Wczoraj wieczorem uczestniczyłem w światowej prapremierze filmu o ks. Janie Ziei (1897-1991). Miała ona miejsce w studyjnym kinie „Cinema Farnese” przy Campo de’ Fiori, położonym o 500 metrów od miejsca mojego zamieszkania. Magdalena Wolińska-Riedi, dobrze znana korespondentka watykańska, która poprowadziła ów wieczór – przypomniała, iż „Cinema Farnese” należy do najstarszych kinowych sal Wiecznego Miasta. Już w latach trzydziestych ubiegłego wieku (kino nazywało się wówczas „Cinema Romano”), wyświetlano tu pierwsze filmy. Wydarzenie odbyło się pod patronatem Ambasady Polskiej przy Stolicy Apostolskiej i Instytutu Polskiego w Rzymie, który współfinansował produkcję filmu.
Reżyserem filmu jest Robert Gliński, a autorem scenariusza – Wojciech Lepianka. W rolę starszego Ziei wcielił się Andrzej Seweryn, zaś młodszego – Mateusz Więcławek. Oficera bezpieki zagrał Zbigniew Zamachowski. (Prawie) wszyscy oni pojawili się wczoraj w kinie Farnese.
Film – to wzruszająca opowieść o legendarnym warszawskim kapłanie, kapelanie Legionów, Szarych Szeregów (był kapelanem pułku „Baszta” walczącego na Mokotowie), Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Podczas okupacji współpracował z Radą Pomocy Żydom „Żegota”, której dostarczał katolickie metryki chrztu, pomagając w ten sposób zmienić tożsamość ukrywających się osób. Ks. Jan pracował także jako proboszcz na ziemiach odzyskanych (Słupsk), był duszpasterzem Zakładu dla Ociemniałych w Laskach oraz współzałożycielem Komitetu Obrony Robotników.
Struktura narracyjna filmu opiera się na motywie przesłuchania księdza Jana przez oficera SB Grosickiego (świetnie zagranego przez Zamachowskiego). Ich kolejne spotkania i próby uczynienia z Ziei źródła informacji na temat działaczy KOR są punktem wyjścia do retrospekcji z różnych momentów życia księdza. Grosicki dużo wie o Ziei, ma jego teczkę. Chce zdobyć jeszcze więcej informacji i pokazać mu jak był niedoceniany i niezrozumiały przez swoich zwierzchników. W ten sposób chce go pozyskać. Ksiądz Zieja pozostaje bezkompromisowy i wierny swoim zasadom. Jego idealistyczne i najprostsze pojmowanie dobra, wyrozumiałości dla ludzkich wad oraz niezwykły kręgosłup moralny powodowały, że często szedł pod prąd nie tylko bieżącej sytuacji politycznej, ale i kościelnych reguł. Z niezliczonych zagrożeń wychodzi jednak zawsze bez szwanku, nigdy nie wyrzekając się swoich przekonań.
Ks. Jan Zieja urodził się 1 marca 1897 w Ossie na Kielecczyźnie jako syn ubogich rolników. „Tego chłopca trzeba uczyć na księdza” – powiedział proboszcz do rodziców Janka podczas kolędy. Miał bowiem w zwyczaju odpytywać dzieci z pacierza i katechizmu. W rzeczy samej, pięcioletni Zieja odpowiedział proboszczowi tak trafnie, że ten polecił matce przyjść na plebanię po zeszyty, by uczyć chłopca czytania i pisania.
Któregoś razu, gdy już mieszkał w Warszawie, idąc do katedry, aby słuchać niedzielnych kazań, zauważył w witrynie sklepowej Ewangelię. „Nabyłem ją – powiedział w wywiadzie udzielonym Jackowi Moskwie w 1985 roku. Tak się wszystko zaczęło. Ewangelię czytałem tak, że potem już nie widziałem nic wyższego ponad nią i do tej pory nie widzę”. Dla zainteresowanych tematem napomknę, iż paryscy pallotyni, w roku śmierci księdza Jana wydali książkę jego autorstwa Życie Ewangelią (Editions du Dialogue, Paris 1991).
