Metafory, które nas zachwycają, dopełniają świat, ale nie tłumaczą go i nie ocalają piszącego. Gdy zabraknie nadziei na przemianę, na rozrachunek z ułudą, a nie przybędzie odwagi dla porównania zysków i klęsk, któż dopomoże, skoro nie zaufamy swemu ciału, słowu i nie damy szansy działać duszy? Życie na co dzień wydaje się często szare, nieatrakcyjne, a zdobyta poetycka sława nie jest w stanie zrównoważyć grozy istnienia i trudnych zadań egzystencji, choć sfera poezji zdaje się obiecywać jakiś istotny ekwiwalent poczucia wartości lub zakorzenienia w niepewnej rzeczywistości, nawiązania relacji z ludźmi, którzy w trudnych chwilach zwątpień mogliby stać się ostoją.
Poezja Macieja Niemca na polskim rynku czytelniczym pojawiła się szerzej dzięki wydawnictwu poznańskich dominikanów „W drodze” w 1994 roku. Kilka lat wcześniej, w końcu 1987 roku, poeta opuścił Wrocław, gdzie współpracował z opozycyjnym podziemiem, ogłaszał wiersze i artykuły w „Biuletynie Dolnośląskim”. Wyjechał do Paryża na stypendium, tam pozostał na stałe, nie tracił jednak kontaktu z rodzimą kulturą, publikował w polonijnych pismach, realizował felietony literackie dla rozgłośni polskiej Radio France International, a jednocześnie ogłosił wiersze w krakowskiej Oficynie Literackiej (Cokolwiek, ponieważ, 1989). O jego życiu w ostatnich latach życia wiadomo niewiele – próbował uporządkować zaległe bytowe sprawy, przez jakiś czas znalazł przytułek w Domu Św. Kazimierza, szukał dla siebie powrotu do zaniechanych kontaktów, dawnych miejsc i serc bliskich ludzi, z którymi rozstał się przed laty. Nie zaglądał od dawna do redakcji „Recogito” przy rue Surcouf, choć bywał tam wcześniej częstym gościem i towarzyszem wieczornych spotkań artystów zaprzyjaźnionych z pallotynami, szczególnie z autorem posłowia do jego tomiku Kwiaty akacji.1 W nocy 25 stycznia 2012 roku poeta popełnił samobójstwo w wieku niespełna sześćdziesięciu lat – smutne, gorzkie, nieprzewidywalne doświadczenie nagłego braku osoby, a jednocześnie mieszczące się w zaskakującym stylu życia artysty kierującego się wyobraźnią pełną napięć i duchowego niepokoju, z pozoru niedostrzegalną skłonnością do samounicestwienia, do odebrania sobie miejsca w świecie, który go zachwycił i nie szczędził podziwu, ale nie przygarnął na tyle czule, by mógł w nim dłużej przetrwać.
„Nie zazdroszcząc tym, co nie muszą pamiętać, bo widzą,/ Ważę swoje życie i szukam czegoś, co je trzyma” – napisał poeta wiele lat temu w refleksyjnym rozważaniu Ogród w lutym (w: Kwiaty akacji, 1994). Poemat ten ujawnia eschatologiczny lęk przed nicością i zatrważa świadomością nietrwałości bytowania człowieka. Oto pozostajemy bezradni wobec tajemnego nurtu życia i lęku przed niewiadomym, na próżno buntując się przeciw prawom egzystencji i rozpadaniu się w proch – szukamy schronienia w metaforze, w języku symboli, w retorycznych pytaniach o możliwości przetrwania, aby pojąć sens obecności tu i teraz:
Czy niczego już nie zrozumiem, z obnażoną głową
Stojąc tu na zimowej ziemi, pewny jej oparcia
(Jak ktoś, kto, zamyślony, wracając z nieustannego
Pogrzebu godzin, pór, skłóconych ze sobą najprostszych
Podobieństw, sprawdza butem grunt, wytrzyma, nie wytrzyma)?
