1. Narody są dla mnie bytami o statusie dość nieokreślonym. Nie bardzo wiem, gdzie je usytuować – czy w domenie jawy, czy raczej w domenie snu? Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że ludzie dbający o opinie trzeźwo myślących, racjonalnie podchodzących do rzeczy dość chętnie posługują się takimi pojęciami, jak naród, wola narodu, idea narodowa czy interes narodowy, ale myślę, że oni błądzą, mieszając różne porządki, występując w obcej sobie roli proroków lub przynajmniej poetów.
2. Raczej tak, raczej po stronie snu są narody, po stronie wzlotów i upadków, pogoni za samym sobą i ucieczek przed sobą samym, po stronie metamorfozy, zmienności własnej tożsamości i jej niezmienności, równoczesności wszystkiego i wszystkich, względności przyczyn i skutków, po stronie paradoksu i metafory… Kiedy jednak budzimy się we własnym łóżku, kiedy przypominamy sobie, jak się nazywamy, kiedy rozpoznajemy twarze domowników i sąsiadów, nie próbujmy latać, bo może się to źle skończyć.
3. Wyjątkiem jest kultura: jawa i sen wspólnie kształtują jej przestrzeń, wspólnie decydują o obowiązujących w niej prawach grawitacji. Umożliwiają lot. Skład jej gleby rzeczowo-oniryczny – pozwala się narodom bujnie rozwijać, mogą one kwitnąć i owocować. Inaczej w przestrzeni politycznej – tutaj rosną siły ciążenia. Lot jest niemożliwy. Przesadzone w glebę polityki narody karłowacieją, rodzą tylko trujące owoce.
4. Dlatego nie lubię, kiedy politycy posługują się słowami „Polak” czy „Polacy”. W języku politycznym są to słowa ciężkie, można powiedzieć przytłaczające. Krępują one swobodę ruchów, uniemożliwiają chyba poruszanie się zgodnie z własnym sumieniem, a więc w konsekwencji skazują indywidualnego człowieka na trwanie poza rodziną ludzką, co zawsze działa zubażająco (jak każde sieroctwo).
5. Kultura, jako wywar z jawy i snów, chciałaby oddać pełny smak doświadczenia zarówno indywidualnego człowieka, jak i całej rodziny ludzkiej. Zmierza do tego różnymi drogami – pozwala na przykład śnić na jawie sen o narodach. Oczywiście, te dziwne sny na jawie tylko pozornie opowiadają o Polakach, Litwinach, Białorusinach, Ukraińcach, Czechach, Słowakach, Rosjanach czy Niemcach, w rzeczywistości opowiadają one o ludziach w całej ich geograficzno-historycznej konkretności.
6. Maria Janion przez wiele lat analizowała sen romantyczny. Razem z Mickiewiczem, Słowackim i Krasińskim śniło go wielu im współczesnych, ale śniło go również wielu ich wnuków i prawnuków… Jeszcze niedawno śniliśmy go razem, zresztą nie bardzo wiedząc, co śnimy. Czyż bowiem zdawaliśmy sobie sprawę, że za polskim doświadczeniem kryje się w nim doświadczenie ogólnoludzkie? Za polskim doświadczeniem klęski – ogólnoludzkie doświadczenie klęski? Maria Janion pisze, jak ten sen wykorzystał w swoim powieściopisarstwie Joseph Conrad, syn polskiego zesłańca, „ostatniego dramaturga romantycznego”. Okazuje się zatem, że śniliśmy go dostatecznie głęboko – aż prześniliśmy.
7. Śniliśmy również z Sienkiewiczem, a mniej gorliwie z Wyspiańskim i z Żeromskim, a z innymi? Norwid, Brzozowski i Irzykowski śnili już osobno. Były to sny półjawne. Mimo swojej nocnej intensywności – przepadły w świetle dnia. Ile z nich przepadło na zawsze? Czy na zawsze przepadł sen Teodora Parnickiego? Nasza kultura – w jakimś sensie przecież religijna, ale nie teologiczna – okazuje się wciąż bezradna wobec powieściopisarstwa może nie religijnego, ale z całą pewnością teologicznego. Kultura nie absorbuje bowiem wszystkich snów. Również jej gleba nie zawsze pozwala rozwijać się narodom.
8. Co się z nami stało? Czy istniejemy jeszcze jako wspólnota kulturowa? Wspólnota, którą integrują wspólne sny na jawie? Ilu z nas śni razem z Gombrowiczem, Mrożkiem? Ilu z Różewiczem? Ilu z Miłoszem? Ich książki ukazują się w dużych nakładach, trafiły nawet do lektur szkolnych, ale przecież nie zasypiamy nad nimi. Nie śnimy z nimi razem. Ich strachy nie są naszymi strachami, ich pocieszenia naszymi pocieszeniami. Ich wielkość nie jest naszą wielkością, ich małość – naszą małością. Może to normalne? Może to wreszcie normalne? Może kultura nie potrzebuje już narodów, aby objawić człowiekowi prawdę o nim samym? Gombrowicz pisał: „Poniedziałek: Ja. Wtorek: Ja” etc. Czy potrzebujemy pośrednictwa narodu, aby stanąć wobec Gombrowicza jak inne „ja”? Odpowiedź – wbrew pozorom – nie jest prosta.
9. A co ze snem Karola Wojtyły? W jednym ze swych młodzieńczych dramatów napisał: „Nędza człowieka jest głębsza niż zasób wszystkich dóbr”. Co ma z tymi słowami począć zbiorowość dopiero co dopuszczona do udziału w produkcji dóbr i – przede wszystkim – ich konsumpcji? Nie wystarczy, że zepchnie je do podświadomości – ta daje o sobie znać w snach, a snów przecież nie można kontrolować. Można jednak nie śnić na jawie, można zapanować nad kulturą, ubezwłasnowolnić ją, pozbawić znaczenia.
10. Zdaje się, że to właśnie robimy.
Andrzej DOBROWOLSKI
Andrzej Dobrowolski. Urodzony w 1961 roku. W latach 90. pisywał recenzje literackie, przede wszystkim dla tarnowskiego „Religioni et Litteris” i wrocławskiej „Odry”. Zajmuje się głównie pracą edytorską. Mieszka w Tarnowie.
„Nasza Rodzina”, nr 9 (636) 1997, s. 6-7.