O pragnieniu niemożliwego – ciąg dalszy wieczoru autorskiego

Wigilia w Gdańsku (2019) ©.Archiwum ET

„Życie jest zjawiskiem nieprzewidywalnym, niepowtarzalnym, nieodwracalnym, a jego istotą jest niespójność, asymetria, dysonans”– napisał poeta i eseista Wojciech Kass po przeczytaniu zamieszczonego kilkanaście dni temu na łamach „Recogito” eseju o „powidokach przemijania”. Zanim pojawią się na łamach pism literackich recenzje nowej książki obejmujące całość podjętych w niej tematów, rozpoznające styl i sposób przedstawiania rzeczywistości, często nadchodzą krótkie głosy czytelników na facebooku, także reakcje przyjaciół, którzy jako pierwsi otrzymali ją w darze, mimo to brakuje zwyczajnej rozmowy, jak dawniej. Są to jednak opinie cenne, pisane wprost jako zdanie w dyskusji, niekiedy poparte cytatem, w mailu przysłane gratulacje poszerzone o krótkie wrażenia z lektury, z zaznaczeniem, że można dysponować tekstem: https://www.recogito.eu/teresa-tomsia-jubileuszowy-wieczor-autorski-powidoki-przemijania-slady-portrety-odslony-pamieci/

Dalej poeta zauważa, jak wiele trudu kosztuje nas, by wydzierać nicości sens istnienia: „Z drugiej strony człowiek pragnie osiągnąć harmonię w każdym rodzaju sztuk, dźwigać ku zjednoczeniu z pełnią. Sztuka, w tym litera poezji jest pragnieniem niemożliwego, to znaczy nieustępliwą próbą wydzierania nicości tego, co skazane jest w pierwszej kolejności na powidok, ślad, pamięć, portret, w drugiej – na całkowite przeminięcie, śmierć. To daremna i nonsensowna, a zarazem niestrudzona krzątanina wokół zawracania z drogi do grobu tego wszystkiego, co odwiecznym prawem ziemi musi w nim spocząć. Te napięcia między sztuką i egzystencją, życiem i poezją odnajdujemy w tomie wierszy  W cieniu przelotnego trwania, na który składają się wiersze wybrane, będące w znakomitej większości tchnieniami dawnych spotkań. Zbiór ten rozbrzmiewa polifonicznością głosów”. Tak jest w istocie, wiele głosów słychać w tej książce, przypomnianych życiorysów i pożegnań, wszak wielu ludzi poznałam, a z niektórymi trzeba było się rozstać. Różnorodne tony dźwięczą, wciąż dochodzą nowe „błyski” z zewnątrz, niektóre szlachetnie zapisują się w pamięci. Wiele miejsc przypomina się niepowtarzalną aurą tak jak Leśniczówka Pranie z jej gościnnym gospodarzem.

Zdarza się i tak, że do autora odezwie się nieznany mu osobiście, a jedynie z lektur bohater wiersza, który postanowił zmierzyć się ze swoim metaforycznym wizerunkiem i podzielić się uwagami. Tak się stało w przypadku Piotra W. Lorkowskiego, tłumacza Zapisków Maltego, który żywo zareagował na dedykowany mu liryk Ta chwila jest twoja:

Plac Kolegiacki w Poznaniu (2014) ©.Archiwum ET

Teraz już wiesz, że wiele z tego, czego się wyuczyłeś,
jest mniej więcej nieprzydatne, a ludzie, którym
służyłeś mową serca, nie okazali się apostołami
otwartymi na inne języki – przepadli jak widma,
echa głosów, wyobrażenia, pozostały ślady
przetworzeń, obecne nic.

Próbujesz więc pojąć głosem Rilkego,
jak można było przeoczyć tyle świata –
już nigdy nie do odzyskania.
Ta chwila jest twoja, zatem tkwisz w niej cały
z bagażem doświadczeń, zanurzony w cieniach
elegii, pochylasz się nad księgą dni i godzin,
szukasz choćby w części zapisanego,
ostatecznego „ja”.

Przekładasz istnienie na słowa,
tłumaczysz je w sobie,
ocalasz przed zwątpieniem.