„Każdy wiersz Macieja Niemca jest dla mnie jakby smugą światła, przebijającą się przez różne zaułki, gąszcze i zakamarki duszy” – pisze w posłowiu do Kwiatów akacji Marek Wittbrot, który jako duchowny szczególnie stara się zrozumieć ludzkie lęki i napierającą ciemność. Zauważa, że wnętrze poety „trawi lęk przed dosłownością, przed uświadomieniem sobie, że egzystujemy mimo wszystko w pustce”. Trudy egzystencji wydają się często ponad siły, doświadczenie braku spełnienia czyni człowieka obolałym i rozdartym, jednak sztuka potrafi na chwilę uciszyć, ukoić poczucie nicości. Niepokój o sens istnienia wzmaga się w późniejszych zbiorach poetyckich, kolejna książka Ulica wód 2 kończy się znamienną strofą o nieustającym poszukiwaniu równowagi (Chcesz istnieć, wierszu?): „Pięknie, gdy/ rozpacz można pomylić/ z radością. Chcesz istnieć?/ – Nie odpowie na to wiersz/ (to, co się wciąż powtarza,/ to, czego nigdy nie było) –/ każde następne słowo/ przynosi ratunek i każde/ przynosi ból, brak/ puenty, brak opatrunku./ Chcesz istnieć?”.
Macieja Niemca fascynowało niewiadome, zjawiska nieodkryte spojrzeniem czy przeczuciem, żywioł ciemności nie do przekroczenia, który jest darem, ale też obciążeniem, niedosytem poznawania. Jego poematy są wielowarstwowe, z wielorakim kontekstem kulturowym i filozoficznym, wymykające się ostatecznym filologicznym definicjom, posiadające intensywny – jak to określił poeta – „stan nasycenia” emocjami ciemnymi, z powracającym motywem dymu przesłaniającego jasność widzenia, także z nastrojami sprzecznymi wobec zrównoważonego rytmu egzystencji. W żalu, że odszedł tak wcześnie, przywołuję postać Macieja Niemca, który – podobnie jak jego starsi paryscy przyjaciele-artyści: Jacek Bierezin, Michał Milberger, Paweł Jocz – wolny, niezależny, niepokojący niezgodą na świat taki, jaki jest – za wcześnie dołączył do grona Patronów naszych zwątpień i epifanii. Zapamiętam jego szczupłą sylwetkę w jasnoszarym prochowcu – poły płaszcza rozwiewa wiatr, gdy idzie szybkim krokiem trzymając tlący się papieros w smukłych palcach; śpieszy się na spotkanie przy Placu Zgody, liczy na rozmowę mającą przynieść w jego życiu nowe otwarcie. Gdy patrzę na pamiątkową fotografię, powraca we wspomnieniu dawne wakacyjne spotkanie malarzy i pisarzy w dworku Pawła Jocza w Cielcach pod Łodzią – siedzimy wszyscy na ganku uśmiechnięci, pełni ufności w łaskawość losu. Maciej w stylowym włoskim kapeluszu, oryginalny, dumny poeta, dowcipny towarzysz wieczornych spotkań przy winie, a jednocześnie osobny i osamotniony człowiek w trudnym zmaganiu się z zagadką istnienia, jaką nosił w sobie, zawsze stojący na granicy realnego i niemożliwego, zaglądający w przepaść niewiadomego. Odszedł tragicznie, był bowiem poetą niepokojącej wyobraźni, który metaforą przeciwstawiał się Nicości, notując szepty dnia i podszepty nocy, błyski i cienie kameralnej codzienności, aby ułożyły się w harmonijną całość. Z peryferyjnych miejsc i zdarzeń próbował scalić uniwersum i czynił to, dopóki starczyło mu sił, by zmagać się o sens, by nazwać niewyrażalną „historię śmierci” (Idolatria)3:
Bo historia śmierci jest nieznaną
historią żyjących, która potrzebuje ich losu,
żeby opowiedzieć siebie.
Siebie, nieistniejącą, która jednak żyje
w każdym cieniu naszego pragnienia
i w pragnieniach naszych cieni.
Dla której nasz los jest fikcją,
która pozwala mu trwać
i w której dokonuje się przeżywanie.
Los, którego chce śmierć,
jest bezpłatny i pomimo wszystkich brylantów
należy do wszystkich i do nikogo.
