Można by rzec, iż dzisiejsza przypowieść o siewcy (Mt 13, 1-23) to opowieść o czterech kategoriach ludzi, z jakimi spotyka się Bóg/Słowo. Pierwszy, to człowiek „droga szybkiego ruchu”. Tu nie ma czasu na postój. Wszystko dzieje się szybko. Według Jezusa, w życiu pełnym aktywności, w którym człowiek nie ma chwili na zatrzymanie się i rozważanie Słowa – bardzo łatwo jest paść łupem Złego. Drugi, to człowiek skała. Przyjmuje słowo z radością, ale nie ma w sobie korzenia. Jest niestały. Tak naprawdę, to sam kieruje swoim życiem. Słowo jest tylko dodatkiem do jego planów. Łatwo je porzuca, kiedy nie daje mu spodziewanych korzyści. Żeby Słowo wydało plon, skała musi pęknąć. Trzeci, to człowiek pełen cierni i trosk. Rosną one w nim szybciej od Słowa, które z mozołem wschodzi i przebija się do jego serca. Ów człowiek zamiast słuchać Słowa, podlewa ciernie i osty nieustannym narzekaniem i lękiem. I w końcu człowiek urodzajna gleba. Żyzna ziemia – to według Jezusa ten, kto słucha i rozumie Słowo. Kto znajduje dla Niego czas. Zawiązuje z nim relację. Taki człowiek, wydaje piękny plon. Każdy na miarę swoich możliwości.
Kiedy słucham kazań i komentarzy do przypowieści o siewcy, zwłaszcza w Polsce, nieuchronnie pojawia się pytanie: „A ty, jaką jesteś glebą?”. Zawsze uśmiecham się dyskretnie pod nosem, bo to taka nasza polska tendencja do moralizowania. Pytanie to nie ma bowiem nic wspólnego z dynamiką i logiką tejże przypowieści. W rzeczy samej, przypowieść o siewcy nie potępia ani nie nagradza „gleby”, jaką w tej chwili jestem. Jezusowi natomiast zależy na tym, abym zrozumiał, iż w każdym położeniu, w jakim się znajduję – Bóg sieje! Rzuca swoje Słowo. Komunikuje się ze mną. Kocha mnie, niezależnie od „pory roku”, przez którą przechodzę. I na tym właśnie polega styl Pana Boga. On nie kalkuluje. Nie czeka, aż będę doskonały. Nie rzuca ziarna tylko tam, gdzie wie, że może z tego mieć jakąś korzyść.
To prawda, że często uważaliśmy wzajemność za podstawową wartość naszej kultury: zobowiązuję się tylko wtedy, gdy mam pewność, że wy zrobicie to samo dla mnie! Tego typu dyskurs może okazać się adekwatnym na poziomie politycznym, ale nie jest to „styl Boga”. Kiedy budujemy nasze relacje li tylko na bazie wzajemnych korzyści, ich odniesieniem nie jest z pewnością Ewangelia. Prawdziwie kochamy tylko wtedy, gdy ryzykujemy. Gdy nie robimy obliczeń. Gdy „marnujemy” nasze „ziarna” (czas, pieniądze, słowa…). Gdy jesteśmy gotowi przegrywać. W przeciwnym razie, będziemy mieli co najwyżej rację, ale nie będziemy kochać.
I jeszcze jedno. 26 sierpnia minie 40. rocznica śmierci ks. Józefa Sadzika, pallotyna, którego spotkałem raz jeden w życiu, w ołtarzewskim seminarium, ale którego twarz, sposób mówienia, wchodzenia w relacje, a nawet poruszania się i spożywania posiłku (jako kleryk podawałem tego dnia do stołu) – mocno zapisały się w moje pamięci. „Piękny człowiek, o głębokiej kulturze, tej najgłębszej, jaką rodzi inteligencja połączona z dobrocią” – powiedział o nim swego czasu Kazimierz Brandys.
