Rówieśnicy znad Sekwany

Fragment okładki książki z Kolekcji „Znaki czasu” Józefa Sadzika (1967) © Recogito

O młodzieży pisze się wiele, zarówno w Polsce jak i za granicą. Bez wątpienia jest to jedno z zagadnień powracających uparcie jako niepokojący znak zapytania. Niepokój jest zrozumiały: chodzi przecież o rzecz najbardziej żywotną dla każdego narodu. Szczególnie żywotną dziś, w czasie „spadających gwiazd”, w momencie, gdy z całą oczywistością dane nam jest doświadczenie rozłamywania się starego z nowym. Chcielibyśmy z symptomów ułożyć jego kształt, ten kształt nowego świata, o którym wiemy, że będzie miał wymiar kosmosu, a który jest zawsze kształtem zwyczajnego człowieka.

Ale zagadnienie ma również inni aspekt. I sądzę, że jeśli powraca ustawicznie, to najgłębiej dlatego. Sprawy młodzieży mają swój wymiar ponadczasowy młodości jako takiej. Myślę, że należą do rzędów problemów par excellence, takich jak tajemnica bytu, inkarnacja ducha ludzkiego, problem wolności i ograniczenia, istnienie walorów moralnych, sens naszego trwania. A o tych zagadnieniach wiemy, że szły za nami stale i że do ich wewnętrznej konstrukcji należy, by ustawicznie powracały. Więcej: by nie zostały nigdy rozwiązane. By stanowiły najbardziej szlachetne pasje pokoleń i układane w przemożną tradycję mądrości, pozostawały ciągle żywe i niezbadane. Tak pojmuję problem młodości, usiłując go związać z konkretnymi, realnymi sprawami młodzieży. Z takiego rozumienia już na wstępnie wypływają dwa wnioski mające usprawiedliwić te rozważania: że będą one „dyskusyjne” i że nie mogą pretendować do preparowania „rozwiązań”.

O młodzieży piszą wyłącznie starsi. I to jest dobrze. Nie można zastąpić doświadczenia. Dojrzałość przemyśleń jest, jak każda dojrzałość, wynikiem odbytej drogi. Na sądach, jak na owocach, muszą być wypisane dzieje wichrów i dzieje słońca. To jednak siłą rzeczy zubaża perspektywę. Drogi pokoleń; chociażby przez to są różne, że są odbywane w innym czasie. Tym razem o młodzieży usiłuje napisać człowiek młody, z powodu wieku przedstawiciel tych, których starsi nazywali pokoleniem sceptyków. I nie tylko z powodu wieku. Również z tego, że jestem księdzem. To wydaje się w pierwszym momencie niezbyt strawne. Bowiem za mało się myśli o tym jak powołanie jest organiczną funkcją konkretnego pokolenia. Funkcją, bo zmuszało do refleksji, wyostrzało czujność, nakazywało niezmordowane trwanie na zawiłych drogach pokolenia, a przy tym było stale w ogniu próby. Z tych racji artykuł niniejszy nie będzie pisaniem kogoś o kimś, nie będzie pisaniem o młodych. Jego najgłębszym zamierzeniem jest, by był artykułem młodych.

Chcę pisać o młodzieży francuskiej. Uważam, że zacieśniając się geograficznie nie ograniczę się w problematyce a uzyskam konkret. Spomiędzy szczegółów odsłania się nieuchronnie to samo źródło: człowieczeństwo. Materiału do przemyśleń dostarczyły mi kontakty osobiste, godziny wspólnej pracy i rozrywki, a także lektura. We Francji pisze się o młodzieży wiele, nade wszystko zaś Francja posiada precyzyjny aparat ankietowy. Instytut Badania Opinii Publicznej rozpisujący częste, zaskakująco oryginalne ankiety, posiada ustaloną tradycję.
Na temat młodzieży były rozpisane trzy ankiety. Pierwsza w roku 1913, wówczas, gdy jak trafnie zauważono, kończył się wiek XIX. Druga w roku 1951, w czasie „Jeunesse 3” i Saint-Germain-des-Prés. Trzecia w roku 1957. Ta ostatnia, a ściśle mówiąc dwie ostatnie, gdyż były rozpisane prawie równocześnie przez dwa czasopisma paryskie („Arts”, 27 II – 27 III, „Les Nouvelles Littéraires”, 3 I – 9 IX) daje materiał do niezwykle ciekawej książki H[enri] Perruchot La France et sa jeunesse (Hachette 1958).

Ankieta jest bronią obosieczną. Dostrzegł to kiedyś z sarkazmem nasz Boy. Jeżeli ja popełniłem kradzież cztery razy i mój sąsiad dwa razy, ankieta, powie, żeśmy popełnili kradzież po trzy razy. Niebezpieczeństwo uogólnienia czyha z każdej cyfry. A stąd idzie niebezpieczeństwo wtóre: zamazanie ostrości obrazu. Właściwie nigdy nie można dać portretu tłumu, jest on bowiem przywilejem jednostki. To trzeba mieć na uwadze, gdy się chce argumentować danymi statystycznymi. I dlatego powołując się na cyfry będę się starał nie zapominać o tym, że idzie mi o naszkicowanie portretu żywych ludzi.