Bezpłatny los nie daje wygranej, zwykle on z nami
wygrywa. Jak twarz dawnej ukochanej, która po latach
pojawia się w jakimś peryferyjnym śnie.
Jednak nie były to wszystkie utwory poety. Tomik Geranium4 został wydany przez Instytut Mikołowski z podtytułem Ostatnie, czyli nowe wiersze z lat 2009 – 2011 i jest niespodziewaną nagrodą dla wiernych czytelników, dla których nagłe odejście autora ważnego autotematycznego wiersza Biel paryska5 okazało się bolesne, niewyobrażalne. Ciekawie plastycznie obmyślone wydanie z portretami poety podczas autorskiego wieczoru z białą kartką w dłoniach (fot. Jerzy Suchanek) wpisuje się w graficznie wysublimowany styl poprzednich publikacji jego poetyckich książek. Odczytać można ten ocalony pośmiertnie zbiór jako pozostawione pożegnanie z adresami i ludźmi, z młodością i legendą Paryża, gdzie Maciej Niemiec szukał swojego miejsca i odnalazł się jako poeta osobny. Od początku twórczej drogi w jego patrzeniu na rzeczywistość ważne były zapachy i cienie, intrygowała go gra światła i ciemności, a także bliska obecność kobiecego ciała nadająca sens przemijaniu – obraz piękna, którego nie sposób opisać, zatrzymać, znaleźć ostateczną odpowiedź. Zbiór poematów Stan nasycenia 6 w autorskim opracowaniu został wydany kilka miesięcy po tragicznej śmierci poety, gdy nie był już w stanie doznać więcej ani obronić się przed życiem w mieście spełnienia i niespełnienia jednocześnie. Toczył spory filozoficzne i eschatologiczne z sobą i całym światem, który widział w rozpadzie, w przemienianiu się w proch, w stawaniu się nicością (***Nareszcie wątpiąc):
„Nareszcie wątpiąc, że jednym słowem/ Mógłbym zadać koszerny cios ciemności/ Tego światła, które oślepia jadalną część mowy –/ Jej język na moim, dotykam jej dłoni, jest pusta;/ I że jadalna część ciemności wypowie/ To, czego nie mogło wypowiedzieć światło,/ Jego dłoń w mojej, jego język na moim;// Że jadalna część ciemności oślepiona światłem/ Kiedyś wypowie mój język, że dotyk jej dłoni/ W mojej nie zwątpi o tym, który nie potrzebuje/ Światła ani ciemności, którego rana wyschnie/ I uwolni swoją dłoń, jej dotyk w mojej. Mógłbym/ Jej zadać tę, która by nie była moją, ale bez niej/ Ile razy musiałbym całkiem sam umierać”.
W tomiku Geranium znajdujemy kontynuację wcześniej podejmowanych wątków: medytacja nad losem poety w świecie pozbawionym mitów, zmaganie się człowieka z pustką i grozą egzystencji, szukanie „bezgraniczności” w różnorodnych wizjach, udane i nieudane próby nawiązania trwałych więzi z kobietami, utrata, brak, niepogodzenie, bo jednostkowa prawda nigdy nie będzie upragnioną całością. „Niemiec w żadnej ze swych książek nie starał się być powiernikiem niczego, co nie jest przynależne pojedynczej roli jednostki, wpisanej w bezwzględne prawidła ujarzmiania jej przez świat najbliższy – świat surowych nakazów oraz tępych wyborów” napisał w posłowiu Maciej Melecki. Poeta z pietyzmem podchodził do formy utworów, starannie przygotowywał teksty do publikacji, poprawiał i uzupełniał. Język traktował jako narzędzie pracy i życia. W 1998 roku został laureatem konkursu Mistrz Polskiej Ortografii, słowniki miał za sprzymierzeńców. Uwagę przyciąga w tym zbiorze poemat Ogrody Trocadéro jako miejsce pielgrzymki ludzi ku pięknu, cudo kultury w połączeniu z naturą. Poeta wychodzi ze stacji metra niby Orfeusz wydobywający się z podziemia, „By spotkać inną” rzeczywistość, poezję, kobietę, swoją twarz, którą wciąż próbuje rozpoznać w wymarzonym wzorze, jednak żadne z nowych miejsc nie okazuje się tym oczekiwanym, ostatecznym rozwiązaniem zagadki bytu. Zobaczyć świat, czyli przymierzyć go do zapamiętanych obrazów, opowiedzieć siebie utraconego i pragnąć odzyskanego, gdyż drogą człowieka jest porażka, słabość, pęknięcie:
Wieża żarzy się
Pomarańczowo jak wygasająca rewolucja. Starcze
Usta Republiki śmieją się niepewnie głosem dziecka
Zapomnianego w piaskownicy, już zapisanego
Na bezsenność następnej generacji. Dziecko nie widzi
Mnie.
