„Zamykanie kościołów z powodu koronawirusa wywołuje we mnie pewną gorycz” – pisze Andrea Riccardi, założyciel wspólnoty Sant’Egidio i były minister współpracy społecznej we Włoszech w latach 2011-2013. „Nie jestem specjalistą od epidemii – wyznaje Riccardi, ale czy naprawdę mamy tak wielkie ryzyko, że musimy sobie radzić bez wspólnotowego życia religijnego? Ostrożność jest przydatna, ale może porwał nas wielki protagonista naszych czasów – strach”?
No właśnie, obecna sytuacja to zarówno „silny sygnał strachu”, jak i zrównania Kościoła do poziomu instytucji obywatelskich. A przecież kościoły są nie tylko „ryzykownymi miejscami spotkań” – tłumaczy Riccardi, ale także miejscami ducha. Miejscami, które dają nadzieję i pocieszenie w trudnych chwilach. Miejscami, które przypominają, że samemu nie można się uratować.
Faktycznie, normy związane z koronawirusem w północnych Włoszech, wydają się trywializować przestrzeń kościoła. Transport publiczny nie został wstrzymany. Sklepy, supermarkety i kawiarnie są otwarte. A miejsca kultu zostały potraktowane jak teatry i kina, które należy zamknąć! Czy odprawianie mszy świętych niesie z sobą większe niebezpieczeństwo niż podróżowanie metrem lub zakupy w supermarkecie? Przecież wspólna modlitwa w kościele przez wieki przynosiła nadzieję i poczucie solidarności. Silna motywacja duchowa zawsze pomagała i pomaga przeciwstawić się chorobie.
Co do tego przekonanym był św. Wincenty Pallotti. Gdy epidemia azjatyckiej cholery dotarła do Rzymu latem 1837 roku, ks. Wincenty Pallotti, wówczas rektor kościoła Spirito Santo dei Napoletani przy via Giulia i założyciel raczkującego od dwóch lat Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, natychmiast włączył się do akcji. Jeszcze w sobotę, 29 lipca 1837 roku, „Dziennik Rzymski” zaprzeczał jakoby cholera miała dotrzeć do Rzymu, grożąc nawet tym, którzy „rozsiewają fałszywe plotki”. Trzy dni później, ponieważ w międzyczasie zmarło kilka osób w szpitalu św. Jakuba w Rzymie, ta sama gazeta, już nieco pokorniej obwieściła, że „nie wszystkie objawy cholery” wykryto u zmarłych, oskarżając przy tym „wrogów Państwa Kościelnego o zakłócanie spokoju publicznego”.
Tymczasem władze Państwa Kościelnego dobrze wiedziały, że jest problem. Wiedziały też, że lud rzymski nie daje gazetom posłuchu, a brak informacji lub fałszywe informacje tylko pogorszą sprawę. Aby więc zapobiec panice, w niedzielę 6 sierpnia 1837 roku, zorganizowano procesję błagalną z obrazem Matki Bożej Śnieżnej „Salus Populi Romani” – „Ocalenie Ludu Rzymskiego” z bazyliki Matki Bożej Większej, do kościoła Del Gesù. Ikona ta to z pewnością najbardziej czczony wizerunek Matki Bożej w Rzymie. Od XV wieku cieszy się czcią mieszkańców Wiecznego Miasta i uznawana jest za wizerunek cudowny. Znajduje się w bazylice Santa Maria Maggiore.
