Tajemnica szczęścia. Złote lata duńskiego malarstwa

Christen Købke (1810-1848), Widok Dosseringen (1838) © København, Statens Museum for Kunst / SMK Photo /Jakob Skou-Hansen

Francuskie muzea rzadko prezentują duńskie malarstwo. Poza granicami własnego kraju długi czas bowiem nie wzbudzało ono większego zainteresowania. Ekspozycja w paryskim Petit Palais, L’Âge d’or de la peinture danoise [Złoty wiek malarstwa duńskiego] (1801-1864), stała się okazją do zaznajomienia się z najbardziej płodnym okresem w dziejach sztuki ojczyzny Hansa Christiana Andersena i Sørena Kierkegaarda.

Dwieście obrazów zaprezentowanych – jak ma to w zwyczaju większość francuskich muzeów – w bardzo interesującym sztafażu, to swoisty dialog z minioną epoką, ale też z otoczeniem, nade wszystko z naturą. Wcale nie musi być ona – jak pokazała parysko-duńska ekspozycja – groźna i nieprzystępna, typowa, jak mogłoby się wydawać, dla krajów Północy. W tak „wymodelowanej” scenerii prosta architektura, dokumentalny szkic czy zwykły rysunek okazały się niebanalnym odbiciem rzemiosła łączącego w sobie prostotę, surowość formy i linii, a jednocześnie malarstwa poszukującego nowego spojrzenia na świat.

Martinus Rørbye (1803-1848), Widok z okna malarza, (1825) ©.København, Statens Museum for Kunst / SMK Photo /Jakob Skou-Hansen

Hans Christian Andersen uważał, że „wszystko jest cudem, wszystko jest magią w codziennym życiu”. W sztuce duńskiej owa magia szczególnie uwydatniła się w pierwszej połowie XIX wieku. Próbowali ją uchwycić: Christoffer Wilhelm Eckersberg (1783-1853), Christen Købke (1810-1848), Martinus Rørbye (1803-1848), Constantin Hansen (1804-1880) oraz Johan Thomas Lundbye (1818-1848). Decydujący wpływ na wyżej wymienionych artystów miał najstarszy z nich, profesor i członek Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Kopenhadze. Eckersberg reprezentował szkołę romantyczno-klasycystyczną. Warsztat swój doskonalił we Francji i we Włoszech. Utworzona przez niego w 1820 roku szkoła plenerowa „ożywiła malarstwo duńskie”. Ten klasyk i zarazem romantyk fascynował swoich uczniów bezmiarem świata pełnego istotnych detali. „Dzięki swojej sztuce – jak często można usłyszeć – mocno osadzonej w przedstawieniach rzeczywistości położył podwaliny pod następne trzy lub cztery dekady duńskiego malarstwa, pomagając w ten sposób stworzyć złoty wiek sztuki duńskiej”. Niewątpliwie zintegrowanej z charakterystyczną kulturą tego kraju, gdzie zasadniczy i dominujący wpływ miało i do dzisiaj ma środowisko, jak i sam sposób życia.

„W duńskim złotym wieku nie było nic pompatycznego. Zakorzeniony w surowości i w wąskich horyzontach, które cechowały Duńczyków, czerpał swoje tematy z życia codziennego i odzwierciedlał dyskretne północnoeuropejskie wnętrza, odznaczające się umiarem, konwencjonalnością i funkcjonalnością” – pisała biografka Andersena.

Paryska ekspozycja odsłoniła przed widzami stonowaną paletę barw, charakterystyczną dla duńskiego złotego wieku, nierozerwalnie połączoną z kolorami Północy: intensywnym światłem i jego refleksami. Można je odnaleźć w okolicach Øresund, ale też na płótnach powstałych podczas wędrówek duńskich malarzy po Italii i Francji. Światło Południa stawało się często kontrapunktem dla ciemnych i szarych tonacji, towarzyszących niemal na co dzień mieszkańcom północnej Europy. Widać to wyraźnie na obrazie Eckersberga z 1815 roku, zatytułowanym Pejzaż widziany przez trzy łuki Koloseum. Namalowany przez artystę po powrocie z Italii obraz otworzył nowy rozdział malarstwa plenerowego, wcześniej nieznanego w duńskiej sztuce. Złudzenie optyczne wywołane ogromnych rozmiarów prospektem, towarzyszące scenografii paryskiej ekspozycji, wzmocniły trzy ogromne łuki rzymskiego Koloseum. Jak gdyby wyjęte z obrazu Duńczyka, zdają się one wielką antyczną bramą, za którą ukazuje się zaczarowany malarski świat. Świadome „poszerzenie” przestrzeni wprowadziło zapewne niejednego widza w „intymny, subtelny i nastrojowy styl – czysty impresjonizm, odkrywający poezję życia w najzwyklejszych miejscach […], odnajdujący wielkie prawdy w najmniejszych detalach”.

