W trzynastym rozdziale Dziejów Apostolskich święty Łukasz informuje nas, że w czasie pierwszej podroży misyjnej Pawła i Barnaby, Marek, który im towarzyszył, a którego świętujemy w dniu dzisiejszym, „wrócił do Jerozolimy, odłączywszy się od nich” (Dz 13, 13).
Ciekawe, że w swoich Listach Paweł nigdy nie wspomina o tym epizodzie, który przecież mocno zaważył na późniejszych relacjach pomiędzy nim a Markiem. Ba, nawet Barnaba został weń wciągnięty. Na szczęście Łukasz nie przemilczał wydarzenia. Dlaczego? Myślę, że chciał po prostu uświadomić nam, iż konflikty są wpisane w nasze relacje, i to z racji bardzo prostej: jesteśmy różni! Dlatego sam w sobie konflikt jest naturalny, normalny i neutralny. Dopiero to, co z nim robimy, nadaje mu wymiar moralny. Konflikt na linii Paweł-Marek został pomyślnie rozwiązany. Wspomina o tym zresztą sam Apostoł Paweł.
W rzeczy samej, w kilkanaście lat po tym co się wydarzyło, widzimy ponownie Marka u boku Pawła w Rzymie. Informuje nas o tym sam Apostoł w Liście do Kolosan: „Pozdrawia was Arystarch, mój współwięzień, i Marek, kuzyn Barnaby, co do którego otrzymaliście zlecenia: Przyjmijcie go, jeśli do was przybędzie” (Kol 4, 10). Również w Liście do Filemona Paweł wymienia Marka jako swego współpracownika: „Pozdrawia cię Epafras, mój współwięzień w Chrystusie, oraz Marek, Arystarch, Demas, Łukasz – moi współpracownicy” (Flm 24). I w końcu w Drugim Liście do Tymoteusza Paweł prosi go, aby mu sprowadził Marka: „Weź Marka i przyprowadź ze sobą; będzie mi przydatny do posługiwania” – precyzuje Apostoł Narodów (2 Tm 4, 11). Zatrzymajmy się nieco na Marku.
Przypomnę, że Drugi List do Tymoteusza jest ostatnim pismem i zarazem duchowym testamentem Apostoła Narodów. To ważne! W rzymskim więzieniu, u schyłku życia, u kresu sił, osamotniony, gdyż niektórzy z uczniów opuścili go umiłowawszy ten świat, a inni zostali przez niego odesłani do pracy misyjnej, Paweł sięga po kawałek pergaminu i stare pióro, by napisać ostatni list, w którym niejako podsumowuje swoje długie pielgrzymowanie: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”.
List jest bardzo wzruszający. Oto ten niestrudzony atleta, gladiator tysiąca walk, który „kulom się nie kłaniał”, pisze o swoich zwykłych, ludzkich potrzebach. Przynagla nawet Tymoteusza, aby przybył do niego jak najszybciej: „Pospiesz się, by przybyć przed zimą”, i żeby po drodze zabrał Marka.
Dlaczego Marka? Otóż jak w każdym więzieniu, i dla Pawła, czas jakby sie zatrzymał. Rozmyśla nad swoim życiem; nad swoim pielgrzymowaniem. Wspomina z pewnością apostolskie podróże w towarzystwie Barnaby i Marka. I tu się zatrzymuje! Powraca pamięcią do zgrzytu, jaki miał miejsce przed drugą wyprawą misyjną. Otóż w czasie pierwszej wyprawy Paweł i Barnaba postanowili przedrzeć się przez góry Tauru, do Antiochii Pizydyjskiej. Jakieś 200 km pieszo. Marek przeląkł się tej przygody. Nie czuł się chyba na siłach. Droga ta może zresztą zniechęcić nawet największych zapaleńców. Dla Pawła oczywiście nie było to wielkim problemem. Były to jego rodzinne strony. Urodził się w cieniu tych gór. Przemierzał je kilkakrotnie, i to w miejscach dużo trudniejszych.
Paweł zgrywa pewniaka: „Co to na harcerzy”! Ale Marka ta Pawłowa pewność nie przekonuje. Odłącza się od nich w Pamfilii i wraca do mamy; do Jerozolimy. Poza tym, zdaje się, że bardziej jeszcze niż lęk przed górami, Marka zniechęcały zbyt odważne plany Pawła i Barnaby, zwłaszcza projekt włączania pogan do nowej religii.