Wieczorna procesja została opisana w „Dzienniku Rzymskim”. Na jej czele grupa żołnierzy na koniach. Następnie liczny personel szpitalny (jesteśmy zwarci i gotowi). Po nich podążali księża diecezjalni i zakonni, zakonnice i wierni świeccy. Każdy z pochodnią lub ze świecą w ręku. W końcu, ikona Matki Bożej, otoczona grupą jezuitów i ministrantami z papieskimi kołatkami. Całość zamykała Gwardia Szwajcarska. W drodze odmawiano różaniec śpiewając pokutne pieśni. Procesja poszła od Santa Maria Maggiore w dół, przez Quattro Fontane, i skręciła w lewo na Kwirynał. Tam dołączył do niej papież Grzegorz XVI i Kolegium Kardynałów. Wszyscy razem zeszli do kościoła Del Gesù, gdzie „Salus Populi Romani” przywitał i przejął generał Jezuitów. Zaśpiewano litanie do Matki Bożej, a następnie papież odmówił końcową modlitwę i udzielił pasterskiego błogosławieństwa.
15 sierpnia, gdy cholera już na dobre zagościła w Wiecznym Mieście, zorganizowana została kolejna procesja, tym razem w przeciwnym kierunku: z kościoła Del Gesù do bazyliki Matki Bożej Większej, czyli do „stałego miejsca zamieszkania” ikony. Tym razem, ks. Wincenty Pallotti został poproszony przez wikariusza papieskiego o zorganizowanie jak największej grupy duchownych, którzy w procesji mogliby pójść nudatis pedibus, czyli boso, w geście przebłagalno-błagalnym. Pallotti, jak zwykł to czynić, uruchomił całą sieć swoich kontaktów. Jeszcze w przeddzień procesji, 14 sierpnia 1837 roku, pisał do ks. Efisio Marghinotti: „Staraj się powiadomić jak największą liczbę duchownych w sprawie jutrzejszej procesji nudatis pedibus. Powiadom też o niej księdza Bianchini i powiedz mu, że nawet jeśli nie może pójść na boso, to niech przyjdzie, by za porządkowego posłużyć. Niech każdy z was przyprowadzi przynajmniej dwunastu innych księży, a nawet więcej. Spotkanie przed kościołem Ducha Świętego o godz. 20.00” (OCL II, s.199).
Historia odnotowała, iż podczas epidemii cholery w 1837 roku duchowieństwo, włącznie z papieżem, zachowało się wzorowo. Don Vincenzo angażował się w pomoc zarówno duchową jak i charytatywną. Do kościoła przy Via Giulia przychodziło mnóstwo chorych i strapionych. Otrzymywali tam konkretną pomoc dla ciała: cytryna, mięso, chleb…; i dla ducha: pocieszenie, sakramenty, wspólna modlitwa. 19 sierpnia 1837 roku Pallotti zwraca się z prośbą do władz kościelnych, o udzielenie pozwolenia księżom Rafałowi Meli i Wincentemu Michettoni, którzy mieszkali razem z nim przy Via Giulia, odpuszczania grzechów zarezerwowanych. Chodziło o to, by „bez zwłoki zaspokoić rzesze pokutujących, którzy w obliczu śmierci garnęli się do konfesjonałów w kościele Spirito Santo dei Napoletani” (OCL II, s. 234).
W kościele przy Via Giulia ustawiono także skrzynkę na kartki, gdzie każdy mógł zostawić swój adres prosząc o konkretną pomoc w domach. W tym celu, Pallotti podzielił miasto na sektory, posyłając do nich członków Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Kiedy epidemia już minęła, Don Vincenzo pisał: „Zjednoczenie w czasach cholery, postawiło przy drzwiach wejściowych do zakrystii kościoła Ducha Świętego małe pudełko dostępne dla każdego w potrzebie. Wystarczyło, żeby na małych kartkach papieru zaznaczyć swoje imię, nazwisko, dom i parafię, a księża po dwóch szli do nich z pomocą. Starali się pomagać w zależności od potrzeb: szli z posługą sakramentalną, ale też z ubraniami, bonami na chleb i mięso; z cytrynami, które były wtedy uważane za najbardziej odpowiedni lek. W dzień i w nocy służyli zarażonym cholera” (por. OOCC V, 139-140).
