Jest takie powiedzenie (ponoć przywędrowało ze Stanów Zjednoczonych): „Ponieważ o zmarłych nie wypada mówić źle, obgadujemy ich za życia”. Wiesław nasłuchał się niewątpliwie różnych rzeczy o sobie. Często bolał z tego powodu. Było, minęło! Teraz już płyną tylko same panegiryki. Podobnie jest i będzie z nami!
Rozmawiałem z nim ostatni raz 10 dni temu, 25 kwietnia. Snuliśmy plany na wspólny wakacyjny wyjazd do Kowala (znał dobrze moją rodzinę) i – podobnie jak w ubiegłym roku – na Żuławy, do rodziny siostry Marty, pallotynki, też byłej misjonarki w Afryce. By jednak nasze plany mogły się zrealizować, Wiesław prosił bym modlił się o cud. Postraszył nawet, a jakże: „Nic tam po tobie w tym Rzymie, jeśli mi cudu nie załatwisz”. Doskonale wiedział, że jest źle. Trzy razy w swoim życiu wyszedł „cudownie” na prostą. Poobijany, utykający, z poważną niewydolnością serca i ułamkiem kuli w pośladku, ale wyszedł i szedł dalej. Tym razem – po ludzku mówiąc – nie udało się! Serce powiedziało: wystarczy! Cud!?
Poznaliśmy się w nowicjacie w 1975 roku. Dobił do naszej grupy z dwumiesięcznym opóźnieniem. Uczył się w Technikum Kolejowym w Nowym Sączu i po maturze musiał odbyć „państwowy staż”. Odrabiał za otrzymane wykształcenie na stacji kolejowej w Kolbuszowej jako dyżurny ruchu. W Ząbkowicach Śląskich, bo tam po dzień dzisiejszy znajduje się nasz nowicjat, pojawił się na św. Stanisława Kostkę, wspominanego wtedy w Polsce 13 listopada. Pamiętam, że z tej okazji mieliśmy jakiś „wieczór artystyczny”. Produkowaliśmy się! „Nowy” – bo tak go nazywaliśmy, siedział milcząco w eleganckiej marynarce. Nikogo z nas wcześniej nie znał. Nagle ktoś zaproponował, aby „nowy” zaśpiewał. W końcu nazywa się „Kantor”! Trochę się ociągał, ale wstał i zaśpiewał: Przepióreczkę! „A ta przepióreczka latała, skakała aż się zesrała….”. Przechlapał sobie zbytnią frywolnością u mistrza nowicjatu na cały rok! Jak coś się działo nie tak, jednym z podejrzanych był właśnie Kantor!
Do egzaminów w Seminarium przygotowywał się zazwyczaj z moich notatek, a dokładnie ze „skrótów”, które robiłem na karteczkach. Z wyjątkiem Pisma Świętego. Biblię traktował poważnie. Reprezentował nawet nasze Seminarium w finale kleryckiej Olimpiady Biblijnej w Pelplinie. Był z tego dumny! Jego ulubioną działką były Listy Pawłowe. Gdy pod koniec stycznia 2009 roku wrócił z Nairobi (Kenia), gdzie przez 6 godzin udrażniali mu aortę (w nocy z 19 na 20 grudnia 2008 roku zaliczył rozległy zawał serca i zator), zapytałem go, co chciałby, bym napisał ludziom, którzy się za niego intensywnie modlili, a ja ich systematycznie informowałem o stanie zdrowia pacjenta. Kazał mi zacytować św. Pawła z Listu do Filipian: „Bardzo się rozradowałem w Panu, że wreszcie rozkwitło wasze staranie o mnie, bo istotnie staraliście się, lecz nie mieliście do tego sposobności. Nie mówię tego bynajmniej z powodu niedostatku: ja bowiem nauczyłem się wystarczać sobie w warunkach, w jakich jestem. Umiem cierpieć biedę, umiem też korzystać z obfitości. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, korzystać z obfitości i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4, 10-13). To był cały on!
U boku św. Pawła, Wiesław uczył się – jak sam to lubił nazywać – „pastoralnej”! Czyli duszpasterstwa, współpracy z Bogiem dla zbawienia ludzi. W tym był też na wskroś pallotyński. Naśladował bowiem ojca założyciela, który zarezerwował szczególne miejsce św. Pawłowi w swoich pismach, a nade wszystko w swoim apostolskim posługiwaniu. W rzeczy samej, Pallotti prosi nas, byśmy naśladowali:
– gorliwość i żarliwość apostolską Pawła,
– jego wszechstronność,
– jego troskę o wszystkie kościoły (wspólnoty),
– jego ducha ofiary,
– i jego pragnienie robienia wszystkiego na nieskończoną chwałę Boga.
Był okazem zdrowia. Wszystko w nim było solidne, mocne, twarde, głośne… Tylko przed Bogiem, na modlitwie – zwłaszcza adoracyjnej, na której spędzał dużo czasu – pokorniał i milknął.
Na zakończenie słowo do Marysi i o Marysi. Chodzi o siostrę Marysię Piątkowską, aktualnie Przełożoną Generalną Sióstr od Aniołów, a wcześniej długoletnią misjonarkę w Rwandzie/Kongo. Marysia, iście po Pawłowemu „starała się i troszczyła” o Wiesława, i to nie tylko w ostatnich godzinach jego życia. Gdy dzwoniłem 10 dni temu, była przy nim. Gdy zadzwoniłem do niej zaraz po otrzymaniu informacji o śmierci Wisława, odpowiedziała: „No właśnie, golę go”. Przyjechała do Ząbek „wczesnym rankiem”, bo chciała go zabrać na badania krwi. Kobiety! Zapobiegliwe, troskliwe, wrażliwe, mądre, wierne… Jak my byśmy bez was wyglądali. Nieogoleni! Dosłownie i w przenośni! Dzięki Marysiu!
Stanisław STAWICKI
Rzym, 6 maja 2020 roku
Ks. Stanisław Stawicki. Pallotyn. Urodził się w 1956 roku w Kowalu. Wyższe Seminarium Duchowne w Ołtarzewie ukończył w 1982 i w tym samym roku przyjął święcenia kapłańskie. Studiował w Rzymie (1986-1988). Przez wiele lat pracował na misjach w Rwandzie i Kamerunie (1983-1999), gdzie pełnił stanowisko mistrza nowicjatu (1990-1999). W roku 2003 na Wydziale Teologicznym jezuickiego Centre Sèvres w Paryżu obronił swoją pracę doktorską Współdziałanie. Pasja życia. Życie i działalność Wincentego Pallottiego (1795-1850), założyciela Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. Przez trzy lata (do października 2011 roku) prowadził Międzynarodowe Centrum Formacji Pallotyńskiej „Cenacolo” przy Via Ferrari w Rzymie. W kwietniu 2012 roku został dyrektorem Pallotyńskiego Centrum Formacyjnego „Genezaret” w Gomie (Demokratyczna Republika Konga). W latach 2014-2017 był sekretarzem Zarządu Prowincji Chrystusa Króla w Warszawie. Od 2017 roku jest kustoszem kościoła Santissimo Salvatore in Onda w Rzymie.
Recogito, rok XXI, maj 2020