Nasuwa mi się fundamentalne spostrzeżenie o dzisiejszej młodzieży francuskiej: to jest młodzież nowa. Inna niż kilka lat temu. Jeszcze w 1952 roku w Cité Universitaire w Quartier Latin Paryża często można było spotkać czternastolatków obojga płci z całą wyprawą w plecaku, manifestujących ostentacyjnie bunt wobec świata. Zrywanie z rodziną było w modzie. A oznaczało to zerwanie z całym ustalonym porządkiem rzeczy, odrzucenie walorów moralnych, protest przeciwko autorytetom, wyparcie się więzi społecznej. Egzystencjalizm święcił tryumfy. Była to wprawdzie uboga filozofia i należałoby wątpić, czy ktokolwiek z tzw. egzystencjalistów był zdolny ze zrozumieniem odczytać Heideggera, Jaspersa, Marcela czy Sartre’a. To był raczej magiczny termin, pod którym rozumiano ekscentryczny ubiór, czarno szminkowane wargi i długie paznokcie. Ale nie tylko to, l’angoisse d’existence, niepokój, ból, gorycz, samotność, trwoga istnienia. Rozłamanie w sobie i tragiczne oskarżenie. Tę młodzież nazwano „Jeunesse 3”. Otóż dziś pomimo sprzeciwów, jakie to może wywołać, trzeba oddzwonić jej śmierć, „la mort de J3”. Ankieta z 1957 roku dała temu dowód pełny i przekonywujący. Francja ma już młodzież inną.

Jakaż więc ona jest, ta nowa „J3”, [oto] wyjątek z listu: „Wiemy, że jesteśmy odpowiedzialni za przyszłość, że przyszłość zależy od nas. Pokolenie końca wojny było przez nią zupełnie przeżarte. My wiemy, że przyszłości nie można zbudować oglądając się wstecz. Jesteśmy za nią odpowiedzialni. Tą odpowiedzialność możemy wypełnić jedynie nałożywszy sobie zdecydowaną moralność i uznając zasady, które nie były nam potrzebne jeszcze dziesięć lat temu”.

Przytoczone słowa są głęboko charakterystyczne i w kontekście innych wypowiedzi pozwalają dostrzec centralne punkty podejmowanej analizy. Tych punktów jest cztery. Odpowiedzialność za przyszłość, własna koncepcja świata, liczenie na swoje siły i akceptacja walorów. Uważam, że przez perspektywę tych słów młodego chłopca, wyznaczając takie zasadnicze linie, będzie można ująć całokształt problematyki.

* * *

Poczucie odpowiedzialności za przyszłość jest podstawową reakcją młodzieży dzisiejszej na postawę życiową „J3”..Jeżeli wówczas ucieczka od życia oznaczała odejście nie tylko od ludzi, ale i od rzeczywistości jako takiej, to właśnie dziś obserwuje się diametralne przesunięcie zainteresowań: akceptację konkretu, spokojne i niekiedy zimne spojrzenie na to, co jest. Romantyzm nie ma wzięcia. Nie tylko ten tradycyjny, ale i romantyzm „bólu w istnieniu”, ten jakiś „rozumowy” romantyzm buntu przeciwko życiu. Stało się ono bowiem ponownie życiem własnym. Metodą badania tej istniejącej, danej rzeczywistości, jest intelektualizm i swoisty racjonalizm. Powyższego terminu nie trzeba brać w sensie zwężonym określonej teorii czy postawy filozoficznej. Oznacza on po prostu całościowe dążenie młodych do zrozumienia, przekonania się, doświadczenia osobistego. Można by przeprowadzić ciekawą genezę tej postawy. A również trzeba wskazać na fakt dość paradoksalny, że nie wpływa to na osłabienie u młodzieży pierwiastków poza-eksperymentalnych. Nie ma pokusy pozytywizmu, scjentyzmu, mechanizmu. Wprost przeciwnie: czujność badacza, trzeźwy racjonalizm jest równoczesny ze zwróceniem się do zagadnień metafizycznych i stanowi ich pogłębienie. Ten ciekawy, choć w gruncie rzeczy prawidłowy fenomen obserwuje się coraz łatwiej n[a] p[rzykład] w dziedzinie religijnej.

Należy też koniecznie zaznaczyć, że pragnienie zrozumienia nie jest wśród dzisiejszej młodzieży równoznaczne z pragnieniem „nauczenia się” w znaczeniu ilościowego wchłonięcia wiadomości. Odwrotnie, jest dążeniem do koncentracji, by z przekonaniem coś zaakceptować. Przy równoczesnej eliminacji balastu wiadomości. Obserwujemy niechęć do „wyuczenia się na pamięć”. Francuzi przedstawili to w dwóch czasownikach: comprendre i apprendre. Otóż młodzi chcą comprendre, nie chcą apprendre. A że to dążenie jest głębokie, świadczy dokonywana w ankiecie ostra krytyka systemu nauczania.

