Na pomysł, żeby spotykać się w paryskiej restauracji Modeste’a Magny’ego wpadł francuski satyryk i rysownik Sulpice Guillaume Chevailier, posługujący się pseudonimem Paul Gavarni. Od 1862 roku dwa razy w miesiącu męskie towarzystwo pisarzy, dziennikarzy i ludzi nauki zbierało się przy rue de la Contrescarpe-Dauphine (obecnie rue André Mazet), aby podczas obiadu lub kolacji, przy suto zastawionym stole, poplotkować o rzeczach ważnych i mniej istotnych. Nie oszczędzano literatów, polityków, księży, jak i kobiet. Do zamkniętego męskiego grona dołączyła po długich wahaniach George Sand. Ze strony panów był to gest życzliwości względem kobiety, jak i bezprecedensowe posunięcie. Wspólne biesiady zacieśniły na długie lata więzi przyjaźni. Historyczne zawirowania związane z wojną francusko-pruską w 1870 roku nie położyły kresu wspólnemu biesiadowaniu. Jedynie nazwa restauracji uległa zmianie.
W 1865 „Chez Magny” zastąpiła restauracja i zarazem hotel „Le Brébant”, gdzie towarzystwo chętnie skupiało się wokół autora Pani Bovary. Do kręgu przyjaciół pisarza należeli: Alphonse Daudet, Théophile Gautier, Edmond i Jules de Goncourt, Iwan Turgieniew i Émile Zola. Grupa zyskała miano – jak zanotowali w swoim dzienniku bracia Goncourtowie – „towarzystwa Gavarniego”. W latach 1855-1869 literackie bractwo dosyć często zapraszane było również do paryskiego mieszkania Flauberta. Jego lokum pod numerem 42 przy bulwarze du Temple, zajmowane na czas pobytu w stolicy, stanowiło alternatywę dla rodzinnej posiadłości w Croisset, w której Gustave spędzał większość czasu. W owym okresie liczył sobie ponad czterdzieści lat. Jego nonszalancja jednych drażniła, innych bawiła, a jeszcze innych zachwycała. Ironia, od której nie stronił, wulgaryzmy językowe, i – jak twierdził Louis-Paul Astraud – „zbytnia ostrożność by być buntem” nie wszystkim przypadały do gustu.
Chodzącego oryginała, od najmłodszych lat mającego za nic mieszczańskie konwenanse, z trudem znosiła własna rodzina. Natomiast bracia de Goncourt, którym uszczypliwości nie brakowało, cenili go za jego gościnność i za dar tworzenia. Émile Zola, Guy de Maupassant i inni chętnie wdawali się z nim dyskusje. Ówczesna francuska prasa nazywała jego styl pisarski epileptycznym, co strasznie go irytowało i zatruwało mu życie. Jednak swoje żale skrywał głęboko. Jednocześnie bolał nad ludzką głupotą. W swojej książce Gustave Flaubert: Un vieux garçon [Gustave Flaubert. Duży chłopiec] Louis-Paul Astraud powrócił do młodzieńczych lat odludka z Croisset. Sportretował rosłego młodzieńca obdarzonego nieprzeciętną urodą, dla którego kobiety były zdolne popełnić niejedno szaleństwo. Ponoć Gustave będąc jeszcze wyrostkiem wpadł w oko goszczącej przejazdem w Rouen księżnej de Berry. Zachwyciła ją uroda młodzieńca do tego stopnia, iż postanowiła wysiąść z karety, aby go ucałować. Mając lat dwadzieścia był dobrze zbudowanym mężczyzną o blond włosach i ogromnych oczach koloru ciemnej zieleni przechodzącej w błękit. Niektórzy twierdzili, że jest to zieleń zbliżona do tej, jaką zimą natura obdarza morze. Mierzył 1,81 cm. Miękki kapelusz, czerwona lniana koszula i niebieskie spodnie podtrzymywane w talii szalem w formie paska stanowiły ulubiony codzienny strój. Nie za bardzo pasował on do jego statusu. A trzeba pamiętać, iż był synem lekarza cieszącego się w Rouen ogromnym poważaniem. Ojca cenił za jego oddanie pacjentom, za jego bezinteresowność i poświęcenie. Mimo to krytykował lekarzy za ich chciwość. Nie wyłączał z tego grona swego brata, który też był lekarzem. „Nie ma kasty, którą gardziłbym bardziej niż lekarzami ja, który jestem z rodziny lekarzy z ojca na syna, z kuzynami włącznie, ja, pierwszy Flaubert nie lekarz! Ale z tej pogardy wyłączam mego papę” – powtórzył za pisarzem i zanotował Edmond de Goncourt.