Pallotti dawał z siebie wszystko, by pomagać umierającym, śpiąc ledwie co, lekceważąc niebezpieczeństwo zarażenia się, słuchając i pocieszając tych, których śmierć przerażała. Jego rodzina, przyjaciele i współpracownicy nie uniknęli też smutnych skutków epidemii. Śmierć zabrała mu ojca, kilku przyjaciół i bliskich współpracowników Zjednoczenia. Kiedy pod koniec października 1837 roku ogłoszono koniec epidemii, w samym Rzymie naliczono 5419 zgonów (2551 mężczyzn i 2868 kobiet) na ogólną liczbę ok. 156000 mieszkańców. Zarażeni cholerą nadal jednak umierali. W połowie 1838 roku podano kolejny bilans: 7649 zgonów.
W mieście też wrosła liczba sierot. Najbardziej bezbronne były dziewczynki. To było kolejnym wyzwaniem dla Pallottiego i jego Zjednoczenia. Na początku 1838 roku zorganizował loterię, z której dochód przeznaczony był dla sierot. W czerwcu tego samego roku otworzy dla nich Pobożny Dom Miłosierdzia – Pia Casa di Carità.
Cholera przeminęła jak wszystkie epidemie, pozostawiając pustkę i żałobę. Don Vincenzo, choć wyszedł z niej osłabiany fizycznie i moralnie, przeżył ją z chrześcijańską godnością. Bo tylko ten kto żyje po to, by służyć, służy życiu.
W kościele Santo Spirito dei Napoletani znajduje się tablica, na której wyliczone zostały apostolskie inicjatywy Pallottiego zrealizowane w tym miejscu. U samego jej dołu możemy przeczytać: „Lud rzymski w czasie epidemii cholery z 1837 roku rozpoznał w nim (Pallottim) świętego kapłana i apostoła miłosierdzia”.
I jeszcze jedno. Od lipca 1836 roku w wiedeńskiej Nuncjaturze pracował jako sekretarz niejaki ks. Felice Randanini, który miał Pallottiego za kierownika duchowego. Ponieważ cholera zaczęła szaleć w Europie już od 1831 roku zdobywając coraz to nowe przestrzenie: Polskę, Węgry, Anglię, Francję, Irlandię, Portugalię, Holandię, Austrię, Hiszpanię, docierając w końcu do Italii – Randanini z lękiem w sercu i przerażeniem w oczach słał do Pallottiego list za listem, obawiając się zarażenia, a w konsekwencji śmierci. Don Vincenzo uspokajał go: „Szukaj Boga, a nie śmierci. Do zobaczenia w Rzymie. Tu na ciebie oczekuję” (OCL II, s.138). Po kilku tygodniach młodego sekretarza znowu porwał strach. Pisze do ks. Wincentego jakoby już był zarażony. Ojciec duchowny uspakajał go i zapewnia: „Szukaj ile chcesz, i tak jej nie znajdziesz. Cholera nie jest dla ciebie” (OCL II, s.139/140).
Randanini przyzwyczajony do języka bardziej dyplomatycznego niż prorockiego, otwierał szeroko oczy i niedowierzał zapewnieniom ze strony kierownika. Gdy bezpośrednie niebezpieczeństwo już minęło, a Randaniniemu nic złego się nie przydarzyło, Don Vincenzo zachęcał go, by przeprosił Boga za swoje lęki i panikę niegodną kapłana: „Musisz wyciągnąć z tego doświadczenia wnioski i nauczyć się żyć tak, aby móc powtórzyć za Apostołem Pawłem: „Bo jeśli żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli umieramy, umieramy dla Pana. Czy więc żyjemy, czy umieramy, należymy do Pana” (Rz, 14,8). I pokornie dorzucił: „Módl się proszę również za mnie, abym został obdarowany tą samą łaską, choć nie jestem jej godny” (OCL II, s.143).
Stanisław STAWICKI
Rzym, 3 marca 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Studiował w Rzymie (1986-1988). Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, marzec 2020