Przekonanie o odpowiedzialności za przyszłość, uznanie tej przyszłości jako własnej, nawrót do obiektywnej rzeczywistości łączy się z innym typowym rysem młodych: z głodem przygody. Nie jest to rzecz nowa. Miała go każda młodzież, również ta z Saint-Geramain-des-Près. Ale ma on dziś szczególny odcień: to jest głód świata obiektywnego, konkretnego, pęd do spotkania się z jego autentyczną wielorakością. Taki jest fundament namiętnego łazikowania młodych, przetrząsania wszystkich możliwych kątów. Nad tym będzie okazja zatrzymać się później. Tutaj chciałbym podkreślić inny aspekt głodu konkretnego świata. Mianowicie zwrócenie się młodzieży do wiedzy ścisłej, konkretnej, technicznej. Zapewne podwodów było wiele, ale myślę, że młodzież oddała się tej wiedzy konkretnej par exellannce od wnętrza, właśnie z pragnienia tak pojętej przygody. A że się jej oddała świadczy i ilościowy odsetek wybierających tę dziedzinę, i entuzjazm, z jakim się sądzi o jej przyszłości. Nade wszystko zaś pierwiastek kuszącej, tajemniczej niewiadomej, element przygody, grający rolę w decydowaniu się na wybór. Ilość studiujących nauki ścisłe wzrasta w porównaniu z rokiem 1900, podczas gdy ilość prawników o cztery razy, medyków o trzy razy. W roku 1900 wydano prawie tyle samo dyplomów farmaceutom co technikom, w 1957 roku wydano ich technikom sześć razy więcej. Przewiduje się, że w roku 1965 będzie we Francji sto tysięcy studiujących nauki ścisłe, tzn. dwa razy więcej niż dziś, a dwadzieścia siedem razy więcej niż było ich w roku 1900. Ostatnia ankieta postawiła młodym pytanie: jaki jest zawód jutra? 70% uczestników odpowiedziało, że jest nim dziedzina techniczna. Przez to rozumie się przede wszystkim fizykę jądrowa, elektronikę i chemię. W badaniach ankietowych zauważono, że studenci tych nauk traktują je bardziej na serio, z większym przekonaniem, i manifestowaniem entuzjazmu. „Petrol. Jego poszukiwania kryją poezję i tajemniczość. Czarne złoto. Zaczynamy podnosić się z ruin wojny, otrząsać się z bojaźni, odnajdujemy posmak: ryzyka. Przyszłość Sahary jest jak nowe stworzenie świata”. Roi się od takich wykrzykników. To jest dzisiejszy posmak przygody i głód ryzyka.

Wzbudzają się niepokoje, czy nie ma w tym zapoznania wartości humanistycznych i niebezpieczeństwa technokracji. Zagadnienie jest złożone. Wydaje mi się jednak, że, jak z nawrotem do intelektualizmu nie kryje się niebezpieczeństwo pozytywizmu, tak z zainteresowaniem naukami ścisłymi nie wiąże się niebezpieczeństwo technokracji. Wymowny jest fakt, że młodzież techniczna o wiele więcej interesuje się wartościami kultury humanistycznej niż to robią humaniści w stosunku do nauk ścisłych. Można to tłumaczyć większą „specjalnością” tych nauk. W każdym razie młodzież zaangażowana w technikę traktuje ją jako narzędzie zdobycia świata, rękojmię dobrej przyszłości, a nie getto.
Poczucie odpowiedzialności za przyszłość dokonało się u młodzieży w dwóch wymiarach! W wymiarze teraźniejszości, przez trzeźwe spojrzenia na to co jest, i w wymiarze perspektywy, przez wytworzenie własnej koncepcji tej przyszłości. Młodzież lubi mówić o swoim świecie, rozumiejąc świat który ma nadejść. Wybiorę dwa rysy charakterystyczne tego myślanego świata. mimo, że to zuboży zagadnienie. Są to: ufność do przyszłości i idea wspólnoty europejskiej.

Ufność do przyszłości jest raczej atmosferą w jakiej się o niej myśli, ale jest ona dziś tak znamienna, że wpływa na koncepcję samej wizji. Ankieta francuska odkryła interesujący fakt: młodzież nie wierzy w możliwość trzeciej wojny. Obawy pochodzą prawie zawsze od dorosłych. I to nie wierzy młodzież zarówno ta, u której rozwój świadomości następował do zakończeniu drugiej wojny [światowej], jak i ta, której najwcześniejszymi wrażeniami dzieciństwa byli rozstrzeliwani ludzie i płonące miasta. Jednocześnie, prawie nigdy nie umie się dać argumentu przeciwko wojnie. „Wojna światowa jest prawie mało prawdopodobna. Trzeba by być szaleńcem, by użyć współczesnych środków zniszczenia. Wojna przy pomocy broni, jaką dziś dysponujemy oznacza koniec świata, a więc jej nie będzie”. Wypowiedzi w tym tonie, właściwie są nieuargumentowane. Jednakże pod osłoną tych słów kryje się przekonanie i argument: jakieś najbardziej fundamentalne przeświadczenie o wartościach ludzkich, zawierzenie rozsądkowi, instynkt dobra, a także zaufanie do siebie. Oto młodzież, która się odnalazła i która ambitnie chce budować na własnym człowieczeństwie.

