Co oznacza skrót OMI? Jest to Urząd ds. Międzynarodowych Migracji (Office des Migrations Internationales), dawny – zmodernizowany przez prezydenta Giscarda d’Estaing – ONI, Narodowy Urząd d/s Imigracji (Office National de l’Immigration) założony w 1945 roku przez generała de Gaulle’a. Posiada on przedstawicielstwa we wszystkich regionach Francji i w większości krajów, z których pochodzą imigranci. Przez OMI przechodzą obowiązkowo wszyscy obcokrajowcy przybywający do Francji – z wyjątkiem ubiegających się o azyl polityczny. W rzeczywistości prefektura, a ściślej, biuro do spraw obcokrajowców mieszczące się w prefekturze daje urzędową pieczęć. Jednak to OMI stosuje procedury imigracyjne: karta pobytu, uregulowanie pobytu, przyjmowanie stałych lub tymczasowych pracowników, łączenie rodzin itd. Wszystkie te sprawy przechodzą przez biura OMI. OMI jest więc uprzywilejowaną instytucją, z której można śledzić ruchy migracyjne. Tam też przystępuje się do wypełniania formalności związanych z „powrotem do kraju”, ale ten przepis jest bardzo rzadko stosowany. Czymś całkowicie odmiennym jest INED (Institut National d’Études Démographiques). Jest to instytut naukowy, ugrupowanie statystyków, techników, badaczy, którzy zastanawiają się nad problemami demograficznymi.
I. RUCHY MIGRACYJNE WE FRANCJI
Stanowisko, które zajmuję oraz podejmowane przeze mnie próby kształtowania polityki migracyjnej zmuszają mnie do stałych kontaktów z ministrami Pracy i Jedności, z premierem i z prezydentem Republiki. Zajmuje się tym i dlatego, że migracja jest szczególnie palącym problemem dla społeczeństwa francuskiego. Warto sobie uświadomić, że liczba imigrantów ciągle wzrasta. W 1974 roku prezydent Giscard d’Estaing „zahamował imigrację”. Od tego czasu, aż do dzisiaj, rządzący utrzymują, że nie ma nowych imigrantów oraz, że integruje się tych, którzy już są we Francji – na tym koniec. Prawda jest inna: można było mówić o zahamowaniu zjawiska imigracji mniej więcej przez dwa, trzy lata. Po czym liczba imigrantów stopniowo zaczęła wzrastać i nadal wzrasta. Nie można więc powiedzieć, że imigracja została zahamowana. Staram się to tłumaczyć politykom, tym bardziej, że podejmowanie tego tematu przypisuje się wyłącznie zwolennikom Le Pena.
My, mieszkańcy Galii, nie lubimy, kiedy ktoś nas lekceważy. Kiedy widzimy przyjeżdżających imigrantów, słusznie sądzimy, że zostaliśmy okłamani. To bardzo złe zjawisko. Dlatego już w październiku 1989 roku, za aprobatą prezydenta Republiki, poprzez artykuł w „Le Monde” mocno zareagowałem. Przypomniałem, że co roku przybywa do Francji 100 tysięcy ludzi. Powiedziałem to, aby na ten problem zaczęto trzeźwo patrzeć i z pełną znajomością sprawy próbowano go rozwiązać. W istocie ze wzrostem imigracji mamy do czynienia od kilku lat. Cyfry z 1989 roku są przejrzyste. Było 122 tysiące aktów proceduralnych – 60 tysięcy imigrantów zwróciło się z prośbą o azyl, 60 tysięcy przeszło przez biura OMI. Spośród tych 60 tysięcy, 35 tysięcy przybyło w ramach łączenia rodzin, 15 tysięcy to studenci i 12 tysięcy to stali pracownicy. Nie mówię tutaj o 60 tysiącach pracowników sezonowych, którzy co roku przybywają do naszego kraju (na przykład na winobranie). Nie traktuje się ich jak imigrantów. Jest więc około 100 tysięcy ludzi przybywających do Francji, jeśli nie stałych, to przynajmniej długoterminowych imigrantów.
