Pozwólcie, że zacznę od Janowego protestu, bo nie ma go w dzisiejszej Ewangelii (Mk 1, 7-11). Znajdziecie go kilka linijek niżej (Mk 1, 14). Oto Jezus przychodzi do Jana nad Jordan, by przyjąć chrzest, a ten zaczyna się bronić: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”.
Reakcja wydaje się całkiem normalna. Jan bowiem doskonale wie, kto jest świętym, a kto nim nie jest. Wie też, kto kogo tak naprawdę potrzebuje. To człowiek potrzebuje Boga! Potrzebuje jego chrztu, czyli jego przebaczenia, łaski, miłości, zbawienia… To my zwracamy się do Boga, aby spełnił to, o co Go prosimy. I nie chce się nam wierzyć, że On również potrzebuje naszej pomocy. A jednak! Gdyby tak nie było, to po co Jezus powoływałby apostołów? W rzeczy samej, wiele razy w historii zbawienia Bóg przychodzi do człowieka i niejako „oddaje się w jego ręce”.
Do założyciela pallotynów Chrystus miał powiedzieć: „Z twoją pomocą chcę zbawić zagubionego człowieka”. Pallotti zaś zaskoczony pyta: „Kimże jest człowiek, że czynisz z niego swego współpracownika?”.
Pokora Boga jest tak zaskakująca, że nawet wielki prorok Jan jest w szoku. Wzbrania się. Tak! Pan Bóg wciąż zaskakuje. Przychodzi do nas w taki sposób, że mamy ochotę powiedzieć: „Panie Boże, to nie wypada, trzeba jakoś inaczej”. A Jezus odpowiada: „Odpuść. Daj się przytulić mocniejszemu”.
Pomyślmy dzisiaj o naszym chrzcie. To był moment, w którym Ktoś mocniejszy wszedł w nasze życie. Mocniejszy, bo kochający bardziej. O tę moc tu chodzi. O moc miłości. Rodzice przynoszący dziecko do chrztu są jak Jan Chrzciciel. Wskazują na mocniejszego od siebie, na miłość większą od ich miłości. Chcą, by Ten mocniejszy objął ich dziecko, przytulił, poprowadził… Warto się dziś wsłuchać w tę prośbę Chrystusa i pozwolić Bogu być Bogiem w naszym życiu, tzn. pozwolić Mu działać w nas i przez nas.
I jeszcze jedno. Jeśli Jezus zszedł do Jordanu na dno rzeki, choć wcale to nie było Mu potrzebne, to tylko dlatego, że chciał stanąć w potoku wydarzeń, które płyną wartkim losem od naszego urodzenia aż po śmierć. Chciał otworzyć nas na niebo. Bo chrzest daje nam szansę odkrycia „szczęścia nie z tej ziemi”. Jest jak rzeka. Ciągle dostarcza czystej wody. Pomyślmy, ile to już razy przez spowiedź świętą, która nie przez przypadek nazywana jest „powtórnym chrztem”, nurty łaski – jak nurty wody – obmyły to wszystko, co zanieczyściliśmy naszymi wyborami. Za ten chrzest należy też dziś Bogu podziękować.
Stanisław STAWICKI
Jamusukro, 9 stycznia 2021 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 do 2020 roku był kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.W grudniu 2020 rozpoczął pracę w bazylice Matki Boskiej Królowej Pokoju w Jamusukro, od 1983 roku stolicy konstytucyjnej Wybrzeża Kości Słoniowej.
Recogito, rok XXII, styczeń 2021