* * *

Katastrofa jest absurdem. Z drugiej strony absurdem jest bazować na dzisiejszym ustroju społeczno-politycznym Europy. Małe państewka, małe problemy, małe interesy. Francja przestała być w oczach młodzieży „mocarstwem”. Nie chodzi tyle o realną siłę ekonomiczną czy militarną. Niemodna jest sama idea „mocarstwa” w sensie zamkniętego narodu czy państwa. Po pierwsze, mocarstwa dziś istniejące to właśnie państwa związkowe lub związki państw. Po drugie, upieranie się przy mocarstwowości jest nierealnym sentymentem. Żadne z państw nie jest zdolne prowadzić samo dla siebie chociażby doświadczeń z fizyki jądrowej. Potrzebne są zawrotne kapitały i potrzebna jest współpraca naukowców. A wreszcie to, co wydaje się być na dnie: idea obywatela Europy. Do jej powstania przyczyniła się na pewno ostatnia wojna, przemieszanie ras, potrzeba wzajemnej pomocy. Obserwuje się dziś na Zachodzie nie tylko namiętne łazikostwo, ale i zadziwiającą łatwość w nawiązywaniu kontaktów i przyjaźni. Nie spotkałem dotychczas nikogo, kto by nie był za granicą przynajmniej na wakacjach, a spotkałem mnóstwo takich (także wśród seminarzystów), którzy własnym sprytem zmyszkowali wszystkie zakamarki Europy. Mam kolegę, który specjalnie opóźnił wstąpienie do zakonnego nowicjatu, by przejść pieszo całe Włochy, Jugosławię, Turcję, Grecję i opłynąć wszystkie wyspy M[orza] Śródziemnego. Nikt wśród młodych nie pyta dziś: kim był twój ojciec, ale: kim ty jesteś. Coraz mniej pyta się: jakiej jesteś narodowości, ale jakim językiem mówisz.

Na tym tle coraz pewniej odzywa się myśl o wspólnocie. Wydaje się jakoby Europa powracała do ideału średniowiecza, gdzie nie mówiło się „Włoch” czy „Francuz”, ale: „Tomasz z Akwinu” czy „Berengar z Tours” i gdzie „obywatelstwo” było czymś obcym. Trzeba przyjąć, że koncepcja ta będzie oscylować ku rzeczywistości, tym bardziej, jeśli utrzyma się wśród młodych stawianie na siebie, zaufanie we własne siły i demonstracyjne odcięcie się od starszego pokolenia.

Niewątpliwie nastąpiło wśród młodych uświadomienie własnej odrębnej wspólnoty. Antagonizm między pokoleniami nie jest czymś nowym, tu jednak jest antagonizm grupy, która poczuła jedność interesów. Młodzież ambitna, przekonana o swojej wartości, potępiająca społeczeństwo podwójnej twarzy. Bo nie czyni się żadnych rozróżnień: starsi są winni kataklizmów ostatniej wojny. Oni odpowiadają za trudną drogę dziś, więc, jeżeli już trzeba tą drogą iść, to bez nich, o własnych siłach, we własnej wspólnocie.
Upadek autorytetów jest tego najoczywistszym dowodem. Przypomina mi się dyskusja, jaką miałem rok temu na ten temat. Postawiłem tezę, że zajmowanie przez kogoś określonego stanowiska uprawnia mię a priori do uznania go za autorytet w danej dziedzinie. Dopiero po tej akceptacji powinno iść badanie rzeczywistego stanu rzeczy. Pamiętam burzę, aż do zdań wprost przeciwnych. Właśnie dany osobnik jest podejrzany przez sam fakt stanowiska, a racją jest to, że posiada zaufanie niedołężnej kasty.

Pragnę jednak tutaj dorzucić pewne spostrzeżenia. Wydaje mi się, że ostał się autorytet rozumu. Nie nazwałbym go autorytetem intelektu, gdyż jest on szerszy od dyskursywnego wywodu. Jest to także autorytet moralny, integralnie ludzki. W tym rzecz, że młodzież musi go zrozumieć. Autorytet ten musi niejako iść od dołu, rozpoczynać od hipotetycznego chociażby szukania, musi uznać młodzież za równorzędnego partnera w tym szukaniu. „On ma rację” – od tego zaczyna się autorytet. A następnie chciałbym zaznaczyć poszukiwanie autorytetów przez młodzież w dawniejszych pokoleniach. Prawie we wszystkich wypowiedziach na ten temat istniała czarna linia jakichś 50-ciu czy 80-ciu lat. Jeżeli te dwa spostrzeżenia są słuszne, to trzeba by sprecyzować: upadek autorytetu bezpośrednio uprzedniego pokolenia a w nim zmierzch określonej formy autorytetu.