Zaznaczył, że wiersz odnoszący się do przekładu Zapisków Maltego czytał „ze wzruszeniem”: „Jestem zaskoczony tym, że tłumaczenie odsłania tyle ze mnie, mimo że pracowałem nad nim jak filolog-literaturoznawca (generalnie lubię być filologiem, to znaczy tropicielem słów i ich kulturowego, a często również duchowego uobecniania się pomiędzy nami). Urzeka mnie romańskość Pani wierszy, z ich paryskimi momentami na czele. Z kulturą francuską obcuję na co dzień poprzez żonę, wykształconą we Francji, która ma w swoim dorobku m. in. przekłady maksym Oskara Miłosza i sonetów Jeana de Sponde’a. Rad więc jestem bardzo, że mogłem z wierszami pospacerować po Paryżu, niby na dalekiej wycieczce. Jednocześnie wiem, że w Pani paryskim kręgu działy się rzeczy o wiele bardziej ważne niźli zbieranie przygodnych wrażeń”. Piotr Wiktor Lorkowski jest nie tylko tłumaczem z języka niemieckiego, krytykiem literackim, nauczycielem akademickim, pisze także scenariusze i prowadzi koncerty Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej w Bazylice Katedralnej w Pelplinie, gdzie konferansjerował ponad sto razy; ma szeroką wiedzę o pomorskiej kulturze i pasję do jej upowszechniania.

Spotkanie autorskie trwa wtedy, gdy mówimy otwarcie o tym, co myślimy o lekturze i czego oczekujemy od autora, gdy książkę trzymamy w ręku i mamy szansę zostać wysłuchani. Niestety, w obecnym czasie nie jest to łatwe ani możliwe, dlatego dzielę się cytatami wierszy i uwagami o lekturach dawnych i nowych, aby kontakt z czytelnikami mógł się rozwijać. Rozmowa tekstami toczy się niedostrzegalnie i ma szansę nie zamilknąć, gdy książka pozostanie na podręcznej półce i przemówi w zrozumiałym dla nas języku.

Nie spodziewałam się aż tylu akceptujących głosów, telefonów i maili o książce – serdecznie dziękuję za zaufanie, za wszystkie uwagi i pozdrowienia, wiele dla mnie znaczą. Od dekady opiekuję się chorą mamą Zofią, która od kilku lat nie opuszcza domu i temu poświęcam większość czasu za dnia, często nocne czuwanie. W obecnej sytuacji trudno podróżować czy uczestniczyć w spotkaniach, komputer jest teraz moją „kopertą z wierszem”, w której posyłam słowa pamięci. Przypominam sobie, że 20 lat temu, gdy „Recogito” zaczęło działać jako portal, przez pewien czas prowadziłam rubrykę z metaforami pod tym właśnie tytułem.

Nieoczekiwanie na ulice Poznania spadł śnieg, pierwszy tak obfity w tym roku, widok z okna niemal świąteczny, między blokami na placu zabaw dzieci lepią bałwana, młode psy ganiają się w kółko, pejzaż jak z beztroskich lat dzieciństwa – wycisza pospieszne kroki, łagodzi niepokoje. Choinki mam tuż za oknem, nie zmarnowałam żadnej jodły kupowanej przez lata w doniczce, wszystkie rosną na widoku i cieszą nie tylko mieszkańców naszego bloku, również jeże mają tu schronienie, a sroki przysiadają na gałęziach i nieraz kłócą się o zdobytą okruszynę. Przez okno kuchenne widać aleję klonów, wędrował niegdyś tędy w przedświąteczne odwiedziny nasz młody przyjaciel pallotyn Marek Wittbrot, po ośnieżonej ścieżce ciągnął walizkę pełną książek, bo ciekawiły go wszelkie nowości wydawnicze i pragnął ich mieć jak najwięcej. Śnieg u nas topnieje tak szybko jak dobre chwile, trzeba się cieszyć widokiem, póki czas.

Zofia z córką Teresą (Poznań 2014) ©.Archiwum ET

Zofia od rana wsłuchuje się w ciemne tony „pieśni żałosnych”* i wspomina przy nich znękane młodzieńcze lata na kazachstańskich stepach. Słabnie coraz bardziej, więc pocieszam ją, jak tylko mogę, a przede wszystkim słucham bolesnych opowieści, choć znam je na pamięć – to chyba jednak najważniejsze, by być blisko, wczuwać się w jej wewnętrzny głos, który nakazuje opowiadać niepowtarzalną historię.