Widzieć i wiedzieć, przeżywać niedosyt poznawania i pragnąć wciąż poznawać więcej siebie, mocniej innych ludzi w sobie, doznawać nowych zapachów kobiet i kwiatów. Wiedza o świecie jest nieuchwytna, nauka niepewna, zwodnicza, nie dająca pewności celu. Pisanie i życie bywa poruszaniem się zboczem góry po obu jej stronach naraz, choć droga wydaje się prosta, teren wyboisty, a żaden przewodnik nie wskaże drogi. Zdeterminowane poetyckie ego próbuje odtworzyć mapę życia, przymierzyć wzór dzieciństwa do obecnego stanu. Nurtuje go to, co niewidzialne i nieosiągalne – wyprawa w nieznane, mroczne; wszystko się rozpada, wymyka, nie daje poczucia pewności, dlatego trzeba ufać wrażeniom, doznaniom chwili, gestom, zapachom, cieniom. Tytułowe „geranium” określa nazwę rośliny leczniczej o kwiatach dających ożywczy zapach. Zmysły nie kłamią, węch i dotyk pomagają doświadczać istnienie. Dawne obrazy nakładają się na nowe złudzeniem trwania, a jednak człowiek – jak przypomina wcześniejszy wiersz Flogny, tego dnia i tego poranka7 – czuje się niepewny w swoim egzystowaniu niszczonym przez czas, zagrożony w poznawaniu: „obcy wobec widzialnego”; „Nicość biegła nieustannie/ pomiędzy liśćmi i źdźbłami”. Widzenie – zauważa poeta w autobiograficznym wierszu z tomiku Geranium – daje iluzję posiadania przestrzeni życia, a gdy przyjdzie pora, znika wraz z nim. Jedynie tę jedną chwilę spojrzenia na świat można ocalić w metaforze: „To było dawno// a później nadeszła chwila, jakiś sezon, kiedy dojrzałem/ do gniewu, później do obojętności, do porozumienia z sobą,/ że los będzie ciemnym zapisem na białych kartkach papieru,// odwrotnie, niż los bielejących w ciemnej nocy gwiazd” (Nieuchwytna biel). „Ważę swoje życie i szukam czegoś, co je trzyma…” Maciej Niemiec miał świadomość, że jest poetą wybitnym, wrażliwym na szczegół, oryginalnym, osobnym. Konsekwentnie toczył w poezji dialog z sobą i światem o imponderabilia, pytał bohaterów wierszy o granice ciała i duchowości, początki chaosu, szukał nadziei, nowego otwarcia. Ptak z czerwonym okiem na parapecie, do którego zwraca się z pytaniem o spełnienie i spokój, uosabia łączność z pierwotną naturą, wyraża pragnienie równowagi między tym, co jest, a tym, co nazywa Nicością (Trouville):
– Ptaku, dobrze, ale czy ty możesz to wiedzieć, widzieć
Z wysokości swego lotu, o co cię chciałbym zapytać?
Gdzie przebywa spełnienie i spokój? Dokąd odchodzą
Chwile?