Do uświadomienia odrębnej wspólnoty przyczyniła się też niezależność, jaką zyskała sobie dzisiejsza młodzież. Nie chodzi tyle o niezależność materialną. Zdobywa się ją dość wcześnie, i nierzadko pobyt w łonie rodziny dorastającego chłopca czy dziewczęcia traktowany jest jako „zamieszkiwanie” opłacane. Chodzi o niezależność duchową. Pod tym wzglądem interesujące są badania francuskie. Około roku 1935 zdarzały się wykrzykniki: „rodzino, ja cię nienawidzę”. Oznaczały one kolizję, ale przede wszystkim hegemonię rodziny. Trzeba było aż nienawidzić. Ankieta z 1957 roku była już inna: „Życie rodzinne u większości moich przyjaciół nie jest na tyle silne, by były w nim konflikty! Nie ma więzi. Można wymieniać różne powody: warunki mieszkaniowe, praca zawodowa ojca i matki, przebywanie młodzieży przez większość dnia poza domem. Ale z całą pewnością dowodem istotnym jest ów antagonizm i doświadczenie wspólnoty. Niezależność młodzieży rozciąga się na całe społeczeństwo. I społeczeństwo to przyjęło. Nigdy nie dawano młodzieży tyle wolności aż do ignorowania jej istnienia. Mimo woli odnosi się wrażenie zdesperowanego zamykania oczu, chowania głowy w piasek, byle tylko nie „targać sobie nerwów” i uzyskać jaki taki spokój.

Każda odnowa i każdy wzrost dokonuje się organicznie, w oparciu o wewnętrzną prawidłowość. Wystarczy ująć jej podskórne nici, by stały się zrozumiałymi sprawy wyskakujące na powierzchni, tu i tam, jakoby z przypadku. Oto wśród młodych zwrócenie się do obiektywnego świata musiało spowodować zwrócenie się do obiektywnych norm, akceptację obiektywnego waloru.

W tej dziedzinie ankieta francuska jest najgłębiej odkrywcza, odważna i przekonywująca. Ona to dała tytuł do rozpoznania odnowy, ona też stała się potwierdzeniem ufności w nowe pokolenie i wiary w jego wewnętrzny nurt. W to pokolenie, które tak inne, buntowniczo nowe, ściągnęło już tyle gromów i zdesperowanych skarg.

Zawsze staje ten sam dylemat: człowiek i „coś”, jakiś „świat”, jakiś wewnętrzny porządek rzeczy. Jeżeli powyżej starałem się wykazać optymistyczne zwrócenie się młodzieży ku światu, to teraz będę usiłował przedstawić zwrócenie się ku porządkowi norm i walorów. Przyjmijmy umownie potrójny ich podział, rozpatrując walor moralny, religijny i kulturalny.

* * *

Młodzieży uniwersyteckiej zadano następujące pytanie: jaka jest według was największa osobowość naukowa i dlaczego ją za taką uważacie? Można by przypuszczać, że odpowiedzi pójdą po linii uznania wielkości intelektualnej. Ale rzecz znamienna, w większości oceny szukały wartości poza-intelektualnych, nigdy zaś wyłącznie intelektualnych. Lista przedstawia się następująco: Einstein: „z powodu dokonanych prac i wielkiej osobowości”, „osobowość moralna i wartości humanistyczne”, „z racji jego osobowości i integralności moralnej”, „ponieważ umiał zostać przede wszystkim człowiekiem i nie pozwolił się rozbić przez wiedzę”, „pragnął stworzyć szczęście człowieka, dążąc do ograniczenia jego trosk materialnych”, „inteligencja i dobroć”, „połączył wielkość naukową z głębią humanizmu”. Pasteur: „dla wielkości odkryć i prostoty, uczony, ale nade wszystko człowiek”, „oddał się ludzkości pracując dla jedynego celu – zmniejszenia cierpień”, „ponieważ był dobrym, był wierzącym, jego wiedza nie ograniczała się do fermentacji kwasu mlecznego i aseptyki”. Maria i Piotr Curie: „wielkość charakteru, wytrwałość i zmysł naukowy”, „dla ich oddania się wiedzy i wyrzeczenia”. Pascal: „to jest geniusz najgłębiej ludzki”, „był na tyle wielki, by przejść granice wiedzy”, „gdyż przez wiedzę i dzięki wiedzy zachował wiarę”. Na liście figurują dalej: Kartezjusz, Évariste Galois, Jean Rostand, Teilhard de Chardin (jezuita). Claude Bernard, dr [Albert] Schweizer: Jeden ze studentów wstrzymał się od odpowiedzi oświadczając: „człowieka trzeba sądzić nie dla wartości naukowych, ale dla walorów innych”. Dla innych walorów. Gdy usiłowano je zestawić, szły zawsze na przedzie: szczerość, uczciwość, odwaga, pokora. Dopiero dalej inteligencja. Równocześnie młodzież francuska lubi bardzo rozumować. Niech mi będzie wolno jeszcze raz zauważyć to, o czym wspominałem wyżej, że zwrócenie się do rozumu nie ma nic wspólnego z ubogim scjentyzmem.

Taka jest atmosfera odpowiedzi. Nakreśla ona ogólny obraz wartości moralnych we właściwym sensie tego słowa. Na jej tle tym znamienniej wychodzą sprawy, do których najczęściej zacieśnia się słowo „moralność” – pojęcie miłości i rodziny.
Śmierć romantyzmu, odwołanie się do zdrowego rozsądku, wycisnęły i tu swoje piętno. Jest nim rozumne pojęcie miłości.