Gdy biały puch wzniósł niedzielne południe w przejrzystą jasność, odszukałam wśród płyt pogodne piosenki Deborah Sasson, które kiedyś otrzymałam w darze i przywołałam aurę paryskich uliczek z ich urokliwymi zaułkami. Żeby rozweselić Mamę, często piekę dla niej domowe ciasto, a lubi szarlotkę i sernik, więc przy kawie opowiadam jakieś zabawne historie, np. o tym, jak pewnej jesieni Marek przyjechał do nas w odwiedziny trasą Paryż – Brema – Warszawa – Poznań i z miną zwycięzcy przywiózł nam w darze świeżo wydany tom szkiców Pawła Hertza Gra tego świata (1997), którego wtedy odwiedził, a coś chyba naopowiadał o nas pisarzowi, bo dedykacja dla mnie i Eugeniusza była przyjazna. Innym razem dzielny podróżnik wszystkie pieniądze znów wydał na książki, a tymczasem pękła podeszwa w bucie i trzeba było ją skleić, zatem przemierzał poznańskie ulice, muzea i ksiegarnie w lotniczych oficerkach. Rzeczy opowiadają nas dokładniej, niż sobie to wyobrażamy. Wprawdzie Marek już od dawna nas nie odwiedza, lecz mamy nadzieję, że wspomina czasem gościnę w naszym domu i „złotą rączkę” gospodarza, który umie nie tylko pisać książki o lataniu, ale też kleić buty.

Teresa i Zielona Gęś (Pranie 2018) ©.Archiwum ET

Doceniam wrażliwość Tych, którzy w mailach o mnie pamiętają, a w słowach o przeczytanych wierszach wyrażają przyjaźń. Bywa, że ktoś zapomni, zawiedzie, nie odzywa się przez długi czas lub nie odpowiada na listy, bo może ma większe kłopoty niż moje, wtedy przywołuję Zieloną Gęś z Leśniczówki Pranie i nadzieję, jaką niesie poezja. Chociaż „człowiek jest nieprzetłumaczalny”, jednak potrafi, gdy działa wyobraźnia i silna wola, powiedzieć światu coś nowego od siebie, zauważyć i uszanować inność drugiego, uradować się spotkaniem. A właśnie nadszedł mail o tomiku od naszego wiernego przyjaciela Rafała Żebrowskiego w stylu jak zawsze tak oryginalnym i celnie oceniającym rzeczywistość, że tylko część literacką można cytować. W wyborze wierszy, o którym tu rozmawiamy, zamieszczone są też dedykacje od poetów, a wśród nich jest nastrojowe wspomnienie Rafała o moich dziadkach Fotografia w sepii – o Walerii i Bronisławie Gołackich idących pod rękę ulicą Mickiewicza na nowogródzkiej ziemi w wielokulturowym mieście Słonim. Styl jego dygresyjnych komentarzy ma przyjazne, przejrzyste źródła, podnosi na duchu, zachęca do wytrwania w trudach koniecznych i z serca płynących, bywa jak najbardziej w porę, a wynika z uniesień i „zachwytu nad światem”:

„Książka, już teraz sumiennie przejrzana, bardzo mi się podoba. To szlachetnie patrzeć wstecz poprzez ludzi. Nie są to zwierciadła na drogach rozstajnych, ani odwzorowanie życia proste, ale z natury uszlachetnione. Właściwie to obraz czegoś, co chciałbym u siebie rozwinąć, a co Wuj-klasyk określił jako niepamięć o wodnistookich prześladowcach”.

Czas na życzenia w przedświąteczne dni – niech gęś gęga swoją pieśń, pastuszkowie śpiewają przy stajence, dzieci zjeżdżają z górki na sankach, a Gwiazda Betlejemska rozjaśnia nasze serca. Niech „pragnienie niemożliwego” nie pognębia nas, a pozwala spojrzeć na świat inaczej, głębiej niż do tej pory, niech „tchnienie dawnych spotkań” dopełnia i wzbogaca. Niech radość Świąt Bożego Narodzenia otwiera zamknięte w nas przejścia i znajduje klucze do spiżarni, a zasuszone marzenia ożywia wilgotnymi płatkami, gdy niby Anioły Rilkego przysiadają na naszych wargach, niosąc ukojenie.

Teresa TOMSIA

* Henryk Mikołaj Górecki, Symfonia pieśni żałosnych.

Teresa Tomsia – poetka, eseistka, animatorka kultury, autorka prozy dokumentalizowanej Dom utracony, dom ocalony (Wydawnictwo Poznańskie 2009), tekstów pieśni i piosenek. Ur. w Wołowie na Dolnym Śląsku w 1951 roku, wychowała się w pomorskim Świdwinie, od 1981 roku mieszka i działa twórczo w Poznaniu. Ostatnio ukazał się jubileuszowy wybór jej wierszy W cieniu przelotnego trwania (WBPiCAK, 2021).

Recogito, rok XXII, listopad 2021