścigowi zbrojeń w całym świecie. To nie wystarcza. „Aktywna rezygnacja z przemocy” oznacza dołożenie wszelkich sił, wynikających z wiary, nadziei i miłości, by świat był lepszy. My, chrześcijanie, mamy wspólnie do pokonania wszystkie bariery między narodami, rasami, językami i kulturami. Byli już chrześcijanie, którzy tego dokonali. Dokonali tego w dawnych czasach misjonarze, a chrześcijanie w swych ojczyznach pomogli im w tym modlitwą i ofiarą. Dlaczego nie mogłoby to być możliwe dzisiaj? Czy dlatego, że przeważnie narody, które wtedy były koloniami, dzisiaj są niepodległymi, samodzielnymi państwami? Powtarzam jeszcze raz: aktywna rezygnacja z przemocy oznacza dla mnie ,,służbę dla pokoju i jedności wszystkich w Chrystusie i przez Chrystusa”.
– Ksiądz Arcybiskup nazywa siebie szczególnym czcicielem Maryi. W modlitwie maryjnej Księdza Arcybiskupa są takie słowa: „Co jest w Tobie, Maryjo, w Twoich słowach i Twoim głosie, że w Magnificat możesz głosić pozbawienie władzy możnych wywyższenie pokornych, nasycenie głodnych i odprawienie z niczym bogatych, i że nikt z tego powodu nie waży się osądzać Cię jako dążącą do przewrotu?” Jak Ksiądz Arcybiskup widzi Maryję?
– To prawda, jestem wielkim czcicielem Maryi. Nazywam Ją „Nadzieją pozbawionych nadziei”. Na gody w Kanie zaproszona była Maryja, a w uroczystości uczestniczył także Jezus ze swoimi uczniami. Maryja zwróciła się do swego Syna, kiedy zabrakło wina. Znamy tę historię. Czy Maryja, którą Jezus w godzinie swojej śmierci na krzyżu ofiarował nam jako naszą Matkę, nie powinna wstawić się także i za nami, jak uczyniła to w Kanie dla nowożeńców i ich gości? Czy nie powinna wstawiać się za nami, kiedy nam gdzieś czegoś brak? Nie tylko w zakresie materialnym. Może mówi Ona tym, którzy nie są biedni: „Wykonajcie wszystko, cokolwiek wam powie!” Może myśli przez to: pomagać tym, którzy są biedni. Na odwrót, tym, którzy mają wszystko do życia – mówiłem to już wielokrotnie – brak niewymuszonej radości, prawdziwego szczęścia. Za to wtedy inni, którzy mogą jeszcze prawdziwie się cieszyć, musieliby się zabrać do dzieła. Maryja jest ,,Nadzieją pozbawionych nadziei”. Pozbawiony nadziei – to określenie jakby stworzone dla naszych czasów. My jednak nie tracimy nadziei, ponieważ mamy Maryję, a przy Jej orędownictwie i pomocy Boga możemy ją odnaleźć.
Przełożyła Grażyna KAWECKA
„Nasza Rodzina”, nr 2 (497) 1986, s. 6-7.