Kilka miesięcy po tym wydarzeniu, Paweł i Barnaba wracają z pierwszej wyprawy i opowiadają o tym, czego Pan przez nich dokonał wśród pogan. Marek, pewnie ze wstydem, słuchał tych opowiadań!? „Po kilku dniach, informuje nas Łukasz, Paweł powiedział do Barnaby: Wróćmy już i zobaczmy, jak się mają bracia we wszystkich miastach, w których głosiliśmy słowo Pańskie. Barnaba chciał również zabrać Jana, zwanego Markiem; ale Paweł prosił, aby nie zabierał z sobą tego, który odszedł od nich w Pamfilii i nie brał udziału w ich pracy. Doszło do ostrego starcia, tak że się rozdzielili: Barnaba zabrał Marka i popłynął na Cypr, a Paweł dobrał sobie za towarzysza Sylasa i wyszedł polecony przez braci łasce Pana”(Dz 15, 36-40).
I tak, pewnie przed całą wspólnotą, Marek został osądzony jako niegodny sługa Ewangelii. Stał się również przyczyną konfliktu, zdawałoby się wspaniałego tandemu apostolskiego, jaki stanowili Paweł i Barnaba. W jego curriculum vitae pojawiła się czarna plama: został wyrzucony z ekipy Apostola Narodów. Nie przez któregoś tam z Apostołów, ale przez samego Pawła, który najlepiej znał „ewangelizacyjne zaułki”.
Ze spuszczoną głową i zranionym sercem, Marek pójdzie inną drogą. Nawet to, że został zaadoptowany przez Piotra; że zredagował jedną z Ewangelii; że zakładał nowe wspólnoty chrześcijańskie – nie było w stanie zagoić tej rany. Wzrok i wyrok Pawła szły za nim jak cień; jak przeraźliwa zmora. Aż do tego dnia, kiedy Paweł, pod koniec swojej ziemskiej pielgrzymki, postanowił uregulować rachunki. Jednym z nich, był nierozwiązany konflikt z Markiem. Apostoł Narodów chciał umrzeć w pokoju ze wszystkimi. Dlatego też pisze do Tymoteusza: „Weź Marka i przyprowadź go ze sobą”.
Proszę zauważyć, że Paweł używa razem dwóch czasowników, chyba po to, aby podkreślić powagę swojej prośby: „weź” i „przyprowadź”. Pierwszy: „weź”, znaczy „schwytaj go”; „zdobądź go”; nie pozwól, aby się czymś wykręcił. Drugi: „przyprowadź” – wyraża jakieś gorące pragnienie Pawła, aby zobaczyć Marka, porozmawiać z nim, spojrzeć mu w oczy i wziąć w ramiona, pojednać się z nim, a przede wszystkim docenić niepodważalne zaangażowanie Marka w ewangelizację: „będzie mi bowiem przydatny do posługiwania”.
Paweł, który kilka lat temu ogłosił dogmat o nieudolności Marka do prawdziwej ewangelizacji, nazywając go tchórzem, zmienia swój punkt widzenia. „Chciałem ci powiedzieć Marku – zdaje się mówić, że jesteś bardzo przydatny do głoszenia Ewangelii. Przyznaję, że oceniłem cię zbyt pochopnie, myśląc, że nigdy nie dojrzejesz do statury prawdziwego apostoła. Wybacz mi, tę żałosną pomyłkę!”.
Niektórzy znawcy Pawła powiadają, że jest to najpiękniejszy rozdział, jaki Paweł napisał. Nie jest on zapisany atramentem, ale miłością! Paweł wiedział, że tylko w ten sposób może uzdrowić starą ranę, której sam był autorem. „Nie pozbywajcie się zbyt szybko waszych ran – radził francuski mistyk i poeta Joseph Lemarchand (1913-1980), piszący pod pseudonimem Jean Sulivan, one mogą – jeśli tylko prosić będziecie o łaskę i odwagę – skrzydeł wam dodać”.
Stanisław STAWICKI
Jamusukro, 25 kwietnia 2021 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 do 2020 roku był kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.W grudniu 2020 rozpoczął pracę w bazylice Matki Boskiej Królowej Pokoju w Jamusukro, od 1983 roku stolicy konstytucyjnej Wybrzeża Kości Słoniowej.
Recogito, rok XXII, kwiecień 2021