Należy dodać tych, którzy nie przechodzą przez oficjalne procedury i których nauczyliśmy się nazywać nielegalnymi przybyszami. Mimo że przebywają nielegalnie, można określić ich liczbę. W takim kraju jak Francja, która posiada nadmiernie rozbudowaną administrację, trudno przez dłuższy okres przebywać nielegalnie. Z opóźnieniem, ale jakoś zawsze dochodzi się do prawdy i wykrycia nielegalności, chociażby przy okazji zapisywania dzieci do szkoły, pójścia do szpitala czy kontroli w zakładach pracy. Tak więc, po upływie iluś tam lat, nielegalny imigrant wnosi o uregulowanie swojej sytuacji. Przy pomocy danych, jakie posiadamy, można obliczyć, że jest ich około 30 tysięcy rocznie, co ma pewne znaczenie, ale też nie jest rzeczą straszną. Źródłem niepokoju nie są nielegalni imigranci, lecz ci, którzy umyślnie starają się ominąć obowiązującą procedurę. Na przykład wielu przybyszów – chociaż nie są prawdziwymi uchodźcami – prosi o azyl polityczny, albowiem normalna procedura jest bardziej skomplikowana.
Liczba opuszczających Francję nie jest dobrze znana. Z subwencjonowanej procedury „powrotu do kraju” korzysta tylko około 3 tysięcy ludzi rocznie. Niestety jest faktem, że ci którzy przybyli do Francji nie chcą już jej opuścić. Są jednak tacy, którzy wyjeżdżają z prywatnych powodów i nikt nie jest o tym informowany. Przyczyna? Na przykład w przeciwieństwie do Iraku nie mamy we Francji wiz wyjazdowych. Poprzez zestawienia informacji dokonanych przez badaczy INED, ocenia się liczbę opuszczających nasz kraj na około 50 tysięcy rocznie. Więc 150 tysięcy przybywających i 50 tysięcy opuszczających Francję daje dodatnie migracyjne saldo – 100 tysięcy rocznie.
Można łatwo sprawdzić to saldo poprzez dowód stabilności liczby obcokrajowców żyjących we Francji. Liczba ta nie zmieniła się od dwudziestu lat, według statystyk Ministerstwa Pracy określa się ją na cztery miliony, zaś według Ministerstwa Jedności na pięć milionów. Różnica pochodzi z zastosowania odmiennych metod liczenia. Niektórzy politycy opierają się na tym i mówią, że imigracja została rzeczywiście zahamowana. Ta stabilność jest naprawdę wstrząsająca.
W rzeczywistości takie rozumowanie jest błędne. Co roku 100 tysięcy osób naturalizuje się – w tym 30 tysięcy dobrowolnie i 70 tysięcy automatycznie lub półautomatycznie jako dzieci urodzone we Francji. Francuzami zostają w 99,9% dzięki naszemu prawu narodowościowemu, którego nie wolno zmienić. Jest ono głęboko integrujące. Mają prawo odrzucić naturalizację, ale tylko teoretycznie. Dzięki temu przy trzecim pokoleniu nie ma już ani jednego obcokrajowca. Liczba obcokrajowców dzięki naturalizacji powinna więc spadać o 100 tysięcy rocznie. Pozostaje jednak niezmienna, co jest dowodem, iż rocznie przybywa 100 tysięcy ludzi. W przeciwnym razie obniżyłaby się. Tak więc dzięki temu co roku liczba ludności obcego pochodzenia wzrasta o 100 tysięcy.
II. CHARAKTERYSTYCZNE CECHY PRZYBYWAJĄCYCH
Powoli zmienia się rodzaj przybyszów. Od kilku lat spostrzega się pewne urozmaicenie z tej racji, że imigranci przybywają z różnych zakątków świata. Francja tradycyjnie, i to już od dawna, jest krajem imigracji. Początkowo imigranci przybywali z nieodległych krajów europejskich, później z imperium, to znaczy z francuskich kolonii. Dzisiaj jest mniej przybyszów z krajów europejskich, natomiast znacznie więcej przybyszów z dawnych kolonii. Istnieje bardzo mocny kolonialny odruch, który tłumaczy na przykład, że Jawajczycy jeżdżą do Holandii nawet już po uzyskaniu niepodległości. Teraz przyjeżdżają ludzie, którzy nie mają żadnego powiązania z Francją. Nie są z nią związani ani historycznie, ani poprzez terytorialne sąsiedztwo. Dużo Turków, Pakistańczyków, dużo ludzi z Półwyspu Indyjskiego, Filipińczycy (Filipinki zastępują hiszpańskie służące dla burżuazji), Srilańczycy. Ludzie, którzy nie przynależą do tradycyjnej imigracji i są bardziej wyobcowani od innych. Oczywiście u nas łatwiej Afrykańczykowi z Mali niż Pakistańczykowi czuć się swobodnie. Pochodzący z kraju, gdzie wpływ Francji był ogromny, Malijczyk jest predysponowany do zrozumienia języka, jedzenia bagietki i noszenia beretu. Jest uformowany „z góry”, co innego ze Srilańczykiem.