Poeta w codzienności utracił stabilizację egzystencjalną, zerwał więzi z bliskimi mu ludźmi, zagubił proporcje dające ochronę przed zniszczeniem. Zniweczył nadzieję trwania, skracając życie, w poezji posiadł jednak niezwykłą moc przeciwstawiania się Nicości i równoważenia jej świetlistą metaforą, że nie wszystko jest tak oczywiste, jak się z pozoru wydaje i trzeba szukać wiarygodnego wizerunku na granicy światła i ciemności (W Wenecji):
W Wenecji zrozumiałem, że może żaden świat
nie zasługuje na podziw
Oto światło na wodzie
jakiegoś kanału Ta nieuważna Wenecja trwa przez chwilę
Nigdy nie byłem w Wenecji – mówię do lwów Świętego Marka,
kamiennych i zdumionych przemocą
bezpośredniości światła i powietrza.
„O zmierzchu chciałem zobaczyć świat,/ Jaki pamiętałem. Nie na papierze. Gdzie to/ Jest?” Rozważania o trudnościach w utrwalaniu doznanego świata w poemacie Ogrody Trocadéro rozpoczynają się pytaniem o kierunek poszukiwań, niepokojem o miejsce, które by zaznaczało obecność. Poeta Maciej Niemiec pozostał częścią podziwianego świata, ma w nim godne miejsce, a książką Geranium wydawcy-poeci składają hołd mistrzostwu jego poetyckiego słowa. Pozostawionymi poruszającymi poematami obronił status wrażliwego, wybitnego artysty należny mu od współczesności, która coraz bardziej marginalizuje prostą informacją, obyczajowym skandalem tak wciąż potrzebną kulturze mistrzowską sztukę metafory. Słowem pamięci i podziwu dla nieprzeciętnego talentu poety czytelnicy okazują wdzięczność za tę jego wciąż nie do końca odczytaną twórczą obecność w świecie. Jednym z pomników pamięci stanie się zapewne album Reprezentować samego siebie. Maciej Niemiec – in memoriam8 opublikowany w serii wydawniczej Galerii Roi Doré i zachęci szerszą rzeszę czytelników do głębszego poznawania poetyckiej spuścizny paryskiego Orfeusza. Autor opracowania, Marek Wittbrot, cytuje listy i pamiątki, przytacza rozmowy z poetą, interpretacje wierszy i liryki dedykowane przyjaciołom-artystom. Warto uzupełnić zebrane materiały o istotne odniesienie do twórczości poety, które nie zostało w tym wydaniu przytoczone – chodzi o esej dotyczący ważnego w twórczości Niemca motywu ogrodu jako pierwotnego źródła poznawania człowieczego miejsca zakorzenienia i wygnania. Napisał o tym na portalu „Recogito” 11/2001 poznański poeta i krytyk Andrzej Ogrodowczyk (1952-2002) w tekście porównawczym Dwie epifanie w ogrodzie; tekst powtórzony został przez redakcję pisma „Gazeta Malarzy i Poetów” 9:
.>>Trzeba powiedzieć światu: tak. Trzeba wiedzieć, kim się jest, ustalić własną tożsamość. Dlatego w twórczości Niemca tak mocno obecny jest motyw odyseiczny. (…) Szukanie drogi, szukanie pociechy w patrzeniu: „myśl szuka pociechy w spojrzeniu,/ Które wśród martwych roślin szuka czegoś, co je trzyma”. W patrzeniu uśpiona jest nadzieja na kontemplację piękna, ale zawsze pojawia się myśl, że „Ogród w lutym jest piękny niby trwałe przywidzenie”. […] W poszukiwaniu tożsamości najtrwalszym punktem odniesienia byłby porządek nadprzyrodzony, metafizyczny<<.
Poezja Macieja Niemca jest inspirująca i ze wszech miar godna refleksji, odpowiedzi. Jedynie metaforą można zareagować na poruszający poetycki obraz świata, w którym odnajdujemy własną zagubioną tożsamość i poczucie pokrewieństwa w zadawanych eschatologicznych pytaniach. Uczyniłam tak w sierpniu 1996 roku, kiedy przeczytałam poemat Ogród w lutym. W wierszu Maciejowi Niemcowi – w odpowiedzi na „Ogród w lutym” podjęłam temat wykorzenienia jako córka Kresowian, ziemian, którzy przeżyli deportację na Sybir, musieli opuścić rodowe siedliska z ogrodami nazywanymi we wspomnieniach utraconym rajem10. Następnego lata spotkaliśmy się na towarzysko-literackiej kawie i rozmawialiśmy o polskich losach w pokoju redakcyjnym pisma pallotynów „Nasza Rodzina” w Paryżu, gościł nas wtedy Marek Wittbrot. Spotkania ludzi i dialogi wyobraźni dopełniają świat, ale nie ocalają pojedynczego istnienia, dlatego ważna jest wierna pamięć i rozmowa, indywidualny punkt widzenia, cytaty wydobywające z cienia ludzi i ich myśli, aby ożywiały w nas pragnienie godnego trwania i odważne, niepowtarzalne spojrzenie.