Miłość jest tematem częstym. A przede wszystkim mówi się o niej nie ze spuszczonymi oczyma ani nie z drwiącym uśmieszkiem; mówi się zwyczajnie, łatwo, tak jak o kajaku czy o wycieczce. Młodsi nie znoszą mitu, odurzającej przygody, „świata cudu”, tajemnicze królewicza czy zaczarowanej królewny. Te sprawy nie mogą zaskoczyć, stać się faktem dokonanym i komplikować życie. Miłość przezorna. „Młody intelektualista katolicki, który żeni się z prostytutką, jest zerem”. „Serce i nędza? Nie.” Najpierw trzeba ułożyć sobie życie. Dziewczyna jest traktowana jako równorzędny partner, „nie ma więcej robaków ziemskich zakochanych w gwieździe”. Szuka się przyjaciela. Ceni się dziewczynę za cechy konkretne.

Nastąpiło także przesunięcie w wartościowaniu ogniska domowego. Młodzież francuska potępia wolną miłość. Jeżeli są zwolennicy, to przeważnie młodzi artyści i aktorzy. Przeważająca większość pojmuje miłość w dążeniu do założenia rodziny. Charakterystyczne jest twierdzenie Maurice Clavel: „Amant est vieux, mari rajeunit, c’est curieux”. Odżyło pojęcie męża i żony. „Mój najpiękniejszy ideał? Zjednoczona rodzina i dzieci”. „Sądzę że celem rodziny są dzieci i wzajemna pomoc”. Młodzież francuska myśląc o małżeństwie chce mieć dzieci. Liczba najczęstsza to dwoje lub troje. Ale podawano też siedmioro a nawet dwanaścioro. W 1957 roku, 5 grudnia, „L’Express” postawił pytanie młodym: co sądzicie o wierności małżeńskiej? Odpowiedzi były następujące: na sto pytanych 91 uznało ją za „istotną”. Inna ankieta przeprowadzona wśród młodzieży paryskiej dała podobne wyniki. Na 60 chłopców, 52 odpowiedziało twierdząco, na 30 dziewcząt, 28 było podobnego zdania. Te dane są zdolne potwierdzić przeświadczenie o istnieniu nowego źródła w prądzie młodych.

Walor religijny miał zawsze wśród młodzieży zwolenników i zagorzałych wrogów. Szczególnie teraz, kiedy mówiło się o odchrześcijanieniu Europy. Zagadnienie jest wielorakie. Zdaję sobie sprawę, że moje podwójne zaangażowanie w młodości i kapłaństwie utrudnia mi obiektywizm. Równocześnie jednak już samo lojalne uświadomienie ma swój sens. Dlatego będę się starał jak najmniej mówić od siebie.

Istnieje w Quartier Latin Paryża Le Centre Richelieu, rodzaj katolickiego stowarzyszenia dla studentów. W roku 1945 Centrum liczyło kilkudziesięciu członków, dziś ma ich siedem tysięcy. Pierwszy artykuł statutu tego stowarzyszenia brzmi: „Centrum Richelieu zostało założone dla tych, którzy tu nie przychodzą”. Dla tych, którzy tu nie przychodzą. To stwierdzenie wydaje się być istotnym dla religijności dzisiejszej młodzieży Francji. Oznacza ono dwie rzeczy: tolerancję i apostolstwo. Wokół jednego i drugiego z tych słów była i jest nieustanna awantura. Z każdej pozycji były ataki i nikt nie chciał się zgodzić z prostym faktem, że słowa te nie są przeciwstawne, że z jednej strony istnieje tolerancja dogmatyczna i tolerancja cywilna, a z drugiej, że apostolstwo dokonuje się przez miłość. Sądzę, że właśnie we Francji owo zjednoczenie znajduje z każdym dniem pełniejszy kształt. To tłumaczy dlaczego ostatnia pielgrzymka do Chartres liczyła ponad 12 tysięcy, oraz dlaczego w Centrum Richelieu jest 500 niewierzących. To tłumaczy istnienie katechumenów dobrej woli.

* * *

„La Vie Catholique Illustrée” rozpisało w 1958 roku ankietę dotyczącą postaw religijnych młodzieży w wieku od 18-tu do 30-tu lat. Odpowiedzi nadeszłokilka tysięcy i wielki tygodnik nie czując się na siłach w opracowaniu nieprzypuszczalnej liczby uczestników odesłał materiały Instytutowi Badania Opinii Publicznej. Wyniki zostały ogłoszone w „La Vie Catholique Illustrée”, a także w „Informations Catholique Internationales”. Były one relacjonowane w „Tygodniku Powszechnym” przez panią Marię Garnysz („Tygodnik Powszechny”, nr 250 z 11 stycznia 1958). Uważam za konieczne odwołanie się do tej ankiety.

Pierwsze pytanie było: jaką religię wyznajesz? Na pytanie to 76% odpowiedziało, że wyznaje religię katolicką. Drugie pytanie: Czy praktykujesz twoją religię? 33% potwierdziło pytanie (w samym Paryżu tylko 19%). Za bezwyznaniowością opowiedziało się 18%, za ateizmem 9%.
Oto główne cyfry. By je należycie ocenić, należy zrobić kilka uściśleń dotyczących religijności, religii i wyznania.

