Ostatnia niedziela Adwentu zaprasza nas do przyjrzenia się pewnemu ważnemu spotkaniu. Obraz tego wydarzenia namalował ewangelista Łukasz. Chodzi o spotkanie dwóch matek – Maryi i Elżbiety – oraz dwóch ich nienarodzonych jeszcze synów, Jezusa Chrystusa i Jana Chrzciciela.
Błogosławieństwo Boże na obu tych niewiastach spoczęło w sposób absolutnie wyjątkowy i zaskakujący. Elżbieta, kobieta w podeszłym wieku, która poczęła syna w momencie, gdy przestała już nawet marzyć o dziecku. I młoda Miriam, świeżo zaręczona nastoletnia panna, która na pewno nie spodziewała się dziecka w tym momencie, a stała się matką w sposób jeszcze bardziej cudowny i wyjątkowy.
Scena „Nawiedzenia”, bo tak ją nazywamy, jest bardzo bogata w różne wątki. Pozwólcie, że zatrzymam się na pierwszym zdaniu z jej opisu: „Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry”.
Zasadniczo nie wyruszamy z pośpiechem z przyzwyczajenia. Jeśli tak czynimy, zazwyczaj są ku temu jakieś powody. Jakie były powody, dla których Maryja wyruszyła z pośpiechem? Przychodzą mi do głowy przynajmniej trzy.
Po pierwsze, Maryja była świadoma, że ciąża jej kuzynki Elżbiety jest krucha. Pojawiła się bowiem w jej starczym wieku, po kilku dekadach upokorzenia z powodu bezpłodności. Wyrusza więc z pośpiechem, by pozostać przy niej aż do dnia porodu, czyli około trzech miesięcy.
Po drugie, Maryja wyrusza, aby podzielić się z Elżbietą swoim szczęściem. Została bowiem wybrana, aby stać się matką Jezusa, czyli Tego, którego imię oznacza „Bóg zbawia”. Ale Maryja jest też szczęśliwa, ponieważ jej kuzynka również została obdarowana. Innymi słowy, radość Maryi wypływa ze szczęścia Elżbiety i odwrotnie. W tym miejscu, możemy zadać sobie pytanie: czy potrafię cieszyć się szczęściem innych? Czy cieszę się, gdy widzę, jak druga osoba rośnie, rozwija się, odnosi sukcesy?
Po trzecie, pośpiech Maryi symbolizuje pośpiech samego Boga, który na nasze wołanie: „Pośpiesz się, nie zwlekaj” – opuszcza niebo i przychodzi między nas. Staje się Emmanuelem, „Bogiem z nami”.
I jeszcze jedno. Święta tuż-tuż. Nie ma na nie jakiegoś uniwersalnego przepisu. Ale dzisiejsza Ewangelia podpowiada pewne elementy dobrego świętowania. Po pierwsze, spotkanie z innymi. Otwartość na Boga i otwartość na człowieka są ze sobą związane. Po drugie, niezbędna pokorna świadomość obdarowania. Spotkanie jest darem, miłość jest darem, święta są darem. Pewnych rzeczy nie da się kupić, załatwić, wypracować, wywalczyć. One przychodzą (albo i nie). Można tylko otworzyć drzwi jak Elżbieta i powiedzieć: „Ty przychodzisz do mnie? Naprawdę? Cudownie!”. Po trzecie, ewangelista Łukasz odnotowuje w scenie Nawiedzenia, iż „Duch Święty napełnił Elżbietę”. To ważne, bo Boże Narodzenie to święta ducha, a nie brzucha. To, co duchowe, ma pierwszeństwo przed tym, co materialne. Wszystkie świąteczne symbole, zwyczaje, potrawy są znakiem czegoś „więcej”, czegoś duchowego. W końcu, radość! Rozradować się Bogiem przychodzącym. Jak Jan Chrzciciel podskoczyć z radości, oddać Bogu chwałę całym sobą. Czego życzę Wam i sobie, w jeszcze jedno Boże Narodzenie.
Stanisław STAWICKI
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie, Kamerunie, Kongo i Wybrzeżu Kości Słoniowej. Sześć lat spędził w Rzymie. Równie sześć w Paryżu, gdzie w 2003 roku na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres obronił pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i sposób życia Wincentego Pallottiego (1795-1850). W sierpniu 2021 powrócił do Paryża, gdzie do września 2024 roku pracował jako proboszcz parafii Świętych Jakuba i Krzysztofa w XIX dzielnicy zwanej „La Villette”. Obecnie pełni funkcję ojca duchownego i wykładowcy w Wyższym Seminarium Duchownym w Ołtarzewie koło Warszawy. Jest autorem trzech pozycji książkowych w języku polskim: Sześć dni. Rekolekcje z Don Vincenzo (Apostolicum, Ząbki 2011), Okruchy pallotyńskie na dzień dobry i dobranoc (Apostolicum, Ząbki 2017) oraz Okruchy pallotyńskie znad Tybru (Apostolicum, Ząbki 2021).
Recogito, rok XXV, grudzień 2024