Gustave, syn Achillesa-Cléophasa Flauberta (1784-1846) i Anne-Justine-Caroline z domu Fleuriot (1793-1872), urodził się 12 grudnia 1821 roku. Był drugim dzieckiem, któremu udało się przeżyć. Ojciec jako lekarz chirurg zarządzał szpitalem Hôtel Dieu w Rouen. Troje z wcześniejszego rodzeństwa zmarło w dzieciństwie, zaś Caroline przyszła na świat trzy lata po jego urodzeniu. Niestety i jej, w młodym wieku, śmierć odebrała życie. Najstarszy brat Achille, noszący takie samo imię jak ojciec, był nadzieją rodziny i to on po śmierci ojca zajął w szpitalu jego miejsce. Młodego Gustave’a nie pociągało ponure otoczenie szpitalne, prosektorium i chorzy pacjenci ojca. Poszukiwał czegoś, co gwarantowałoby poczucie radości życia. Zagłębianie się w lekturach czytanych przez przyjaciela rodziny, jakim był Amédée Mignot nazywany ojcem albo ojczulkiem, oraz skłonność do wymyślania najdziwniejszych historii rozbudzała wyobraźnię i potwierdzała rozwiniętą inteligencję małego chłopca. Niektórzy z jego biografów, biorąc pod uwagę fakt, iż w dzieciństwie czytanie przychodziło mu z wielkim trudem, uznali go za nieuka. Mając dziewięć lat edukację odbywał już nie w rodzinie i nie pod okiem matki, lecz w Collège Royal w Rouen. Zamieszkał w internacie o wojskowym drylu, z dyscypliną, jakiej nie znosił. Jako uczeń zabłysnął w takich przedmiotach jak historia i literatura. Wtedy też skierował swoje zainteresowania ku pisarstwu.
Najwcześniejszy, zachowany tekst z lat 1830-1831 – jak zaznaczył Julian Barnes w Papudze Flauberta – to szkic o Corneille’u. W młodzieńczych latach pisywał już dramaty i utwory epickie. Okres szkolny, przed przyjazdem do Paryża w 1841 roku, to czas zawiązanych, trwałych i wiernych przyjaźni. Do sprawdzonych przyjaciół należeli Ernest Chevalier i Alfred Le Poittevin. Pierwsze fascynacje i okres inicjacji seksualnej, pierwszy smak alkoholu, tytoniu i kobiet – poświadczały w jego mniemaniu wolność wyboru. Płomienne uczucie do starszej od siebie, zamężnej Élisy Schlésinger, podtrzymywał przez czterdzieści lat. Jednak nie wszyscy biografowie chcą uwierzyć w nieodwzajemnioną namiętność, w silne zauroczenie, czy też – jak mogłoby wynikać z niektórych świadectw – platoniczną miłość.
Licznym biografom analizowanie życia erotycznego francuskiego pisarza sprawiało nieodmiennie wiele problemów. Albowiem sam zainteresowany lubił niedomówienia i przekomarzania. Chętnie zastawiał pułapki na czytelnika. Wydarzenia i myśli otaczał nimbem niejasności. Zachowała się opasła korespondencja, tak z przyjaciółmi, jak i własnymi metresami. Odsłania wiele sekretów, ale często niewiele wyjaśnia. Kim była dla niego na przykład Juliet Herbert, angielska guwernantka jego siostrzenicy Caroline? Czy krótki związek z egipską kurtyzaną Kuczuk Hanem był jedynie chwilowym zauroczeniem? Według Renaty Lis, autorki książki Ręka Flauberta, Louise Colet to było „nieporozumienie jego życia, przestała dla niego istnieć zaraz po ich rozstaniu”. Który zatem ze związków był – jak lubią dochodzić badacze – miłością najważniejszą? Czy pierwszy, dotyczący Elizy? Czy też ostatni, według niektórych najdojrzalszy, do Juliet? Nie wolno zapominać, że spora ilość listów Gustave’a Flauberta została zniszczona przez niego samego czy też na jego prośbę, prawdopodobnie również przez siostrzenicę i bratanicę. Listy zachowane i opublikowane zamieniły się w nieśmiertelną pamięć.