Jako osiemnastolatek, w 1915 roku, Janek Zieja wstąpił do seminarium duchownego w Sandomierzu. Cztery lata później przyjął święcenia kapłańskie i został wysłany przez biskupa na studia teologiczne do Warszawy. Doktoratu jednak nie zrobił. Podczas spotkania w konwikcie z młodym księdzem, świeżo upieczonym doktorem po studiach rzymskich, rozmowa zeszła na Mussoliniego. Ksiądz Zieja nie podzielał zachwytów rzymskiego gościa włoskim dyktatorem. „Ewangelia inaczej o tych sprawach mówi” – zauważył. Na to rzymski student odparł: „Ewangelią można było żyć w I wieku po Chrystusie, w czasach entuzjazmu chrześcijańskiego, ale nie dziś”. Słowa te tak wstrząsnęły księdzem Zieją, że następnego dnia napisał do biskupa: „Oświadczam, że mnie wystarcza Ewangelia. Zrzekam się pisania pracy doktorskiej i kariery naukowej”. Radykalne! Ktoś nawet powiedział, że „radykalizm to drugie imię ks. Jana Ziei. Fundamentem była mu Ewangelia. Nic i nigdy aż tak go nie inspirowało, jak ona. Żadne pobożne rozważania, tylko czysta Ewangelia”.
W 1920 roku ksiądz Zieja brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej jako kapelan 8. Pułku Piechoty Legionów. „Nauczyłem się patrzeć na wojnę jako na coś niemoralnego, nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Widziałem, czym jest wojna. Całkowicie się wtedy nawróciłem na przekonanie, że boskie przykazanie „nie zabijaj” znaczy nigdy, nikogo, i że udział w wojnie jest przeciwny woli Bożej” – mówił. Podczas tejże wojny, w listopadzie 1920 roku, Zieja wygłosił kazanie na pogrzebie dwóch żołnierzy z pułku, którego był kapelanem (film odnotował ten epizod). „Przez tyle wieków wychowywano nas w duchu Ewangelii – mówił. – Teraz chwyciliśmy za broń, bo nas napadnięto. Ale żołnierz polski wziął karabin do ręki po to, aby już nigdy go nie brać”. Po mszy dowódca pułku powiedział mu: „Księże kapelanie, zastanawiałem się, czy nie aresztować księdza za to kazanie”.
Jako młody kapłan, w 1926 roku (to też jest w filmie), ksiądz Zieja udał się pieszo, bez pieniędzy i paszportu, do Rzymu. Jak to nie ma paszportu? – pytali zdziwieni pogranicznicy. Chodź zatrzymywany, do Rzymu dotarł. Jego przepustką były słowa: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”.
Był kimś więcej niż gorliwym kapłanem. Jako spowiednik i niezrównany kaznodzieja był pasterzem dusz, zawsze gotowy do służby każdemu człowiekowi, bez względu na jego wyznanie, przynależność czy przekonanie. Po kazaniu, wygłoszonym w pierwszą niedzielę po aresztowaniu we wrześniu 1953 roku prymasa Stefana Wyszyńskiego, władze zażądały usunięcia go z Warszawy jako „uciążliwego obywatela”.
Ostatnie lata swego życia spędził u Sióstr Urszulanek na Powiślu, oddając się tłumaczeniom i pracy pisarskiej. I tak, by przetłumaczyć Drogowskazy Daga Hammarskjölda, nauczył się języka szwedzkiego. W ten sposób oddał hołd tragicznie zmarłemu w Kongo sekretarzowi generalnemu ONZ oraz idei pokoju. Matka Urszula Ledóchowska, z którą współpracował, zapisała w kronice swego zgromadzenia: „Ksiądz Zieja to szaleniec Boży! Cudownie pracuje – tylko trzeba go powstrzymywać, by się nie zamęczał”. A ks. Jan Twardowski, dzieląc się przed laty swoim wspomnieniem o księdzu Ziei, zauważył: „Zawsze naruszał ustalone schematy. Zaskakiwał jednych, gorszył drugich. Patrzono na niego, jak na szaleńca Bożego, a okazało się, że on był po prostu wcześniej tam, gdzie my dotarliśmy znacznie później”.
Stanisław STAWICKI
Rzym, 20 lutego 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Studiował w Rzymie (1986-1988). Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, luty 2020