A gdyby ktoś zawołał
A gdyby ktoś zawołał: stój, jeszcze nie
pora, czy wtedy mogłabym powiedzieć do siebie –
zostanę tu może chwilę, ponownie spróbuję
przyjrzeć się (nie)istnieniu, czym jest, a czym nie jest
nieprzetłumaczalne, to, co w jedno splata jasność
i niepokój. Światło z ciemnością miesza, z nagła
przygaszone. Znika prędzej niż tętno na dnie
mego serca, lecz próbuję dalej, póki sił wystarczy,
aby coś ważnego znowu się zdarzyło – jak okruch
na stole i wspólna samotność – wobec czasu,
który zdąża tu nieśpiesznie, twarde
i nieuchronne stawiając warunki,
bez wyjaśnienia: po co.
Modrzew
Eugeniuszowi
Modrzew z grupą przyjaciół rozrósł się na skraju parku,
w lecie i zimą cieszy nasze oczy, siłę życia pokazuje,
gdy wciąż się odradza zielenią, to, jak z nami bywa –
trzeba wspierać się wzajemnie, gdy wichry nadchodzą –
wciąż dotrzymywać przyrzeczeń, wyciągać ku sobie
ręce jak gałęzie. Nie mów zatem więcej, że lepszy
nie będziesz – wszak wiesz, że tym się stajesz, kim
pragniesz. I będziesz. Jak modrzew przetrwasz
tylko wtedy, jeśli otwarcie wobec swych
uczynków staniesz, znów odnajdziesz siebie,
miejsce osobne, imię godne. Wiersz nie jest
spowiednikiem, to prawda, lecz kiedy mu
powierzasz sprawy trudne i najgorsze,
liryk z tobą płacze, współ-czuje, pojmując,
co chcesz zmienić w sobie na dobre
i próbuje pomóc – bierze kamień,
toczy go z tobą pod górę.
Piątkowo, 14 lutego 2022 r.
Pogodzeni
Markowi
Pragnął, żebym została prawdziwą artystką,
podróżowała, była hojną muzą, wielce
ukochaną świetnego rzeźbiarza, bez względu
na to, jakie tu mam życie. Wiem, z dobrego
serca to wypływa, gdy ktoś z przyjaźni świat
nam chce przybliżyć – że piękny, kuszący
marzeniem, a tu u nas nuda, choroby,
strach, bieda, egzystencja marna.
Pamiętam tamte oczy ciemne jak mokre kasztany,
gdy na Placu Zgody wpatrywał się we mnie –
to było pożegnanie, bo nic nie powiedział
z tego, co mu podszeptywał język, że są ścieżki
pewne, lecz rozbieżne, nie zawsze doczesne,
na których się spotkamy w pełni okazali –
bez pośpiechu, uważni, nasyceni różą,
jej zapachem złudnym. Jaśni, cisi,
nagle pogodzeni z tym zwłaszcza,
że wszystko jest niepowtarzalne.
Tam nas nie ma
Dziś znów do ciebie zadzwoniłam
i długo słuchałam z oddali sygnału
telefonu – ucichły przy ścianach
książki ułożone wzdłuż regałów,
oddychały ramy do nowych obrazów
przy wejściu równo rzędem ustawione.
Dobrze, że nie zdążyłeś jeszcze tam
powrócić, by słuchawkę podnieść,
a wiem, że nie chciałeś – mogłam
swobodnie rozglądać się wokół,
wołać echa kroków w rytm
muzyki morza, którą zawsze,
gdy wychodziłeś z domu,
tam pozostawiałeś.
Poetycki poranek
Wczoraj czytałam do późna o „meczu z realem”
w „Nowych Książkach”, pismo leży jeszcze
tuż przy łóżku; z recenzji, choć do końca nie
dotrwałam, pojęłam, że nie o zabawę poszło,
a o życie. Na krótko oczy przymknęłam. Znów
pobudka i trzeba nowe rozgrywki zaczynać, nie
ulegać lamentacjom próżnym: pościel zmienić
mamie, psu nakłaść do miski, wyprać wycieraczkę
i w pokoju chodnik, bo senior Junior sika już na
wszystko, nie zdąża do wyjścia, a stróżem był
dobrym. Cóż się dziwić, miał w pęcherzu guza,
kilkanaście usuniętych zębów, przeżył raka,
trudne operacje, biały wierny pudel – teraz
wygodnie kładzie się przy biurku, gdy głośno
zaczynam klawiszami stukać, jakby czuł, że
ta praca zajmie mnie na długo.
Czy słowa są wierniejsze od zwierząt i ludzi –
wypowiedziane przenigdy nie giną, krążą
w cytatach, w myślach, błądzą na papierze,
a jednak, chociaż powtarzane – tak niewiele
o tym, co jest niedostępne, mówią.
Teresa TOMSIA
Teresa Tomsia – poetka, eseistka, autorka prozy dokumentalizowanej Dom utracony, dom ocalony (2009), tomików wierszy, m. in. Przed pamięcią (2000), Skażona biel (2004), Kobieta w kaplicy (2016), szkiców literackich Niedosyt poznawania (2018). Ostatnio ukazał się wybór jej wierszy W cieniu przelotnego trwania (2021). Mieszka w Poznaniu.
Recogito, rok XXII, luty 2022