Czy poprzez sztukę czystej abstrakcji, jaką uprawiał Mark Rothko, można wyrazić ludzkie emocje? Odpowiedź nie jest ani jednoznaczna, ani prosta. Są tacy, którzy kontemplując pokaźnych rozmiarów obrazy amerykańskiego malarza, mierzą się z życiowym dramatem artysty. Innych natomiast zachwyca sama absorpcja czy, inaczej mówiąc, infiltracja koloru, struktura bądź faktura świetlna poszczególnych malarskich wizji, skłaniających do doświadczenia czysto metafizycznego. Wystawa prezentowana w paryskiej Fondation Louis Vuitton przyciągnęła tłumy, co sprawiło, że tak naprawdę trudno o spokój i ciszę potrzebną do obcowania sam na sam ze sztuką, w której przeważają barwne płaszczyzny pokaźnych rozmiarów. Rozmieszczone na kilku piętrach nowoczesnej konstrukcji, w przestrzeni jak gdyby do tego stworzonej, dla nieżyjącego już artysty stało się poniekąd spełnieniem marzenia.
Mark Rothko pragnął żyć w otoczeniu tego, co tworzył, w świątyni swojej sztuki, którą trzeba odkrywać bez końca – jak określiła to niemiecka artystka Katharina Grosse – nie będąc pewnym, co się naprawdę widziało. Malarstwo Rothki kojarzy się przede wszystkim z „rozległymi sferami koloru”. Abstrakcyjny ekspresjonizm, charakteryzujący się w jego malarstwie dysonansowym zestawianiem barw, pojawił się w jego przypadku dosyć późno. Wystawę otwiera cykl poświęcony nowojorskiemu metru. Seria ciekawych obrazów figuratywnych, która przywołuje z pamięci obrazy innego malarza kapisty, Józef Czapskiego, to ciekawa i estetycznie piękna seria. I chociaż – jak twierdził sam malarz – należał do generacji artystów zainteresowanych ludzką postacią, nie był zainteresowany tego typu malarstwem. W 1940 roku rozpoczął flirt z surrealizmem. Inspirowany lekturą Nietzschego i Ajschylosa tworzył surrealistyczne kompozycje, pełne archaicznych herosów, deformowanych monstrów i fantastycznych postaci. Gérard Durozoi porównał je z twórczością Adolfa Gottliba. Obaj artyści, należący już wówczas do szkoły nowojorskiej, zwanej amerykańską formacją, podziwiający sztukę Matisse’a, Picassa czy Miro, zainteresowani byli bardziej „nieograniczonymi i wewnętrznymi przestrzeniami” Matty czy Massona. Powstałe kompozycje otrzymały miano „piktografów” bądź archeotypów, w których króluje „duch mitu”. Jest to okres w malarstwie Rothki budzący pewien rodzaj kontrowersji, nie wzbudzający takiego zainteresowania jak przyszłościowe obrazy-dramaty. Poprzez nie – jak twierdził w latach pięćdziesiątych – poszukiwał doświadczeń transcendentalnych.
„Rothko był zawsze zafascynowany śmiercią i problemem rytmu życia i śmierci’’ – pisał Wojciech Włodarczyk. To nawet nie kolor był najważniejszy, lecz światło, jego odmiany tworzące konsekwentny, modulowany wzorzec. Obrazy okna, obrazy drzwi, które można i chciałoby się otworzyć, aby odkryć ich tajemnice lub też sekrety tego, kto je stworzył. Obrazy wyrażające ,,spokój ducha”, delikatnie rozpływające się na płótnie, zmieniające i zacierające swoje kontury, skłaniające do medytacji i mistycyzmu. W budynku Fundacji pojawiło się ich bardzo dużo, co dało możliwość prześledzenia ewolucji malarstwa Rothki w aspekcie doboru koloru i wagi waloru świetlnego. Wszystko po to, żeby lepiej odczytać wielkie płaszczyzny świetlnego koloru, gdyż i w tonacjach ciemnych, dla niektórych nawet zbyt mrocznych, to światło jest niepowtarzalne. Wystarczy odwołać się do opinii Wojciecha Włodarczyka: „Twórczość Rothki dotyka podstawowych prawideł sztuki i naszego przez sztukę pojmowania świata. Obecność płaszczyzny, a nie problemy kompozycji łączą tę twórczość z klasycznym okresem Pollocka. Wyrywają ją z kontekstu bieżącej historii, rzucając w otchłań mitu, tego co tragiczne i nieuniknione, wieczne. Nieludzki spokój i ład oraz dramatyczna samotność poszczególnych plam dominują nad ich dekoracyjnością. Teologiczny i moralny wymiar tych płócien narzuca się z wielką mocą. Niektórzy łączyli go z żydowskim i rosyjskim pochodzeniem malarza, duchowością właściwą środowisku, w jakim wyrastał”.