Jest też inny nowy bardzo ważny aspekt, o którym nigdy się nie mówi: 40% obcokrajowców pochodzi ze średnich klas. Nie mówi się o tym dlatego, że nędza jest popularna. Do Francji przyjeżdża wielu wykształconych ludzi. Nie są to ludzie bogaci, ale nie są to też ludzie biedni. Są to ci, którzy zajmowali średnie stanowiska w krajach Trzeciego Świata czy w krajach Europy Wschodniej, posiadający dobre wykształcenie i łatwo się integrujący.
Aspekt społeczny odgrywa szczególną rolę w odrzuceniu obcokrajowców. W regionie paryskim, miastem w którym jest największy procent obcokrajowców, jest Neuilly. Nie wydaje się, żeby tam istniały problemy współegzystencji. Myślę, że obcokrajowcy, którzy mieszkają w Neuilly należą do wyższych lub średnich klas, pracują lub zajmują wyższe stanowiska w dużych zagranicznych spółkach. Są to ludzie bardzo inteligentni, znający język, mogący się dobrze porozumieć. Burżuazja irańska, burżuazja libańska, burżuazja algierska wtapia się bez żadnego problemu w społeczeństwo francuskie.
III. PRZYCZYNY IMIGRACJI
Jakie są przyczyny imigracji? Dotychczas, przed kryzysem w Zatoce Perskiej, istniało wielkie zapotrzebowanie francuskiej gospodarki. Przedsiębiorstwa potrzebują ludzi, których z wielu przyczyn nie mogą znaleźć we Francji. Istnieje powszechne, choć ukryte, proimigracyjne przyzwolenie społeczeństwa francuskiego, które dochodzi aż do środowiska robotniczego. Dziś, gdy mężczyzna i kobieta pracują, nawet w przeciętnym środowisku, mają sprzątaczkę obcego pochodzenia. Wszyscy Francuzi są przeciw imigrantom, których nazywają bougnouls, ale potrafią zaakceptować tego, który jest środkowym napastnikiem ulubionej drużyny piłkarskiej, dozorcą ich bloku, nauczycielem, który uczy ich dzieci fizyki. Nie ma francuskiej rodziny, która nie miałaby „swojego” imigranta, „swoich” imigrantów. Istnieje więc bardzo silna i pozorna reakcja odrzucenia, ale zarazem niemal powszechne przyzwolenie. Mówiliśmy wcześniej o regulacji prawnej dla nielegalnych imigrantów. Jest to stała praca OMI. Otóż prośby o uregulowanie swojej sytuacji są prawie zawsze poparte przez jakieś osobistości. Nielegalny obcy pracownik, który nikomu nie przeszkadzając pracuje przez dwa, trzy lata na czarno, który ma dobre stosunki z sąsiadami, łatwo otrzymuje poparcie mera, rabina, proboszcza lub pastora, który idzie do prefekta prosząc o uregulowanie jego sytuacji – i to otrzymuje. Najśmieszniejsze, że wszyscy to robią: merostwa Frontu Narodowego (Front National) i merostwa komunistyczne. Istnieje więc mocne zapotrzebowanie społeczeństwa francuskiego, ale jest również mocna zewnętrzna presja krajów, gdzie jest mało pracy i bogactw. W krajach Trzeciego Świata i Europy Wschodniej przybiera ona formę masowej emigracji średnich klas. Jest to mniejszy problem dla społeczeństwa francuskiego niż dla krajów, z których pochodzą imigranci. Kraje te zostają pozbawione kadr.
IV. IMIGRACJA I PRZYROST NATURALNY
Gdy chodzi o imigrację, należy również zauważyć, że przyrost naturalny początkowo wzmożony, nie jest już wystarczający. Od dziesięciu, piętnastu lat nie zastępujemy wymierających pokoleń. Lecz na skutek inercji pozytywnej demografii jest jeszcze 770 tysięcy urodzeń (w tym 70 tysięcy obcego pochodzenia) na 550 tysięcy zgonów. W najbliższych dziesięciu latach będzie więcej narodzin niż zgonów, ponieważ ci, którzy przekazują życie są dziećmi z przedwojennego wyżu demograficznego. Są to dzieci urodzone podczas „chwalebnego trzydziestolecia” (les trentes glorieuses 1945–1975). Mają oni za mało dzieci, ale ponieważ było ich 900 tysięcy, urodziło się jednak 700 tysięcy dzieci, wyłączając dzieci obcokrajowców. Umierają weterani pierwszej wojny, których zostało już niewielu. Lecz za dwadzieścia lat, jak wykazuje piramida wieku, będzie 900 tysięcy zgonów rocznie, prawie dwa razy tyle co dziś. Obecnie więc ludność francuska wzrasta o 300 tysięcy rocznie, w tym 200 tysięcy dzięki przyrostowi naturalnemu i 100 tysięcy dzięki imigracji. Jest to prawie idealny poziom przyrostu mieszkańców i sytuacja wcale nie jest katastrofalna.