Owe „wielkie prawdy w najmniejszych detalach” można odnaleźć także w dziele Martinusa Rørbye zatytułowanym Widok z okna artysty z 1825, gdzie „kontrast podkreśla antynomię między spokojem domu a zagrożeniami i pokusami wielkiego świata”, bądź na obrazie  Christena Købke Widok z Desseringen w pobliżu jeziora Sortedam w kierunku przedmieść Norrebro z 1838, który był – jak zauważyli krytycy sztuki – ważny dla rozwoju malarstwa romantycznego. Ta, wydawałoby się, mało znacząca scena rodzajowa kryje w sobie głęboki podtekst. Jej bohaterkami są dwie kobiety stojące nieruchomo na pomoście. Zapatrzone w dal dostrzegają na horyzoncie inny brzeg, w którego stronę kieruje się łódź z pasażerami. Duńska flaga na szczycie wysokiego masztu, umocowanego przy drewnianej konstrukcji, stała się dopełnieniem malarskiej koncepcji. Christen Købke tym dziełem stworzył wyidealizowaną wizję Danii, bardzo charakterystyczną dla całej epoki. On też spojrzeniem przez przysłowiowe okno, drzwi czy otwartą bramę, jak pokazała jego praca z 1834 roku zatytułowana Widok od strony cytadeli, kadruje bliższą i dalszą perspektywę, oglądanego przezeń rzeczywistego obrazu.

Constantin Hansen, kolejny uczeń Eckersberga, odkrywał podobny rodzaj poezji w scenach życia codziennego, pełnych humoru, jak i intymności. Wyprawy nad północne fiordy były dla wielu duńskich twórców odkryciem dzikich wrzosowisk, dolmenów, przyrody idealnej, nienaruszonej ręką ludzką. Urbanizacja miast zmieniała pejzaż, ale nie tylko ona. Zgubne konflikty zbrojne zobowiązywały do rekonstrukcji i odbudowy miast, co nie pozostało zauważone w sztuce. Søren Kierkegard twierdził, że „nasze ziemskie życie z pewnością jest bólem, lecz drzemie w nim możliwość radości’’. Tę radość znajdowano w tematach z pogranicza, takich jak most, dom, powozownia, portowe doki, zamieniając je dzieła sztuki. Biła z nich nostalgia za światem, który pod wpływem industrializacji i modernizacji powolutku odchodził w zapomnienie.

Peter Christian Skovgaard (1817-1875), Pole owsa w Vejby (1843) ©.København, Statens Museum for Kunst / SMK Photo /Jakob Skou-Hansen

Szczególnie duńskie pejzaże skłaniają do kontemplacji, ponieważ wyczucie światła w manierze malarskiej intensywniej wpływa na nastrój obrazu. Obserwacja nieba, z chmurami i bez nich, z kolorami, gdzie ledwo widoczny róż współgrał z bladoniebieskim odcieniem, a szarość rozmywała się w bieli i błękicie, gdzie pole obsiane owsem, jak na obrazie Petera Christiana Skovgaarda (1817-1875) Pole owsa w Vejby, stapiało się nieuchronnie z gęstwiną drzew, a wszystko brało swój początek ze wspólnych relacji artystów duńskich z ich kolegami od nauk przyrodniczych, studiowania topografii i cech charakterystycznych jedynie dla tej populacji.

