W odosobnieniu

Teresa Tomsia z Juniorem (Poznań, 2019) ©Eugeniusz Tomsia

       Z przesłaniem dla M. W., który często gościł w naszym poznańskim domostwie,  zanim przygarnęliśmy porzuconego Juniora.

 

Im bardziej chcę wypowiedzieć, co odczuwam i dostrzegam, tym słowo jest cichsze, niedostępne – nie pojmuję, co chce mi przekazać w sobie tylko znanym języku. Szukam odpowiednich określeń; zmaterializowany na kartce namysł nad tą właśnie chwilą jest moim prawem do trwania w słowie i wypełniania kolejnych sekund łuszczących się z wolna. Nie wiem jednak, gdzie podział się klucz, szukam go nadaremnie – wszystko jest luźne, niedopasowane. Usta zamykają się, a serce wciąż otwarte. Ściskam je mocno: ustąp, szare komórki gromadzą argumenty. Nie wiem, gdzie zapisano szyfr, którego nie mogą dostrzec moje oczy. Jakie głosy i znaki ukryto przede mną. Kto?

Odosobnienie staje się w obecnych czasach koniecznością, gdy coraz więcej spraw załatwiamy przez telefon czy komputer – wprawdzie docierają krajowe wysyłki książek, czasopism i tradycyjnych listów, a jednak gdy nikt nie puka do drzwi, nie dzwoni i coraz częściej słychać pieśń żałobną, zaczynamy odczuwać pustkę, towarzyszy nam niepewność i oczekiwanie na przemianę. Głos przyjaciela w słuchawce działa w tym czasie ożywczo jak woda na pustyni, dodaje otuchy i choć przypomina o niekonieczności trwania, w dniach kwarantanny uszczęśliwia, bo szczęśliwi bywają ci, którzy potrafią okazać wdzięczność i przyjąć ją bezwarunkowo, a gest przyjaźni czy napisanie listu jest dla nich czymś oczywistym.

W odosobnieniu dostrzegamy także wyraźniej potrzeby naszych małych przyjaciół, a takim właśnie towarzyszem domowej egzystencji jest stary pies Junior przygarnięty czternaście lat temu przez naszą córkę Monikę, gdy była studentką i w chorobie potrzebowała wsparcia, szlachetnego impulsu. Niewielki biały pudel został porzucony, a następnie podrzucony komuś przez niegodnego hodowcę, bo urodził się z wadami. Okazało się jednak, że szczeniak jest dzielny i ma charakter, od razu nas zaakceptował, gdy z pudła wyjęto go rozczochranego i zziębniętego na targu w lutym tamtego roku – do dziś zarządza domem, choć już jest niedołężnym seniorem. Niedowidzi, kuśtyka, przesypia pół dnia, lecz wciąż wie, co gdzie stoi, czego mu trzeba i co o określonej porze dnia się dzieje. Zorientował się, że ostatnio zmieniły się domowe zwyczaje, że nie wychodzimy razem do ogrodu na dłużej, tylko na chwilę wystawiamy go przed wejściowe drzwi i wracamy czym prędzej – wciąga wtedy zachłannie nosem wiosenne powietrze jakby chciał się nasycić nim na zapas. Oczywiście, pies przygarnięty przez dorastające dziecko, które kształci się i wyjeżdża tu i tam za pracą, musi sobie znaleźć ukochanego pana, któremu mógłby być wierny i powierzać swoje potrzeby, tak też się stało z Juniorem – przylgnął do mnie na zawsze. Przeżył wiele chorób i kilka koniecznych operacji, usuwanie zębów, po każdym zabiegu czekał na mnie, aż wrócę z pracy, żeby opatrzyć mu rany i nakarmić, nie dał się nikomu z rodziny dotknąć, tylko ja mogłam go nosić na rękach na zastrzyki i kroplówki, kąpać i wyczesywać, tak jest do dziś. Ze wszystkimi sprawami przychodzi do mnie, a po jego minie poznaję, o co mu chodzi. Gdy jest zatroskany i widzę, że cierpi, nie zwlekam, by pójść z nim do weterynarza, gdy się oblizuje, to znaczy, że czeka na deser. Obecnie, w czas odosobnienia, okazuje się wiernym przyjacielem, który umila mi każdego dnia samotne godziny. W przyjaźni nie trzeba o nic prosić, to się dzieje naturalnie, wystarczy, że się poruszę, a Junior już jest przy mnie. W ubiegłym roku jeszcze dawał radę podskoczyć i położyć przednie łapy na moich kolanach, dziś już nie jest w stanie, więc przysiada na chwilę przy nogach, a potem kładzie się jak najbliżej.

