Jak przeróżne są nasze życzenia:
– jedni zachwycają się symbolem motyla rodzącego się z brzydkiej gąsienicy,
– inni wysyłają partyturę łacińskiego graduału: Christus vere ressurexit, Alleluja!,
– jeszcze inni życzą wspaniałych smaków na talerzach świątecznych,
– zdarza się nawet, że ktoś ze wzruszenia pomyli Wielkanoc z Bożym Narodzeniem,
– są w końcu tacy, ich chyba najwięcej, którzy życzą po prostu zdrowych, spokojnych i błogosławionych świąt. No i oczywiście „smacznego jajka”, ale już bez „mokrego dyngusa”.
Skąd ta różnorodność?
Bo każdy kocha inaczej! Tak było od samego początku. W rzeczy samej, ewangeliczne opowiadania o wydarzeniach wielkanocnych, to nie tylko przekonywanie o cudzie nad cudami, ale przed wszystkim opisy spotkań ze Zmartwychwstałym:
– jedni oniemieli z radości,
– inni w rozpaczy nie byli w stanie nic zrozumieć,
– jeszcze inni dali się zastraszyć i zamknęli się w Wieczerniku,
– niektórzy opuścili miasto,
– a jeden z nich postanowił nawet po kolei sprawdzać, czy wszystkie rany Jezusa są prawdziwe.
Nie było dwóch takich samych reakcji. Dlaczego? Bo każdy kocha inaczej!
Jedną z takich „zakochanych” była Maria Magdalena. Od swego nawrócenia zawsze była blisko Jezusa. Była przy Nim nawet wtedy, gdy prawie wszyscy Go opuścili: pod krzyżem. Golgota była dla niej jeszcze jedną więcej okazją do kochania, bo nawet jeśli każdy kocha inaczej, to tylko ten, kto kocha całym sercem, nie zna słowa „koniec”. Dlatego nazajutrz, „wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu”, i tam płakała.
Dobrze rozumiemy, co znaczy płakać nad grobem, gdy odchodzą bliscy, których kochamy. Płaczemy, bo tęsknimy. Płacząca Magdalena być może liczyła na to, że jeszcze ostatni raz będzie mogła dotknąć Jezusa, a pusty grób to dla niej znak, że nawet tego zostaje pozbawiona. Jezus ukazuje się Marii właśnie przy grobie, w miejscu jej płaczu, bólu, braku nadziei… A odpowiedzią na jej łzy jest zwyczajne „Mario”. Tak, Bóg potrafi odmienić wszystko jednym swoim słowem. Ta scena to również odpowiedź na nasze łzy.
Życzę więc wszystkim radosnych wielkanocnych spotkań ze Zmartwychwstałym Chrystusem, który jednym słowem, nie tylko potrafi, ale chce „otrzeć nasze łzy”.
I jeszcze jeden z moich ulubionych wierszy pióra Haliny Poświatowskiej, która podobnie jak Magdalena, biegła przez życie całym sercem, choć inaczej:
„tak wiele serc ku tobie biegnie
że mógłbyś być
i najszczodrzej
słońcem pozłocić moją nędzę
spójrz – znowu się do ciebie modlę
o tkliwość
potężny
kto jeszcze tak w ciebie uwierzy
komu jeszcze będziesz tak potrzebny
jak mnie
najuboższy
odarty ze świetności jak styczniowe drzewo
płonący ze wstydu
w brunatnym ciele pnia
wysłuchaj
proszę o tkliwość
spuść na mnie łask krople słone
ręce rozrzutne
i ciepło warg”.
Stanisław STAWICKI
Jamusukro, 3 kwietnia 2021 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 do 2020 roku był kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.W grudniu 2020 rozpoczął pracę w bazylice Matki Boskiej Królowej Pokoju w Jamusukro, od 1983 roku stolicy konstytucyjnej Wybrzeża Kości Słoniowej.
Recogito, rok XXII, kwiecień 2021