Tak, człowiek mówi bowiem całym sobą. Martin Heidegger, którym zajmował się ksiądz Józef podczas swoich filozoficznych studiów we Fryburgu szwajcarskim, był przekonany, że człowiek zawsze mówi. „Mówi, gdy czuwa i mówi, gdy śpi. Nawet jeśli nie wypowiada słowa, a tylko słucha lub czyta – mówi! A nawet jeśli nie słucha i nie czyta, ale oddaje się jakieś pracy lub trwa w bezczynności – mówi”! [In cammino verso il linguaggio, Milano 1973, s. 27]. Innymi słowy, istnieje głęboki związek pomiędzy słowami, które wypowiadamy lub ich unikamy, a relacjami, które budujemy. Nasze życie zawsze mówi. Mówimy naszym milczeniem i naszym spojrzeniem. Naszymi decyzjami i naszą obojętnością. Jesteśmy żywą przypowieścią. Słowo „przypowieść” pochodzi zresztą od czasownika para-ballein, który oznacza „rzucać przed siebie”. Życie każdego z nas jest nieuchronnie „rzucane” przed oczy innych. Narażamy się! Ujawniamy się, kim jesteśmy. Styl, w jakim żyjemy i kochamy, zawsze pozostawia ślad w „glebie” cudzego życia.
Tak też było w życiu księdza Józefa Sadzika. Podobnie jak gleba zmieniał się w różnych porach roku. Bywał jałowy i bezowocny. Zatroskany i cierpiący. Owocujący i obfitujący. Ale nade wszystko, ksiądz Józef był zaskakującym i prowokującym siewcą. Swoim życiem nie tylko przypominał o sposobie, w jaki Bóg rzuca swoje Słowo w nasze skomplikowane życie, ale także o stylu, w jakim Bóg kocha każdego z nas. W rzeczy samej, siewca nie czeka, aż pole będzie gotowe do przyjęcia nasion, ale wrzuca Słowo do każdego rodzaju gleby. Nie tylko tam, gdzie spodziewa się uzyskać więcej owoców. Ryzykuje, inwestując w każdy rodzaj gleby.
Tak siał i inwestował ks. Józef Sadzik. Jako syn św. Wincentego Pallottiego – rasowy pallotyn – niestrudzenie usiłował jednoczyć wszystkie rzeczywistości w Kościele i w świecie, aż sam stał się jakby „centrum dialogu” i „spójnikiem” pomiędzy sacrum i profanum; pomiędzy ludzką biedą i Bożą świętością. Myślę, że nie przesadzę w moich konsyderacjach, jeśli słowa, które ksiądz Sadzik zapisał o św. Wincentym Pallottim z okazji jego kanonizacji, odniosę do samego ich autora. Faktycznie, komentując jeden z tybrzańskich mostów (Ponte Sisto) oraz buty, biret, brewiarz i klęcznik Pallottiego – Sadzik pisał: „Ponte Sisto łączy obydwie części miasta, w których działał Pallotti. Niezliczoną ilość razy szedł przez ten most on, wielki wędrowiec pomiędzy dwoma brzegami: naszym i «tamtym»; pomiędzy ludzką biedą i Bożą świętością. Od wczesnego rana po późną noc, od wzejścia jego kapłańskiego życia aż po odejście w inny świat, Pallotti jest bez wytchnienia w drodze. Jego życie znamionują dwie cechy, wydawać by się mogło, sprzeczne: skupienie i aktywność. Jest mistykiem zatopionym w Bogu i apostołem świata, oddanym ludziom. Klęcznik i ulica są dwoma punktami, pomiędzy którymi pulsuje jego życie. Gdy się modli, niesie Bogu świat; gdy idzie ulicami, niesie światu Boga” (Pius Rast / Józef Sadzik, Wincenty Pallotti, Paris 1964).
Ks. Jan Twardowski zauważył podczas jednego z pogrzebów, iż zmarłym należy się „sensowne wspomnienie”. Pozostało jeszcze kilkadziesiąt dni do wspomnienia 40. rocznicy śmierci ks. Józefa Sadzika. Warto więc podumać jak „sensownie” ją przeżyć – cokolwiek miałoby to oznaczać.
Stanisław STAWICKI
Rzym, 11 lipca 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, lipiec 2020