Młody Gustave został wydalony z Collège Royale za niesubordynację. Do matury przygotowywał się do w rodzinnym domu. Bakalaureat udało mu się uzyskać w 1840 roku. Zaraz po nim udał się w Pireneje i na Korsykę. Początkowo do wyprawy był nastawiony niezbyt entuzjastycznie. Namówił go na nią przyjaciel rodziny Jules Cloquet. Zaowocowała ona kilkunastoma zapisanymi zeszytami, które jako Voyage aux Pyrénéés et en Corse dopiero po śmierci pisarza ujrzały światło dzienne. Flaubert wśród przyjaciół uchodził za samotnika, pustelnika i wyrobnika, a nawet katorżnika zagrzebanego w domowych pieleszach, egzystującego pod bacznym okiem matki. W dorosłym życiu odbył jednak wiele egzotycznych podróży – do Afryki i na Bliski Wschód, do różnych zakątków Europy.
Każda jego wyprawa to stosy zapisanych kartek, notatek wykorzystywanych później w książkach, w korespondencji czy w sztukach teatralnych. Młodzieńczym marzeniem Gustave’a było zamieszkanie w Paryżu. Tak się stało w 1841 roku, gdy został wpisany na listę studentów prawa. Szybko zmienił zdanie. Paryż go nudził. Ale bywać w stolicy nie tylko wypadało, trzeba było pokazywać się w określonych miejscach. Solidne studia nie były mu pisane i prawnikiem nie został. O śmiech – jak zdradzał pisząc do Ernesta Chevaliera – przyprawiała go sprawiedliwość, w której jeden człowiek sądzi drugiego. Wolał „spacerować po paryskich bulwarach, przyglądać się przechodniom, słuchać postukiwań kobiecych bucików i szelestu ich długich sukien, patrzeć w figlarne oczy paryskim prostytutkom”.
Pierwszy atak epilepsji diametralnie zmienił życie przyszłego pisarza. Od tego momentu domowe pielesze, troskliwa opieka matki, życie na uboczu daleko od paryskiej socjety stały się dla Flauberta codziennością. Pisanie zawładnęło jego duszą, umysłem i ciałem. Dopełnieniem okazała się podróż na Bliski Wschód z Maximem Du Campem w 1850 roku. Uczyniła ona z Flauberta – jak napisała Renata Lis – „postać pisarza-męczennika, eremity z Croisset, artystę słowa”. To nawet nie były godziny, ale lata potrzebne do napisania jednej książki. W tym zapracowaniu krótkie wypady do stolicy i tajone przed matką spotkania z, poznaną w 1846 roku w Paryżu w rzeźbiarskiej pracowni Jamesa Pradiera, Louise Colet były odskocznią od twórczego wysiłku. Gustave często skarżył się przed przyjaciółmi, że nie nadąża, że wszystko kosztuje go zbyt wiele zachodu. Do Ernesta Feydeau pisał: „jestem wściekły, że tak powoli piszę, że tyle czasu zabiera mi różnego rodzaju lektura lub przekreślanie napisanego tekstu”.
Korespondencja prowadzona z ,,paryską poetessą”, kapryśną i niedochowującą wierności muzą, to historia burzliwego związku, trwającego z przerwami kilkanaście lat. Było w nim tyleż uniesień, co goryczy. To czas pisania Madame Bovary – według ówczesnej prasy – powieści skandalicznej, traktującej o cudzołóstwie, nazwanej przez Goncourta „monografią niewierności mieszczańskiej”. Pisarz rozpoczął nad nią pracę w 1851 roku, a do publikowania jej w odcinkach w „Revue de Paris” w 1856 przyczynił się Maxime Du Camp. Rok późnej wydawca Michel Lévy podjął się całościowej publikacji, co wywołało skandal i proces o obrazę moralności.