V. JAKA POLITYKA DLA IMIGRACJI
Potrzebna jest globalna polityka ludnościowa. Problemy imigracji, przyrostu naturalnego, starzenia się, są równocześnie problemami społecznymi i ekonomicznymi, które są w gestii Ministerstwa Ludności. Trzeba je traktować globalnie. Polityka imigracyjna składa się z kilku aspektów.
1. Uważam, że nie można więcej tolerować tych, którzy umyślnie ubiegają się o inny status niż ten, który im przysługuje. Skutki takiego postępowania są złe – tak dla imigranta, jak i dla społeczeństwa. Nie są to tylko moje pobożne życzenia. Ponieważ jestem w miejscu newralgicznym, zacząłem wprowadzać zmiany. OFPRA (Office Français de Protection des Réfugiés et Apatrides) zostało głęboko zreorganizowane z pomocą nadzwyczajnych rezerw budżetowych. W ciągu jednego roku czas kontroli akt został skrócony z trzech lub czterech lat do trzech miesięcy. Tak więc nie zmieniając prawa (jest to bowiem umowa międzynarodowa), a jedynie szybko i sprawnie realizując procedury, obniżyła się liczba próśb o azyl. Tak samo powinno być z każdą procedurą: łączenia rodzin, ze statusem studenckim itd.
Również trzeba zreformować system kontroli przedsiębiorstw zatrudniających nielegalnych pracowników. Zalecam pewną łagodność za pierwsze wykroczenie. Obecnie grzywna jest bardzo wysoka, ale nie jest konsekwentnie stosowana. Gdy inspektorzy pracy natrafiają na małe lub średnie przedsiębiorstwo, które nie przestrzega tego prawa, przymykają oczy, ponieważ nie chcą narazić je na bankructwo – zwłaszcza, gdy jest to przedsiębiorstwo rolne. Moim zdaniem, lepsza jest wysoka grzywna, lecz jeszcze do przyjęcia, która naprawdę będzie stosowana, niż nieżyciowa i nadmierna sankcja. Niedługo ukaże się dekret, który weźmie pod uwagę moje sugestie. Podzieli on przez dziesięć grzywnę za pierwsze przekroczenie i wprowadzi proporcjonalną podwyżkę za następne. „Fikcyjne” przedsiębiorstwa są największym problemem. Należałoby je zlikwidować, lecz obecnie nie została podjęta żadna decyzja polityczna. Jaki rząd podejmie tę decyzję? Jest to sprawa woli, trzeba zerwać ze starą tradycją.
2. Druga sprawa: należy pogodzić się z pewnym niekontrolowanym napływem ludności. Trzeba zerwać z mitem zahamowania imigracji. Należy powiedzieć Francuzom: Francja jest „skrzyżowaniem” ludzkich dróg, ludzie innej narodowości zawsze będą się u nas osiedlać. Potrzebujemy ich, nie możemy się bez nich obejść. Oczywiście będziemy się starać regulować napływ imigrantów. Są wam potrzebni nauczyciele dla waszych dzieci, pracownicy fizyczni do robót publicznych itd. Jestem więc za „zielonym światłem” dla imigracji. Trzeba utrudnić wejście przez jedne drzwi a inne otworzyć. Jeśli się wszystko zamknie, imigranci i tak przyjdą. Nielegalność jest zła i dla osoby, która się w tej sytuacji znajduje, i dla Państwa. Nawet gdyby wszystko zamknięto i tak będzie ona wysoka. Gdyby Le Pen był prezydentem, byłoby tyleż samo imigrantów, ale wszyscy byliby nielegalnie. Nie ma lepszego wzorca. Niemożliwością jest postawić żandarma wzdłuż całej granicy. Nawet Związek Radziecki nigdy nie był w stanie całkowicie kontrolować swoich granic. Nawet za Stalina ruchy ludnościowe były tam masowe. A lądowe i morskie granice Francji ciągną się tysiącami kilometrów.