Człowiekiem religijnym jest ten, kto przyjmuje istnienie Absolutu. Najczęściej istnienie Boga osobowego. Religia w sensie tu używanym jest zbiorem prawd ogłoszonym przez Chrystusa Pana. Jako religia chrześcijańska odróżnia się od innych religii jak na przykład buddyzmu czy mahometanizmu. Wyznanie jest pojęciem węższym, dzielącym daną religię. W chrześcijaństwie jest np. wyznanie protestanckie, anglikańskie itp.

Po tych uwagach otrzymamy z ankiety następujący obraz: wśród młodzieży francuskiej jest 9% ateistów, a więc 91% ludzi religijnych. Jeżeli będziemy pamiętać, że odpowiedziało na ankietę kilka tysięcy uczestników z różnych środowisk i o różnym wykształceniu, tak że moralnie rzecz biorąc można to uznać za przeciętne dane dzisiejszego pokolenia, wynik ten jest bardzo radosny. W ankiecie procent ochrzczonych zbiega się z procentem religijnych, ale to tylko droga przypadku. Wśród ateistów na pewno są ochrzczeni i jest też jakiś odsetek religijnych. Wśród nieochrzczonych, jeżeli zacieśnić się do katolików, mamy 75% takich, którzy jakoś „wyznają”. To „wyznanie” jest słowem bardzo mętnym i wieloznacznym, ale jest czymś więcej niż przynależeniem przez chrzest. A więc również wysoki procent.

Równocześnie jednak ta sama ankieta pokazała, że wśród 91% ludzi religijnych i 75% „wyznających” katolicyzm jest tylko 33% katolików praktykujących.

I oto charakterystyczna właściwość: Z jednej strony przytłaczająca ilość wierzących w Boga, a z drugiej zastraszająca mniejszość poddających się przepisom jakiejś religii. Odwołałem się do tych liczb, bo wydają mi się one bezwzględnie prawidłowe z ogólnym obrazem młodzieży francuskiej.

Zarzucać tej młodzieży niewiarę, nihilizm, to znaczy ją krzywdzić, przypinać jej swoją wyimaginowaną etykietę. Rzadko rejestrowano takie spontaniczne i całościowe zwrócenie się do wartości metafizycznych.

Z drugiej strony odbiła się w dziedzinie religijnej sprawa jaką obserwowaliśmy wyżej: zanik autorytetu, samodzielność, nieufność do starszego pokolenia. Bo w oczach młodzieży praktykować, to znaczy poddać się przepisom, dopuścić księdza do pośrednictwa między sobą a Bogiem. Zakorzenione nieuświadomienie. I dlatego pierwszy artykuł Centre Richelieu mówi: jesteśmy dla tych, których tu nie ma. Bo pokazanie kolegom autentycznego katolicyzmu, odkrycie Kościoła od jego strony nadprzyrodzonej jest nakazem dnia.

Przyjrzyjmy się jednak tym 33% praktykujących. Ojciec Charles prowadzący ośrodek Richelieu pisał: „młode pokolenie nie znosi zachwalania. Nie lubi pływać, idzie ku wartościom autentycznym. Odważam się twierdzić, że nie ma dziś młodych wierzących nieautentycznie. To przecież wśród nich dokonało się pogłębienie wiary, to ich nazywano „walczącymi” (militants).

I znów nie ma niespodzianki. Młodzi cenią przede wszystkim prawdę. Coś co jest. Rzeczywistość. Tu wystarczyło pokazać fakt. Dopomogło do tego odrodzenie liturgiczne. Te 19% w Paryżu to mało, boleśnie mało. Są to jednak ludzie, do których bez patosu można odnieść ewangeliczną przypowieść o odrobinie kwasu i ziarnie gorczycznym. Nasza próba analizy byłaby niepełna, gdyby omijać dziedzinę zainteresowań kulturalnych. Umieszczając ją obok walorów moralnych i religijnych tym samym już się ją ustawia. W tym bowiem rzecz, że młodzież dzisiejsza nie traktuje danych kulturalnych jako rozrywkę, lecz jako wartość. Uderzyło mię niejednokrotnie, jak poważnie podchodzili moi koledzy do dzieł sztuki, widząc w nich ośrodek kształcenia.

* * *

Powiemy kilka słów lekturze. Czy młodzież francuska wiele czyta? Chyba nie mniej niż pokolenie uprzednie, ale na pewno nie więcej. Istnieje około10% takich, co wcale nie biorą do ręki żadnej książki. Z drugiej strony jest także 10% czytających dużo, aż do książki dziennie. Oczywiście jest różnica w zainteresowaniach czytelniczych młodzieży średnio wykształconej i uniwersyteckiej. Pierwsza nie czyta tyle autorów co kolekcje. Rekord bije zwłaszcza tzw. czarna seria.

Młodzież uniwersytecka czyta równie mało. Ankieta odkryła ogólne podejrzenie do literatury współczesnej i schyłek takich szkół literackich jak surrealizm czy egzystencjalizm. Na ostatniej sztuce Sartre’a Les Séquestrés d’Altona [Więźniowie z Altony] prawie nie było młodych.

W listach typowych pisarzy powtarzają się stale cztery nazwiska: Dostojewski, Saint-Exupéry, Malraux, Camus. Dostojewski ma pozycję wyjątkową, Saint-Exupéry jest czytany przez techników. Malraux więcej przez humanistów. Zresztą wokół francuskiego ministra kultury są stale burzliwe dyskusje. Camus jest czytany przez młodzież z lewicy.