Uniewinniony Flaubert miał więcej szczęścia niż sądzony i skazany w tym samym roku na grzywnę za Kwiaty zła Charles Baudelaire. Kolejna powieść, zatytułowana Salambo, zajęła mu kolejne pięć lat. Książka według Sainte Beuve’a była „wielkim wydarzeniem”. Później przyszła kolej na Szkołę uczuć i Kuszenie św. Antoniego, o którym mówił: „To dzieło mojego życia”. Zatem nie Madame Bovary, lecz Kuszenie św. Antoniego uważał za najważniejsze życiowe, pisarskie dokonanie. W sumie z trzema podejściami zajęło mu ono dwadzieścia pięć lat. Trzy opowieści opublikowane w 1877 roku zachwyciły i czytelników, i krytyków. Ich wcześniejsze opinie drażniły pisarza. Przed śmiercią w 1880 roku pracował nad książką Bouvard i Pécuchet i zabrakło mu kilkunastu stron do jej zakończenia.
Śmierć, z chwilą narodzin, wpisuje się w życie każdego człowieka. Gustave Flaubert stykał się z nią od najmłodszych lat. Trójkę jego rodzeństwa śmierć zabrała między 1817 a 1822 rokiem. W 1846 umiera jego ojciec i kilka miesięcy później, w wieku dwudziestu jeden lat, ukochana siostra Caroline. Pisarz nigdy nie założył rodziny. Po śmierci siostry, ze wszystkimi czekającymi go w przyszłości konsekwencjami, świadomie zaakceptował opiekę nad siostrzenicą, noszącą również imię Caroline. Odchodzili także wierni przyjaciele Alfred Le Poittevin w 1848, Louis Bouilhet i Charles-Augustin Sainte-Beuve w 1869. Rok później do nieobecnych dołączył Jules de Goncourt, a w 1872 wierny Théophile Gautier i matka pisarza. „Uzmysłowiłem sobie w ciągu ostatnich dwóch tygodni, że moja biedna, kochana, stara matka była tą osobą, którą najbardziej kochałem. To tak jakby wydarto mi część trzewi” – wyznał po stracie najważniejszej chyba kobiety w swoim życiu. Do wszystkich nieszczęść doszło jeszcze jedno. Albowiem jako ,,ukochany wujek”, nazwany przez męża siostrzenicy i ją samą żarłokiem, w 1875 roku popadł w tarapaty finansowe. Rodzinną fortunę przeznaczył na ratowanie przed bankructwem Caroline i jej męża Ernesta Commanville’a. Sam został bez środków do życia. Na szczęście przyjaciele przyszli mu z pomocą i w ostatnich swoich latach mógł się utrzymywać z państwowej pensji. W 1876 roku boleśnie przeżył śmierć George Sand, której dokonania bardzo cenił. Rankiem 8 maja 1880 roku w Croisset, po zbyt gorącej kąpieli, doznał udaru mózgu. Zmarł mamrocząc, wypowiadając pojedyncze słowa. Pogrzeb nie obył się bez skandalu, bo wykopany grób okazał się za mały i trumna się zaklinowała głową w dół tak mocno, że nie dało się nic zrobić. Po pokropieniu wodą święconą opornej trumny przez księdza, oburzeni żałobnicy z Zolą na czele szybko się rozeszli.