Trzeba uznać, że istnieją niepowstrzymalne napływy ludności i paradoksem jest, że aby uniknąć nielegalnych przekroczeń granicy, trzeba zwiększyć liczbę legalnych kontraktów, w zależności od potrzeb ekonomicznych. Sugeruję więc, aby były ustalane roczne limity imigracji branżami zawodowymi a nie narodowościami, aby były prowadzone negocjacje w branżach, które gromadziłyby przedsiębiorców robót publicznych, i innych, władze publiczne, związki zawodowe itd. Na przykład Roboty Publiczne potrzebują 10 tysięcy ludzi, inna branża potrzebowałaby 1500 informatyków. Edukacja Narodowa 3 tysiące nauczycieli fizyki. Byłoby rozsądnie, po omówieniu ze społecznymi partnerami, otworzyć niektóre drzwi – w zależności od potrzeb – i być ostrzejszym dla tych, którzy umyślnie starają się o inny status niż ten, o który powinni wystąpić. Na pewno będzie to postępowało, ponieważ w takim kraju jak Francja całkowite zahamowanie imigracji jest mitem.
3. Potrzebna jest polityka przyrostu naturalnego. Uważam, że żadne społeczeństwo, żaden wyobrażalny system nie może się obejść bez wymiany pokoleń. Uważam, że to są dzieci kraju przyjmującego, które umożliwiają asymilację obcych dzieci. Niektórzy, nawet wśród badaczy INED, próbowali przeciwstawić przyrost naturalny i imigracje. Jest to rozumowanie nierozsądne. Myślę, że gdybyśmy mieli więcej dzieci a mniej psów, to byśmy się mniej bali imigrantów. Zresztą można to sprawdzić w historii. Podczas „chwalebnego trzydziestolecia”, między 1945 a 1975 rokiem, Francja miała bardzo duży przyrost naturalny i przyjmowała miliony obcokrajowców. Oba te ruchy współistniały.
4. Na zakończenie dodam, że trzeba koniecznie zachować francuską tożsamość. Z pewnego punktu widzenia Francja jest krajem archaicznym, z innego zaś bardzo nowoczesnym, zwłaszcza gdy chodzi o naszą koncepcję narodu, która pochodzi z czasów Rewolucji. Nie pojmujemy ojczyzny tak jak Niemcy, jako Volk, naród. Niemcy i Anglosasi pojmują ojczyznę jako wspólnotę etniczną. Dla nas, spadkobierców prawa rzymskiego, istnieje uniwersalność obywatelstwa niezależna od pochodzenia. We Francji integruje prawo ziemi, a w Niemczech prawo krwi. W Niemczech czwarte pokolenie tureckie zostaje tureckim. Nie ma żadnej integracji obywatelskiej. Ten, który pierwszy i najlepiej bronił tego integrującego prawa ziemi nie był żadnym lewicowcem, ale Pierwszym Konsulem; Bonaparte mówił przed Radą Państwa: dzieci obcokrajowców urodzone we Francji muszą zostać Francuzami, jest to konieczne dla podatków i dla wojska. Posiadamy maszynę do integracji, która działała przez prawie cały XX wiek i każdy z tego był zadowolony. Nikt się nie dziwi, że Poniatowski był ministrem lub Krasucki przewodniczącym dużego francuskiego związku zawodowego. W następnej kadencji Parlamentu będziemy mieli dziesiątki deputowanych czy nawet ministrów pochodzenia arabskiego. Proces ten już się rozpoczął. Posiadamy bardzo różniącą się umiejętność integrowania w porównaniu do innych krajów europejskich, które nie są zainteresowane integracją. Trzeba tu być bardzo stanowczym wobec naszych praw i naszej woli „laickiej” integracji, aby nie wpaść we „wspólnotowość”, która dominuje w krajach anglosaskich, co oznaczałoby koniec z integracją. Sądzę, że jest to temat do głębokiej i rzeczowej dyskusji.
Jean Claude BARREAU
Przełożyła Jacqueline MASIEK
Jean Claude Barreau, znany publicysta, autor wielu książek z pogranicza kultury, socjologii i religii, pisząc swój artykuł zajmował stanowisko Przewodniczącego Institut National d’Etudes Demographiques i był eks–przewodniczącym Office des Migrations Internationales. Prezentowany tekst ukazał się w „Le Supplement” (nr 176 – Mars 1991, s. 49–57), a następnie, w lutym następnego roku, w „Naszej Rodzinie”.
„Nasza Rodzina”, nr 2 (569) 1992, s. 9-13.