Homilia z okazji 50-lecia święceń kapłańskich księdza Witolda Urbanowicza SAC
Wiciu drogi, dobrze wiesz, że ten dzień mógłby wyglądać zupełnie inaczej! Dziś sobota, mógłbyś na przykład wiązać krawat na ślub wnuka lub liczyć blizny i butelki pod mostem Alexandra. A nawet spoczywać już w wiecznym pokoju na zacisznym cmentarzu w Zarzeczu lub w pobliskim Osny. Przecież na szóstkę wyświęconych razem z tobą, dwóch już nie żyje (Dutkiewicz i Świerkosz). Ale ponieważ jest jak jest, zacznę od wierszyka, którego mógłbyś być autorem.
„To było dobrych 50 lat. Naprawdę!
Bóg nie doświadczał mnie ponad miarę moich sił.
Ludzie, którzy mnie kochali, nadal mnie kochają.
Niektórzy z nich bodaj nawet bardziej.
Ci, dla których zrobiłbym wszystko,
chcieli ode mnie niewiele.
Niszcząca miłość trzymała się ode mnie z daleka.
Dobra była blisko.
Mniej lub bardziej skutecznie,
wymykałem się złym siłom, żądzom i udręce.
Choć mrok był mi dobrze znany,
słyszałem też, i to nie raz, szepty Aniołów.
Bolało mnie tylko wtedy, kiedy miało boleć.
Na tyle mocno, by mnie złamać.
Na tyle miłosiernie, by mnie nie załamać.
Choć wielokrotnie zasypiałem ze ściśniętym gardłem,
równie często budziłem się zdrowy i silny.
Pycha i chciwość nie miały do mnie dostępu.
Chorowałem inaczej.
Zawsze było we mnie pragnienie, by iść dalej,
ku wyznaczonej mecie,
w stronę Tego, który mnie zdobył.
Jemu cześć i chwała na wieki wieków!”
Właściwie, mógłbym tutaj zakończyć. Papież Franciszek zaleca w adhortacji Radość Ewangelii, aby homilia była treściwa i krótka. Dwa dni temu przemawiając do Episkopatu Sycylii mówił: „Nie wiem jak księża sycylijscy głoszą kazania: czy głoszą tak, jak sugeruje Evangelii gaudium, czy też tak, że ludzie wychodzą na papierosa, a potem wracają? Te kazania, w których mówi się o wszystkim i o niczym… Pamiętajcie, że po ośmiu minutach uwaga słabnie, ludzie chcą treści. Myśl, uczucie i obraz, aby starczyło na cały tydzień”.
Prawdopodobnie nie uda mi się zmieścić w 8 minutach, bo mam jeszcze w zapasie jeden punkt. Dotyczy on po części jubilata, a po części patrona dnia dzisiejszego. Otóż, pod datą 11 czerwca Kościół wspomina św. Barnabę, współpracownika Pawłowego. 11 czerwca 1972 roku to była również sobota, i również Kościół świętował Barnabę. Jesteś więc Wiciu wyświęcony w cieniu Apostoła z drugiej linii. Faktycznie, Barnaba nie jest jednym z Dwunastu. Tytuł Apostoła nadała mu tradycja za jego zaangażowanie u boku św. Pawła. A przecież to on wywindował Pawła. To on był gwarantem jego nawrócenia dla wspólnoty chrześcijańskiej, która nie dowierzała dawnemu prześladowcy (por. Dz 9, 27). To on udał się do Tarsu, gdzie Paweł się wycofał i schronił, aby go odszukać i przyprowadzić do Antiochii. Spędził tam z nim cały rok. A później odszedł na drugą linie przywracając niejako Pawła Kościołowi i przyczyniając się do realizacji jego misji Apostoła Narodów.
Niełatwa to rzecz pozostać gorliwym i skromnym bez rozgłosu, w cieniu innych. Nawet ten twój złoty jubileusz jest jakby w cieniu… Angażować się pełną parą w życie Kościoła i wspólnoty bez pretensji do tytułów, funkcji i stanowisk. Robić swoje, czerpiąc siłę z tego, że jestem jednym z…. Nie narzekać, nie urągać, być dobrym.
W rzeczy samej, Dzieje Apostolskie potwierdzają, iż Barnaba pozostawał zawsze człowiekiem „dobrym, pełnym Ducha Świętego i wiary” (Dz 11, 22-24). Wierzył w ludzi i głęboko tkwiące w nich dobro. To dobro wyzwolił nie tylko w Pawle, ale również w Marku. Zresztą, imię Barnaba, oznacza „Syn Pocieszenia” (Dz 4,36). Był pocieszycielem, pokrzepicielem, bratnią duszą…
Pocieszać można na wiele sposobów. Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii sugeruje, iż ewangelizacja winna być przeniknięta pocieszaniem poprzez wyzwalanie dobra w człowieku, i to w każdym wymiarze jego życia: uzdrowienie dla chorych, życie dla umarłych, oczyszczenie dla nieczystych czy wolność dla zniewolonych wewnętrznie. To właśnie mają dawać uczniowie Pana Jezusa tym, do których zostają posłani. I mają to robić za darmo: „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”. Nie można bowiem dawać czegoś, czego się nie otrzymało, czego się nie ma!