W dalszej kolejności idą: Gide, który stracił na autorytecie, choć nie przestaje być ceniony zwłaszcza za styl. Dwaj pisarze cieszą się powodzeniem prawie wyłącznie chłopców: Bernanos i Montherlant. Wśród dziewcząt natomiast jest popularny Giraudoux. Zauważono, że bardzo mało młodych ludzi czyta współczesną poezję. Odżywa natomiast teatr. Zrozumiałem to któregoś z wrześniowych wieczorów, gdy spotkałem się w intymnym gronie z Jean Louis Barrault. Odbywała się właśnie próba Tête d’or [Złotej czaszki] Claudela i nowy dyrektor Odeonu pozwolił nam zmyszkować zakulisy swojego teatru. To była sama młodzież. Nie zdziwiłem się więc, gdy odczytując ankietę młodych spotykałem stale to nazwisko.

Z innych aktorów cenieni są: Jouvet, Vilar, Gabin. Nie są natomiast zainteresowani kinem. Stracił na popularności Gerard Philipe, Brigitte Bardot.

Odpowiedzi dotyczące malarstwa dają również okazję do ciekawych spostrzeżeń. Uderza krytyka muzeów. Białe cele więźniące obrazy. Muzea są wielkie, ciężkie, męczące. Znajomość dzieł sztuki dokonuje się przez reprodukcje. W modzie są zbiory prywatne, reprezentujące lekko i oryginalnie.

Zauważono słabą znajomość sztuki klasycznej. Z mistrzów wymieniany jest zawsze Rembrandt i prawie tylko on. Zainteresowanie zaczyna się na impresjonizmie. Ulubionymi są: Van Gogh (pozycja wyjątkowa) Renoir, Cézanne, Matisse, Picasso, Gauguin, Degas, Rouault, Vlaminck. Mniej natomiast cenieni są: Dufy, Chagall, Buffet, Toulouse-Lautrec, Klee. W architekturze pełny sukces święci Le Corbusier. Dużo mniejsza jest znajomość współczesnej rzeźby.

Wyjątkową natomiast popularność ma muzyka. Francuskie Stowarzyszenie Młodzieży Muzycznej (J.M.P.) liczy 180 tys[ięcy] członków. Co ciekawe: o wiele więcej zainteresowania muzyką wykazują młodzi technicy niż humaniści. Podobnie jak w malarstwie, muzea, tak tu są krytykowane koncerty. Wyjątkowe powodzenie mają płyty. Adapter jest przyrządem nieodzownym, stawianym zawsze przed radiem i telewizją. Młodzież lubi słuchać muzyki w małym gronie przyjaciół. Jazz ma najwięcej zwolenników między 16-tym a 18-tym rokiem życia .Zauważono, że upodobania te zbiegają się z okresem pełnego dojrzewania.

Z klasyków nie tracą nigdy na wartości: Bach, Beethoven, Mozart, Chopin, Ravel, Debussy, Béla Bartók, Prokofiew, Strawiński. Za najlepszych wykonawców są uważani: Alfred Cortot, Clara Haskil, [Walter] Gieseking, Lili Kraus, [Wilhelm] Kempff, Yves Nat.

Taki jest obraz młodzieży, który wyłaniał się przede mną w kontaktach osobistych, w rozmowach, w odczytywaniu statystyk, w wertowaniu pism. Zdaję sobie sprawę, że metoda tego szkicu może budzić zastrzeżenia. Nie jest on bowiem ani ścisłą relacją obliczeń, ani próbą „socjologii pokolenia. Wybrałem taki sposób pisania i sądzę, że miałem po temu powody. Bałem się dać uwieść uproszczeniom cyfr. Z drugiej strony nie chciałem teorii od zielonego stolika. Po chciałem podjąć to, co jest rzeczywiste, co jest w sferze faktów i dla wielorakości tych faktów wynaleźć wspólne źródło. A ono – mam takie przeświadczenie – bierze swój początek w młodości jako takiej, w wartościach ponadjednostkowych i czasowo – przestrzennych, w człowieczeństwie.

Z uwag powyższych płynie dla mnie jakiś fundamentalny optymizm. Nie obawiam się, że jest tani, choć wiem, że jest spontaniczny. Ale to już tak musi być: albowiem z powodu wieku i przekonań jestem po stronie młodych.

Józef SADZIK

Józef Sadzik (1933-1980) – pallotyn, edytor, estetyk, założyciel ośrodka odczytowo-dyskusyjnego Centre du Dialogue w Paryżu, przyjaciel artystów i mecenas wielu artystycznych przedsięwzięć, autor prekursorskiej Estetyki Martina Heideggera, obszernej relacji z podróży do Rwandy w 1975 roku oraz innych, rozproszonych po różnych książkach i czasopismach tekstów. Powyższa rozprawa to zebrane razem teksty, które ukazały się w czasopiśmie, wydawanym przez alumnów Wyższego Seminarium Duchownego w Ołtarzewie, „Nasz Prąd”, nr 7/1962, s. 88-93, nr 8/1962, s. 97-102.

Recogito, nr 79 (lipiec-grudzień 2015)