Patrząc na sztukę każdego kraju, nie należy ignorować jej historii, sytuacji politycznej i społecznej. Lata XIX wieku przyniosły Danii wiele niekorzystnych zmian terytorialnych, utratę wpływów politycznych, bankructwo państwa, wojny z sąsiadami, jednak – jak pisała Jackie Wullschläger – „sztuka i literatura przyciągały Duńczyków jak magnes”, a dosyć duża ilość talentów „nadawała charakter Kopenhadze”. Ogólnie pojęta kultura stawała się motorem napędzającym dla „zrezygnowanego, skupionego na sobie narodu”.

Wizja wielkiej i silnej Danii po klęsce z Prusami i Austrią w 1864 roku legła w gruzach. Oddanie księstw Szlezwiku i Holsztyna okroiło w 40 procentach terytorium duńskie. Strategiczna klęska nie złamała patriotycznego ducha klas wyższych czy mieszczaństwa. Odtąd patronat nad kulturą należał do nich.  Historia malarstwa duńskiego po tym czasie przekazuje nam obraz cnót patriotycznych do momentu, kiedy to nowoczesne malarstwo z lat 1870 zdobywa przewagę nad ostatnimi śladami złotego wieku, zostawiając nam na zawsze ten jego pogodny obraz.

Prawdopodobnie człowiekowi do szczęścia nie potrzeba wiele. Wystarczy słońce, specyficzna mentalność, kultura osobista i ,,gen szczęścia”. Tę zasadę Duńczycy wyznają od wieków. Mienią się oni najszczęśliwszym narodem świata. Trudno powiedzieć, iż słońce jest tam ciągłym zjawiskiem, ale mentalność i kultura duńska na pewno jest specyficzna i to ona wspierana, jak uważają niektórzy naukowcy, w tym badacze z Uniwersytetu w Warwick, tak zwanym genem 5 HTT wyróżnia naród Północy spośród innych populacji.

Zagadkowej „tajemnicy szczęścia” doświadczyła na własnej skórze Helen Russell, brytyjska dziennikarka, która w początkach XXI wieku, porzucając londyńskie pielesze, na pełne 12 miesięcy przeniosła się do Jutlandii, chcąc zweryfikować jedną ze śmielszych światowych opinii, dotyczących duńskiego szczęścia. Bystra i wnikliwa obserwatorka życia, na co dzień i od święta, nie doznała większych rozczarowań, gdyż mieszkańcy, z którymi się spotykała i rozmawiała, dzielili się swoim szczęściem, interpretując je na swój, wiadomy sobie sposób. Duński pragmatyzm, jak się okazuje, ma swoje zalety, ale i wady. Do pełni zadowolenia potrzeba tylko tyle, a może aż tyle: ufności, dbania o schludność i małe przyjemności, korzystania ze swego ciała, stwarzania wyjątkowości otoczenia, skupiania się na tym, co ważne, bycia dumnym, kochania rodziny, szanowania pracy, tej męskiej i tej żeńskiej, bawienia się i dzielenia tym, co masz, z innymi. Przykładowy, świecki dekalog, o którym możemy się dowiedzieć z książki autorstwa Helen Russell Życie po duńsku, jest programem na to, by „wielka Dania pozostała wielką Danią, gdzie wszyscy są sobie równi i nikt nie jest lepszy od innych”. O tym przecież marzyli bohaterowie wystawy L’Âge d’or de la peinture danoise, malarze duńskiego złotego wieku.

W kontekście duńskiego, XIX-wiecznego malarstwa, które wniosło „głęboką prawdę i realizm do obserwacji życia duńskiej prowincji”, będąc jednocześnie „przesyconym romantycznym duchem mistycyzmu”, a także w oryginalności spojrzenia brytyjskiej dziennikarki, z naszego stulecia na dokonania, historię i mentalność narodu z jutlandzkiego półwyspu, można dostrzec więcej niż pozorny spokój, parafialną kulturę i zaściankową mentalność.

Anna SOBOLEWSKA

Paryż, wrzesień 2020

Anna Sobolewska – urodziła się w Białymstoku. Studiowała pedagogikę w Krakowie. Współpracowała między innymi z paryską Galerią Roi Doré i ukazującymi się we Francji czasopismami: „Głos Katolicki” i „Nasza Rodzina”. W roku 2015 w Éditions Yot-art wydała książkę Paryż bez ulic. Jocz, Niemiec, Urbanowicz i inni. Od ponad trzydziestu lat mieszka w Paryżu.

Recogito, rok XXI, wrzesień 2020