Kilka dni temu zachęcałem, by w dobie pandemii nie zapominać cieszyć się życiem. Cokolwiek się stanie, każda sekunda życia, jaką każdy z nas otrzymuje, jest wyjątkowym i cennym prezentem. Koronawirus nie może nic zrobić, aby to zmienić. By więc zakończyć ten długi (chyba zbyt długi) cykl moich „dumek”, w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, chciałbym przypomnieć pewien stary zwyczaj, który praktykowany był w wielkanocnej liturgii Kościoła od średniowiecza aż do osiemnastowiecznego baroku. Zwyczaj ten miał swoją łacińską nazwę: Risus Paschalis, tzn. „śmiech wielkanocny”. Co to takiego?
Otóż, w Niedzielę Wielkanocną księża starali się okraszać kazania zabawnymi historyjkami, żartami i dowcipami, tak aby podkreślić, iż minął czas smutku i postu. Radość i humor stawały się znakiem nadziei. Niestety, w XVIII wieku zakazano risus paschalis, ponieważ coraz częściej zwyczaj ów spłaszczano do rozbawiania wiernych jakimś mało wybrednym dowcipem. Nadużycia, jak to najczęściej bywa, położyły kres zwyczajowi, który miał być symbolem duchowej radości wynikającej ze zmartwychwstania Chrystusa.
Szkoda, choć jak dobrze wiemy, prawdziwej radości i śmiechu nie sposób wymusić w określonym terminie, nawet na Wielkanoc. Prawdziwa radość jest jak owoc dojrzewający w człowieku, w jego wierze i w jego nadziei, i wcale nie potrzebuje do tego sztucznego śmiechu komediantów. Chrześcijaństwo jest bowiem religią nadziei: wielkiej, odważnej, sięgającej w nieskończoność i wieczność samego Boga. Kiedy wypędza się z chrześcijaństwa radość i nadzieję, staje się ono smutnym, pozbawionym mądrości, równowagi ducha i wewnętrznej wolności. Religijna gorliwość przybiera wówczas postać ponurego i fanatycznego dogmatyzmu, przejawiającego się wrogością do ludzi i świata, dopatrującego się wszędzie podstępu, zła i fałszu.
Inaczej mówiąc, radość nie jest ubocznym produktem w życiu chrześcijanina. Idąc w parze z nadzieją, nadaje ona pogodną tonację wszystkim naszym dążeniom, wysiłkom i trudom. Ktoś, kto się szczerze uśmiecha, potrafi marzyć, odważnie planować i obdarowywać innych sobą, nie bacząc na trud. Ci, którym wydaje się, że wszystko od nich zależy, rzadko się uśmiechają. Podobnie osoby, które nastawione są tylko na branie, przepychanie się, dokładanie przeciwnikowi… Na ich ustach pojawia się jedynie uśmiech prześmiewczy i złośliwy.
Tuż przed śmiercią Chrystus zachęcał swoich uczniów, aby się nie trwożyli i nie lękali. Chciał, aby cieszyli się z tego, że wraca do Ojca: „To wam powiedziałem – mówił do nich, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15,11). Słowa te przetrwały najcięższe próby, przez które przeszło chrześcijaństwo w ciągu dwóch tysiącleci swego istnienia. Niech słowa te przetrwają również koronawirusa i zabrzmią w naszych uszach, jak testament Zmartwychwstałego Chrystusa, bo przecież „Wesoły nam dzień dziś nastał”. Ot, i moje wielkanocne życzenia!
I jeszcze jedno. Prof. Leszek Kołakowski (1927-2009) odróżniał poczucie humoru od umiejętności śmiania się. W Mini wykładach o maxi sprawach pisał: „Zdolność do śmiechu jest powszechną i wyróżniającą cechą człowieka. Poczucie humoru natomiast jest rzadkie, zakłada bowiem umiejętność osiągnięcia przez człowieka dystansu względem samego siebie, dystansu ironicznego”. Być może ów brak ironicznego dystansu względem siebie, przyczynił się również do pogrzebania Risus Paschalis. Ale żeby nie być „gołosłownym”, jeden maleńki przykład na zakończenie. Mój współbrat z Paryża, ks. Witold Urbanowicz, „artysta nienasycony” (to tytuł albumu poświęconego jego twórczości) powszechnie znany z poczucia humoru, zapytany został w tych dniach przez pewną damę, o to, co teraz robi. Odpowiedział: „jestem saperem od rozbrajania min”. Kiedy znajoma mocno zdziwiona zaczęła dociekać o co chodzi, wyjaśnił, iż jak w klasztorze popatrzy na twarze niektórych współbraci, to nie pozostaje mu nic innego, jak rozbrajanie min.
Stanisław STAWICKI
Rzym, 12 kwietnia 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Studiował w Rzymie (1986-1988). Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, kwiecień 2020