Grecki rzeczownik talanton dosłownie znaczy: „to, co jest ciężkie”. W systemie miar i wag, „talent” był największą stosowaną wtedy jednostką masy kruszcu. Jego wielkość była różna: od 34 do 36 kg „czegoś”…, na przykład srebra, rzadziej złota. Zdaje się jednak, że w dzisiejszej przypowieści (Mt 25, 14-30), Panu Jezusowi nie tyle chodzi o wyliczenie wartości przekazanego majątku, ile o to, co z tymi dobrami zrobili słudzy. No właśnie, co zrobili?
Dwóch z nich zajęło się pomnażaniem talentów, a gdy właściciel wrócił, wynagrodził ich po dwakroć. Trzeci sługa, postanowił go zakopać. Nie uronił rzecz jasna niczego z otrzymanego majątku, ale też nie przyniósł żadnego zysku.
Czy nie mogło być tak, że i on ten jeden talent, jak zresztą zasugerował sam właściciel, oddaje bankierom, a ci pomnażają majątek? Mogłoby tak być! Ale nie było. Dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie znajdujemy w dialogu między panem a owym sługą: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!”. Tłumaczenie dziwne. Pokrętne. Zawistne. Zarzucające nawet pazerność właścicielowi: „Masz swoją własność” – mówi butnie gnuśny sługa. Co może też znaczyć: „Nie chcę mieć z tym nic wspólnego”.
Ale chyba najbardziej paraliżujący w tej historii jest strach owego trzeciego sługi: „Bojąc się więc…”. Tak, strach i lęk, to z pozoru podobne pojęcia związane z ludzką psychologią. Nie są jednak tym samym. Różni ich przyczyna powstawania. Strach przeżywam wtedy, gdy naprawdę coś mi zagraża – na przykład widzę szybko nadjeżdżający w moim kierunku samochód. Lęk to natomiast wynik wyobrażonego zagrożenia, które nie jest umotywowane w rzeczywistości. Strach, sam w sobie, jest pozytywnym mechanizmem. Wywołuje w nas zachowania, które mają na celu ochronę naszego bezpieczeństwa.
Czasami jednak strach blokuje, zwłaszcza wtedy, gdy mamy w sobie tendencje do wyolbrzymiania zagrożenia. Wtedy zniekształcamy rzeczywistość, a strach generuje w nas irracjonalne zachowania, które nie pozwalają nam żyć spokojnie. Przydatne jest zatem, aby oprócz „strachu” istniała w nas także odpowiednia dawka odwagi. Jeśli w nas jest tylko strach bez odwagi, ryzykujemy utknięciem na mieliźnie. Jeśli jest tylko odwaga bez odpowiedniej oceny zagrożenia, stajemy się lekkomyślni i nieodpowiedzialni. Platon twierdził, iż „odwaga to wiedza, czego się bać trzeba, a czego nie”. Myli się zatem ten, kto myśli, że odwaga to brak strachu. Brak strachu to patologia, potencjalne niebezpieczeństwo dla tzw. „śmiałków” – uczy psychologia. Zaś prawdziwa odwaga, to umiejętność współistnienia z lękiem i działania mimo niego.
Tej odwagi nabywamy w dzieciństwie, przy „odważnych rodzicach”. A uczyć się musimy przez całe życie. Najpierw poprzez uświadomienie sobie, iż pan (Bóg) obdarzył każdego z nas w talenty. Nie ma między nami ludzi nic niewartych. Nie ma między nami ludzi nieobdarowanych. Nigdy nie jest tak, że jedni skazani są na sukces, a inni na porażkę. Nie jest tak, że jedni maja gen budowania, a drudzy gen niszczenia.
Druga rzecz to ryzyko. Nie chodzi o bezmyślne narażanie siebie czy innych. Chodzi natomiast o to, aby nie dać się sparaliżować przez lęk o siebie.
Proszę zauważyć, że właściciel opisany przez Pana Jezusa nie domaga się rezultatu, ale troski o powierzoną misję. Ta troska i odpowiedzialność nadaje sens mojemu życiu. „Wystarczyło powierzyć pieniądze bankierom” – mówi pan, sugerując tym samym potrzebę ryzyka. Grzebiąc to bogactwo, gnuśny sługa grzebie tak naprawdę samego siebie. Wykręca się od odpowiedzialności za swoje życie, czyniąc z siebie ofiarę losu.
I jeszcze jedno. „Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma” – puentuje Pan Jezus dzisiejszą przypowieść. Ta wypowiedź zawsze budziła kontrowersje. Przecież to niesprawiedliwość! Człowiekowi, który nic nie ma, odbiera się jeszcze to, co ma! Tak rzeczywiście jest w relacjach między ludźmi. Inaczej jest jednak w relacji do Boga. Wszystko, co otrzymaliśmy dane nam jest, abyśmy mieli co rozdawać, a nie po to, abyśmy upajali się posiadanymi dobrami. „Ciało nasze karmi się tym, co otrzymuje – zauważa Antoine de Saint-Exupéry, dusza zaś karmi się samym tylko dawaniem”.
Stanisław STAWICKI
Ząbki, 14 listopada 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 do 2020 roku był kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, listopad 2020