Wiciu drogi, od 50 lat starasz się wyzwalać dobro w ludziach. Czynisz to na różne sposoby: modlitwą, gościnnością, poczuciem humoru, a przede wszystkim sztuką. Dwa lata temu, z okazji twojej 75. rocznicy urodzin, pokusiłem się nawet na opisanie tej twojej specyficznej misji apostolskiej w trzech odsłonach: Czeladnik pragnień, Pustelnik w mieście i Mistrz polifonii. Można przeczytać ów felieton w Okruchach pallotyńskich znad Tybru lub w „Recogito” (https://www.recogito.eu/witold-urbanowicz-nienasycony/). Nie będę się powtarzał. Chciałbym natomiast dorzucić do tego portretu jeszcze jedną cechę: „wyzwalanie dobra przez sztukę”.
Sztuka ma oczywiście za zadanie zmuszać do myślenia. Jest tworem, który może fascynować, a zarazem odpychać swoją złożonością, tajemnicą, wieloznacznością i odpowiadaniem na pytania poprzez zadawanie pytań. Innymi słowy, w sztuce wszystko jest możliwe. Potrafi ona bulwersować, szokować czy przepełniać smutkiem, ale potrafi też koić, uspokajać, napełniać radością i wyzwalać dobro.
Nie da się zaprzeczyć, że artyści za pomocą swoich tworów rozmawiają z nami, odbiorcami. Chcą przekazać nam wiele emocji i myśli i tylko od nas zależy czy te wiadomości przyjmiemy, dostrzeżemy i docenimy. Komunikacja w sztuce istnieje od zawsze, bowiem od zawsze – za pomocą swoich dzieł – artyści pragnęli nauczać, przestrzegać, czasami straszyć, bawić i pocieszać. No właśnie, pocieszać!
Nie wiem czy już zauważyliście, że Witek bardzo lubi ów czasownik i często pyta: „Czym by cię tu pocieszyć”? „Jakby was pocieszyć”? „No i co, pocieszyło”? Nie jestem do końca przekonany, że świadomie wchodzi w ten sposób w misję wyznaczoną mu przez patrona dnia jego święceń: Barnabę, syna pocieszenia!? Ale wiem, że chce pocieszać. Stara się pocieszać.
Starając się pocieszać, musimy pamiętać o własnych ograniczeniach po to, aby nie wchodzić w rolę mesjasza, w rolę Pana Boga i nie próbować pocieszać li tylko własnymi siłami. Trzeba też za wszelką cenę unikać tanich i łatwych pocieszeń, tych przed którymi przestrzega Hiob, jedna z ulubionych biblijnych postaci Witka: „Pocieszycielami wszyscy jesteście przykrymi – mówi Hiob do swoich przyjaciół. Zamiast koić, wszyscy dręczycie. Czy koniec już pustym dźwiękom? Co skłania cię do mówienia? I ja bym przemawiał podobnie, gdybyśmy role zmienili. Mowy bym do was układał, kiwałbym głową nad wami. Pocieszałbym was ustami, nie skąpiłbym słów współczucia” (Hi 16, 2-6).
Witek wie, życie go tego nauczyło, iż pocieszanie strapionych nie jest usługą czy religijną propagandą, ale uczynkiem miłosierdzia. Dlatego potrafi przytulić, dłoń uścisnąć i jakiś obrazek malowany lub drukowany do niej włożyć. Bo pocieszanie strapionych to również sztuka. Musimy o tym pamiętać, abyśmy nie byli „przykrymi pocieszycielami”, ale tak jak św. Barnaba „synami pocieszenia”. Czego sobie, Witkowi i wam życzę. Amen.
Stanisław STAWICKI
Paryż, 11 czerwca 2022 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie, Kamerunie, Kongo i Wybrzeżu Kości Słoniowej. Sześć lat spędził w Rzymie. Równie sześć w Paryżu, gdzie w 2003 roku na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres obronił pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i sposób życia Wincentego Pallottiego (1795-1850). W sierpniu 2021 powrócił do Paryża, gdzie rozpoczął pracę w parafii Świętych Jakuba i Krzysztofa w XIX dzielnicy zwanej „La Villette”. Jest autorem trzech pozycji książkowych w języku polskim: Sześć dni. Rekolekcje z Don Vincenzo (Apostolicum, Ząbki 2011), Okruchy pallotyńskie na dzień dobry i dobranoc (Apostolicum, Ząbki 2017) oraz Okruchy pallotyńskie znad Tybru (Apostolicum, Ząbki 2021).
Recogito, rok XXIII, czerwiec 2022