Jak (prawie) wszyscy ci, którzy mnie czytują, wiedzą, że urodziłem się na Kujawach, w małym miasteczku z „królewskim rodowodem (i ambicjami)” – Kowal. W rzeczy samej, 30 kwietnia 1310 roku, a więc dokładnie 710 lat temu, na zamku w Kowalu przyszedł na świat najmłodszy syn Władysława Łokietka, przyszły król Polski, Kazimierz III Wielki. Tak podaje Jan Długosz. Jego Kronik się trzymamy: „Dnia trzydziestego kwietnia, w miasteczku Kowal, w ziemi kujawskiej, księżna Jadwiga, żona Władysława Łokietka, powiła syna Kazimierza, którego narodzenie i kolebkę osądziłem za godne osobnej wzmianki, aby ją przesłać potomnym czasom. On bowiem zniósłszy panujące w Polsce nadużycia, obdarzył nas porządnym zbiorem ustaw, a przez swoje światło i roztropność, którą już od młodości się odznaczał, podniósł do stanu błogiej i kwitnącej pomyślności. Był to mężczyzna wysoki, tęgi, którego twarz budziła szacunek. Włos miał obfity i kręty, broda opadała mu na piersi. Jąkał się trochę, ale głos miał donośny. Okupując wady zaletami, miał więcej takich cech, które słusznie winny znajdować uznanie, niż tych, które trzeba mu było darować” [Roczniki Jana Długosza].
Gród Kowal, istniał oczywista zanim Jadwiga Bolesławówna, ambitna żona Łokietka powiła tam syna. Jednak dokładna data powstania Kowala nie jest znana. Pierwsza wzmianka źródłowa o Kowalu datowana jest na 20 stycznia 1185 roku. Wtedy to książę mazowiecki Leszek wydał dokument, w którym nadał kanonikom włocławskim wieś Kowale wraz z kościołem. Świadczy to, że na mapie kościelnej Kowal pojawił się bardzo wcześnie. Dorzućmy, że w XIII wieku książę Kazimierz Kujawski traktował Kowal jako jedną ze swych rezydencji, a na początku XIV wieku Kowal stał się siedzibą kasztelanii.
Ale nie na historii mojego miasta mam zamiar się dziś skupić, ale na tzw. „kwestii żydowskiej” w życiorysie króla Kazimierza III Wielkiego. No właśnie! Jakiś czas temu natrafiłem na ciekawą rozmowę z prof. Hanną Zaremską, mediewistką, na temat polityki Króla Kazimierza Wielkiego wobec Żydów. Zapisałem go sobie. Pomyślałem, że dzień urodzin króla, który nie tylko „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”, ale również okazał się wielkim dobroczyńcą Żydów, to dobry moment, by do tej kwestii powrócić. Otóż, ponoć na ten przychylny stosunek Kazimierza Wielkiego do Żydów miały mieć wpływ dwie osoby: Esterka i Lewko.
Najpierw Esterka z Opoczna. Kronikarz Jan Długosz zapisał pod rokiem 1356, iż Kazimierz „wziął sobie za nałożnicę kobietę żydowskiego pochodzenia Esterę, z powodu jej niezwykłej urody”. I dalej podał, iż „również na prośby wspomnianej nałożnicy Estery dokumentem królewskim przyznał wszystkim Żydom mieszkającym w Królestwie Polskim nadzwyczajne przywileje i wolności…”. Najpewniej kronikarz chcąc zrozumieć tolerancyjny stosunek Kazimierza do Żydów, wyjaśnił go przez przykład tego romansu. Poza Długoszem brak jednak współczesnych zapisów o Esterce. Stąd poważne wątpliwości historyków o prawdziwość tejże kochanki, z którą Kazimierz miał mieć dwóch synów: Niemierza i Pełkę.
Pani profesor Zaremska twierdzi, że „najciekawsze w tej legendzie jest jej wielowiekowe trwanie. Po całej Polsce rozsypane są przeróżne miejscowości, z którymi wiąże się Esterę, na przykład Kazimierz Dolny. Jeżeli Długosz wszystko wymyślił – czego nie da się powiedzieć – imię Żydówki jest niezwykle ciekawe – podkreśla Zaremska. Wydaje się, że jej postać została w jakiś sposób skonstruowana na wzór biblijnej Estery, czyli Żydówki, która uratowała życie swego ludu, wstawiając się za nim przed perskim królem. Jeżeli więc Esterka – jakiekolwiek imię naprawdę nosiła – była wybawicielką ludności żydowskiej w średniowiecznej Polsce, opowieść o niej byłaby zrozumiała, tak jak opowieść o biblijnej Esterze i jej konwersji” – kończy swoje wywody polska mediewistka.