Jako cenny metaforyczny wkład Macieja Niemca w polską poezję współczesną pozostanie jego bezgraniczne zanurzenie się w metafizykę świata, w ciemność, przed którą nie udało mu się na dłuższy czas schronić, wyprzedzić jej, zdążyć przed zmierzchem. Nieustający podziw budzi jego niezwykły stan skupienia, w jakim stawał przeciw Nicości.
Teresa TOMSIA
1 Maciej Niemiec: Kwiaty akacji, posłowie Marek Wittbrot, Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 1994.
2 Maciej Niemiec, Ulica wód, Wydawnictwo a5, Poznań 1996.
3 Maciej Niemiec, Idolatria, w: Stan nasycenia, Zeszyty Literackie, Warszawa 2012.
4 Maciej Niemiec, Geranium, posłowie Maciej Melecki, Instytut Mikołowski, Mikołów 2014.
5 Biel paryska, w: Maciej Niemiec, Ulica Wód, Wydawnictwo a5, Poznań 1996: „…bo jednak słowa tak bardzo są ograniczone/ sobą, dopiero głos uwalnia je, wypowiada – jest zaklęciem miłosnym, niecierpliwie/ odrzucającym nawet obietnicę spełnienia.// I nawet ten głos zechcesz odrzucić/ w białym mieście – nadal rozróżniając/ bezgraniczność i ograniczenie”.
6 Maciej Niemiec, Stan nasycenia, Zeszyty Literackie, Warszawa 2012.
7 Maciej Niemiec, Świat widzialny, Oficyna Literacka, Kraków 1998.
8 Marek Wittbrot, Reprezentować samego siebie. Maciej Niemiec – in memoriam, Galeria Roi Doré, Kolekcja „Recogito”, Paryż 2016.
9 Andrzej Ogrodowczyk, Dwie epifanie w ogrodzie, „Gazeta Malarzy i Poetów” 1/2003: „Jeśli poeta odpowiada wierszem na wiersz poety, to znaczy, że jest nim poruszony intelektualnie, emocjonalnie, że przegląda się w nim jak w lustrze swojego istnienia. Teresa Tomsia, autorka tomiku Przed pamięcią (2000), pisze właśnie taką poetycką odpowiedź Maciejowi Niemcowi, jego wierszowi: W odpowiedzi na” Ogród w lutym”. (…) Uwolniona od pamięci przez zanurzenie w widzialności… Dwa rytmy, dwa gatunki piękna, dwie próby poszukiwania tożsamości, dwie epifanie w ogrodzie”.
10 Teresa Tomsia, Maciejowi Niemcowi – w odpowiedzi na „Ogród w lutym”, pierwodruk całości wiersza w miesięczniku polonijnym „Nasza Rodzina”, Paryż 5/1997, następnie w poznańskim piśmie „Czas Kultury” 3/1998 oraz w tomiku wierszy Przed pamięcią, Ars Nova, Poznań 2000: „Kiedyś zapragnęłam zmienić siebie, kraj;/ oddzielić się od tego, co było i jest (…) I oto zdarza się ta pogodna chwila/ w objęciach łagodnego wiatru, gdy lato/ znaczy tylko dojrzewanie, spokój, nic więcej./ Uwalniam się od pamięci, zapisując trwanie/ w znikającym ogrodzie”.
Esej pochodzi ze zbioru szkiców Niedosyt poznawania (WBPiCAK 2018).
Teresa Tomsia – poetka, eseistka, autorka prozy dokumentalizowanej. Mieszka w Poznaniu.
Recogito, rok XXII, luty 2022