Słowo i ciało

Bez tytułu (Liseux, 2014) © Ewa Estera Lipiec

Co naprawdę istnieje? W jaki sposób powstało? I po co? Kim jest człowiek? Kiedy i jak się pojawił? Dlaczego rodzi się i umiera? Żyje tylko tu i teraz? Życie jego sięga dalej, poza doczesność i doświadczaną, rozpoznawalną rzeczywistość? Co jest ponad? Co albo kto jest siłą sprawczą, źródłem istnienia? I dlaczego „stało się to, co się stało”?

Co się działo, zanim się pojawiliśmy, mniej więcej potrafimy dociec, a przynajmniej mamy swój obraz przeszłości i pojęcie o świecie. Im bardziej jednak zagłębiamy się w szczegóły – dotyczące chociażby własnej historii – tym więcej pojawia się pytań i wątpliwości. Dojście do konkluzji, ustalenie faktów, przysparza częstokroć niemało trudności. A co dopiero mówić o tym, czego – w gruncie rzeczy – nie da się do końca wyjaśnić ani ludzką wyobraźnią objąć?

Wydarzenie, jakie miało miejsce ponad dwa tysiące lat temu, było i pozostanie zagadką. Nie bez powodu jest przedmiotem wnikliwych studiów i analiz, nie tylko biblistów czy teologów, lecz przedstawicieli wielu nauk, jak i każdego, kto poważnie podchodzi do tzw. prawd wiary.

„Na początku było Słowo” – czytamy w czwartej Ewangelii. Na przełomie VI i V wieku przed narodzeniem Chrystusa Heraklit mówił o Słowie-Logosie jako odwiecznym pierwiastku rzeczy. Gdy św. Jan, parafrazując pierwsze wersety Genesis, tworzył swój Prolog, wyznawcy i interpretatorzy Talmudu głosili, że przed stworzeniem nieba i ziemi istniały: Prawo (Tora), pokuta (teszuwa), ogród Eden, miejsce gehenny, Tron Chwały, święty Przybytek i Imię Mesjasz. Św. Jan znał te silnie zakorzenione przekonania. Nieobce były mu również nauki Filona, autora dzieła O wieczności świata, ale – w przeciwieństwie do słynnego, starożytnego kaznodziei z synagogi w Aleksandrii – Logos to nie hipostaza bóstwa, lecz pozostająca w bliskości Boga, zarówno kosmiczna jak i etyczna siła sprawcza, która jest prawdziwą Jego epifanią.

Istnieje kluczowe dla żydowskiej Kabały pojęcie sefirot, objawienia się woli Bożej. Według niego wola Boga oznacza zarazem Jego działanie. Z sefirot łączą się takie pojęcia jak dabar, Słowa jako zobowiązania, oraz (pojawiające się od XIII w żydowskiej mistyce) dewekut, przylgnięcia do Boga. W tradycji hellenistycznej i w teologii apofatycznej zawsze mocno było zakorzenione przekonanie, że nie da się uciec od Nieskończoności. Boskość była i zawsze pozostanie – jak to ujął na przełomie V i VI wieku Pseudo-Dionizy Areopagita – „ponad wszelką możliwością orzekania”, ale też naszym celem jest zjednoczenie z Bogiem, a nie poznanie. Dwudziestowieczny spadkobierca autora „Corpus Areopagiticum”, austriacki sceptyk Ludwig Wittgenstein ujął to w następujący sposób: „Nie to, jaki jest świat, jest tym, co mistyczne, lecz to, że jest”. Autor „Traktatu logiczno-filozoficznego” był przeświadczony, że sensu świata nie odnajdzie się w nim samym, lecz trzeba go szukać poza nim. Z kolei zmarły w 1987 roku ks. Franciszek Blachnicki lubił powtarzać, że wszyscy jesteśmy powołani do głoszenia Słowa, ale musimy pamiętać, że jest ono ΦΩΣ ΖΩΗ, że „za Słowem stoi najpierw Bóg ze swoją wolnością”, ze swoim pragnieniem przybliżenia się do człowieka. Twórca Ruchu Światło-Życie przekonywał, iż „musimy w tajemnicę Słowa głęboko wniknąć i przybrać właściwą postawę wobec Słowa, i we właściwy sposób to Słowo przekazywać innym, żeby mogło się poprzez tak głoszone Słowo dokonać spotkanie w wolności między Bogiem, który poprzez Słowo wzywa i chce udzielać Siebie”. Żadne nawracanie na siłę niczego nie da. Liczy się żywe Słowo, liczy się świadectwo. Moglibyśmy powiedzieć: liczy się nie tyle zadeklarowane credo, co owo przylgnięcie, bliskość, utożsamienie z Bogiem. Ono sprawia, że promieniują, przemieniają się ludzkie umysły i serca.

„O jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna radosnej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, który obwieszcza zbawienie, który mówi do Syjonu: «Twój Bóg zaczął królować». […] Zabrzmijcie radosnym śpiewaniem, wszystkie ruiny Jeruzalem! Bo Pan pocieszył swój lud, odkupił Jeruzalem” – nawoływał prorok Izajasz. W wigilijną noc papież Franciszek zaapelował o prostotę, nieobojętność „w obliczu każdej potrzeby”, „cierpliwą wierność”, otwarcie się na prawdziwe światło. Stwierdził, że „dzisiejszy świat potrzebuje czułości”, bliskości Boga, a nie zarozumiałości, pychy, przemocy czy nienawiści. Potrzebny jest powrót do samych podstaw, zasadniczych dla każdego chrześcijanina kwestii. Jeśli naprawdę wierzymy, iż Słowo ciałem się stało, to i – dzięki nam – inni powinni poczuć, że Bóg jest blisko, że wciąż czeka. Zaprasza do autentycznego spotkania: „gdy błądzimy, Bóg poprawia historię i prowadzi nas naprzód, zawsze krocząc z nami. […] Jeśli nie jest to dla nas jasne – mówił wcześniej Papież – nigdy nie zrozumiemy Bożego Narodzenia, Wcielenia Słowa Bożego”.

Z nieba dotarł do nas Głos – bereszit bara Elohim – wiele ukazało się nam znaków i nastał już czas, żeby zajaśniało i ciągle na nowo rozbłyskało światło Słowa.

25-12-2014

Marek WITTBROT

Marek Wittbrot – w latach 1991-1999 prowadził „Naszą Rodzinę”, obecnie zaś jest redaktorem „Recogito”.

Recogito, nr 77 (wrzesień-grudzień 2014)