Kilka lat temu odwiedził nas Rafał Żebrowski ze swoją książką o wuju (Zbigniew Herbert. „Kamień na którym mnie urodzono”, PIW, Warszawa 2011). Byliśmy tak zadowoleni ze spotkania z przyjacielem i zajęci obiadową rozmową, że na chwilę zapomnieliśmy o Juniorze, a tymczasem pies był jak zwykle blisko i strzegł nas przed wszelkim złem. I zdarzyło się, czego nikt się nie spodziewał – gdy nasz miły gość wstał od stołu, by mi pomóc zanieść do kuchni talerze, Junior chwycił go za nogawkę spodni i nie puszczał. Problem był taki, że za dwie godziny Rafał miał wystąpić z prelekcją dla maturzystów w poznańskim liceum, kupienie nowych spodni nie wchodziło w rachubę. Tylko ja znam serce naszego domowego stróża, pochwaliłam go, że dobrze pilnuje domu i otrzyma za to smakołyk, było po kłopocie. Do dziś Rafał pamięta w listach o starym pudlu i prosi, aby w jego imieniu dać mu coś smakowitego na ząb, co też z radością czynię.

Ksiądz-poeta Jerzy Szymik zauważył w Rekolekcjach paschalnych z 2005 roku: „Jeśli chcemy naśladować styl Jezusa, próbujmy zamieniać ziemię w niebo dla drugich. Nie jest tak, że im bardziej chrześcijanin wpatruje się w niebo, tym mniej dostrzega ziemię. Jest dokładnie odwrotnie – wpatrując się w Zmartwychwstałego, przemieniamy ziemię w niebo. Chrześcijaństwo jest religią, która się ostatecznie zawsze sprawdza w konkretach najprostszych. W sytuacjach prostej miłości – kiedy trzeba powstrzymać swoją „zmierzłotę”, kiedy trzeba dać chwilę czasu drugiemu człowiekowi, kiedy trzeba coś stracić, aby bliźni coś zyskał, kiedy trzeba wnieść w czyjeś życie promień nadziei”.

Przyjaźni nie da się ostatecznie zdefiniować, bo jest zarówno wiernością jak i konsekwentnym czuwaniem, gotowością do poświęcenia swojego czasu i uwagi, jest otwarciem na przemianę. Pies skoczyłby w ogień za swoim ukochanym panem, a człowiek kalkuluje, kryguje się, przemilcza, często kierując się ambicją zamiast ofiarnością, nie jest skłonny odwdzięczyć się przyjaźnią za otrzymane dobro. Wiele jeszcze możemy nauczyć się od naszych braci mniejszych, ich serce bije mocno i szczerze w rytm natury. W odosobnieniu powraca pytanie: Jakie głosy i zagubione znaki warto odszukać w sobie?

Teresa TOMSIA

Teresa Tomsia – poetka, eseistka, autorka prozy dokumentalizowanej, tekstów pieśni i piosenek. Ostatnio wydała szkice literackie Niedosyt poznawania (WBPiCAK, Poznań 2018). Mieszka w Poznaniu.

Recogito, rok XXI, kwiecień 2020