Mark Rothko a właściwie Marcus Rodthkowitz urodził się w 1903 roku w Dźwińsku na terenach dzisiejszej Łotwy. Wówczas należały one do carskiej Rosji. Był czwartym dzieckiem Anny Gołdy i Jakuba Rothkowitzów, rodziców wyznania Mojżeszowego o dość liberalnych poglądach. Sytuacja polityczno-socjalna w końcu XIX i na początku XX wieku nie sprzyjała kultywowaniu tego typu tradycji. Mały Marcus, jako jedyny spośród czwórki rodzeństwa, w wieku pięciu lat został oddany do chederu. I otrzymał religijne wykształcenie. Nasilające się pogromy oraz edykty wydawane przez cara stawały się zagrożeniem dla żydowskiej społeczności. To nasiliło emigrację za ocean, do Ameryki. Kraj ten postrzegano wówczas jako ziemię szczęśliwą i przychylną przybyszom z Europy. Mając 10 lat Marcus dołączył wraz z matką i siostrą do ojca i braci, którzy opuścili Dźwińsk w 1910 roku. Zostawił Rosję i rozpoczął życie w nowym kraju, który – jak się później okazało – rządził się swoimi prawami, wcale nie tak przychylnymi, jak wydawało się żydowskim emigrantom. Różnice klasowe i wyznaniowe były nadzwyczaj widoczne, o czym przekonał się dorastający Marcus uczęszczając do Yale University w New Haven w stanie Connecticut. Był zdolnym i pracowitym studentem, ale to nie wystarczyło, aby zająć wysoką pozycję w amerykańskim, burżuazyjnym społeczeństwie uniwersyteckim. Był Żydem nie przez wszystkich akceptowanym. Aby ukończyć studia imał się rożnych zawodów. Jego przygodę ze sztuką można wiązać z 1925 rokiem, kiedy zaczynał studiować malarstwo u Maxa Webera w Art Students League ASL w Nowym Jorku. W 1938 roku otrzymał obywatelstwo Stanów Zjednoczonych, a w 1940 postanawił przyjąć inne imię i nazwisko. Od tej daty był już Markiem Rothko. Zmiana nazwiska nie była odosobnionym faktem pośród przybyszów z Europy. Dwukrotnie żonaty i rozwiedziony, został ojcem dwójki dzieci, one w dorosłym życiu zadbały o malarską spuściznę ojca.
Malarstwo pochłaniało go całkowicie. Dużo podróżował po Europie. Pisał eseje o sztuce. Uczył malarstwa i tworzył coraz bardziej abstrakcyjne obrazy zwane multiformami. Wystawiał w Nowym Jorku, Chicago, Londynie. Ostatnie dzieło Marka Rothki wiązało się z podjęciem wyzwania, jakie otrzymał od małżeństwa Johna i Dominique de Menil. Chodziło o dekorację do ekumenicznej kaplicy w Houston, która nie miała w założeniu być miejscem kultu, lecz medytacji.
„Ekspresjonizm abstrakcyjny owoc niepokojów i różnorodności współczesnego świata, znalazł paradoksalną konkluzję w ostatnim, nakłaniającym do skupienia dziele malarza” – czytamy w Historii Sztuki 1000-2000 pod redakcją Alaina Mérota. Kaplica w Houston z czternastoma monochromatycznymi płótnami o subtelnych odcieniach czerni okazała się ukoronowaniem jego dzieła. Nie doczekał jej otwarcia. Włożył w nią całą swoją wrażliwość i zaangażowanie, tak fizyczne, jak i duchowe. Niektórzy twierdzą, iż doszedł do swojej prawdy i dalszej drogi już nie widział. Albowiem dla niego skończyła się ona samobójczą śmiercią w 1970 roku. Otwarcie kaplicy nastąpiło 26 stycznia 1971 roku.
Większość historyków sztuki nadaje dziełu Marka Rothki wymiar uniwersalny. Dzięki niemu widz zostaje zaproszony do odbycia niezwykłej podróży, w której kolor to rodzaj wektora przybierającego nieoczekiwany, prowadzący ku nieskończoności wymiar.
Anna SOBOLEWSKA
Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.
Recogito, rok XXV, styczeń 2024