Za życia Gustave Flaubert doczekał się zaszczytów, ale też czuł się bardzo osamotniony. Wierny pozostał jedynie sztuce pisarskiej. Nazywano go ,,pierwszym nowoczesnym powieściopisarzem”, „ojcem realizmu”. Guy de Maupassant uważał, iż jego mistrza i zarazem starszego kolegę po piórze „zdominowała w życiu wyjątkowa pasja i dwie miłości; pasją była proza francuska, a miłościami: pierwszą stanowiła miłość do matki, zaś drugą – miłość do książek. Był nade wszystko człowiekiem pióra, czcicielem książek, z których stworzył swój świat, jego życie zmieszane zawsze było z towarzystwem najróżniejszych dzieł”. Czytał zapamiętale Montaigne’a, Shakespeare’a i Rabelais’ego. Fascynował go Chateaubriand. Utożsamiał się z szeroko pojętym, nietypowym zwierzyńcem. Nazywał siebie: wołem, jaszczurką, niedźwiedziem albo koniem. Lista porównań była wyjątkowo długa. Nie lubił druku. Szacunek żywił jedynie dla rękopisu. Kałamarz z żabą i gęsie pióra, które przedkładał nad stalówki marki Perry, służyły mu godzinami wtedy, kiedy zmagał się z pisarską materią.
Dwusetna rocznica urodzin autora Pani Bovary przypada 12 grudnia. Przez minione stulecia wiele się zmieniło. Nie istnieje rodzinny dom Flaubertów w Croisset. Pozostał jedynie pawilon nad brzegiem Sekwany; ślad po pisarzu, nad którym sprawuje pieczę komitet noszący nazwę Les Amis de Flaubert et de Maupassant, patronujący jednocześnie Musée Flaubert et Histoire de la Médecine, znajdujący się w dawnym Hôtel-Dieu w Rouen. Przedmioty-fetysze z rodzinnego domu – posążek Buddy, papuga, fajki, laska, książki, rękopisy – rozproszyły się, inne zaginęły. Portret Flauberta wykonany w 1860 roku przez Nadara często jest mylony z portretem jego przyjaciela, Louisa Bouilheta. Podobieństwo jest tak uderzające, że Julian Barnes, zbierając materiał do Papugi Flauberta, miał wątpliwości co do osoby. Kilka posągów z Trouville, z Barentin i z Rouen, most zwodzony w Górnej Normandii, nazwy ulic, asteroida nazwana jego imieniem, wiele stron zapisanych przez francuskich i obcojęzycznych biografów, zachowane portrety i karykatury, między innymi ta z 1866, autorstwa Eugène’a Girauda, z charakterystycznymi wąsami, wydatną łysiną, z opadającymi powiekami przykrywającymi jego ogromne oczy, drażniąca Flauberta niepomiernie, liczne przekłady – przybliżają do twórcy, który od dawna jest zaliczany do największych mistrzów słowa.
Ocenzurowanej w XIX wieku Madame Bovary – jak sobie życzyli obrońcy moralności – nie przykrył kurz. Emma Bovary zyskiwała twarz: Poli Negri, Jennifer Jones, Isabelli Huppert, Gemmy Arterton czy Mii Wasikowskiej. Która z nich była najprawdziwsza, najbardziej Flaubertowska? Jedynie sam pisarz mógłby to ocenić. Wiele napisano o jego nowatorskiej prozie, narracji, stylistyce, czystej formie, sensie słowa. W gruncie rzeczy pisarstwo Flauberta to on sam, to jego doświadczenia i obserwacje, jego porażki i sukcesy, to jego i tylko jego życie karmiące się „egzystencjalnym konkretem”. Dzięki owym konkretom poznajemy Flaubertowski, wcześnie rozwinięty talent. Jesteśmy także świadkami genezy arcydzieł: od pierwszego szkicu do ostatniego rękopisu. To pozwala nam zastanowić się nad koncepcją tworzenia rozbudowanej fikcji, zakorzenionej głęboko w przemijającej, otaczającej pisarza rzeczywistości. Piotr Śniedziewski – w książce Flaubert w poszukiwaniu opowieści – słusznie zauważył, iż ,,słowa są ważne przez to, co czynią z nami oraz ze światem, który zamieszkujemy. Mogą nas ranić i zdradzać, ale mogą również dawać szczęście i radość – a ta moc, powtórzmy, nie tkwi w ich kształcie bądź formie, a w samym akcie opowiadania!”. Gustave Flaubert był mistrzem opowieści, obrońcą każdej umiejętnie zapisanej frazy, każdego wyważonego słowa. A to – wbrew pozorom – zdarza się niezmiernie rzadko.
Anna SOBOLEWSKA
Paryż, grudzień 2021
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXII, grudzień 2021