Rozmowy z umarłymi (22)

Philippe Jaccottet (Grignan, 1991) © Erling Mandelmann

Do Bibliothèque de la Pléiade trafił w 2014, w osiemdziesiątym dziewiątym roku życia. Po uhonorowaniu przybysza, który w 1946 kanton Vaud zamienił na stolicę Francji i, po kolejnych siedmiu latach, na Prowansję, chętnie pisano o nim jako o poecie nieśmiertelnym, niedościgłym w swej powściągliwości i dyskrecji. Philippe Jaccottet jako dwudziestoośmiolatek osiadł wraz z żoną w Dolinie Rodanu. Z młodszą o sześć lat Anne-Marie spędził resztę życia w Grignan w departamencie Drôme. On pisał i tłumaczył utwory największych pisarzy i poetów. Ona malowała. Wspólnie zajmowali się swoimi dziećmi. Czasem razem muzykowali. Prowansalskie widoki, średniowieczny gród z renesansowym, pamiętającym markizę de Sévigné zamkiem na skale, kolegiata Świętego Zbawiciela oraz zamieszkiwany przez 68 lat dom – to tło jego poetyckich poszukiwań.

Autor Paysages avec figures absentes w swoich wierszach i tekstach poetyckich drążył ludzkie tajemnice i próbował dotrzeć do wyższej zasady, zgłębić porządek wszechrzeczy, opisać – jak sam to określił – ordre caché i ordre secret, zadumać się nad porządkiem natury. Nie krył, z powodu przywiązania do językowych reguł, dystansu wobec surrealistycznych pomysłów. Zaznaczał wyraźnie, iż piękno bywa wydane nie tylko wiatrom i burzom. Poeta musi kochać ogrody, ale nie może zapominać o bólu, jakiego nie szczędzi czas i świat, a nierzadko sam człowiek. Słowo musi być jak skalpel, lecz nie może czynić spustoszenia. A jeśli dotyka – a nie powinno pozostawiać obojętnym – to w sposób, jaki dla każdego twórcy co rusz jest nowym odkryciem. Jest i nie jest tajemnicą, bo nie bierze się znikąd ani nie wyczerpuje żadnego z tematów. Tworzenie to balansowanie między tym, co destruktywne i konstruktywne, lecz musi istnieć spoiwo, dzięki któremu wyłania się – choćby poetycki obraz i konkretna całościowa wizja.

Jaccottet, przekładający z wielu języków bliskich sobie autorów, między innymi arabskich i chińskich, chętnie powracał do ulubionych twórców. Mniej więcej w połowie swojego życia – pytany o najważniejsze dla każdego piszącego kwestie – wspomniał Osipa Mandelsztama. Powołał się na – jego zdaniem – znaczący epizod. Albowiem doświadczając niezasłużonych w żaden sposób, okrutnych represji, a także największej pogardy i własnej niemocy, rosyjski poeta skupił się na tym, co najważniejsze. Znalazłszy się w łagrze, w piekle zgotowanym przez krwawego tyrana, przez miesiąc znajdując się w agonii, swojej towarzyszce niedoli, Nadieżdzie, czytał ocalone cudem, przechowywane w ukryciu sonety Petrarki. Szwajcarski pisarz uznał ten fakt za dowód, że utwór sprzed wieków może znaczyć więcej niż potężna, brutalna machina, unicestwiająca ludzkie istnienia i uczucia.

Śmierć poety z Grignan jakoś umknęła. Dopiero wizyta i nekrolog w witrynie paryskiej Librairie Gallimard przy bulwarze Raspail uzmysłowiły, być może wielu równie nieświadomym osobom, że 26 lutego 2021 roku odszedł jeden z największych, najbardziej powściągliwych wirtuozów słowa. W osiemdziesiątym piątym roku życia Philippe Jaccottet stwierdził, iż w młodości bardziej bał się śmierci niż w późniejszych latach. I że z wiekiem, trochę dzięki poezji, lęka się jej coraz mniej. Poezja – dodawał – która nie oswajałaby ze śmiercią, nie miałaby sensu. Ale – jak pokazuje Le dernier livre de Madrigaux – do końca trzeba odwoływać się do tego, co nieśmiertelne – jak wędrówka Odyseusza, jak siła wersów haiku, jak wydźwięk madrygałów Monteverdiego czy lament Ariadny po stracie Tezeusza.

5/03/2021

Marek WITTBROT

Marek Wittbrot – w latach 1991-1999 prowadził „Naszą Rodzinę”, obecnie zaś jest redaktorem „Recogito”.

Recogito, rok XXI, marzec 2021