Innymi słowy, do dziś nikt nie wie na sto procent, czy owa Esterka żyła naprawdę czy też nie. Faktem jest natomiast, że mimo pragnienia przedłużenia swojej dynastii, Kazimierz Wielki nie doczekał się syna poczętego z małżeńskiego łoża. Wprawdzie mój ziomek żonaty był czterokrotnie. Jednak żadna z żon nie dała mu męskiego potomka. Ot i dlaczego, na skutek układów sukcesyjnych na polskim tronie po śmierci króla zasiadł jego siostrzeniec, Ludwik Węgierski.
Z Kazimierzem Wielkim kojarzy się również postać niejakiego Lewko, bankiera żydowskiego, który po śmierci Kazimierza zarządzał również dobrami Ludwika Węgierskiego oraz Władysława Jagiełły. O Lewku wiemy między innymi, że uzyskał od monarchy indywidualny przywilej protekcyjnej ochrony dla siebie i swojej rodziny. Był także zaangażowany w działalność kopalń soli w Wieliczce i Bochni. Lewko był niewątpliwie najbardziej wpływowym Żydem krakowskim. Szybko dorobił się fortuny, co umożliwiało mu wywieranie wpływu na króla.
Tak czy inaczej, stosunki Kazimierza Wielkiego z Żydami układały się więcej niż poprawnie. Pozostaje w geście biografów króla dochodzenie do prawdy i sprawdzenie, jaki wpływ na to miała jego piękna kochanka żydowska Estera oraz interesy z finansistami żydowskimi. Jedno jest pewne, to mój ziomek uregulował sytuację prawną ludności żydowskiej, zatwierdzając dla kolejnych dzielnic swojego zjednoczonego królestwa przywilej Bolesława Pobożnego, a więc potwierdzenie aktów, które określały status prawny i swobodę działalności ekonomicznej ludności żydowskiej.
W kontekście aktualnej pandemii, warto też pamiętać, że panowanie Kazimierza Wielkiego w Polsce przypada na jeden z najczarniejszych okresów w historii Europy – czas pogromów Żydów oskarżanych o wywołanie epidemii „czarnej śmierci”. Pojawiła się ona w Europie w 1347 roku. Straszliwa zaraza pochłaniała kolejne tysiące istnień, a żywi zaczęli szukać jej przyczyn. Winowajcy szybko się znaleźli. Już w maju 1348 roku w jednym z prowansalskich miasteczek spalono miejscowych Żydów za rzekome zatrucie studni. Stamtąd pogłoski o takim właśnie rodowodzie czarnej śmierci powędrowały do Francji, Szwajcarii i Niemiec. Niektórzy z Żydów wzięci na tortury przyznali się do winy. Jeden z nich zeznał, iż zbrodniczą działalność prowadził na terenie od południa Włoch po Wenecję i Tuluzę. Plotki i informacje o spisku rozchodziły się błyskawicznie, sypały się wymuszone przez katów zeznania. W niektórych miastach palono miejscowych Żydów jeszcze zanim dotarła tam czarna śmierć. W Stuttgarcie ogień pochłonął wyznawców Mojżesza na dwa lata przed nadejściem zarazy. Na nic się zdała bulla papieża Klemensa VI, który już we wrześniu 1348 roku oczyszczał niesłusznie posądzonych z zarzutów argumentując, że Żydzi też przecież umierają, a zaraza pojawia się również tam, gdzie żaden z nich nie mieszka. Co do Polski i króla Kazimierza Wielkiego, wszyscy historycy są zgodni: przeprowadził on ludność żydowską przez ten ciężki czas pogromów w sposób, który nie kosztował jej tak wiele jak w przypadku innych europejskich obszarów.
Stanisław STAWICKI
Rzym, 30 kwietnia 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Studiował w Rzymie (1986-1988). Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, kwiecień 2020